(wykład wygłoszony 27 maja 2006 roku podczas uroczystego X Koncertu Akademickiego z okazji święta Uniwersytetu Śląskiego)
Stajemy się obcymi w świecie, który dotąd uważaliśmy za nasz dom. Ogarnia nas lęk, kiedy zdajemy sobie sprawę, że nie możemy już polegać na naszych odpowiedziach na pytania: "Kim jestem" i "Gdzie jest moje miejsce"(...), każde ponowne zachwianie zaufania zmienia nas w zagubione w obcym świecie dzieci.
Helen M. Lynd: Shame and the Search for Identity, 1958
Tylko kultura uniwersalna może sprostać światu, nigdy - kultury lokalne, nigdy ci, co żyją tylko fragmentami egzystencji. Utrata ojczyzny nigdy nie wtrąci w anarchię tylko tego, kto umie sięgnąć głębiej, poza ojczyznę, dla kogo ojczyzna jest tylko jednym z objawień wiecznego i uniwersalnego życia. Utrata ojczyzny nie zakłóci zewnętrznego porządku jedynie tych, których ojczyzną jest świat. Historia współczesna okazała się zbyt gwałtowna i bezgraniczna dla literatur zbyt narodowych i partykularnych.
Witold Gombrowicz: Dziennik 1953-1966, 1986
Zamiast wstępu
Tekst, który przedstawiam poświęcony jest refleksji nad przeobrażeniami jakie stają się udziałem społeczności lokalnych i regionalnych, wywołanych procesami globalizacji i metropolizacji. Pojawia się w nim fundamentalne pytanie czy jesteśmy świadkami rozpadu tych zbiorowości i powstawania w ich miejscu nowych układów społecznych? Czy tak ważne kategorie analizy socjologicznej jak społeczność lokalna i regionalna lub ojczyzna prywatna stają się częścią archiwum nauki i historii myśli socjologicznej? Czy też wciąż są teoretycznie i badawczo użyteczne choć zmienia się ich treść i sens? Badawczym układem odniesienia dla całego opracowania są przede wszystkim autorskie studia nad społecznościami lokalnymi i regionalnymi w Polsce oraz poza jej granicami.
Prof. zw. dr hab. Marek S. Szczepański |
Społeczności lokalne: ludzie i terytoria
Kluczowe pojęcie społeczność lokalna i powiązane z nim terminy lokalizm, lokalny mają wspólny źródłosłów. Pochodzą bowiem od łacińskiego localis oznaczającego konkretne miejsce czy też usytuowanie w szerszej przestrzeni. Lokalny, zatem, to tyle co miejscowy, umiejscowiony lub przypisany do miejsca. Społeczność lokalną niełatwo jest wszakże jednoznacznie zdefiniować. Jeszcze w 1955 roku George Hillery Jr sporządził rejestr 94 rozmaitych jej definicji 1. Z upływem lat rejestr ten stawał się jeszcze bardziej imponujący, a sam termin coraz mniej określony. Ma zatem rację Robert Nisbet sugerując, iż zamiast zajmować się nieefektywnymi sporami terminologicznymi należy po prostu uznać lokalność za fundamentalne pojęcie współczesnych nauk społecznych, podobnie jak czynimy to w odniesieniu do sacrum, alienacji, statusu czy autorytetu.
Społeczności lokalne były niemal od zawsze, obok rodziny, podsta-wowym elementem struktury społecznej, gmina natomiast stała się ich instytucjonalnym i politycznym wyrazem. Społeczności lokalne zorganizowane w gminę władały określonym terytorium, stanowiąc względnie zamknięty system - układ lokalny. Gdzieś ponad nim, w innej przestrzeni rozgrywała się przyspieszona historia wydarzeniowa, toczyły się wojny, upadały i powstawały monarchie, kształtowały się polityczne makrostruktury. W układach lokalnych czas biegł powoli w rytmie "długiego trwania". Były one sceną, na której rozgrywały się prawie niezauważalne procesy zmiany i rozwoju. Rozpoczynały istnienie niedostrzegalne zrazu wielkie innowacje, nigdy w kronikach nie odnotowane, których daty powstania nie sposób jest ustalić. "Za pospieszną historią rządów, wojen i klęsk głodowych - pisze Michel Foucault - rysują się historie prawie nieruchome, historie o słabej krzywej rozwoju: historia dróg morskich, historia płodozmianu, historia tworzonej przez ludzkość równowagi między głodem i rozmnażaniem"2.
