Rozmowa z prof. Edwardem Polańskim, członkiem Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN

O JĘZYKU GIĘTKIM I ORTOGRAFICZNYM

Jak wygląda praca "nad językiem" ? A może należy powiedzieć " na języku"?

Język się zmienia. W naszej Katedrze pracujemy nad błędami językowymi uczniów i nauczycieli, które przez to, że stają się powszechne, wpływają na rozwój języka. To bardzo interesujące zjawisko. Korzystając z otrzymanego grantu prowadzimy badania nad tematem: "Błędy językowe a rozwój języka polskiego". To, co było dawniej niepoprawne, staje się dzisiaj poprawne. Śledząc słowniki poprawnej polszczyzny obecne i dawniejsze stwierdzamy, że stare formy niedopuszczalne, błędne dzisiaj są już akceptowalne. Korzystanie z obcych zapożyczeń jest celowe, a nawet konieczne (rozwój techniki), bardziej adekwatne do rzeczywistości określenie decyduje o tym, że obcy wyraz wchodzi do zasobu leksykalnego naszego języka. Wystarczy porównać słowniki poprawnej polszczyzny Szobera, Doroszewskiego, Markowskiego z najnowszym prawie ukończonym słownikiem pod redakcją prof. Markowskiego, który będzie miał placet Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN.

Nie da się rękami językoznawców zatrzymać biegu rzeki. Niektórzy bronią się przed nowymi zapożyczeniami, na przykład może na razie słusznie tępią używanie wyrazu " dokładnie", który jest odpowiednikiem angielskiego "exactly". Sądzę, że słowo to się przyjmie, jest ono trafne. Nie znaczy to, że jestem zwolennikiem przejmowania wszelkich wzorów i nadmiernego liberalizmu. Ludzie, którzy są nadmiernymi purystami z reguły przegrywają.

Niekiedy zrozumiałe zjawisko rozwoju języka a także zmiana niektórych reguł ortograficznych ale pewnych osób, mających mocno utrwalone przyzwyczajenia staje się źródłem frustracji i niezadowolenia. Na posiedzeniu Rady Języka Polskiego złożyłem wniosek dotyczący zmiany pisowni łącznej "nie" z imiesłowami przymiotnikowymi, niezależnie od tego czy są one używane w znaczeniu przymiotnikowym czy też czasownikowym: obecnie zarówno "niepijący w tej chwili" i "niepijący" jako abstynent piszemy łącznie. Jednak, szanując użytkowników języka , dopuszcza się możliwość pisania według dotychczasowej zasady. Wprawdzie wniosek przeszedł, to po jego upowszechnieniu niektórzy wyrażają swoje niezadowolenie, np. profesor filozofii, logik słusznie zauważa w artykule, że przyjęcie jednolitej pisowni łącznej powoduje, że niekiedy mogą powstawać kłopoty w rozróżnieniu treści tekstu. Można to odeprzeć argumentem, że język nie jest logiczny i kontekst w zasadzie pozwala na właściwe zrozumienie sensu wypowiedzi. Część osób sprzeciwia się także możliwości polszczenia przyjmowanych zapożyczeń wyrazów typu "diler", "dżojstik", itp., skoro można pisać w oryginalnym języku, pretensja ta jest bezzasadna. W słowniku ortograficznym dla najmłodszych proponuję dzieciom łączną pisownię cząstki " nie", bo one nie mają przyzwyczajeń, a to jest uproszczenie Jednak we wstępie adresowanym do rodziców piszę, że - jeśli chcą - mogą pisać po staremu. Jestem zdania, że zmiany trzeba przeprowadzać na razie dopuszczając starą i nową pisownię. Uszanujemy w ten sposób nawyki użytkowników języka.

Czy od początku polonistycznego żywota był Pan Profesor zainteresowany językiem?

Stałem się polonistą z przypadku. Podobnie było z językoznawstwem.

To szczęśliwy przypadek?

