Do jakiego uniwersytetu chcielibyśmy wrócić po pandemii? W tym pytaniu pobrzmiewa optymistyczne założenie, że jednak będziemy chcieli wrócić. Pandemia wymusiła zmianę naszych zwyczajów, a wiele z tych nowości uczyniło nasze życie lepszym. A jeśli nie lepszym, to przynajmniej wygodniejszym. Powrót oznacza konieczność zostawienia w domu kapci, idealnie przygotowanej kawy czy wygodnego fotela. Stąd realne pytanie – w imię czego mamy wstawać wcześnie rano, dojeżdżać, płacić za akademiki, jedzenie i kawę na mieście? Co wartościowego do zaoferowania ma ten powrót?
Konieczność pracy zdalnej zmusiła nas do nauczenia się i wykorzystywania na co dzień cyfrowych narzędzi na skalę do tej pory niepraktykowaną przez większość społeczności akademickiej. Cieszy mnie to jako entuzjastę aplikacji, czytników książek czy dostępu do informacji 24/7. Obecnie pojawia się jednak pokusa, by rozwiązania zdalne wprowadzone w trybie wyższej konieczności stały się trwałym elementem istotnej części akademickiej rzeczywistości. Bo to często taniej i szybciej. Ba, można nawet robić kilka rzeczy naraz, co zabieganemu człowiekowi XXI wieku wydaje się rozwiązaniem na miarę wydłużenia doby. Wyrażam jednak obawę, czy wygoda cyfrowych narzędzi nie przesłoni nam celu, do którego osiągnięcia narzędzia te miały służyć. Spytam wprost – czym UŚ postpandemiczny, ewentualnie zdalny, będzie się różnił się od tego, co już od lat można znaleźć w sieci – profesjonalnych kursów online, filmików instruktażowych zrób-to-sam i ogromu fachowych informacji?
Chciałbym wrócić do uniwersytetu, który nadal nim jest. Którego istota nie rozmywa się w pogoni za cyfrową modą, a wizja nie jest kształtowana przez wyniki głosowań online symulujących głos studentów i pracowników poprzedzony dyskusją na chacie. Do uniwersytetu, który nie boi się stać na straży wartości uniwersyteckich.
Jedną z ważniejszych dla mnie jako wykładowcy jest wartość przekazywania wiedzy. Jest ona często mylona z dostarczaniem informacji, czyli suchych faktów, że A, że B. Tymczasem w procesie nauczania wykładowca przekazuje nie tylko informacje, ale i jej kontekst, rozkładając akcenty zgodnie z własnym wyobrażeniem o świecie. Oczywiście wiedzę można zdobywać samemu, np. z książek, ale wiąże się to z wyważaniem wielu otwartych, jak się później okazuje, drzwi. Drugą cenioną przeze mnie wartością jest wyobraźnia. Wyobrażamy sobie to, co jeszcze niewyobrażone, a dla znanych powszechnie informacji znajdujemy nowe zastosowania. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie swoisty trening myślenia, któremu od lat ulegają w murach i cieniu uniwersytetu nie tylko studenci, ale i akademicy. Trudno kształtować myślenie zdalnie, a tylko nieliczni potrafią je trenować w samotności. Większość z nas ulega fizjologii myślenia, która do sprawnego funkcjonowania potrzebuje interakcji z drugim człowiekiem. Bardzo łatwo popełniać błędy i stracić kontakt z rzeczywistością, gdy się nie kalibrujemy w lustrze drugiego umysłu.
Przekazywanie wiedzy i wyobraźnia. Jak wielu z naszej Wspólnoty przez ostatnie półtora roku przekazywałem wiedzę, mówiąc do teamsowych ikonek. Źródłem informacji zwrotnej stały się kolejne narzędzia cyfrowe (Kahoot, Mentimeter), za pomocą których studenci mieli śmiałość odpowiadać na pytanie, z czym przychodzą na wykład i z czym wychodzą. Jedni powiedzą, że niczym się to nie różni od idealizowanej przecież aktywności studenta na wykładzie w realu; drudzy – że to protezy relacji.
Jestem w stanie sobie wyobrazić, że zdalne aktywności zastąpią wiele z naszych dotychczasowych zwyczajów. Doceniam wirtualne spacery po muzeach, ale nadal będę zwiedzał klasycznie. Koncert na YouTube dobrze się sprawdza, ale jako przypomnienie tego przeżytego. W przypadku wykładu wolę natomiast śmieszność uczelnianej auli od śmieszności mówienia do laptopowej kamerki. Pomimo że pojawia się studenckie przyzwolenie na zdalne wykłady, uważam, że trening myślenia, tak jak trening ciała, nie może być wygodny, w kapciach. Trzeba nam nieustanie pytać, co dla człowieka najlepsze. By nie stało się ciemno. Proces zdobywania wiedzy i kształtowania wyobraźni z natury uwiera. Kosztuje. I dopiero wtedy staje się cenny. Życzyłbym sobie, by postpandemiczny uniwersytet był jak ziarno piasku odłożone w muszli mięczaka. By kreował perły.
Dr Sławomir Sułowicz
Wydział Nauk Przyrodniczych