Społeczność lokalną łatwiej jest opisać aniżeli precyzyjnie zdefiniować. Odtwórzmy zatem niezbędne elementy takiego opisu. Powszechnie dziś stosowaną dystynkcję miejsca i przestrzeni przeprowadził Yi-Fu Tuan, geograf amerykański chińskiego pochodzenia. Przestrzeń - pisał - jest w zachodnim świecie powszechnie przyjętym symbolem wolności. Przestrzeń stoi otworem, sugeruje przyszłość i zachęca do działania (...). Zamknięta i uczłowieczona przestrzeń staje się miejscem. W porównaniu z przestrzenią, miejsce jest spokojnym centrum ustalonych wartości. Istotom ludzkim potrzebne jest zarówno miejsce, jak i przestrzeń (...). Miejsce to bezpieczeństwo, przestrzeń to wolność: przywiązani jesteśmy do pierwszego i tęsknimy za drugą. Nie ma lepszego miejsca niż dom3. Szczególną rolę w budowaniu tożsamości lokalnej odgrywają niepowtarzalne, malownicze zazwyczaj osoby i magiczne miejsca. Stanowią one o kolorycie lokalnym i utrwalają jego unikalność.
Ludzie naznaczają miejsca swoją obecnością, codzienną i odświętną, oswajają je i w konsekwencji zawłaszczają. Symboliczną i niepowtarzalna emanacją miejsca jest dom rodzinny. Dom - pisał Jan Szczepański - oczywiście był osią świata, który się na nim wspierał i koło niego obracał. Każda strona świata odpowiadała jednej ścianie domu. Każda sprawa życiowa, podobnie jak każdy dzień, zaczynały się i kończyły w domu4. Można w tym miejscu przywołać termin wykorzystywany w systemie socjologicznym Augusta Comta - la matrie. Oznacza on, w niełatwym przekładzie, matczyznę. Termin ten powstaje - per analogiam - do ojcowizny czy szerzej ojczyzny i jest konstytutywny dla społeczności lokalnej.
W idealnotypologicznym ujęciu społeczność lokalna skupiać winna nie więcej niż 5000 mieszkańców. Po raz pierwszy, intuicyjnie zapewne, zwrócił uwagę na taki właśnie społeczny rozmiar idealnego polis sam mistrz antycznej filozofii - Platon, zafascynowany pitagoreizmem i magią liczb. Dzisiaj wiadomo, że ludzie należący do takiej społeczności znają się bezpośrednio i utrzymują kontakty twarzą w twarz. Powyżej tej liczby narasta anonimowość i szybko słabnie społeczna kontrola. Pojawia się także syndrom samotności w tłumie, polegający na bliskości fizycznej ludzi i jednoczesnym ich społecznym oddaleniu, wyrażającym się w braku osobistych znajomości i kontaktów. Występują wówczas zróżnicowane zjawiska o jednoznacznie patologicznym charakterze. Nie oznacza to bynajmniej, iż nie są one notowane w małych społecznościach, ale nasilona - choć często selektywna - kontrola społeczna skutecznie ogranicza występowanie przynajmniej niektórych z nich (np. narkomania, kradzieże).
Każda społeczność lokalna wymaga oprawy instytucjonalnej, jak na-zwał by ją Raymond Aron, zmarły w 1985 roku francuski socjolog i politolog. Chodzi tutaj między innymi o szpital, w tym symboliczną izbę porodową, przedszkole, szkołę, zakład pracy, kościół, punkty usługowe, rekreacyjne czy w końcu cmentarz. Życie społeczności lokalnej zgodne jest z powszechną trajektorią losów jednostki. Człowiek rodzi się bowiem, uczy, pracuje, odpoczywa, choruje i na końcu umiera. Cmentarz jest zatem szczególną formą społecznej pamięci, kotwicą lokalnej tożsamości. Każda nekropolia, używając metafory, skupia tych, którzy odeszli ze społeczności lokalnej, tych którzy w niej pozostają i wreszcie tych, którzy do niej przyjdą. Zwracał na to uwagę Gabriel Garcia Marquez w uhonorowanej Noblem powieści Sto lat samotności, opisując wyimaginowaną społeczność Macondo. Oprócz cmentarza, historię lokalnych zbiorowości budują ważne i mniej istotne zdarzenia, lokalni bohaterowie, nad losami których rzadko pochyla się profesjonalista akademicki. Ważne są także rzeczywiste i legendarne ślady zostawione przez wielkie postacie, które dotarły do społeczności przypadkiem lub intencjonalnie. Mamy tutaj do czynienia z długim trwa-niem takiej społeczności i nawarstwianiem się faktów, mitów, zbiorowych wyobrażeń i przekonań, obyczajów, zwyczajów, losów jednostkowych i rodzinnych.
