W marcu 2011 r. wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk powołał pełnomocnika do spraw mniejszości narodowych i etnicznych. Została nim prof. UŚ dr hab. Jolanta Tambor, dyrektor Szkoły Języka i Kultury Polskiej UŚ. Do jej zadań należeć będzie m.in.: koordynowanie działań na rzecz mniejszości narodowych i etnicznych w regionie, w szczególności działalność na rzecz respektowania praw mniejszości oraz przeciwdziałanie dyskryminacji.
Została pani profesor pełnomocnikiem wojewody do spraw mniejszości narodowych i etnicznych. Czy to oznacza, że na Śląsku są mniejszości narodowe i etniczne?
– Oczywiście, tak jak w całej Polsce. W kraju mniejszości narodowych jest dziewięć, etnicznych – cztery, zgodnie z Ustawą o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym. Na Śląsku z tych trzynastu jest dziewięć. Największa grupa to mniejszość niemiecka, ale oprócz tego są: Ukraińcy, Romowie, Żydzi, Słowacy, Czesi, Rosjanie… Ta największa grupa liczy ok. 30 tysięcy osób. Mniejszości rejestruje Śląski Urząd Wojewódzki, na razie zgodnie z poprzednim spisem narodowym i z deklarowanymi narodowościami. Na pewno inna sytuacja będzie po zakończeniu najnowszego spisu. Minęło dziewięć lat, a myślę, że w nowej – połączonej Europie – to jest bardzo dużo.
Czyli oznacza to, że taka funkcja jest potrzebna. Czy mniejszości mają jakieś problemy na Śląsku i na czym będzie polegała pani praca?
– Tak naprawdę to jesteśmy jednym z ostatnich województw, w którym wojewoda powołał pełnomocnika do spraw mniejszości narodowych i etnicznych. Są takie, w których pełnomocnicy działają już nawet od kilku lat. Funkcja ma być opiniodawcza i ewentualnie mediacyjna, gdyby zaistniała taka potrzeba. Byłam na spotkaniu z przedstawicielami tych wszystkich mniejszości, które są zarejestrowane w województwie, oraz przedstawicielami Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców. To było dopiero pierwsze takie spotkanie, więc nie poruszyliśmy wszystkich najważniejszych tematów. Czy mniejszości mają jakieś problemy na Śląsku? Oczywiście, to problemy, jakie mają wszyscy – pieniądze, a właściwie ich brak. Musimy o nie nauczyć się walczyć – wszyscy razem. Przedstawiciele mniejszości muszą zdobywać pieniądze na swoją działalność organizacyjną czy statutową. Oczywiście, podstawowe środki są przydzielone w budżecie, bo to jest obowiązek państwa. Natomiast ich działalność polega także na organizowaniu m.in.: festiwali, imprez dla dzieci, wspieraniu edukacji, działalności kulturalnej, nauczaniu języka danej mniejszości, wydawaniu publikacji takich jak czasopisma i książki itd. Na to wszystko potrzeba funduszy. O te fundusze trzeba wnioskować, a przygotowanie takiego wniosku jest dosyć skomplikowane. Trzeba się nauczyć formułować odpowiednie opisy, znajdować partnerów – zarówno w Polsce, jak i zagranicą, zazwyczaj trzeba mieć już wkład własny, który często nie jest mały.
A czy Ślązacy mogą być nazwani mniejszością narodową? A może „większością”?
– Według mnie: nie. Ani mniejszością, ani większością.
To kim są Ślązacy?
– Uważam, że grupą regionalną lub etniczną. Nawet mniejszością etniczną nie chciałabym ich, nas nazywać, ale właśnie grupą etniczną. Są grupą podobną do Kaszubów; grupą, która ma prawo „dobijać się” o swój język regionalny. Śląszczyzna, wedle dzisiejszego prawa, czyli wedle ustaleń Europejskiej Karty Języków Mniejszościowych lub Regionalnych i Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym, ma wszelkie predyspozycje po temu, żeby została uznana za język regionalny. Ustawa formułuje bardzo wyraźnie, że mniejszością narodową nazywa się grupę, która ma swoją własną mowę, pielęgnuje kulturę, tradycje itd. oraz ma oparcie w narodzie zorganizowanym we własnym państwie. Nie ma państwa śląskiego, nie było i mam nadzieję, że nie będzie. Jestem przeciwniczką takich idei.
Ale koncepcja autonomii Śląska to nie jest to samo, co koncepcja państwa śląskiego… Jak pani profesor ocenia taką ideę?
– Nie znam jej aż tak dokładnie, żebym mogła jej bronić lub ją krytykować. Z tego co wiem i czytam, to myślę, że autonomia może być rozumiana jako bliska większej samorządności, niż to jest w tej chwili, i wydaje mi się, że generalnie Europa w tym kierunku dąży – chociaż przykład Hiszpanii pokazuje, że może, na początku, iść w złym kierunku. Jak donoszą media – Katalończycy doprowadzili do powstania takich szkół, w których zabrania się uczenia języka hiszpańskiego. I to nie jest dobra sytuacja. Naszym językiem narodowym i oficjalnym jest język polski. Wszyscy, którzy są obywatelami Rzeczpospolitej Polskiej, mają obowiązek, ale i zaszczyt, posługiwania się językiem polskim, i to posługiwania się jak najlepszą, poprawną, niezwulgaryzowaną i piękną polszczyzną. Natomiast język regionalny służy kontaktom regionalnym. Jest językiem pomocniczym, powinniśmy go też pielęgnować, chcieć, żeby się rozwijał, ale nie zamiast, tylko obok i do innych celów.
