Na wstępie chciałabym zdradzić naszym Czytelnikom, że pomysłodawcą takiego numeru specjalnego „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” jest Pan Rektor. Skąd zamysł, aby oddać głos studentom, doktorantom, naukowcom i pracownikom administracji?
Powodów jest wiele. Najbardziej prozaiczny jest taki, że to numer nadzwyczajny, ponieważ czasy są nadzwyczajne. Myślę też, że koniec roku akademickiego, który przeżyliśmy bez realnego uniwersytetu, to dobry moment na zapytanie siebie, czego doświadczyliśmy jako ludzie uniwersytetu i do jakiej uczelni chcemy wrócić. Na dodatek epidemia zbiegła się z pierwszym rokiem uczelni po reformie, która przeobraziła nasz uniwersytet. Połączenie jednego i drugiego sprawiło, że miejsce, do którego wrócimy, jest różne od zapamiętanego. Powrót będzie więc z jednej strony powrotem do uczelni po pandemii, a z drugiej do uczelni ukształtowanej na nowo przez ustawę 2.0 i nowy statut. Rzecz jasna, zmiany, których dokonaliśmy, długo jeszcze będą podlegać pewnym korektom. Tym bardziej dobrze jest ponawiać pytanie, jakiego uniwersytetu chcemy. Tego rzeczywistego, możliwego w obecnych realiach prawnych, ale i wyobrażonego, a nawet idealnego. Uniwersytet w pewnym sensie ciągle jest w kryzysie, ponieważ pyta i rewiduje fundamenty swojej misji. W ciągu 9 lat mojego urzędowania w Uniwersytecie Śląskim wyraźnie widzę ewolucję priorytetów wyższych uczelni w Polsce. Jeszcze kilka lat temu dominowało przeświadczenie, że uniwersytet ma być fabryką wiedzy i absolwentów w ścisłym powiązaniu z potrzebami rynku. Dziś odkrywamy, że uniwersytety są nie tylko miejscem zaawansowanej nauki i edukacji, ale szkołą myślenia obywatelskiego, wzorem działania niezależnej instytucji publicznej, a nawet – nie waham się użyć tego określenia – najbardziej godną zaufania instytucją prawdy. Tych kilka kwestii stanowi – jak sądzę – wystarczający powód, aby zapytać o nie koleżanki i kolegów ze wspólnoty UŚ.
Jeszcze podczas kadencji Pana Rektora Andrzeja Kowalczyka w mediach stawiano zarzuty, że uniwersytet produkuje bezrobotnych, którzy nie mogą sobie znaleźć miejsca na rynku pracy, a uczelnie powinny kształcić pod konkretne potrzeby rynku. Wtedy Pan Rektor Kowalczyk powiedział: Skąd możemy wiedzieć, jakie zapotrzebowania rynku będą za parę lat? Nie minęło dużo czasu, przyszła pandemia i okazało się, jak nasze plany mogą się rozmijać z tym, czego w danym momencie potrzebuje rynek pracy. Dziś potrzebujemy pielęgniarek i psychologów, ale nawet w obrębie kształcenia medyków okazało się, że na rynku pracy drastycznie brakuje lekarzy zakaźników. To pokazuje, że bardzo trudno jest rozgryźć ten niezwykle delikatny twór, jakim jest rynek pracy.