Cywilizacja przemysłowa przekształca układy lokalne i zagraża istnieniu ich społeczności. Logika procesów ekonomicznych powoduje koncentrację przestrzenną dóbr i ludzi oraz centralizację dyspozycji, zarządzania i władzy. Industrializacja wywołuję przekształcenia gospodarki rolnej i migrację ludności wiejskiej do przemysłu, który staje się biegunem wzrostu obszarów zurbanizowanych. Na obszarach tych, w osiedlach i zespołach mieszkaniowych, kształtuje się nowy element struktury społecznej - zbiorowość terytorialna (community). Odróżnia się ją zazwyczaj od społeczności lokalnej (local society). Rozróżnienie to, choć oparte na konwencji i wykorzystywane do celów analitycznych, opiera się na założeniu, ze społeczności są lepiej zorganizowane niż zbiorowości. Te ostatnie cechują: słabsza więź i integracja wewnętrzna, niższy poziom indywidualnej i zbiorowej identyfikacji, wyższa gotowość do migracji poza miejsce, słabsze poczucie odrębności od innych, rozluźnione relacje z osobami bliskimi fizycznie czy niskie poczucie wspólnoty gospodarowania. W każdym jednak przypadku o kwalifikacji zbiorowości i społeczności decydują wspomniane już tożsamości ludzi i miejsc.
Zdaniem wielu badaczy społeczności lokalne są głównym podmiotem i animatorem szczególnego procesu zmian, nazywanego rozwojem lokalnym albo endogennym, ponieważ akcentuje się w nim rolę czynników wewnątrzsystemowych. Teoretycznym układem odniesienia staje się w tym przypadku koncepcja zmiany immanentnej, opisana najpełniej przez Pitirima Aleksandrowicza Sorokina. Ten właśnie typ rozwoju wykorzystuje wewnętrzny potencjał zbiorowości, przez lata niedostrzegany przez instytucje organizujące i promujące zmiany społeczne, gospodarcze, polityczne i kulturowe w krajach realnego socjalizmu. Powszechnie przyjmuje się, iż warunkiem niezbędnym takiego rozwoju jest uczestnictwo (partycypacja) jednostek i wspólnot. Pojęcie to jest niejednoznaczne i występuje przynajmniej w trojakim kontekście. Po pierwsze, utożsamiane bywa z procesem mobilizacji. Termin mobilizacja jest niezwykle szeroki, gdyż obejmuje zarówno proces mobilizacji społecznej, jak i politycznej. Pierwszy z nich polega na przygotowaniu i gotowości społeczeństwa lub pewnych jego odłamów do zmiany ustalonego porządku społecznego czy ekonomicznego i zastąpienia go innym, lepszym bądź efektywniejszym. Mobilizacja polityczna z kolei wiąże się najczęściej z istnieniem i działalnością grup ludzi, rządów, elit władzy, parlamentów, grup nacisku, elit partyjnych, partii zmierzających do uzyskania poparcia społecznego dla formułowanych programów, doktryn i ideologii. Po wtóre, partycypacja utożsamiana bywa z decentralizacją władzy i zarządzania. Wiąże się więc z cesją uprawnień przypisanych dotąd instytucjom i organizacjom centralnym na rzecz instytucji i organizacji szczebla niższego, właśnie lokalnego. Po trzecie wreszcie, partycypacja postrzegana jest jako proces włączania do działań społecznych ludzi dotąd zmarginalizowanych, pozbawionych władzy i wykluczonych.
Lokalizm jest więc intelektualną i organizacyjną reakcją na procesy koncentracji, centralizacji i standaryzacji zachodzące w społeczeństwach industrialnych i postindustrialnych. Ogólną interpretację tych pojęć zawiera praca amerykańskiego dziennikarza i futurologa Alvina Tofflera: Trzecia fala5. A. Toffler wymienia sześć głównych cech tworzących szyfr społeczeństw drugiej fali (społeczeństw industrialnych): standaryzację, specjalizację, synchronizację, koncentrację, maksymalizację i wreszcie centralizację. Warto może podkreślić, iż inni autorzy akcentują różne zjawiska i procesy, uznając je za najbardziej symptomatyczne dla społeczeństw przemysłowych. Cees J. Hamelink eksponuje na przykład homogenizację kulturową, a Majid Tehranian postępującą ekspansję techniki informatycznej, unifikującej zachodnioeuropejski krąg kulturowy6. Jest także wyzwaniem wobec wizji rozwojowych fetyszyzujących wzrost gospodarczy, czyli stały przyrost produkcji, traktowany jako główny miernik i wskaźnik postępu społecznego. Dopełnia zatem procesy globalizacji i stale je moderuje, podlegając jednocześnie oddziaływaniom odwrotnym.
Podsumowując te wstępne refleksje nad społecznościami lokalnymi, zakładamy, że cechuje je ograniczona liczba aktorów, a zachodzące między nimi relacje mają charakter bezpośredni. Tych nielicznych aktorów lokalnej sceny łączy pewna wspólnota celów i środków wynikająca ze wspólnoty życia codziennego. Wyzwala ona nierzadko uśpiony potencjał rozwojowy i mobilizuje do zachowań prospołecznych. Długie trwanie takich właśnie społeczności sprawia, iż przypisać im można uniwersa symboliczne, jak określili je przed laty Peter Berger i Thomas Luckmann7. Chodzi tutaj o zbiór wartości i norm opierających się w znacznym stopniu historycznym przemianom i regulujących zachowania codzienne i odświętne, ustalających ich rytmy czy cykle. Na koniec wreszcie, z uwagi na względnie kompletną oprawę instytucjonalną, społeczności lokalne charakteryzuje swoista autarkia i całe niemal życie tworzących je ludzi upływać może w ich obrębie. The mark of community - pisali Robert M. MacIver i Charles H. Page - is that one's life may be lived wholly within it8.