Nie mamy jeszcze wyników Narodowego Spisu Powszechnego 2011, on jeszcze trwa. Jak pani profesor szacuje, ile osób na Śląsku wypowie się, że jest narodowości śląskiej?
– Nie wiem. Czytałam szacunki z badań sondażowych lub ankietowych, ogłoszone przez „Dziennik Zachodni” jeszcze przed rozpoczęciem spisu. Według nich ocenia się, że takich osób może być od 300 tys. do 500 tys.
To jest sporo…
– To jest bardzo dużo. A w obecnej sytuacji politycznej może ich być znacznie więcej.
Co powiedzieć osobom, które chcą uznania narodowości śląskiej?
– Myślę, że większość osób wypełniających spis nie rozumie różnic prawnych pomiędzy narodowością a grupą etniczną, ale to nic dziwnego, bo i naukowcy nie potrafią się z tym uporać. Więc dlaczego osoba, która nie jest socjologiem, etnologiem, albo po prostu nie ma wykształcenia w tym kierunku, ma to wiedzieć? Takim wyjściem satysfakcjonującym wszystkich byłaby pozycja, jaką przyznano Kaszubom, czyli uznania Ślązaków za grupę, której przysługuje prawo posługiwania się językiem regionalnym. Ważne byłoby, żeby język regionalny był uznany ustawowo, bo to daje i prestiż, i pewne przywileje, i możliwości rozwijania edukacji, i publikowania, itd. A wracając do spisu, pytanie w nim jest bardzo źle sformułowane. Brzmi ono: „czy odczuwa pan(i) przynależność etniczną do innego narodu lub wspólnoty etnicznej?”. Jeżeli ktoś wybrał śląską, to ci, którzy będą liczyć głosy, nie wiedzą, co taki człowiek miał na myśli: przynależność do innego narodu czy grupy etnicznej? Bo to jest w jednym pytaniu. Tak czy inaczej, osoby, które wybrały taką opcję, pokazują, że chcą jakiegoś sposobu uznania ich kulturowej odrębności.
Bo istnieje ona niewątpliwie… i jest chyba najsilniejsza w Polsce, no chyba poza Kaszubami.
– I góralami. Spotkałam się już z takim pytaniem: „czemu górale nie potrzebują takiego uznania, jak Kaszubi i Ślązacy?” Pewnie dlatego, że góralszczyzna, podhalańszczyzna, czy jakkolwiek by to określić, od zawsze (mówiąc „od zawsze” mam na myśli około sto kilkadziesiąt lat) była nadzwyczajnie prestiżowa. Prestiż góralszczyzny podnoszą tacy twórcy i artyści, jak: Witkacy, Przerwa- Tetmajer, Kasprowicz, później ks. prof. Tischner czy Jan Paweł II itd. Skoro ten prestiż od tak dawna jest tak duży, to nigdy nie było specjalnego naporu, aby go dodatkowo podnosić. W przypadku Śląska jest dokładnie odwrotnie. Nasz region był i, niestety, wciąż jest uznawany za region gorszy, zapóźniony kulturalnie…
…a język śląski za język górników, „roboli”, czyli ludzi niewykształconych, a zatem osoba wykształcona nie powinna mówić po śląsku…
– Ja chciałabym mówić po śląsku i mówię, a raczej godom, w różnych sytuacjach, w których jest to potrzebne, np. w rozmowach z osobami starszymi i tymi, którzy używają śląszczyzny na co dzień, nie widzę w tym żadnej ujmy. Stwierdzenie, że język śląski jest gorszy, bo jest językiem „roboli” i górników, mnie oczywiście uraża, bo jestem z górniczej rodziny i uważam, że to jest prestiżowe – być z rodziny o tradycjach także zawodowych. Bardzo sobie to chwalę.
Rada Języka Polskiego wydała ocenę – nie uznała gwary śląskiej za język regionalny. Czy pani profesor może się odnieść do tej oceny?
– Nie czytałam tej opinii, znam tylko te fragmenty, które zostały zacytowane w prasie. W tych fragmentach (mam nadzieję, że nie zostały przekręcone przez dziennikarzy) w kilku miejscach jest napisana nieprawda. Na przykład, w opinii Rady Języka Polskiego napisane jest, że śląszczyzna nie jest skodyfikowana pod względem ortograficznym, a to jest wymóg Europejskiej Karty i Ustawy. Po pierwsze, kodyfikacja w pewnym stopniu już nastąpiła; czy ona nie będzie ulegała przekształceniom, to jest inna sprawa. Po drugie, nie ma takiego zapisu w Europejskiej Karcie, nie ma żadnego wymogu kodyfikacji. Poza tym, jak wielokrotnie pisali o tym językoznawcy ogólni, tacy jak: Alfred Majewicz, Tomasz Wicherkiewicz, czy prof. Bogdan Walczak, na świecie uznaliśmy istnienie od 6,5 do 7,5 tys. języków, z czego 7 proc. to języki dobrze opisane i spisane, następne 15 proc. to języki, które mają pisane wersje i niecałe 80 proc. to języki, w których nikt nigdy nie napisał ani jednej literki. A jednak w językoznawstwie uznajemy je za języki. Mam nadzieję, że osoby z Komisji Sejmowej Mniejszości Narodowych i Etnicznych znają dobrze ustawę i tego punktu w opinii Rady Języka Polskiego nie będą brali pod uwagę.