Nie narzekam. Byłem zainteresowany psychologią. Jednak w latach stalinowskich psychologia była niemodna i nawet niebezpieczna. Toteż w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim nie było psychologii, była tylko w Warszawie dla ozdoby. Mieszkałem w Tarnowie i to było za daleko. Najbliższa po psychologii była mi polonistyka i ją wybrałem. Pracę magisterską pisałem z zakresu literaturoznawstwa u prof. Henryka Markiewicza, całe moje studia poświęcałem tej dziedzinie. Brałem bardzo żywy udział w międzyuczelnianym teatrze, np. grałem na zawodowej scenie w "Niemcach" Leona Kruczkowskiego. Reżyserowałem amatorskie przedstawienia. Pochłonęło mnie to całkowicie, nawet kosztem nauki. Po studiach pojechałem do Warszawy na rozmowę kwalifikacyjną, by dostać się na reżyserię do Erwina Axera. Wtedy przyjmowano absolwentów niektórych kierunków. Do rozmowy jednak nie doszło. Zostałem więc profesorem w liceum w mieście powiatowym. Nie żałuję. Okres pracy w szkole dał mi wiele. Po 6 latach pracy nauczycielskiej otrzymałem propozycję zatrudnienia w WSP w Katowicach w Katedrze Historii Literatury Polskiej. Chwilowo z braku etatu w tej Katedrze, zostałem zatrudniony w Zakładzie Dydaktyki Literatury i Języka Polskiego, w którym był tylko jeden specjalista z zakresu języka. W ogóle język był mi bliski od dawna i z przyjemnością się nim zająłem, toteż przekwalifikowałem się - zrezygnowałem z doktoratu z literatury i pracę doktorską poświęciłem już językowi z nachyleniem dydaktycznym.

W obrębie językoznawstwa wybrał Pan Profesor dziedzinę najbardziej "żywą", mniej teoretyczną.

Mnie bliskie są rzeczy żywe, związane z psychologią: to, co się teraz dzieje - kultura języka; to, co się zmienia - poprawność języka; jak uczyć języka. Interesuje mnie bardziej człowiek niż przedmiot. Jeśli jestem w jakimś mieście, to czasem zapamiętuję lepiej samopoczucie rozmówcy niż architekturę. W pociągu oglądam raczej ludzi niż krajobrazy. Zdaję sobie sprawę, że jest to pewne ograniczenie.

To dlaczego nie zajął się Pan psycholingwistyką ?

To stosunkowo nowa dziedzina nauki. Pobyt w szkole dał mi dużo. Uczyłem w szkole licealnej, podstawowej, dla pracujących, m. in. dla oficerów i milicjantów. Mnie to pochłaniało, sposób uczenia to jest problem psychologiczno- pedagogiczny. Swoje zainteresowania psychologią i psycholingwistyką realizuję w polonistycznych pracach badawczych. Bez studiów psychologicznych, dokształcając się w tym kierunku, częściowo korzystałem z metodologii z tego zakresu.

Czy poprawia Pan Profesor błędy w gazetach ? Swędzi Pana Profesora ołówek?

Bardzo, jestem na tym punkcie przewrażliwiony. Prawdopodobnie wiąże się to z tym, jestem wzrokowcem. Źle napisany wyraz od razu rzuca mi się w oczy, denerwuje. Stąd kiedyś popełniałem czasami błędy hiperpoprawności, np. zdarzyło mi się napisać "ostrzep". Jednak nie znalazłem gazety, która by nie miała jakiegoś błędu interpunkcyjnego, na jednej stronie bywa ich nawet kilkanaście. W gazetach pomyłek nie poprawiam, ale w pracach magisterskich, doktorskich, habilitacyjnych, profesorskich owszem. Nawet brak przecinka opóźnia moje czytanie. To już skrzywienie zawodowe.

Czy naukowcy mówią poprawną polszczyzną ?