Kosmpolityczne elity i lokalne masy
Od kilu przynajmniej lat uważa się, że o losach świata i jego prze-obrażeniach decydują wielkie, najzasobniejsze, miasta Europy, Ameryki Północnej czy basenu Pacyfiku, głównie Japonii. W wyrafinowanym języku naukowym mówi się często o procesach metropolizacji i głównych ich aktorach, czyli klasie metropolitalnej. Mówiąc znacznie prościej, metropolie to wielkie miasta, wielomilionowe aglomeracje, skupiające ważne postacie współczesnego życia politycznego, gospodarczego i kulturalnego. Używając zatem języka dramaturgicznego metropolie to najistotniejsze teatry świata, na których deskach występują aktorzy pierwszoplanowi odgrywający pierwszorzędne role. Jest tu jednak i miejsce dla przedstawicieli drugiego planu, a nawet i halabardników grających teatralne ogony.
Przyjmuje się zazwyczaj, ze metropoliom przypisać można kilka pod-stawowych cech. Z całą pewnością te bogate miasta i aglomeracje, to miejsca międzynarodowych inwestycji gospodarczych, wchłaniające towary, usługi i siłę roboczą ze wszystkich niemal zakątków globu. Właśnie tutaj swoje siedziby znalazły największe firmy zagraniczne, zwłaszcza Trans-National Corporation’s, giganty gospodarcze o przychodach wyższych niż Produkt Krajowy Brutto całej Polski, międzynarodowe banki, instytucje naukowe i placówki dyplomatyczne. Wielkie miasta wykazują też stałą gotowość do rozbudowy zarówno tradycyjnej infrastruktury, jak i nowoczesnej infostruktury, umożliwiającej intensywną komunikację ze światem. Są połączone gęstą siecią lotniczą, transportową, systemem autostrad z innymi metropoliami; typowy jest tutaj duży ruch pocztowy, telekomunikacyjny i tury-styczny. Rozwija się w nich sektor usług nastawiony na klientów zagranicznych, a zwłaszcza centra kongresowe i wystawiennicze, luksusowe hotele, wielkie powierzchnie biurowe klasy A, gdyby użyć tutaj fachowej nomenklatury. Tutaj też usytuowane są siedziby środków masowego przekazu o zasięgu międzynarodowym. Metropoliom powierza się organizację kongresów międzynarodowych, festiwali, imprez sportowych, wielkich wydarzeń i happeningów artystycznych. Wielkie miasta, główni aktorzy na światowej scenie, powiązane są w cały system metropolitalny poprzez udział w stowarzyszeniu miast bliźniaczych czy stowarzyszeniach metropolii.
Nie ulega tymczasem wątpliwości, że postępy procesów metropolizacji ułatwiają jednoczesne funkcjonowanie w układzie globalnym i sieciowym, ale prawie na pewno naruszą utrwalone historycznie układy tożsamości regionalnej. Elity są kosmopolityczne, masy zaś lokalne - pisał nie bez racji jeden z najlepszych socjologów współczesnych Manuel Castells. Przestrzeń władzy i bogactwa rozciąga się na cały świat, podczas gdy życie i doświadczenie mas zakorzenione jest w miejscach, w kulturze i historii. Tak więc, im bardziej organizacja społeczna opiera się na ahistorycznych przepływach, które dokonują się poza określonym miejscem, tym bardziej globalna władza umyka spod społeczno-politycznej kontroli lokalnych społeczności i narodowych zbiorowości, których natura jest historyczna.
Mamy tutaj zatem do czynienia z grą o sumie zerowej. Im głębszy jest proces uwikłania w metropolizację i system globalny, tym skromniejsze szanse na przetrwanie świadomości oraz tożsamości lokalnej czy regionalnej. I odwrotnie: im głębsze przywiązanie do wartości regionalnych, tym większe wyłączenie z procesów globalizacji i metropolizacji. W takim rozumowaniu kryje się głębokie przekonanie, że zachowanie elementów tożsamości regionalno-lokalnej niesprzecznych z logiką procesów światowych jest istotne i potrzebne. Integrację w skali ojczyzny prywatnej i regionalnej, traktować można bowiem jako trwałą i pożądaną wartość, wpisaną w kanon społeczeństwa obywatelskiego, ułatwiającą pomyślny rozwój regionu i dobrostan znacznej grupy jego mieszkańców. Dezintegrację natomiast - jako wartość niepożądaną i niefunkcjonalną w życiu zbiorowości regionalnej.
