NADJEŻDŻA EKSPRES ZE ŚLĄSKA

W latach 70; gdy towarzysz Gierek ściągnął z Katowic i okolic większość swoich znajomych by pracowali dla niego, partii i państwa, w Warszawie mawiano: "Ekspres ze Śląska wjeżdża na tor przy peronie... Proszę odsunąć się od... stanowisk".

Spotkanie rektorow

Stacja 1. Katowice

Wtorek 7: 38. W Katowicach drobny deszczyk. Na peronie trzecim tłok. Nasza 25 - osobowa wycieczka nie jest tu niczym nadzwyczajnym. Ot, studenci III roku politologii, w większości ze specjalizacji dziennikarskiej. Obok - kilku posłów, biznesmenów. "Proszę odsunąć się od torów... " Jedziemy do Warszawy. Do Sejmu.

Stacja 2. Warszawa,
ul. Wiejska

Drobny deszczyk z Katowic, w stolicy zmienił się w drobną ulewę. Tuż pod Sejmem - szlaban. Wstępu nie ma. Wejść może tylko opiekun wycieczki z jeszcze jedną osobą. Agata i opiekun idą więc zdobyć przepustki dla reszty. Reszta stoi 20 minut w deszczu.

Kiedy ktoś ze zniecierpliwienia chce przejść na drugą stronę, z tłumu wydobywa się znudzony głos wołający do strażnika - "Nie strzelać". Strażnik wcale nie zamierza. Instruuje tylko, by czekać i zrobić przejście na chodniku.

Wreszcie są przepustki. Agata relacjonuje jednak z przejęciem - "Wyobraźcie sobie, że kiedy powiedzieliśmy im, że jesteśmy z Uniwersytetu Śląskiego, jakiś facet zapytał "gdzie"? ". Wycieczka w śmiech. Idziemy do wejścia. Mijemy mały skwerek. O! Tu miały być drzwi! Są tylko, że nie mają klamek... Sprawa wyjaśnia się po chwili, a strażnik pyta jeszcze dla porządku - Uniwersytet Śląski?

- Tak - odpowiadam. - Ale nie cały, kilkoro zostało w Katowicach.

Stacja 3. Biuro Informacyjne
Sejmu - informuje...

We Wszechnicy Sejmowej pierwsze spotkanie. Dyrektor Biura Informacyjnego Sejmu - Stanisław Kostrzewa robi dobre wrażenie. Radiowym głosem - na żywo - wprowadza nas w tajniki obsługi prasowej Sejmu. Mówi o akredytacjach, osobnych wejściach, materiałach dostępnych dziennikarzom i politykach dla nich niedostępnych. Okazuje się, że żurnalista może wejść wszędzie, oprócz dolnej części sali posiedzeń i pomieszczeń specjalnej komisji. W rejonach miejsc zakazanych zostają tylko najsilniejsi. Na nasze pytanie o inicjatywę ministra Geremka w sprawie ograniczenia dostępu dziennikarzy do polityków odpowiada z uśmiechem: - Polityk sprawia wrażenie, że ma dziennikarzy dosyć. Kiedy jednak przestaje być obiektem zainteresowania mediów, niezbyt mu się to podoba. To taka gra między politykami a dziennikarzami.

Stacja 4. Sala posiedzeń.
"Panie Marszałku.
Wysoka Izbo... "

Dziś nie ma obrad plenarnych, na sali posiedzeń jest pusto, i tylko na galerii dla publiczności można spotkać kilka grup wycieczkowiczów. My zasiadamy oczywiście w 48 - osobowej loży prasowej. Z Agatą siadamy w pierwszym rzędzie. - O, wybrały panie miejsce dziennikarzy PAP- mówi nasz przewodnik.

Z góry sala posiedzeń wygląda nieco inaczej niż w telewizorze. Zieleń obić foteli poselskich jest bardziej soczysta, a kąt nachylenian ław nie tak duży jak mogłoby się wydawać. Dyrektor Kostrzewa wyjaśnia nam, gdzie jest miejsce prezydenta, a gdzie ministrów. Teraz także mamy możliwość wyobrażenia sobie "szóstego wariantu" rozsadzenia posłów w ławach. Pięć pozostałych rozwiązań, zaproponowanych przez urzędników parlamentu posłowie odrzucili...

Rozmawiamy o szansach powtórzenia sytuacji, gdy członkowie Ligii Republikańskiej rozrzucili ulotki z galerii dla publiczności. Dyrektor Kostrzewa reaguje uśmiechem: - Szansa oczywiście jest. Tylko, że przecież ci, co rzucali muszą liczyć się z tym, że teraz oni siedzą na dole...

Nasz nowy przewodnik wyjaśnia nam sprawę mikrofonów, kamer i tablicy elektronicznej. - O! Nie zauważyliście posła Mazowieckiego! - mówi z wyrzutem. Fakt, nie zauważylismy posła Mazowieckiego, ale za to udało nam się zauważyć posła Kamińskiego z AWS. Zatrzymaliśmy go na krótką rozmowę...

W sali posiedzeń Senatu szaro. Godło państwa nienaturalnie bordowo - szare. Przewodnik wyjaśnia nam, że tak niestety musi być, gdyż to jest prezent. W ogóle Senat jest dość pechowy. Słynny system komputerowy Pawlaka szwankuje, ponieważ nikt nie przewidział wcześniej, że kiedyś będą przecież potrzebne części zamienne. W hallu mijamy marszałek Alicję Grześkowiak. Wymienaimy ukłony.

W głównym korytarzu tłok. Marmury na ścianach i podłogach. Po obu stronach - wejścia do pomieszczeń komisji i klubów poselskich. A - ha! To o te ostatnie toczyły się między posłami takie awantury, o czym opowiadał dyrektor Kostrzewa.

