W INNEJ FORMIE

W kwietniowym dodatku specjalnym do naszej "Gazety..." (doskonale zredagowanym przez Mariusza Kubika), a poświeconym pamięci zmarłego pisarza Lucjana Wolanowskiego znalazłem zdjęcie, które poruszyło moją przymuloną już nieco wiekiem i używkami pamięć. Ta smutna fotografia (bo i okoliczności takie) przedstawia posiwiałego, przygnębionego starszego pana, trzymającego w ręku tekst o zmarłym przyjacielu. To Ludwik Jerzy Kern, poeta, pisarz, satyryk. Przed kilkudziesięciu laty "Przekrój" zamieszczał - jeśli nawet nie często, to z reguły to samo zdjęcie LJK. Na nim to jowialny pan w kwiecie wieku, roześmiany od ucha do ucha zarażał wprost swoją witalności i chęcią używania życia. Pamiętam moje dziecięce zdziwienie, jako że poetę wyobrażałem wówczas sobie jako zasuszonego mizantropa, pokasłującego dyskretnie od czasu do czasu.

Rys. Marek Rojek

Ja zostałem wychowany przez siostry Rojek, Jana Kamyczka i psa Fafika. Mając te 6, 7 lat zaczynałem lekturę "Przekroju" niemal jak rasowy czytelnik, czyli od ostatniej strony. Tam obok rysunku Eryka Lipińskiego, kpin z prasowych lapsusów i drukarskich chochlików był zawsze wiersz pana Kerna. Świadomość, że w tym samym miejscu, wiersz tam zawsze będzie, była dla mnie tak oczywista, jak to, że Wawel ma trwać, hejnalista grać, a artyści chlać... Zakończmy na tym, bo nie wiadomo, do czego nas to może doprowadzić. Po wielu latach, gdy "Przekrój" zaczął powtarzać stare wiersze Kerna, odczułem to niemal jako zdradę. W końcu, po zmianie profilu tygodnika i późniejszych przenosinach do Warszawy, przestały się one w ogóle ukazywać. W latach, które tu wspominam, utwory Kerna nazywano wierszowanymi felietonami. Było w tym sporo racji. Pamiętajmy jednak, że wymyślona przez Mariana Eile`go koncepcja pisma zakładała jego apolityczność. I to (plus wszechwładna cenzura) nie ułatwiało życia felietoniście. Dlatego LJK pisał głównie o naszych narodowych przywarach i słabostkach. Szydził z głupoty i chamstwa. Drwił z kompleksów i fobii. Na temat tej twórczości powstała pewnie niejedna uczona dysertacja. Mnie jednak kołatała się po głowie inna myśl (z kategorii "nieprzemyślanych"). Jak wyglądałyby dzisiaj te wierszo-felietony, w "Przekroju" niestroniącym od bieżącej polityki, bez Głównego Urzędu Kontroli Prasy i Widowisk. Czy Kern zostałby wierny swojej obyczajowej tematyce, czy może dałby się skusić politycznej satyrze? Tego oczywiście nie wiem, ale natrętna myśl ma to do siebie, iż jej nosiciel albo doszczętnie głupieje, albo stara się ją wprowadzić w życie - co z reguły wychodzi na to samo. Nic dziwnego więc, że postanowiłem ten felieton napisać w manierze wczesnego LJK. Za co Pana Ludwika Jerzego Kerna serdecznie przepraszam, i obiecuję więcej nie nadużywać.

A tak na marginesie: Wiem, że przepraszać nie bardzo jest za co / Dobrze jak nie wyśmieją. Lepiej jak zapłacą.

Noc teczek

Kiedy już rozum zasnął i cała Polska spała,
po Warszawie niósł się okrzyk - Pani tu nie stała.
Słychać wrzaski, harmider, awantury, sprzeczki.
To w archiwach IPN-u znów się kłócą teczki.

Zaczyna się od Grubej - Tak, ja byłam brana.
Nie zgadniecie przez kogo...Przez Jakuba Bermana.
Nie ujdzie ta uwaga zawiści sąsiedzkiej:
Zdziro, spuchłaś tak w rynsztoku, gdzieś przy Rakowieckiej

Gruba i Berman...Ot, dobrana para
Ja byłam zakładana przez Mietka Moczara

A ja rozkoszną znam twardość stołu sędziowskiego.
Po tym jak wziął mnie Kiszczak grudnia trzynastego.

U mnie są "kwity moskiewskie". U mnie dossier "Bolka".
A na mnie nie teczka mówią, tylko zwykła rolka.

U mnie wykład Geremka nagrany daremnie
I rozmowy Michnika - jąka się przeze mnie

A dzięki mnie się esbeków do dzisiaj rozlicza.
Mam na to dowód - włos z brody A. Maciarewicza.
Wszystkich mu wystawiłam (nawet ciut za dokładnie).
Za to Antkowi więcej włos z brody nie spadnie.

A mnie hołubił Siemiątkowski, tasiemki wygładzał.
A mnie pan Wassermann to pod wannę wsadzał.

Po mnie sam Kieres bazgrał- słychać szept na sali.
A mnie Wildstein chciał wynieść. Mną Kurtyka walił.

Mnie pan prezes Kaczyński kilka razy wzywał.
Jak już wykorzystał, to syknął - Fałszywa!

Niszczarka stara skrzeczy - Nie gadajcież bzdur wy!
Z was nie sprzęt biurowy, lecz m a k u l a t u r w y
A one, że ścisk okropny, półka byle jaka.
Ze łzami wspominają szafę u Lesiaka.

Czasem sobie pośpiewają w tej piwnicznej hali:
"Lustracjo, lustracjo, cóżeś ty za pani,
że po tobie wychodzą wszyscy ubabrani".

Chronią swe relikwie pod brudną tekturą
Co dla jednych całunem, dla drugich purpurą
Listy, zdjęcia, donosy. Ważny strzęp najlichszy
Czy to karty historii? Czy raczej pulp fiction?

Autorzy: Jerzy Parzniewski, Rys. Marek Rojek