Do grupy czynników wewnętrznych, od których zależeć będzie pozycja społeczności lokalnych i regionalnych w skali systemu światowego, za-liczyć można w pierwszej kolejności gotowość - lub przeciwnie niechęć - społeczności regionalnej do uczestnictwa w procesach globalizacji. Nie można jednocześnie pomijać potencjalnej i rzeczywistej zdolności do uczestnictwa w procesach metropolizacji, obliczanej według zasobów finansowych, kapitałów społecznych i kulturowych, kompetencji cywilizacyjnych, siły politycznej, atrakcyjności inwestorskiej, życzliwego klimatu, wysokiego poziomu wiarygodności, dobrego standardu środowiska przyrodni-czego i wielu innych jeszcze atrybutów. O pozycji społeczności lokalnych i regionalnych decydować będzie także stopień dbałości o tożsamość zbiorową i skala otwartości na przepływ zewnętrznych wartości kulturowych i społecznych. I wreszcie wpływ mieć będzie stopień rozpadu dawnego systemu klas i warstw, a zwłaszcza powstawanie twórczych odłamów klasy średniej i klasy metropolitalnej.
Trudny do przecenienia wpływ na dynamikę społeczności lokalnej i regionalnej ma sposób sprawowania władzy i rodzaj lokalnego przywództwa. W warunkach polskich tezę tę potwierdzają liczne badania Bohdana Jałowieckiego, Grzegorza Gorzelaka, Pawła Swianiewicza czy Mariana Malikowskiego. Gdyby przyjąć uproszczoną, choć instruktywną typologię Petera Johna, można wyróżnić cztery przynajmniej modele przywództwa lokalnego: zachowawczy (caretaker), koncyliacyjny (consensus facilitator) - oparty na układach koalicyjnych, często utrudniających szybkie podejmowanie odważnych decyzji, managerski (city boss), ufundowany na silnej pozycji nieinnowacyjnego lidera i wreszcie wizjonerski (visionary). Trzy pierwsze raczej petryfikują istniejące układy, dopuszczając do zmian i innowacji w ograniczonym zakresie, rozłożonym w czasie. Tylko ostatni katalizuje szybkie i radykalne przemiany i ułatwia odważne otwarcie na wpływy zewnętrzne9.
W procesy globalizacji i metropolizacji, czy też głębokiej zmiany, włączona zostanie, lub sama się włączy, większość społeczności lokalnych, pozostałe zaś - pozostaną z nich wyłączone. We współczesnym świecie istnieją zróżnicowane układy społeczne zdystansowane wobec procesów zewnętrznych i symptomów globalizacji. Do takiej społeczeństw wyniosłej czy ograniczonej izolacji należą, z powodów cywilizacyjnych i religijnych, nie tylko aborygeni nowozelandzcy czy australijscy, Veddahowie w Sri Lance, ale także amisze z Pennsylvanii czy Ohio, mennonici w Niemczech i Szwajcarii lub ortodoksyjni kalwiniści w Holandii. Tych ostatnich jest bli-sko 300 tysięcy, ulokowanych między Zelandią a Fryzją, traktujących Biblię jako jedyne prawdziwe słowo Boże, a pracę jako sens życia i źródło zbawienia. Według różnych ocen grupa amiszów liczy około 100 tysięcy osób; mennonitów blisko 1.2 mln, a wyznawców zdystansowanego wobec nowoczesnego świata kościoła Kosin w Korei Południowej jest blisko 230 tysięcy. W sierpniu 2004 roku po raz kolejny zorganizowano pod patronatem ONZ Międzynarodowy Dzień Ludów Tubylczych. Okazuje się, że ludzi żyjących na marginesach sieciowego świata jest ponad 300 milionów. Gdy-by dodać do nich osoby przyjmujące taką postawę z powodów religijnych, to tak pojmowany Dżihad, stanowi blisko 10% McŚwiata. Ale nawet najbardziej zamknięte i ulokowane na peryferiach społeczności lokalne nie są wolne od wpływów zewnętrznych. Dobrze ilustruje to przykład wspomnianych już amiszów, których w roku 1979 dotknęła epidemia polio. Do tej pory unikali oni szczepień profilaktycznych, a tę zasadę znieśli dopiero w obliczu fizycznego wyniszczenia. Odrębna kwestią w przypadku amerykańskich amiszów jest ograniczona pula genowa i stanowiące jej konsekwencję choroby genetyczne. Przykładowo, Amiszowie z Lancaster County, z Pensylvanii - są potomkami około 200 obywateli Szwajcarii, którzy emigrowali do USA w połowie XVIII stulecia. Ponieważ nie wchodzą w związki małżeńskie z "obcymi", a kooptacja "obcych" jest ograniczona, społeczność ta dysponuje praktycznie zamkniętą pulą genową ostatnich 12 pokoleń. Szersze otwarcie na zewnątrz wydaje się być zatem nieuniknione.