Różnie bywa. Może najgorzej nie jest, ale zdarzają się błędy: np. gwarowe na Śląsku. Najtrudniej jest wyeliminować błędy w wymowie. Nawet językoznawcy mówią " robiom". Niektóre błędy ortograficzne wynikają z tego, że mogą je zrozumieć jedynie językoznawcy. Czyli mogą zrozumieć je tylko specjaliści, a nie przeciętni użytkownicy języka.

Czy tak być musi ?

Przy opracowywaniu reguł ortograficznych kryterium ich stosowania musi być jasne dla przeciętnych użytkowników. Przywoływany już tutaj problem pisowni "nie" z imiesłowami jest znakomitym tego przykładem. Wiele osób nie rozróżnia imiesłowu od przymiotnika, a mnóstwo w ogóle nie wie, co to jest imiesłów. Moje dążenia idą w tym kierunku, ażeby zasady ortografii były wykonalne. W przeciwnym razie reguły będą stosowane tylko przez wąską grupę specjalistów. Nie można zmieniać rokrocznie norm, byłoby to ze szkoda dla procesu wydawniczego. Toteż Rada Języka Polskiego zdecydowała, że będzie pracować na ich udoskonaleniem, ale wyniki tych prac ogłosimy parę lat po 2000 roku, przeprowadzając większą reformę. Mamy tu różne doświadczenia. W 1962 Komisja Kultury Komitetu Językoznawstwa PAN zmodyfikowała zasady pisowni m. in. cząstki "nie" z imiesłowami. Ówczesny sekretarz Komisji dr, a obecnie prof. Walery Pisarek napisał artykuł na ten temat w "Przekroju". Nie spodobało się to urzędnikom i z powodów politycznych cały nakład słownika ortograficznego poszedł na przemiał. Do niektórych propozycji wróciliśmy dopiero teraz.

Najbardziej znane Pańskie dzieło to " Nowy słownik ortograficzny PWN", który opracował Pan Profesor wraz z zespołem. Co było w procesie jego przygotowania najtrudniejsze ?

Zanim odpowiem na to pytanie muszę wymienić moich współpracowników, bo bez nich słownik ten by nie powstał: Jan Grzenia, Aldona Skudrzykowa, Krystyna Urban, okresowo : Aleksandra Pethe i Krzysztof Szymczyk.

Unowocześnienie zasobu leksykalnego, znalezienie takich haseł, których nie było w poprzednim słowniku oraz zredagowanie zasad w sposób prostszy, bardziej przystępny.

Najbardziej jednak cieszy mnie opracowany przeze mnie "Słownik ortograficzny dla najmłodszych". Mam z niego większą radość niż z wszelkich innych publikacji, nawet naukowych. Jest bardzo pożyteczny i wraz z dwoma częściami ćwiczeń pt. " Zabawa z ortografią " uczy, bawiąc. Chodziło mi o to, aby dzieci kojarzyły ortografię sympatycznie, aby nie zrażać ich regułami, tym bardziej, że znajomość zasad nie zawsze idzie w parze z poprawnością ortograficzną. Przez zabawę staram się zachęcić do wykonywania ćwiczeń. Awersja może zostać na całe życie, z kolei wiadomo "Czego Jaś się nie nauczy..... "

Testował Pan Profesor skuteczność tego na wnukach ?

Oczywiście. Dzięki nim, Łukaszowi i Tomkowi, mam kontakt z odbiorcą.

Czy jest taki błąd, który drażni Pana Profesora najbardziej ?

Najbardziej w zakresie pisowni u/ó, rz/ż, ch/h. Widząc w zeszycie ucznia tak napisane słowo " thusz" {tchórz}, początkowo nie wiedziałem, co to znaczy. Myślałem, że to wyraz angielski. Widać, że źle ortograficznie napisane słowo utrudnia rozumienie tekstu, w każdym razie na pewno opóźnia jego czytanie. Jesteśmy bowiem przyzwyczajenie od obrazu słowa i każde jego zniekształcenie zatrzymuje nasz wzrok.

Dziękuję za rozmowę.