Powoli żegnamy rektora, powoli szykujemy się do powitania nowego. Wybory, podobnie jak cała kampania wielkanocno-wyborcza, minęły szybciej niż trwa przeczytanie listy publikacji kandydatów. Wybory, wybory i po wyborach. Być może sprawność elekcyjną zawdzięczamy tym razem usilnym prośbom przewodniczącej Komisji Wyborczej, która usilnie apelowała, żeby się elektorzy nie wydalali z sali, co sala przyjęła wybuchem wesołości. Szczęśliwi elektorzy najwyraźniej nie mają zbyt często do czynienia z wymiarem sprawiedliwości i prawnicza frazeologia jest im obca. Zresztą przy tej rzadkiej okazji, kiedy spotyka się aż tylu członków społeczności uniwersyteckiej przybywając tu ze wszystkich wydziałów, okazało się, iż tak naprawdę nie wiedzą jedni, co robią drudzy, ani nawet nie potrafią tego nazwać. Próba przeczytania przez czcigodną przedstawicielkę nauk humanistycznych tytułów publikacji fizyka, prof. Krystiana Roledera, zakończyła się wycofaniem na z góry upatrzone pozycje. Jest prawdą, że Birefrigence imaging of phase transitions: application to Na0.5Bi0.5TiO3 brzmi jak szczebrzeszyński chrząszcz w nadsekwańskich uszach, ale już np. Infrared spectroscopy of lead zirconate single crystal, ceramics and films pozwala złapać oddech, chociaż wciąż jest to praca z fizyki, a nie ze sztuki użytkowej, mimo tego kryształu, ceramiki i filmu w tytule. Mimo wszystko przedstawiciele tzw. kierunków humanistycznych wznieśli ponad bariery językowe i przychylnie potraktowali obu kandydatów specjalizujących się w naukach przyrodniczych, przy czym jednak dali pierwszeństwo autorowi pracy pt. Fine-grained barite in coal fly ash from the Upper Silesian Industrial Region. Też nie do końca wiadomo, o co chodzi, ale koszula bliższa ciału, zaś Upper Silesian kojarzy się z University of Silesia. Trzeci kandydat, filozof, poległ w pierwszej turze. Być może przyczyną była niefrasobliwie przytoczona przez niego opowieść o średniowiecznych dyskusjach uniwersyteckich, w których z matematyczną precyzją można było wskazać zwycięzcę debaty, licząc sylogizmy i tym podobne fajerwerki logiczne, użyte przez dyskutantów. Ponieważ prof. Bańka najwyraźniej z tęsknotą mówił w tym kontekście o akademickich dysputach, niektórzy spośród elektorów mogli przestraszyć się zamachu na wolność prowadzenia badań. Jak wiadomo, średniowiecze było epoką ciemnoty, zacofania i niewoli umysłowej, dlatego należy odrzucić wszelkie jego miazmaty jak rzeczona wymierność argumentów. Albo inny pomysł tamtych obskurantów: proszę sobie wyobrazić, że dyskutant musiał przed wygłoszeniem polemiki powtórzyć zdanie swojego adwersarza, tak, aby nie było wątpliwości, czy rzeczywiście ustosunkowuje się do wygłoszonej opinii, czy też jego mowa jest całkowicie niezależna. Na szczęście przyszło Odrodzenie, potem Oświecenie, a jeszcze potem postmodernizm i w ogóle wspaniałe nowe czasy. Teraz mamy wolność słowa i można wygłaszać nieskrępowane poglądy bez obawy, że ktoś im zarzuci fałsz. Dzięki temu każdy może mówić co chce, a rację i tak przyznają wyborcy, albo ktoś, kto się na niczym nie zna, ale za to ma władzę dzielenia publicznego pieniądza. No i tak jest dobrze, bo przecież demokracja jest dobra, a demokracja jest dobra, bo jak głosi pewien często powtarzany dogmat, inne ustroje są gorsze.
Chyba za daleko odszedłem od wyborów rektora, akurat ta forma demokracji istniała nawet w najciemniejszych latach ciemnego średniowiecza, z tym, że wyboru dokonywali studenci. Wracając jednak do Auli Kazimierza Lepszego, trzeba powiedzieć, że paradoksalnie, mimo niezwykle małej różnicy głosów (w procentach mniejsza była tylko przewaga Busha nad Gore'em na Florydzie), zaciętości nie było, ponieważ obaj główni kandydaci prezentowali podobne poglądy, a przede wszystkim obaj ucieleśniali kontynuację, bo obaj aż do końca sierpnia będą prorektorami. Być może szkoda, że kampania była tak krótka i w dużej części upłynęła elektorom na przygotowaniach do wielkanocnego śniadania i stukaniu się jajeczkiem. Bo choć bez większych problemów nasi elektorzy wybrali pewność i zaufanie, to apel tego trzeciego o dyskusję nie powinien być zapomniany. Uniwersytet mamy ogromny, ale z Uniwersytetem, jak z dzieckiem: duży Uniwersytet, to duży kłopot. I duża dziura między oczekiwaniami i możliwościami finansowymi. Nie jest wykluczone, że nikły zapał do kandydowania wiąże się bezpośrednio z przeczuciami, iż czasy nie będą łatwe. Na dotacje ministerialne nie ma co liczyć, skoro pokrywają już teraz mniej niż połowę potrzeb. Studnia ze studentami, którzy zechcą płacić za pobieranie nauk też nie jest bez dna. Prędzej z mostu na Bankowej będziemy łowić ryby niż do kasy wpłyną pieniądze za badania zamówione przez polskie przedsiębiorstwa. W zasadzie główny pomysł na przyszłość jest mniej więcej taki sam jak koncepcja polskiego rządu: trzeba się jak najszybciej dostać do złóż pieniędzy europejskich. I dlatego dobrze się stało, że rektorem został geolog, prof. Janusz Janeczek. Dla laika przytłaczające są te tony żwiru, gruzu i kamieni, które trzeba przerzucić zanim się wreszcie człowiek dokopie do czegoś cennego. Na szczęście geolodzy wiedzą gdzie i jak szukać. Więc nasze szanse rosną. Tym bardziej, że Magnificencja rozszyfrował, jak się zdaje, tajemniczą euromowę, która skutecznie odstrasza zwykłego szarego badacza od starania się o brukselskie granty. Wszystkiego najlepszego!