Pomijając próby postaw wyniosłej izolacji wobec procesów globalizacyjnych, notowanej u kilkuset milionów mieszkańców planety, warto przy-pomnieć prawdę podstawową, że uczestnictwo w procesach globalizacyjnych wymaga - gdyby użyć terminologii Piotra Sztompki - kompetencji cywilizacyjnych i fizycznego dostępu do nowinek technologicznych. Z całą pewnością, nieodzowna jest znajomość podstaw języka angielskiego, najprostsze umiejętności pozwalające na pracę z komputerem, multimediami i wreszcie zdolność do przetwarzania informacji. Można przyjąć, że przynajmniej cztery miliardy ludzi kompetencji tych nie posiada, a ich dostęp do nowinek jest ograniczony albo nie mają go wcale. To jeden z paradoksów globalizacji, że ogarnia cała noosferę, jak określił ja niegdyś Pierre Teilhard de Chardin, ale większość jej mieszkańców ma skromne możliwości świa-domego i regularnego w niej uczestnictwa. To szczególna forma globalizacyjnej ekskluzji. Pisze o niej w katastroficznym eseju Zygmunt Bauman. Produkcja ludzi zbędnych to niezmienny od kilku wieków składnik modernizacji, początkowo europejskiej, a później planetarnej. Coraz częściej w bogatych krajach Północy i biednych państwach Południa - nie ma "przydziału" dla ludzi zbędnych, ludzi odpadów, jak ich bezceremonialnie określa Z. Bauman. Zasilają oni pęczniejące slumsy i getta wielkich metropolii, powiększają rzesze trwale bezrobotnych i w różny sposób społecznie upośledzonych. Granica upośledzenia przesuwa się coraz wyżej - ku ludziom wykształconym z klasy średniej10.
Terytorialność unieważniona
Globalizacja kapitału - pisze Edwin Bendyk - powoduje, że od nowoczesnego pracownika oczekuje się mobilności, która stoi w sprzeczności ze stałymi zobowiązaniami wobec wspólnot innych niż środowisko pracy11. Globalna logika - dodaje J. Staniszkis - ogranicza swobodę manewru wszystkich uczestników procesu, a hegemonem stają się stopniowo bezosobowe, nawarstwiające się reguły i sprzężenia. Każda z wnoszonych do procesu globalnego, zderzanych i mieszanych z innymi, form instytucjonalnych jest do pewnego stopnia autonomicznym spektaklem; ma swoja pamięć, retorykę i wyuczoną, niezależna od kontekstu dynamikę. Pogłębia to jeszcze niesterowność i wrażenie reprodukującego się chaosu12. W takich warunkach, w których zmieniają się czy wręcz rozpadają struktury społeczne, mogą także przestać istnieć układy lokalne, rozbite przez nowe formy bezoso-bowej i sieciowej komunikacji, zmianę relacji między ludźmi i ich depersonalizację. Kontakty dokonują się raczej w wirtualnej galaktyce niźli w realnym świecie i konkretnej przestrzeni.
Rewolucja informatyczna, dowartościowanie finansowe i symboliczne wiedzy i informacji wpłynęły zasadniczo na kształt tradycyjnych społeczności lokalnych i regionalnych. Jednym z ich konstytutywnych elementów było zawsze określone terytorium, zdefiniowany obszar identyfikacji. Tymczasem we współczesnych społeczeństwach - jak słusznie zauważył Urlich Beck - związki społeczne stają się refleksywne, to znaczy, że muszą być ciągle ustanawiane, podtrzymywane i odnawiane przez jednostki13. Co więcej znacząca część z tych związków ma eksterytorialny i wirtualny charakter, sytuowany w cyberprzestrzeni. To zaś w powiązaniu z rosnącą gwałtownie mobilnością fizyczną pracowników sprawia, że niektórzy badacze konstatują spadek znaczenia roli terytorium w istnieniu i funkcjonowaniu społeczności lokalnych i regionalnych. Podważona zostaje zatem (...) - pisze Andrzej Gniazdowski - warunkująca rola usytuowania przestrzennego (podkr. Aut.). Dostrzega się tu długoterminowy trend od cyrkulacji lub od przestrzeni miejsc do przestrzeni strumieni (...). Terytorialność wydaje się być w ten sposób unieważniona14. Dodatkowo towarzyszą temu zjawisku procesy, które określa się metaforycznym mianem dematerializacji, związane przede wszystkim z produkcją symboli i międzynarodowym ich obrotem, sprzedażą praw autorskich, oprogramowania komputerowego, multimediami, grami czy filmami.
Umowne unieważnienie terytorialności, wirtualizacja produkcji i jej delokalizacja, wymogi pracodawcy wobec nowoczesnego pracownika prowadzą do sformułowania przedwczesnej - jak się zdaje - tezy o końcu tradycyjnych społeczności lokalnych i zastąpienie ich nowymi formami lokalizmu. Co oznacza to przejście? Pyta Joanna Kurczewska. Przede wszystkim dla badacza wiąże się z większym znaczeniem więzi "wyobrażonych" niż tych realnych - związanych z terytorium materialnym oraz z coraz większą koncentracją socjologa czy antropologa na strukturach i dynamice doświadczeń i atrybutów jednostki15.