Uniwersytet zawsze był oparty na dialektyce tradycji i nowoczesności. Z jednej strony uniwersytet to jest ciągłość, rytuały, hierarchie, pamięć o przeszłości i odnawianie tradycji. Z drugiej strony to miejsce, gdzie lęgnie się myśl najbardziej odważna i najbardziej nowoczesna. Jeśli przyjrzymy się wielkim postaciom nauki, to one przecież kwestionowały zastany porządek: Kopernik, Newton, Einstein, Darwin, Freud itd. Przychodzili ze swoimi teoriami, koncepcjami, badaniami i w pewnym sensie usuwali nam grunt spod nóg, dając nowy obraz świata, nowy model życia i nową wiedzę. Teraz te dwie siły – siła tradycji, kontynuacji, ciągłości i siła nowoczesności, nieustannej rewizji, zapytywania, wątpienia, podminowywania dotychczasowej wiedzy – napędzają uniwersytet. Jeśli stworzymy instytucję, która tylko broni tradycji, to będziemy skostniali, oderwiemy się od życia i, można powiedzieć, będziemy się interesować tylko sobą. Jeśli skierujemy się wyłącznie ku temu, co nowe, to grozi nam inny rodzaj starzenia się. Ktoś kiedyś powiedział, że nic się tak szybko nie starzeje jak nowoczesność. Pewne propozycje, które wypróbowujemy, czasami okazują się złym rozwiązaniem, ślepą uliczką. Uniwersytet nie może być ofiarą mody, kimś, kto nieustannie goni za nowością. Przekładając to na poziom kształcenia, myślę, że przed nami stoi wyzwanie, nad którym zaczęliśmy pracę – myślę tu o reformie studiów licencjackich. Chcemy tę dialektykę tradycji, fundamentu i nowoczesności wpisać w programy studiów, żeby zaoferować takie wykształcenie, które z jednej strony da studentowi pewną wiedzę – jeśli nie uniwersalną, to ponadczasową. Bycie historykiem, filologiem, prawnikiem musi zawierać pewien istotny rdzeń tej profesji, musi dać człowiekowi wykształconemu poczucie, że jest zawodowcem, że się po prostu na tym zna i wie, jak ten zawód uprawiać. Z drugiej strony, komponentem wykształcenia musi być pewne spektrum możliwości, czyli danie studentowi narzędzi w postaci wiedzy i umiejętności, ale z innych dyscyplin, które być może okażą się potrzebne w tym zmieniającym się świecie. Tworząc programy kształcenia, nie jesteśmy w stanie szybko reagować na zmieniającą się rzeczywistość. Cykl kształcenia to 3+2 lata, stworzenie nowego kierunku wymaga około 2 lat, czyli potrzebujemy 7 lat, aby sprawdzić, czy dobrze coś wymyśliliśmy. Trzeba dwóch roczników, żeby powiedzieć: Tak, dobrze kształcimy, to się przydaje. To jedno pokolenie!
Jak wyjść z tej pułapki?
Moim zdaniem, uniwersytet musi przemyśleć fundamenty wiedzy dyscyplinowej, czyli to, co uważamy, że jest rzeczywiście niezbędne do wykonywania profesji, ale w drugim planie oddać wybór studentowi, czyli stworzyć mu pole możliwości uzupełnienia kształcenia kierunkowego o wiedzę, umiejętności, zajęcia, kursy, seminaria, które student uzna za przydatne w świecie będącym jego współczesnością. Uniwersytet jest tu bezkonkurencyjny, dlatego że różnorodność i bogactwo oferty badawczej i dydaktycznej są nieporównywalne z żadną inną szkołą wyższą. Dajemy studentowi fenomenalną ofertę niejako skomponowania wykształcenia w oparciu o kształcenie kierunkowe, ale powinno być w nim sporo miejsca na to, żeby uzupełnił to kształcenie z perspektywy zawodu, który chce wykonywać, albo lepszej pozycji w miejscu pracy. Mam tu na myśli inny lektorat, moduł uzupełniający, fragment wiedzy, która nada pewną unikatowość jego wykształceniu – to wszystko pozostawiłbym studentowi do wyboru. To jest bardzo trudne organizacyjnie, ale jeszcze trudniejsze mentalnie, bo oznacza, że musimy – my, jako nauczyciele – wycofać się z pozycji wszechwiedzy i pogodzić się z faktem, że dziewiętnastolatek wie – nie waham się tego powiedzieć – lepiej, czego potrzebuje od uniwersytetu. Tym się powinny różnić studia od szkoły średniej, gdzie rzeczywiście wszystko jest opisane przez autorów programu i nauczyciele prowadzą ucznia za rękę przez wszystkie etapy kształcenia. Trzeba się na to odważyć. Pracujemy bardzo intensywnie nad takim modelem licencjatu i mam nadzieję, że w 2023 roku przyjmiemy pierwszych studentów, dając im rzeczywisty wybór.
Możemy mieć różne plany, pomysły, ale przychodzi taka sytuacja jak pandemia i musimy się z tym zmierzyć. Jak w ocenie Pana Rektora Uniwersytet Śląski i uniwersytet jako instytucja zdały ten egzamin?
