Pierwszą wielką pasją pana Aleksa Szablickiego - pracownika samodzielnej komórki ds. ochrony mienia w administracji centralnej - było i jest do dzisiaj żeglarstwo. Drugą - bieganie. Pierwsze traktuje jako rekreację, drugie jako formę zadbania o swoją kondycję.
Pierwszy kontakt z żaglami miał już w ogólniaku, gdy na łódce wujka pływał po Przeczycach. Jednak tak na poważnie wszystko zaczęło się na studiach. Jako student Uniwersytetu Śląskiego trafił do AZS-u, gdzie ukończył kurs na sternika jachtowego. Później był kurs instruktora żeglarstwa i uzyskanie stopnia na jachtowego sternika morskiego. Kilka lat temu trafił do klubu "Maroko" na osiedlu Tysiąclecia w Katowicach. Tam do dziś wspólnie z kolegami prowadzi dziecięcą szkółkę żeglarską.
Dzięki wielu latom organizowania kursów żeglarskich naturalną koleją rzeczy było, że po każdym ktoś został w klubie i nie ograniczał się tylko do zdobycia patentu. W ten sposób powstała całkiem spora grupa pasjonatów, wśród których jest jeden kapitan jachtowy, trzech jachtowych sterników morskich oraz wielu sterników jachtowych i żeglarzy.
- Z taką grupą można pokusić się o bardziej prestiżowe wyzwania - rejsy morskie -mówi pan Szablicki. - W ten sposób trzy lata temu doszło m.in. do zorganizowania Wielkiego Masowego Rejsu Majowego, którego celem była Kopenhaga. Ostatecznie w rejsie wzięło udział siedem jachtów. Jestem bardzo z niego dumny, gdyż był on sporym przedsięwzięciem, choćby pod względem organizacyjnym.
Za swój sukces na polu żeglarskim pan Aleksy uważa to, że przez te wszystkie lata prowadzenia kursów i organizowania rejsów wszystkie zakończyły się szczęśliwie, bezwypadkowo oraz bez strat w sprzęcie. W najbliższej przyszłości, w ramach przygotowań się do uzyskania kapitana jachtowego, pan Szablicki planuje kolejny rejs - na żaglowcu Fryderyk Chopin z St. Malo we Francji przez Portsmouth do Amsterdamu.
Drugą pasją pana Aleksego jest bieganie.
- Wszystko zaczęło się od tego, że kilka lat temu zauważyłem efekty siedzącego trybu pracy - powiedział pan Szablicki. - Miałem poważne problemy z kondycją. Nawet gdy podbiegałem do tramwaju byłem zdyszany, jakbym pokonał dystans co najmniej kilometra. Postanowiłem zadbać o zdrowie i poradziłem się kolegów ze Studium WF-u. To oni zasugerowali, że kondycję najlepiej poprawić poprzez bieganie.
- Biegnę dla przyjemności. Dlatego nie mam zamiaru podkręcać wyników za wszelką cenę i padać ze zmęczenia. Jeżeli w trakcie biegu człowiek zaczyna widzieć tylko asfalt, a przestaje zauważać otoczenie to należy zwolnić - podkreśla pan Szablicki.
Pan Aleksy za każdym razem stara się startować w innym miejscu, a więc jego pasja połączona jest z licznymi wyjazdami, także zagranicznymi. W ten sposób poznaje inne kraje, miasta, regiony, ciekawych ludzi. Udaje mu się również połączyć obie pasje. W ubiegłym roku, prowadząc rejs do Amsterdamu, po drodze "zaliczył" maraton na wyspie Helgoland.
- Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i chyba jest w tym dużo prawdy, gdyż w pewnym momencie zacząłem po maratonach odczuwać niedosyt. Obecnie nastawiam się na biegi ultradługie. Przebiegłem kilka biegów 100-kilometrowych oraz 150 km w biegu 24-godzinnym w Austrii - powiedział pan Aleksy.
Za jedno ze swoich największych osiągnięć uważa udział w prawdziwym maratonie w Grecji (z Maratonu do Aten). Wspomina, że było to dla niego ogromne przeżycie, szczególnie meta u stóp Akropolu, na przepięknym, wykonanym z białego marmuru, najstarszym stadionie świata. Jak nam zdradził, ukoronowaniem jego kariery długodystansowca będzie zakwalifikowanie się i ukończenie biegu non stop z Aten do Sparty na dystansie 246 km. Panu Aleksemu życzymy powodzenia.
AGNIESZKA SIKORA