Eksponowany przez wielu badaczy upadek tradycyjnych układów lokalnych korelowany jest ze zjawiskiem indywidualizmu sieciowego, polegającym na swobodnym przemieszczaniu się człowieka, uwikłanego w wielorakie sieci, aktora płynnej nowoczesności, jak pisze o nim Zygmunt Bauman. Wydaje się jednak, że teza o kresie społeczności lokalnych i regionalnych jest zdecydowanie przedwczesna i nieusprawiedliwiona. W wielu społecznościach, istnieją układy lokalne o niemal archetypicznym kształcie, w innych - szybko się zmieniają lub są zastępowane przez nowe układy społeczne. Taką ewolucję znaczeniową i realną przeżywa na przykład termin ojczyzna prywatna. Oprócz konotacji tradycyjnych pojawia się w zupełnie nowych kontekście jako lokalizm i ojczyzna ideacyjna, projekt myślowy. Zjawisko to na przykładzie Mazur ukazał Wojciech Łukowski w znakomitej pracy Społeczne tworzenie ojczyzn16. Intelektualiści, którzy w tym regionie się osiedlili, wcześniej nie mając z nim wiele wspólnego, wyłączając pobyty rekreacyjnie, potraktowali to miejsce jako nową ojczyznę prywatną, w którą warto symbolicznie i realnie inwestować. Stają się jednocześnie orędownikami dobrego jej rozwoju. A zatem nie tylko wytwarzają ojczyznę prywatną, tworzą wyobrażenie nowej wspólnoty, ale także ją nabywają. Jeszcze ciekawsze okazuje się wyobrażenie ojczyzny prywatnej u ludzi, którzy nigdy jej fizycznie wcześniej nie odwiedzili. Instruktywne w takich przypadkach okazują się rozmowy z obywatelami USA, uczestniczącymi w I Światowym Zjeździe Częstochowian. Nigdy tutaj nie byli, a tę nabytą ojczyznę prywatną znają jedynie z opowiadań rodziców, którzy zachowali w pamięci jej topografię i ludzi. Taki typ lokalizmu można wstępnie określić mianem ideacyjnego, czy wyobrażonej ojczyzny prywatnej i społeczności lokalnej. Ten typ zjawisk wymaga głębszej refleksji socjologicznej, tym bardziej, ze takie układy ideacyjne stają się coraz powszechniejsze, a ich funkcjonowanie budzi nierzadko emocje. Gdyby literalnie odczytywać wyniki Narodowego Spisu Powszechnego z 2002 roku, to trzeba przyjąć, że największą mniejszością narodową w III RP jest narodowość śląska, wybrana przez 173 200 osób. Ten typ deklaracji złożyli nie tylko rodowici Ślązacy, ale także ludzie z różnych miejsc kraju, dla których region stał się nabytą ojczyzną prywatną a śląska zbiorowość główną grupą normatywnego odniesienia.
Klasa średnia i dynamika lokalizmu
Opisując procesy trwania i rozpadu tożsamości regionalnej, peryferyjnego i zmarginalizowanego usytuowania regionu czy - przeciwnie - jego pozycji centralnej warto uwzględnić rolę nowych odłamów klasy średniej łamiących tradycyjny układ warstwowy. Można przyjąć, że grupy te, obecne w społeczeństwach europejskich, powstają również w polskich metropoliach i powoli wpływają na ich przestrzenny kształt, podobnie jak i na kształt tradycyjnych regionów pogranicza kulturowego. Pokolenie yuppies, młodych miejskich profesjonalistów, które pojawiło się w Polsce wraz z początkiem wielkiej transformacji to szczególna mutacja i zarazem cząstka rodzimej klasy średniej. Trzydziestolatkowie z polskich, stwierdźmy to z pewną emfazą, metropolii opanowali w latach dziewięćdziesiątych świat reklamy, biznesu, dziennikarstwa, informacji i managementu. Byli skuteczni w zarówno w pracy, jak i w czerpaniu niepowtarzalnej satysfakcji jaką daje niezależność finansowa i materialna. Rewolucja japiszońska, dynamizująca powstawanie klasy średniej, wydała kilka pokoleń rodzimych profesjonalistów, często bardzo młodych, łączących pracę zawodową ze studiowaniem. Zrodziła też, zwłaszcza w krajach, w których japiszoneria pojawiła się najwcześniej, generację jej kontestatorów, określonych przez amerykańskiego pisarza Douglasa Coplanda pokoleniem X. Wyznacznikiem przynależności był tutaj abnegacja, bezbarwność, kraciasto-niechlujny ubiór, nonszalancki styl i sposób życia. Ubieram się tak, mówi jeden z bohaterów książki Coplanda, by się nie wyróżniać, by się ukryć - by nie rzucać się w oczy, zamaskować. Często są to ludzie świetnie wykształceni, bogaci intelektualnie, a niekiedy i materialnie lecz świadomie uciekający na marginesy oficjalnego życia, niepodatni na spoty reklamowe, okresowe mody, lekceważący, tam gdzie to możliwe, konsumpcyjno-rynkowe reguły gry, programowo rezygnujący z metropolitalnych gett klasy średniej. Część z nich wylądowała na marginesach społecznych po utracie pracy, stając się ludźmi zbędnymi. O takich ludziach Benjamin Barber powiadał, że tworzą grupy oporu (dżihad) walczące z MacŚwiatem, symbolizowanym przez bary szybkiej obsługi McDonaldsa. Wydaje się, że rozwój obu tych grup społecznych, yuppies i iksów, zdynamizował postępy globalizacji w skali lokalnej, regionalnej a zwłaszcza wielkomiejskiej i ugruntował ich obecność w światowej sieci. To zaś oznacza, że kolejne odłamy tych społeczności, odrzuciły przynajmniej niektóre wartości, tworzące zbiorową tożsamość.
