wspomnienie

MARIAN BRANDYS (25. I. 1912 - 20. XI. 1998)

Kiedy myślę o Marianie Brandysie teraz, po jego śmierci, jeszcze bardziej staje mi przed oczyma zmaganie się pisarza z historią; nie tylko tą odległą, stanowiącą treść jego książek, ale i tą zupełnie niedawną, której świadkiem i uczestnikiem był jak mało kto.

Opisywał Brandys realia dziewiętnastowiecznych, zagmatwanych losów Polski w czasach, gdy myśleniem o historii zastępowano często myślenie o teraźniejszości. I chociaż sam pisarz niechętnie przystawał na takie odczytywanie swoich książek, ich treść stanowiła mimowolne świadectwo powtarzalności historycznych zdarzeń, analogię do współczesności, w której powstawały. Historie poszczególnych postaci, ich działań, ale i dylematów związanych z koniecznością wyboru określonych postaw, stały się uniwersalną wykładnią umiejscowienia jednostki na tle zagmatwanej rzeczywistości dziejowej.
Marian Brandys
Bohaterem Brandysa był zawsze żywy człowiek, odmitologizowany uczestnik historycznych wydarzeń; niepewny, wahający się, ale i konsekwentnie szukający sensu swojego istnienia w realiach otaczającej go epoki. Postaci tych książek, to ludzie honoru, ale i polityczni koniunkturaliści, patrioci, ale i kolaboranci, opisywani -co ważne- bez używania czarno-białych schematów, czy cisnących się pod pióro łatwych ocen.

Autor "Końca świata szwoleżerów", urodzony 86 lat temu w Wiesbaden, dzieciństwo i młodzieńcze lata spędził w Łodzi. Podobnie, jak jego brat Kazimierz (autor m. in. "Listów do pani Z. "), ukończył wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego i przed wojną pracował w warszawskich sądach. Podczas kampanii wrześniowej 1939 roku był żołnierzem gen. Kleeberga w legendarnej grupie "Polesie". W czasie wojny przebywał w oficerskim obozie jenieckim, a po jego wyzwoleniu był korespondentem frontowym, biorąc udział w operacji zdobycia Berlina. Mało kto wie, że był Marian Brandys (wraz z Edmundem J. Osmańczykiem) pierwszym Polakiem przebywającym w Kancelarii Rzeszy w dniu zdobycia miasta, pisząc swoją relację przy biurku Hitlera i na jego firmowym papierze. Stała się ona jego debiutem reporterskim, ogłoszonym w 1945 roku w "Rzeczpospolitej".

Przynależność w czasach oflagu do lewicowego, oficerskiego Koła Spółdzielców była zapowiedzią późniejszych sympatii politycznych pisarza. W 1945 roku wstępuje do PPR, a jego pierwsze książki: "Spotkania włoskie" (1949), "Początek opowieści" (1951), czy "Wyprawa do Arteku". Notatki z podróży do ZSRR" (1953), należą do przykładów obowiązującego wówczas kanonu piśmiennictwa socrealistycznego. To, co wyróżniało jednak reportaże Brandysa spośród innych panegiryków tamtego czasu, to niezwykle przenikliwa i drobiazgowa obserwacja wydarzeń, umiłowanie szczegółu, tak widoczne również i w późniejszych książkach eseistycznych. Bezpośrednie uczestnictwo i empiryczna obserwacja faktów rodziła wiarygodność opisu, choć w tym wypadku niekoniecznie tematu. Ona też, jak się zdaje, spowodowała odejście pisarza od reportażu współczesnego i zwrócenie się w stronę historii dawnej; cofnięcie się o 150 lat, w czasy epoki napoleońskiej, Królestwa Kongresowego i Powstania Listopadowego.

Powstawały kolejno:
"Nieznany książę Poniatowski" (1960),
"Oficer największych nadziei" (1964),
opowieść o Józefie Sułkowskim), "Kozietulski i inni" (1967),
"Kłopoty z Panią Walewską" (1969).