Idziemy środkiem korytarza. Posłowie dość chętnie odpowiadają na pozdrowienia. - O patrz! Cimoszewicz! - mówi mi kolega do ucha. Wycieczka patrzy chciwie za byłym premierem. Były premier sprawia wrażenie, jakby codziennie bywał atrakcją turystyczną.

- Pst! Miller! Miller! - wyrywa się komuś.

- Gdzie? Gdzie? - pytają rzeczowo.

- O tam! I Maowiecki! I Pawlak! I Pastusiak! I...

Stacja 5. "Akwarium
z pływającymi informacjami.

Za szklaną ścianą pomieszczenie, w którym półki uginają się od akt i dokumentów. To Biuro Studiów i Analiz Sejmu, a ściślej; jego "wysunięta placówka", czyli pomioeszczenie o nazwie "Dyżur konsultantów poselskich". Tutaj sztab ludzi opracowywuje ekspertyzy i udziela odpowiedzi na pytania posłów. Sympatyczny Młody Człowiek wyjaśnia nam, że z ich pracy korzystają najczęściej posłowie z drugich rzędów. Na specjallistyczną ekspertyzę można czekać nawet do dwóch tygodni. Miesięcznie Biuro wykonuje około 200 zleceń, takich jak te dzisiejsze, np. dotyczące międzynarodowych rozwiązań spraw języków narodowych, albo kwestii dziedziczenia w ustawodastwie Unii Europejskiej.

W czterech wydziałach (Informacji, Prawnym, Społeczno - Ekonomicznym i Budżetowym) pracują prawnicy, ekonomiści, historycy cały czas starający się uzupełniać swoje bazy danych. Korzystają oni z pomocy ambasad, radców handlowych, internetu i oczywiście z ekspertyz zamawianych na zewnątrz, bo jak twierdzi Sympatyczny Młody Człowiek: - Zdarza się, że nie zawsze dysponujemy pełnymi informacjami na dany temat w naszym "akwarium".

Moje skojarzenia z "Akwarium" Suworowa wyjaśnia jednak humorystycznie: - Wie pani, my tu się trochę czujemy jak te rybki...

Stacja 6. Wars czyli bufet u "Hawełka".

W bufecie sejmowym z ciekawostek zaobserwowaliśmy: krakowskie szopki, smutnego Jana Olszewskiego, samotnego Ludwika Dorna; z potraw - były nasze ulubione kluski śląskie. Pani z bufetu zapamięta pewnie wycieczkę, z którejn ktoś stanowczo oświadczył, że na kluskach śląskich się zna i nie da sobie wcisnąć byle czego...

Stacja 7. Jajko marszałka Borowskiego
i posła Urbańczyka.

Spotkanie z rzecznikiem klubu SLD Andrzejem Urabańczykiem. Już na początku chce on sobie zaskarbić naszą sympatię opowiadając nam o marszałku Borowskim. Okazuje się, że Urbańczyk ma zadanie, by "kryć" marszałka na oficjalnych spotkaniach, kiedy ten nieoczekiwanie musi nakarmić czy posprzątać kupkui swojego elektronicznego pieska...

Teraz rozumiem, co miał na myśli dyrektor Kostrzewa, kiedy mówił, że rzecznik prasowy jest jak terrorysta, który kombinuje, jak tu dostać się na pierwszą stronę.

Urbańczyk czaruje nas przez około 40 minut. Chwali sam siebie za własny język, którym kontaktuje się z mediami. Chwali posła Ikonowicza za milczącą wypowiedź w sprawie konkordatu. Gdy przypominamy mu majowy "zamach jajeczny" na jego osobę w Krakowie, odpiera, że to nie tylko jajko, ale tendencja, która nasrasta. Ludziom, którzy wtedy rzucali jajakmi, a teraz mijają go na korytarzu po prostu nie podaje ręki.

Stacja 8. Co ma Tybet do dżentelmena?

Ostatni punkt zgodnie z rozkładem jazdy to spotkanie z rzecznikiem prasowym klubu Unii Wolności, Andrzejem Potockim. Poseł nie wypiera się swojej działalności w Amnesty International na rzecz wolnego Tybetu. Wręcz przeciwnie. Podobnie nie opiera się pytaniom o reformę terytorialną państwa. Na chwilę jednak zdaje się być wyprowadzony z równowagi, gdy przytaczamy mu słowa niedawnej koleżanki klubowej K. Piekarskiej, która dotąd sądziła, że poseł Potocki jest dżentelmenem, a ikazało się że ma tylko ładne nazwisko. Poseł o ładnym nazwisku, nie zamierza jednak odpowiedzieć na pytanie mojego kolegi, czy to z "tych" Potockich...

W sprawie Piekarskiej - najpierw krytykuje ją za brak kompetencji do uprawiania polityki, a następnie chwali za przygotowanie ustawy o prawach zwierząt. Poseł potwierdza także bez większych ceregieli, że istotnie jest najbardziej uśmiechniętym politykiem w Sejmie. Jako najsmutniejszego polityka typuje oczywiście premiera Jana Olszewskiego. Miłośnikom humoru Krzysztofa Daukszewicza obiecuje dalsze występy w kolejnych odcinkach "Na tronie".

Nasz pociąg nie chce już dalej jechać. Tu trzeba wysiąść. Przesiadamy się więc z sejmowych foteli na wygodne siedzenia ekspresu relacji Warszawa - Katowice. "Pociąg wjeżdża na tor przy peronie czwartym. Proszę odsunąć się... " Nie, jeszcze nie tym razem...