Wiem, że to zabrzmi trochę megalomańsko, bo cóż rektor może powiedzieć, ale mam takie poczucie, że tak. Udało nam się już na początku, gdy okazało się, że jesteśmy w stanie w bardzo krótkim czasie przenieść uniwersytet w sferę zdalną. Muszę teraz przyznać ze wstydem, że nie wierzyłem, że uda się to zrobić tak szybko i na taką skalę. Stąd mój zachwyt i uznanie dla całej wspólnoty – studentów i pracowników. Ponadto bardzo szybko opracowaliśmy funkcjonalny system reagowania – w ramach czterech poziomów zdefiniowaliśmy postępowanie wszystkich jednostek uniwersytetu. Zrobiliśmy dużo, aby przeciwdziałać chaosowi i niepewności. System został tak dobrze przygotowany, że skorzystały z niego inne uczelnie. Myślę, że nieźle wywiązaliśmy się również ze szczepień, zwłaszcza jeśli chodzi o pracowników. Byliśmy jako uniwersytety (nie tylko nasz) silną grupą nacisku na ministerstwo, żeby zaszczepieni zostali nauczyciele akademiccy, a później nienauczyciele. Gorzej nam idzie ze szczepieniami studentów, być może dlatego, że to już nie uczelnie je organizują, ale także z tego powodu, iż studenci podchodzą z rezerwą do szczepień. I to jest nasz problem. Członkowie społeczności o potencjalnie wyższej świadomości tego, czym jest choroba i jak można jej przeciwdziałać, wydają się z różnych powodów lekceważyć zagrożenie. Nie do końca jestem w stanie powiedzieć, z jakich powodów. Czy to jest przekonanie młodych ludzi o ich odporności naturalnej? Czy to jest sceptycyzm antyszczepionkowy? A może to rodzaj przekory, która mówi „nie” systemowym rozwiązaniom? „Nie”, bo rząd, bo uniwersytet, bo instytucja, bo wolność? Nie wiem, ale to jest nasze zadanie na najbliższy czas, żeby stworzyć rozmaite formy zachęty do podejmowania szczepień. Od razu powiem, że nie ma mowy o wprowadzeniu twardego kryterium uzależniającego powrót na zajęcia od bycia zaszczepionym. Wolałbym, aby to była kwestia świadomości i odpowiedzialności etycznej.
A jednak różne instytucje, np. restauracje, zastanawiają się nad kontrolą klienów pod kątem tego, czy są zaszczepieni lub są ozdrowieńcami. Nie mówiąc już o wyjazdach wakacyjnych. Wiele linii lotniczych wymaga posiadania tzw. paszportu covidowego, bez którego nie będzie możliwości wejścia na pokład samolotu.
Ja bym był ostrożny przed wprowadzaniem różnych sankcji w uniwersytecie. Założeniem uniwersytetu jest dobrowolność. Kryterium, które wyróżnia członków wspólnoty akademickiej, jest świadomość oparta na wiedzy. W swoich zachowaniach i działaniach powinni kierować się nie emocjami, nie irracjonalnymi przekonaniami, ale wiedzą.
A zatem do jakiego uniwersytetu Pan Rektor chciałby wrócić?
Ja mam skromne wymagania. Chcę wrócić do uniwersytetu pełnego ludzi. Pełnego studentów, pracowników. Chcę widzieć studentów na ławkach, trawnikach, korytarzach, chcę być z nimi w sposób rzeczywisty. Prawdziwe społeczeństwo nigdy nie będzie internetowe. To jest też jedna z tych iluzji, które prysły. Wiele zawdzięczamy portalom społecznościowym i technologii, która je umożliwia. Dzięki temu mogliśmy prowadzić kształcenie, a ludzie pozostawali w bliskim kontakcie oraz organizowali różne akcje społeczne, ale rzeczywiste społeczeństwo jest społeczeństwem ludzi fizycznych, biologicznych istot, które są ze sobą razem, a nie na ekranie. Dlaczego tak jest? Nie wiem, ale wiem, że wiedza jest faktem społecznym, ma znaczenie dopiero wtedy, kiedy staje się przedmiotem wymiany i pracy żywych ludzi. Nie chcę sobie wyobrażać, że kolejny rok akademicki mógłby się rozpocząć podobnie jak ten. Mam nadzieję, że 1 października wrócimy do prawdziwego uniwersytetu.
Bardzo dziękuję za rozmowę.