W 1966 roku, po usunięciu z partii Leszka Kołakowskiego, Brandys, wraz z grupą innych pisarzy występuje z PZPR. To jego formalne zerwanie więzów z komunizmem, rzeczywiste dokonało się już znacznie wcześniej.

Lata następne, to czas powstania "Końca świata szwoleżerów"- wielotomowego reportażu historycznego. Poprzez drobiazgowe odczytanie niezliczonej ilości dokumentów i listów, ukazał pisarz późniejsze losy niektórych bohaterów spod Somosierry. Ta właśnie opowieść stała się dla polskiej inteligencji lat siedemdziesiątych okazją do rozmyślań nad skomplikowanym splotem ludzkich biografii w historii. Rzeczywistość niesuwerennego, ograniczonego prawnie i politycznie Królestwa Kongresowego i ludzi próbujących odnaleźć swoje miejsce, przeżywających dylematy i rozterki mieszkańców państwa zależnego -to wszystko nasuwało rozliczne skojarzenia, stawało się formą myślenia o współczesności, odniesieniem się do niej poprzez świadomość narodowych powinności, zobowiązań wobec własnego sumienia i historii.

Czas pisania "Końca świata szwoleżerów" był okresem niepokoju intelektualnego również dla samego pisarza. Poprzez żonę, znaną aktorkę Halinę Mikołajską (1925-1989), związał się Brandys z niezależną opozycją. Podpisuje "Memoriał 101" - protest przeciwko planowanym zmianom w Konstytucji PRL, w wyniku czego zostaje objęty zakazem druku. Działa w Towarzystwie Kursów Naukowych, publikuje w wydawnictwach drugiego obiegu i polskiej prasie emigracyjnej (m. in. w paryskiej "Kulturze"). Lata te, opisane przejmująco w wydawanym ostatnio "Dzienniku", przyniosły publikacje zupełnie współczesne tematycznie. Opowiadanie "Od dzwonka do dzwonka" (nagroda "Pulsu"), było dokładnym opisem szykan fizycznych i moralnych samego Brandysa, nachodzonego w domu i odbierajacego anonimowe telefony od "prawdziwych patriotów"; następne opowiadania "Z dwóch stron drzwi" i "Małpeczka" (której Jerzy Urban poświęcił aż trzy felietony; odmawiano natomiast niezorientowanym czytelnikom oficjalnego druku samego opowiadania), czy "Twardy człowiek" (o W. Gomułce), również ukazały się w podziemnych wydawnictwach. W tym czasie powstają także "Moje przygody z historią", opublikowane przez NOWĄ. W oficjalnym obiegu wydane zostają książki: "Strażnik królewskiego grobu" (1984) i "Generał Arbuz" (1988, o gen. J. Zajączku).

Przełom polityczny 1989 roku i lata dziewięćdziesiąte przynoszą szereg wznowień i nowych tytułów, m. in. pełne, nieocenzurowane wydanie "Końca świata szwoleżerów" (BGW, W-wa 1992), "Moje przygody z wojskiem" (1992), "Jasienica i inni" (1995), czy, będące jeszcze w sprzedaży, 3 tomy "Dziennika" (obejmujące lata 1972, 1976-78).

Pozostawił Brandys godnych siebie następców. Za jego uczniów uważa się dzisiaj m. in. Ryszarda Kapuścińskiego, czy Hannę Krall. Będąc członkiem redakcji "Świata" (pisma, z którego wyszli tacy mistrzowie reportażu jak Kazimierz Dziewanowski, Lucjan Wolanowski, czy Krzysztof Kąkolewski), uważał się za reportera nawet wtedy, gdy opisywał zamierzchłe czasy historii Polski. Jego zmysł reporterski dotyczył nie tylko podejmowanych tematów, ale i sposobu zdobywania informacji, ustalania ich hierarchii, wydobywania blasku z poszarzałych, pozornie nieistotnych szczegółów minionego czasu; dotyczyło to w równym stopniu przypadłości zdrowotnych bohatera spod Somosierry, jak i powodów decyzji współczesnych bohaterów najnowszej historii.

Autorzy: Mariusz Kubik