My, naród od wieków zahartowany w walce z biedą, żyjący w symbiozie z bylejakością i dziadostwem, staramy się (bardziej lub mniej świadomie) te nasze wstydliwe ułomności pokazać światu jako niewątpliwe zalety. Oto jak podało radio: suma opóźnień wszystkich pociągów w roku 2010 wyniosła ni mniej, ni więcej – tylko 16 lat! W innych krajach pracownicy kolei na wieść o takiej sromocie zawiśliby na semaforach, ale u nas... Kolejny przykład: jak powszechnie już wiadomo, ponad 50 proc. obywateli nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki. A blisko połowa – żadnego druku formatu A4 liczącego ponad 3 strony. We Francji czy w Niemczech księgarze, wydawcy, bibliotekarze sami spłonęliby ze wstydu na stosach, bo przecież nie spalą książek, ale my… Zaraz, zaraz, nie wpadajmy w czarnowidztwo. Jak dumnie poinformował „Teleexpress”: nasza kolej zdobyła się na dołączenie do jednego z dalekobieżnych pociągów specjalnego wagonu-salonu, w którym można podczas podróży napawać się lekturą dzieł Czesława Miłosza. Jadący na przykład do Szczecina, mogą spokojnie brać się za „Dolinę Issy” lub „Zniewolony umysł”, i na pewno zdążą przeczytać. Gorzej jednak, gdy w takim wagonie spotkają się: posłanka Anna Sobecka (która dawno już oprotestowała wszystko, co Miłosza dotyczy – łącznie z jego śmiercią) i autor biografii poety Andrzej Franaszek. Może dojść do walki na noże w otwartych drzwiach wagonu. Proszę się nie obawiać. Młodzież tych gorszących scen nie zobaczy, jako że głównie przebywa w pociągowej toalecie, pijąc piwo i paląc papierosy, czym skutecznie zaprzepaszcza sobie szansę na studiowanie na naszej uczelni. Oczywiście taka sytuacja znajdzie się – obficie zilustrowana stosownymi zdjęciami – na pierwszych stronach tabloidów. I bardzo dobrze! To ogromna szansa dla wielu zaniedbywanych i pomijanych instytucji, mających dbać o rozwój narodowej kultury, a tkwiących na co dzień gdzieś na antypodach społecznego zainteresowania.
A teraz uchylcie Państwo nieco furtkę swej wyobraźni (byle nie w godzinach pracy, bo może skończyć się to tragicznie) i zobaczcie przed oczami duszy: oddziały policji, pałki, tarcze, psy służbowe, gazy bojowe itp. Po co te środki ostrożności? Oto nadjeżdża pociąg z uczestnikami Kongresu Filozofów Polskich. Już w Krakowie doszło do pierwszych ekscesów, kiedy to tomiści skatowali ukrytego marksistę, usiłując udusić go jego własnym czerwonym szalikiem. Przedstawiciele stowarzyszenia Saint Augustine Hooligans spalili czarną flagę i, wyciągając znacząco środkowe palce, ryczeli: – Do Nietzschego! Do Nietzschego! Wcześniej na dworcu w Szczakowej policja spacyfikowała grupę agresywnie zachowujących się sześćdziesięcioletnich wyrostków, którzy rozwinęli transparenty z wulgarnymi hasłami: „Schopenhauer był pedałem” i „Erystyka do śmietnika”. Kiedy pociąg wjedzie na dworzec w Chorzowie, wybierający się na mecz Legia-Ruch kibole z opuszczonymi głowami tkwić będą w niemej zadumie. No bo jak tu przejmować się jakimiś głupimi punktami, bramkami, sprzedanymi meczami, kupionymi sędziami, skoro w pociągu nobliwi starcy walczą o pryncypia, których oni wprawdzie ni w ząb nie rozumieją, ale intuicyjnie wyczuwają, że to coś ważniejszego od miejsca ich drużyny w tabeli. I jak tu ryknąć kibolską pieśń o zoofilskich skłonnościach przeciwników, gdy przez wybite w przedziale okno widać wychudłego uczonego w okularach grubych jak biceps Pudzianowskiego, który okłada opasłym tomem jeszcze chudszego doktoranta, sapiąc przy tym astmatycznie: – A masz za absolut! A masz za ontologię! Ofiara zaś zasłania dłońmi pokiereszowaną twarz, jęcząc błagalnie: – Tylko nie Kantem, profesorze, tylko nie Kantem.