Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia... Odkąd nasz słynny "pokrzepiciel serc" (o dziwo; Nobel w dziedzinie literatury, a nie nauk medycznych) napisał owe znamienne słowa, wypatrywanie znaków na niebie i ziemi stało się ulubioną Polaków rozrywką. Wystając na balkonach z głowami zadartymi do góry - niczym kanie łaknące dżdżu - rodacy wypatrują sygnałów mających potwierdzić to, co wcześniej zobaczyli w wieczornych Wiadomościach. Nie ma co ukrywać. Jeśli chodzi o różnorodne objawy nadzwyczajności, to lato 2003 było nadzwyczaj urodzajne.
Zaczęło się w połowie czerwca, kiedy to na
Rys. Marek Rojek |
Wieść się niesie, że i kury, korzystając z podwyższonej temperatury politycznej, niosą się teraz w sposób wielce znaczący: Był czwartek 17 lipca. Antonina Bretner z Bugaja koło Tucznawy niczego nie przeczuwając, poszła do kurnika... Tak zaczyna się horror opisany w "Gazecie Wyborczej" (25.07.03). Cóż znalazła Bratnerowa w kurniku? Nie uwierzycie! Jajko! Tak jajko, ale jakie?! Oddajmy głos bohaterskiej reporterce Iwonie Bugajskiej: ...na jednej stronie jajka był wytłoczony kwiatek z dwunastoma płatkami (no, ładne kwiatki!). Na drugiej: dwie niezidentyfikowane postacie. Obywatelskie forum mieszkańców Bugaja zebrane ad hoc w miejscowym sklepie nie miało problemów z interpretacją złowieszczego znaku: Może z przodu i jest kwiatek, ale ważne to co tyłu. To diabeł z rogami! To znak od Boga: ludzie opamiętajcie się!
Śmiejcie się, śmiejcie... Zabobony?! Akurat! A jak się dr. Gorzelikowi pokazał na szybie Korfanty - to taż zabobon? Na dodatek ponoć końcem laski wskazywał na Strasburg. 173 tysiące ludzi w ten cud uwierzyło, zmieniając przy tym narodowość. Teraz patrzą w kierunku tego Strasburga, gdzie zbiera się komisja weryfikująca to objawienie. Są już tacy, którzy zaklinają się że widzieli Kazimierza Kutza jak wraca stamtąd na białym koniu..., a może kucu? Nie wiadomo, ale dr Gorzelik z pewnością nam to wszystko - w pięknej śląskiej gwarze - explicite wyłoży. Na wszelki wypadek (podbudowani sukcesami odniesionymi na warszawskiej scenie) górnicy już szykują kilofy i petardy, by w pokojowej manifestacji (oficjalna nazwa: "Pokojowa manifestacja wymykająca się spod kontroli") odwiedzić ten Strasburg. Nie wykluczone, że dostanie się tam - oczywiście przypadkiem - i Dorocie Nieznalskiej, która będzie szła do Trybunału zaskarżyć ciążący na niej wyrok: pół roku wykonywania prac użytecznych społecznie. Sędziemu Zielińskiemu, który przysolił ten wyrok Nieznalskiej, nie spodobało się igranie artystki z symbolami (ukrzyżowane męskie genitalia), nie tyle nawet "nie spodobało się", co wyraźnie zabolało. Bo jak uważa Tomasz Piątek - obrońca artystki - wprawdzie obrońca nie z urzędu, ale z gazety ("Gazeta Wyborcza", 22.07.03): Pana sędziego mogło zaboleć nie tylko sacrum, ale i genitalium. Zabolało sędziego, zabolało Nieznalską, ale najbardziej chyba zabolało chłopców od Giertycha, którzy przegapili sprawę i nie obrzucili artystki jajami.
Z Bogiem nie ma żartów... - tak rozpoczynał się wiersz pewnego młodego poety, który jednak wyjechał i słuch o nim zaginął. Wcześniej zresztą też niewiele osób o nim słyszało, no... chyba że prof. Marian Kisiel, bo on zna wszystkich młodych poetów, łącznie z tymi, którzy nigdy nie byli młodymi, ani tym bardziej poetami. A o tym, że z Bogiem nie ma żartów przekonał się inny artysta; Andrzej Mleczko. On to właśnie, autor wielce pikantnych rysunków, człowiek, o którym przyzwoita kobieta (zwłaszcza zbliżona do kółek różańcowych) nie powiedziała inaczej jak: To świnia!! On to: Mleczko Andrzej, trafił na ołtarze. Może trochę przesadziłem, bo nie tyle sam Mleczko co jego rysunek - projekt znaczka Krzyś. Krzyś ( od św. Krzysztofa ) ma chronić kierowców od natrętów próbujących wlewać im do gardeł różne bionapoje powstałe na skutek fermentacji zacieru z ziemniaków " i i n n y c h r o ś l i n". Krzyś (pomysłodawcą był ks. Mariusz Midura) to ni mniej ni więcej tylko dość bezradny chłopek, skrępowany naciągniętym nań samochodzikiem. Nie ukrywam, że mam wiele wątpliwości co do skutecznego działania Krzysia. O ileż bardziej na miejscu byłby "Tosiek" (od św. Antoniego). Pierwszy ze świętych o tym imieniu był wielkiej klasy fachowcem od zwalczania pokus. Drugi - bardziej znany - franciszkanin z Padwy, to specjalista od odnajdywania rzeczy zagubionych. Jeśli nawet pierwszy z nich nie zdoła uchronić przed pokusą (wiem coś o tym), to drugi ze świętych pomoże chociaż odnaleźć nad ranem kluczyki do samochodu.
Jeśli już jesteśmy w kręgach artystycznych, to nie wypada nie wspomnieć o tradycyjnych kręgach pojawiających się od czterech lat - w porze żniw - w Wylatowie. W tym roku również - a jakże - też pojawiły się tajemnicze kręgi w zbożu. Tym razem jednak UFO postanowiło wziąć sprawy w swoje ręce (macki?). Dzięki temu wreszcie i w rolnictwie coś drgnęło. Stąd też: wstęp na pole kosztuje 2 zł, zdjęcie z wysięgnika strażackiego 5 zł, pocztówki 2,5 zł, a koszulki po 12. O ile sędzia Zieliński nie dopatrzy się w tych kręgach jakiegoś nowego świństwa Nieznalskiej, to prawdopodobnie czeka nas i zimowy wariant piktogramów. Ceny jak wyżej plus grzaniec "Kręciołek" za 7 zł.
I ostatni już ze znamiennych znaków. Wizyta na najwyższym szczeblu, czyli zbliżenie w celu ocieplenia wzajemnych stosunków i pogłębienia odwiecznej przyjaźni ziemsko-marsjańskiej. Dzięki rządowi Leszka Millera, czerwona planeta znalazła się na orbicie naszych zainteresowań. Po raz ostatni Marsa tak blisko oglądali neandertalczycy. Jakie pobierali opłaty? Tego nie wiadomo. Potwierdza to jednak tezę Hoimara von Ditfurtha: Jesteśmy właściwie tylko neandertalczykami jutra. Istniejemy poniekąd po to, aby mogła nastąpić przyszłość. Neandertalczykami?! Też mi wielkie odkrycie. Wystarczy się przecież rozejrzeć. Ci wokół nas, to niby kto?