Spełnione marzenia

W 2000 roku w Sopocie, podczas konferencji naukowej dotyczącej metali ciężkich, zrodziła się wyjątkowa współpraca. Państwo Przybyłowiczowie z iThemba LABS w Republice Południowej Afryki, mieli pomysł na niesamowite przedsięwzięcie naukowe. Co więcej, mieli też do dyspozycji nowocześnie wyposażony ośrodek i laboratoria. Poszukiwali jedynie kogoś kompetentnego do współrealizacji tego projektu. Na szczęście na konferencję wybrali się naukowcy z Uniwersytetu Śląskiego.

Chwila odpoczynku podczas badań na terenach serpentynitowych w okolicach Barberton (prowincja Mpumalanga).
Chwila odpoczynku podczas badań na terenach serpentynitowych w okolicach Barberton (prowincja Mpumalanga). Od lewej: dr Jolanta Mesjasz-Przybyłowicz (kierownik projektu ze strony południowoafrykańskiej), mgr Tomasz Sawczyn (Katedra Fizjologii Zwierząt i Ekotoksykologii UŚ), dr Maria Augustyniak (Katedra Fizjologii Zwierząt i Ekotoksykologii UŚ), dr Elżbieta Głowacka (Katedra Zoologii UŚ)

Szczęśliwcami okazała się grupa pracowników z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego: dr Maria Augustyniak, dr Mirosław Nakonieczny z Katedry Fizjologii Zwierząt i Ekotoksykologii oraz dr Elżbieta Głowacka z Katedry Zoologii. Później dołączyli dr Monika Tarnawska oraz mgr Tomasz Sawczyn. Grupie przewodniczył kierownik Katedry, dziekan Wydziału prof. dr hab. Paweł Migula.

- RPA bardzo ceni sobie statut niepodległego państwa, które przeszło tęczową rewolucję. Obecnie niezwykle ważne są dla nich nie tylko dobra kulturowe, historia ale również bogactwa naturalne. Przyrodę traktują jako cenne bogactwo narodowe. Jednym z elementów naszego programu stało się właśnie badanie gatunków endemicznych, właściwych tylko dla obszaru Republiki Południowej Afryki - opowiada dr Mirosław Nakonieczny.

Polscy naukowcy wyjeżdżali na tereny charakteryzujące się wysokim stopniem endemizmu, wykształcone na platformie paleozoicznej (kilkaset milionów lat temu). Na tych terenach, w wyniku procesów glebotwórczych, wytworzyły się gleby serpentynitowe, o bardzo dużej zawartości niklu, a ubogie w wapń.

- To co rośnie na tych obszarach jest wynikiem bardzo specyficznego procesu ewolucji, który badacze oceniają na 200-300 milionów lat. Państwo Przybyłowiczowie zainteresowali nas rośliną o nazwie Berkheya coddii, która jest bliskim krewniakiem naszych astrów. Roślina ta jest hiperakumulatorem niklu - mówi dr Monika Tarnawska.

Właściwości te nie są czymś wyjątkowym, podobnych roślin jest wiele, natomiast ta jako jedna z nielicznych może dorastać do dwóch metrów, ma także dużą biomasę. Można ją z powodzeniem zastosować do oczyszczania skażonych gleb. Grupa polskich biologów prowadziła w tym kierunku badania i okazało się, że akumuluje ona nie tylko nikiel, na którym rośnie, ale i inne metale.

- A co dla nas w tym najistotniejszego? Mianowicie to, że na tej roślinie żyją owady. Zatem tworzy się pewien bardzo specyficzny łańcuch troficzny. Bo jeśli zawiera ona średnio w liściach trzy procent czystego niklu, a owady go zjadają i im nie szkodzi, znaczy to, że musiały się w jakichś sposób przystosować - z pasją opowiadają uczestnicy projektu.

A zatem badania te mogą okazać się znaczące dla naszego regionu. Zasadzenie tej rośliny na terenach skażonych może mieć zbawienne skutki dla gleb.

- Potrafi ona "wyciągnąć" metal z ziemi, by następnie po drobnych zabiegach można było przywrócić tej glebie naturalną nieskazitelność. Nie wiemy jeszcze czy ta roślina by się u nas przyjęła. Są to kwestie chłodniejszego klimatu i skomplikowanych procedur prawnych. Zawsze istnieje przecież prawdopodobieństwo, że wraz z nową rośliną, mającą przynieść określone korzyści, możemy wprowadzić owady, które spowodują znacznie więcej szkód. Dlatego przeniesienie jej do skażonych gleb środowiska Śląska musi być poprzedzone wszechstronnymi badaniami - tłumaczy dr Maria Augustyniak.

Te niezwykłe rośliny są również w polu zainteresowań innych badaczy.

- Tak naprawdę konkurujemy z ekipą naukowców z USA i RPA, którzy podjęli również współpracę. Niestety ta walka jest nierówna. I nie dlatego, że jesteśmy gorsi czy mniej wiemy. Nauka polska jest po prostu biedna. Nie mamy pieniędzy, żeby aktywniej włączać się w tego typu przedsięwzięcia - żalą się uczestnicy projektu.

Umowa z RPA gwarantowała im przelot, diety i zakwaterowanie. Ale dla biologa-naukowca to zdecydowanie za mało - badania wymagają zakupu odczynników, czasami sprzętu i innych materiałów, aby pójść krok dalej. Tu na szczęście nasza Uczelnia wsparła finansowo grupę. Jednak bogaty i niezwykle interesujący materiał, zgromadzony przez naukowców, wymaga jeszcze opracowania, publikacji, a to także kosztuje.

Kwestie finansowe nie zniechęcają jednak badaczy.

- Wyjazd w tak niezwykły teren jest zrealizowaniem marzeń każdego biologa. I nie jest to tylko czyste doświadczenie naukowe, estetyczne, osobiste, ale również kreacja nowych elementów rzeczywistości. Nie zaangażowaliśmy się tylko po to, żeby zdobyć punkty do dorobku naukowego i na tym zakończyć działania. Nasze przemyślenia, obserwacje i wnioski zaczynają funkcjonować - opracowania są publikowane, cytowane, dyskutowane, a przede wszystkich zauważane i doceniane. To duża satysfakcja - zgodnie przyznają naukowcy z Uniwersytetu Śląskiego.

A po chwili dr Augustyniak dodaje: - Podczas każdego z siedmiu wyjazdów zdarzały się ciężkie chwile. Byliśmy zmęczeni, wyczerpani, pracowaliśmy w niesamowitym upale i niejednokrotnie obiecywaliśmy sobie, że to już ostatni wyjazd. A potem człowiek wraca do Katowic iÉ tęskni za ciągle pełną tajemnic przyrodą Afryki.

Autorzy: Agnieszka Turska-Kawa, Foto: Paweł Migula