POLEMIKI

MAM ZAUFANIE DO STUDENTÓW

Czy do wszystkich? Nawet do tych, którzy oszukują, ściągają, gdy się da, obietnic nie dotrzymują, fałszywe zaświadczenia lekarskie dostarczają? Do tych, oczywiście, nie mam zaufania. Ale nawet wobec tej kategorii studentów, obok surowego potępienia, staram się znaleźć nieco wyrozumiałości. Zawsze tli się nadzieja, że może to jakiś wyskok, a nie premedytacja, może skłonność do podtrzymywania szkolnej podkultury, gdzie zwyczaj ściągania i wykręcania się chorobą to dwa typowe rodzaje zachowań uczniowskich, a nie trwały defekt osobowościowy. Wolałabym nawet wobec tej grupy studentów nie ferować wyroków ostatecznych, a jeśli już sięgać po kary to najlepszy byłby pręgierz wewnętrzny, czyli wstyd, albo dyskretne nacieranie uszu, żeby w przyszłości lepiej słyszały.

Więc mam zaufanie do większości studentów. Powtarzam to z uporem, a nawet determinacją, pragnąc przeciwstawić się tezie, że nie są oni godni zaufania. Tezie ukrytej w artykule Pana Profesora Zbigniewa Żmigrodzkiego. Artykuł ukazał się na łamach "Forum Akademickiego" 1998 nr 1 pt. : "Wotum nieufności". Nie będę streszczała tekstu, który jest ogólnie dostępny. Powiem tylko, że krytyka studenckiego systemu oceny pracy dydaktycznej jest, w moim przekonaniu, głęboko niesłuszna, a argumentacja Pana Profesora, godzi, moim zdaniem, w prawo do podmiotowości studenta, które polega między innymi na tym, że wolno mu wypowiadać opinie o swoich wykładowcach. Argumentując swój sprzeciw, swoje "wotum nieufności" Pan Profesor analizuje genezę tego rodzaju pomysłów oraz jego potencjalne następstwa. Geneza jest dwojaka: systemy totalitarne oraz akceptacja zasady politycznej poprawności. Skutki niemniej zasmucające: groźba pajdokracji, czyli rządów dzieci oraz nieuchronny rozkwit donosicielstwa, a w najlepszym razie kolportaż nieuzasadnionych niczym negatywnych opinii o profesorach, które mogą powalić autorytety, zaszkodzić karierze, obniżyć z trudem zdobytą i raz na zawsze zadekretowaną pozycję w hierarchii zawodowej nauczycieli akademickich.

Ktoś może zauważyć, że okazywanie zbyt dużego zaufania studentom może być sprzeczne z zaufaniem okazywanym nauczycielom akademickim. Nic podobnego. Wiem jak bardzo godni zaufania są nasi nauczyciele akademiccy, ile sama zawdzięczam moim profesorom. Ale czy znów kategoryczność uogólnienia jest w zgodzie ze stanem faktycznym? Dobrze wiemy, że tak jak w każdej grupie zawodowej tak i wśród nauczycieli są ogromne różnice indywidualne. Są dobrzy i lepsi, ale czasem gorsi. Czy nie warto podjąć prace nad doskonaleniem ich warsztatu dydaktycznego? Czy ocena studencka będzie mogła w tym pomóc? Czy zaszkodzi tym, którzy i tak cieszą się uznaniem wśród studentów? Odpowiedzmy sobie na te pytania i zniknie bariera lęku. Potraktujmy ocenę studencką jak normalną procedurę, która pozwoli studentom wyrazić swoją opinię o sposobie przekazywania im wiedzy, do czego mają nie tylko "regulaminowe" prawo, ale prawo członków wspólnoty akademickiej, prawo zapisane w misji i w myślach każdego jej uczestnika.

Zaufanie interpersonalne w społeczności akademickiej jest swego rodzaju niewidzialnym spoiwem, cementującym więzi międzyludzkie, z pewnością podstawowym czynnikiem tzw. klimatu miejsca pracy, bo przecież uczelnia jest takim właśnie miejscem: wspólnej pracy. System studenckiej oceny dydaktyki wyda swe owoce tylko wtedy, gdy obie strony - oceniająca i oceniana - okażą sobie na samym wstępie minimum zaufania.

System ten daje obu stronom określone szanse: studentom, by wypowiedzieli swoją ocenę (często neurotycznie tłumioną) w sposób cywilizowany i akceptowany społecznie. Nauczycielom akademickim ocena może dostarczyć bezcennych informacji zwrotnych, bez których trudno sobie wyobrazić doskonalenie procesu dydaktycznego w czasach współczesnych. Ankieta jest anonimowa. Mogłaby taką nie być, gdyby nie obawa, że studencka szczerość zostanie ukarana.