W ostatnich latach coraz częściej mówi się też o nowopowstającym odłamie klasy średniej, pokoleniu N. Jego nazwa, czy raczej kryptonim pochodzi od angielskiego słowa Network, czyli sieć. N-ki są efektem rewolucji informatycznej, rozwoju infostrad i sieci informacyjnych. Dobrze wykształceni mają pełną świadomość, iż informacja i wiedza są dziś najcenniejszą wartością, przeliczaną ekonomicznie i prestiżowo, a komputer symbolizuje techniczny nośnik tych wartości. Jasne jest dla nich także, iż nowy podział strukturalny społeczeństw opierał się będzie na zdolności do uczestnictwa w sieci i na wyłączeniu z niej. Marginalizacji podlegać będą zatem nie tylko ci, których dochody skazują na kłopoty z codziennym funkcjonowaniem, ale również i tacy, którzy wyłączyli się sami lub zostali wyłączeni, ze światowego obiegu informacji i wiedzy. Układem odniesienia dla tej kategorii ludzi przestaje być ojczyzna prywatna, miejsce i region, a staje się nim świat wirtualny.
Lokalność zwielokrotniona
Ci, którzy celują w rozwiązywaniu problemów, rozwiązują je już przed ich pojawieniem się. Ci - pisał dalej Sun Tzu 600 lat przed naszą erą - którzy celują w pokonywaniu swoich wrogów, zwyciężają, zanim pojawi się zagrożenie. Procesy globalizacji i metropolizacji są niepodważalnymi faktami społecznymi, teraźniejszością i przyszłością kontynentu europejskiego czy świata. Z przyszłością zaś się nie walczy. Do niej trzeba się dobrze i wyprzedzająco przygotować. Nie da się bowiem zatrzymać procesów nieuchronnych, można je co najwyżej moderować. Od czynników obiektywnych, ale także postaw wewnątrz regionów i społeczności lokalnych zależy ich centralne bądź peryferyjne ulokowanie w systemie globalnym oraz głównym lub marginalnym nurcie procesów światowych. W wyniku tych zróżnicowanych postaw pojawiają się nowe postaci społeczności glokalnych, nowe układy ojczyzn prywatnych, wyobrażonych lub realnych. Nie ulega jednak wątpliwości, ze formy tradycyjne, podlegać będą zmianie, i tej immanentnej, i tej wywołanej z zewnątrz lub spowodowanej dwoma gru-pami czynników naraz. Wciąż zachowają wartość takie fundamentalne ter-miny analizy socjologicznej jak społeczność lokalna, wypierana jednak przez szerszy i bardziej akuratny termin lokalizm czy ojczyzna prywatna. Pomnożą się przede wszystkim znaczenia tych pojęć i tym samym zmniejszy się ich wartość eksplanacyjną. Ale jak wiadomo żyjemy w okresie postmodernizmu, nacechowanym między innymi dekonstrukcją znaczeń, pojęć czy przynajmniej częściową zmianą ich sensów. Innymi słowy jesteśmy świadkami globalizacji lokalności i jednocześnie mniejszej lub większej próby konserwacji utrwalonych wartości i struktur lokalnych. Od postawy ludzi wobec tożsamości lokalnej i regionalnej zależy czy zostaną uchronione jej wartości społeczne, czy też zostaną one rozmyte w procesach homogenizacji i upodabniania. W końcu zdarzy się zapewne tak jak napisała kiedyś Wisława Szymborska: przyszłość nie jest tak jasna, jak chcą optymiści, ani tak ciemna jak chcą pesymiści.
Przypisy:
1S. Nurek: Idea społeczności lokalnej w tradycji i współczesnej refleksji socjologicznej. W: J. Wódz (red.): Społeczności lokalne. Szkice socjologiczne. Uniwersytet Śląski, Katowice 1986, s.11-27