W Nowy Rok wchodzimy z nadzieją, bo w związku z dalszym dynamicznym rozwojem oszczędności trudno nam w ten rok wjechać. Chciałoby się wjechać koleją, lecz koleje nie tanieją. Nie będzie w tym roku Uniwersytet fundował zniżek kolejowych, więc trzeba skorzystać z dawnej rady, która brzmiała ,,ty byś mniej jeździł, a więcej czytał". Niestety, z czytaniem też mogą być niejakie kłopoty, bo czasopisma też nie tanieją. Może więc uczeni, którzy nie mogą jeździć ani czytać będą więcej pisać? Przydałoby się nie tylko więcej, ale przede wszystkim lepiej, bo w tej konkurencji, przekładającej się na kategorię poszczególnych dyscyplin, Uniwersytet wypada raczej średnio. Prawdę mówiąc w wielu innych kategoriach też wypadamy średnio, choć finansowo wciąż nieźle, jak to ogłoszono w mediach pod koniec roku. Niestety, jakkolwiek gospodarność jest godna pochwały, to pieniądze, o których mowa nie są na miarę naszych ambicji - bardziej na miarę naszych możliwości.
Pojawiają się różne pomysły na zwiększenie dochodów Uczelni. Być może przyjadą Chińczycy studiować w kraju, który wysłał im już w postaci złomu wszystko, co zawierało choć trochę żelaza. Nasi przodkowie mawiali, że lubują się w żelazie mając złoto w pogardzie. Okazało się, że mentalność uległa zmianie, bo współcześni Polacy bez większych oporów wymienili szyny, studzienki kanalizacyjne, miecze i lemiesze na papierowy pieniądz. Do wymiany na złoto pozostały już tylko szare komórki, ale czy Chiny to kupią?
Jest też pomysł, żeby zwiększyć dochody pozyskując środki na badania naukowe. Jest to pomysł raczej fantastyczny, jeśli wziąć pod uwagę dotychczasową życzliwość instytucji przyznających takie środki dla naszych uczonych.
Przykłady innych lepiej sytuowanych uniwersytetów nie nadają się do bezpośredniego zastosowania. Żeby znaleźć się w górnej części rankingu trzeba albo działać sześćset kilkadziesiąt lat, albo mieć siedzibę w stolicy kraju, albo mieć kogoś w rządzie niezależnie od tego, kto akurat rządzi. Pierwsza sytuacja nie będzie nas dotyczyć jeszcze przez jakiś czas, druga ewentualność też raczej jest wykluczona, bo stolicę przenosi się w Polsce z rzadka (ale gdyby się taka możliwość pojawiła, to powinniśmy się zgłosić, zwłaszcza, że Kraków ustami wieszczów Turnaua i Sikorowskiego zrezygnował z konkurencji). Zaś co do polityków, to było ich już paru w okolicach zbliżonych do kręgów decyzyjnych, ale ich wrodzony śląski altruizm nie pozwolił na ,,załatwienie" kasy dla swoich.
Niedawno ,,Gazeta Uniwersytecka" opublikowała dokumenty dotyczące prehistorii naszej Uczelni. Już w latach czterdziestych ubiegłego wieku (a może i wcześniej, ale dokumenty dotyczyły tamtego okresu) podjęto w Katowicach próby utworzenia Uniwersytetu. W tej sprawie zwrócono się o pomoc do najstarszej polskiej Akademii, ale - mimo starannych poszukiwań archiwalnych - nie można znaleźć odpowiedzi na tę prośbę. Być może z perspektywy Krakowa inicjatywa wydała się nie dość poważna, by ją rzeczowo potraktować, a może jakieś złe Mzimu przechwyciło i zniszczyło odpowiedź, urywając w ten sposób dalszą korespondencję. Lepiej wierzyć w złe Mzimu, bo sama myśl, że potraktowano niepoważnie pomysł utworzenia uniwersytetu na Górnym Śląsku, mógłby wywołać rozruchy i niepotrzebne napięcia regionalne. Ludzie tutaj bardzo są bowiem ambitni i wrażliwi.
Niestety, dalszy bieg wypadków, już po 1968 r., pokazuje, że nadal nie jesteśmy traktowani zbyt poważnie. Najpierw traktowano nas jak parweniusza i nazywano ,,czerwonym uniwersytetem", choć bodaj w żadnej uczelni nie internowano tylu ,,elementów antysocjalistycznych", łącznie z rektorem Chełkowskim, co właśnie tutaj. Potem przez całe lata, nawet w wolnej Polsce, kultywowano mit Śląska jako skazanej na zagładę krainy węgla i stali. Któż chciałby inwestować w krainie skazanej na zagładę? Po cóż takiej krainie uniwersytet? Na Nowy Rok życzę naszej społeczności, żeby nas brano bardziej na serio niż dotąd. Oczywiście, przede wszystkim my się musimy sami traktować poważnie.
Stefan Oślizło