Niepostrzeżenie staliśmy się „ludźmi z kryjówek”

Dzisiaj nie czytamy jednej książki; odpowiadając na list Pana Rektora i zachętę ze strony „Gazety Uniwersyteckiej UŚ”, spróbujemy „przeczytać” otaczający nas świat, a bliżej – kilka „stron” tego świata, stron, jakimi jest Uniwersytet, stron, które „zapisujemy” naszą pracą i życiem.

Do jakiego Uniwersytetu wracamy „po pandemii”? Cudzysłów przy tym określeniu czasu już daje do myślenia: cudzysłowem zaznaczamy nasz dystans do jakiegoś pojęcia, dajemy wyraz naszej niepewności co do jego znaczenia. Tak jest i w tym przypadku: nie wiemy, co oznacza po (wszak wirus mutuje i zachowuje groźne możliwości, narasta niechęć do szczepień, a uczeni twierdzą, że – o ile nie zmienimy form naszego życia – kwestią czasu jest kolejna pandemia). To wniosek pierwszy: wracamy do niepewności (już nie „ryzyka”, bo ryzyko można skalkulować, niepewność natomiast nie poddaje się wyliczeniom) i stąd zadanie dla Uniwersytetu, by w tym morzu niepewności wywołującej szczególne emocje (opuszczenia, rezygnacji, straty, smutku) Uniwersytet emocji tych nie lekceważył, ale był czymś w rodzaju tratwy dającej szansę przepłynięcia przez burzliwe wody.

Powrót nie będzie łatwy i nie powinien być „prostym”, bezkrytycznym powrotem do tego, co było. W miarę, jak rozwijało się zdalne nauczanie, opanowywaliśmy lepiej jego techniki, ale gubiliśmy zdolność do angażowania się w najbliższe otoczenie dydaktyczne, a co za tym idzie, traciliśmy wynikającą z owego angażowania się satysfakcję. W jednym z ostatnich numerów „New Yorkera” (najlepsze dowcipy rysunkowe na świecie!) znajduję rysunek, na którym kobieta usiłuje wciągnąć partnera do pokoju pełnego dobrze bawiących się ludzi. Mężczyzna stawia opór, krzycząc: „Nie, nie, tylko nie te grupowe wydarzenia!!”. Podejrzewam, że mimo deklarowanej chęci „powrotu do normalności” drzemie w nas nie tylko niechęć do wysiłku, jakim jest budowanie opartych na wzajemnym zaufaniu relacji; przedłużający się czas pandemicznego odosobnienia i towarzyszące mu przygnębiające informacje sprawiły, że wycofujemy się do zaciszy domowych, aby „przeczekać”, „ukryć się”, „zasłonić”. Zimą moi studenci jeszcze chętnie włączali kamery, nie kryjąc swych twarzy; w kończącym się semestrze, poza bardzo nielicznymi wyjątkami, nie czynił tego już żaden. Jeżeli odrzucić podejrzenie niegodne kogokolwiek, kto znalazł się w uniwersytecie, że wyłączenie wizji było równoznaczne z pozorowaną tylko obecnością, i jeśli pominąć jako małostkowe uzasadnienie względami estetycznymi (nieodpowiedni wygląd, nieład na biurku), ten gest jest znamienny: to deklaracja daleko idącej wstrzemięźliwości, jeśli idzie o osobiste, twarzą w twarz, angażowanie się w najbliższe otoczenie. To wniosek drugi: wciągając się w zdalne nauczanie, zdołaliśmy poddać internet uniwersyteckiej socjalizacji – to część chwalebna owego wniosku, ale niepostrzeżenie staliśmy się, mówiąc po Tischnerowsku, „ludźmi z kryjówek” i wyjście z nich nie będzie proste.

Pandemia uderzyła w Uniwersytet w momencie, w którym starał się przyjąć nowy kształt organizacyjny. O ile reformę ministra Gowina można, przy pewnej dozie dobrej woli, uznać za zachętę do wprowadzenia zmian, o tyle poczynania ministra Czarnka powinniśmy potraktować jako dzwonek alarmowy. Niestety, w chwili kryzysu może być on trudny do usłyszenia: dlatego – wniosek trzeci: „wracając” na Uniwersytet, winniśmy zważać nie tylko na sprawy bezpośrednio się nas tyczące w codziennej praktyce, ale również na szerszy kontekst społeczny, w którym przyjdzie Uniwersytetowi działać, a ten będzie zdecydowanie niełatwy, a – być może – nawet Uniwersytetowi niesprzyjający.

Gdy nasz Uniwersytet z powodzeniem i przy zachowaniu dobrych praktyk negocjacyjnych przebudował swe wydziałowe struktury, co należy przyjąć z uznaniem, jednocześnie – i tu o uznanie już znacznie trudniej – „rozpuścił” te struktury, które – jak zakłady czy katedry – jednoczyły i ukierunkowywały ludzi, czyniąc ich wrażliwymi na kwestię wspólnoty, którą Uniwersytet niezmiennie deklaruje w swej misji. Staliśmy się mniej lub bardziej chaotycznym zbiorem „wolnych elektronów”, pozbawionych mentora „roninów”. Odosobnienie czasu pandemii tylko wzmocniło tego rodzaju odczucia. Zatem wniosek czwarty: koleżanki i koledzy powinni jak najszybciej organizować się w niewielkie zespoły wspólnej idei, bowiem tylko w ten sposób, wyszedłszy „z kryjówek” i przestawszy się „błąkać”, będą mogli zrealizować swoje naukowe cele oraz zaczną budować wspólnotę myśli i pracy. Płynie stąd wniosek piąty: wielkim zadaniem dla Państwa Dziekanów i Rektorów jest stworzenie jak najprzyjaźniejszej atmosfery wobec takich wysiłków, zapewnienie przejrzystego sposobu finansowania prac niezależnie od grantów zewnętrznych oraz docenienie wszelkiego rodzaju trudów podejmowanych na rzecz twórczego i obywatelskiego angażowania się w życie publiczne, które to wysiłki nie mieszczą się w żadnych punktacjach i slotach, sprawiają natomiast, że Uniwersytet pozostaje ważnym uczestnikiem sceny społecznych wydarzeń.

Prof. dr hab. Tadeusz Sławek
Wydział Humanistyczny