Czy uniwersytet zdał egzamin?

„Człowiek jest tylko trzciną, najwątlejszą w przyrodzie, ale trzciną myślącą. […] gdyby nawet wszechświat go zmiażdżył, człowiek byłby i tak czymś szlachetniejszym niż to, co go zabija, ponieważ wie, że umiera, i zna przemoc, którą wszechświat ma nad nim. Wszechświat nie wie nic. Cała nasza godność spoczywa tedy w myśli. Stamtąd trzeba nam się wywodzić, a nie z przestrzeni i czasu, których nie umielibyśmy zapełnić. Silmy się tedy dobrze myśleć: oto zasada moralności” – Blaise Pascal (Myśli. Dział szósty).

Jeśli myślimy o uniwersytecie w tej chwili, to wiemy, że jest on możliwy tylko w relacji, w interakcji, w kontaktach, w rozmowie. Od początku pandemii słyszymy – teraz co prawda już znacznie ciszej – że czas ten jest probierzem naszej empatii, współczucia, solidarności i troski. Jeśli więc nasza godność, nasza wartość spoczywa w myśli, to warto zastanowić się, czy w czasie epidemii uniwersytet – jako całość – zdał egzamin w chwili próby? Czy pomogliśmy potrzebującym, pochyliliśmy się nad cierpieniem i problemami, czy zasada dobrego myślenia skierowała nas na drogę moralnych postępków i właściwych decyzji? Może i wielkie słowa, musimy jednak pamiętać, że od czasów epidemii hiszpanki, która wybuchła ponad sto lat temu, nie musieliśmy przyjmować takiej właśnie perspektywy.

Pierwszą grupą, która bardzo mocno ucierpiała podczas pierwszego lockdownu, byli studentki i studenci, którzy najczęściej tracili pracę, oszczędności i bardzo często także możliwość utrzymania się bez pomocy rodziców. Dodatkowo, w czasie, gdy grupa ta potrzebowała szczególnego wsparcia, opieki i ochrony, wydarzyła się bezprecedensowa od czasów PRL-u sytuacja: przesłuchania studentów naszego uniwersytetu na policji, co, w istocie, godziło w jedną z podstawowych zasad akademii – jej autonomię.

Drugą grupą, która wymagała wsparcia od samego początku epidemii, były kobiety z dziećmi – które, jak wskazują statystyki, najczęściej przejmowały na siebie ciężar domowej edukacji, a na ich trud i wkład pracy nie spogląda się całościowo, między innymi dlatego, że granica stała się płynna, że w czasie pandemii pracownicze stało się domowym, a prywatne – publicznym. Większość z nas – nawet jeśli nie zaraziła się albo przeszła covid bezproblemowo – wymaga leczenia. Statystyki podają, że nasiliła się liczba schorzeń psychicznych, w tym najczęstszego: depresji. Od wielogodzinnego siedzenia przy komputerze nabawiliśmy się bolesnych chorób kręgosłupa. Zanim zaczniemy odtwarzać na nowo wspólnotę osłabioną epidemią, najpierw musimy odbyć żałobę, wszak wielu z naszych bliskich, wielu koleżanek i kolegów z pracy już nigdy nie spotkamy.

Trzecią grupą, tą, którą – niestety – dość często pomija się w rozmowie o kształcie uniwersytetu, jest jego administracja. To ludzie, którym jesteśmy winni szczególną wdzięczność za to, że nieśli naszą wspólnotę w tym trudnym czasie na swoich barkach, a jednocześnie zastanowić się, dlaczego nie walczyliśmy mocniej o ich szczepienia (z grupą pierwszą), nie wywieraliśmy nacisku instytucjonalnego, nie mówiliśmy o tym w mediach. Ich niezaszczepienie z pierwszą grupą było całkowicie nielogiczne – wszak oni chodzili do pracy, a ze względu na jej charakter stykali się z dużą liczbą osób.

Nowy uniwersytet po pandemii musi patrzeć na swoją wspólnotę, a także na ludzkość w perspektywie etyki troski, która jest młodym nurtem filozofii, wywodzącym się z teorii badań feministycznych, zakorzenionym we współczesnej debacie na temat sprawiedliwości, opisującym działania dotyczące relacji międzyludzkich pod kątem życzliwości i opieki nad innymi, pojmowanych nie jako cnót indywidualnych, ale pewnej wartości obowiązującej (a przynajmniej pożądanej) w życiu społecznym.

Pojawiła się nowa punktacja artykułów w czasopismach naukowych, która nie napawa nas otuchą, podobnie jak opinie o zmianach w spisie lektur szkolnych, które budzą niepokój, szczególnie gdy słyszymy, iż niektóre z dzieł są usuwane „ze względu na niejednoznaczne przesłanie płynące z utworu”. Dotychczasowa pozycja uniwersytetu najpewniej uległa sporej zmianie, którą obserwujemy z lękiem. Powinniśmy przemyśleć strategię działania i myślenia. Michel de Certau napisał w książce Wynaleźć codzienność: „Do instytucji wkrada się w ten sposób styl społecznych wymian, styl technicznych inwencji oraz styl oporu moralnego, to znaczy pewna ekonomia daru (wzajemne dobrodziejstwa) […] oraz etyka uporu (niezliczone sposoby odmawiania ustalonemu porządkowi statusu prawa, sensu czy nieuchronności)”. Jeśli nie znajdziemy w sobie zapału do troski, opieki, dążenia do sprawiedliwości, to nie mamy niczego do zaproponowania światu po pandemii. Jeśli nie zaczniemy się buntować przeciwko zastanym normom, ustaleniom, przeciw nowej rzeczywistości, to pochłoną nas one niczym otchłań.

Tylko bunt nas ocali.

Dr hab. Magdalena Piekara, prof. UŚ
Wydział Humanistyczny