Zatrważająca frekwencja, wadliwa organizacja, brakujące listy uprawnionych do głosowania i niedoszli kandydaci, którzy nie byli w stanie znaleźć swojego nazwiska na listach wyborczych - taki był obraz tegorocznych wyborów do samorządu studenckiego. Kto jest temu winien? Najprostsza odpowiedź brzmi: "Oni". Najbliższa prawdy to: MY!
Nieprawidłowości, jakie wyłoniły się podczas organizacji wyborów, skłoniły nas do przyjrzenia się bliżej działalności całego samorządu. Prosta logika kierowała ku stwierdzeniu: skoro samorząd nie potrafi nawet zorganizować wyborów, to jak może skutecznie reprezentować nas przed władzami uczelni? Jak może dbać o interesy braci studenckiej w kontaktach z innymi uczelniami czy instytucjami, wreszcie, jak może racjonalnie i sprawiedliwie dysponować pieniędzmi przeznaczanymi co roku na działalność studencką?
Z takimi właśnie pytaniami skierowaliśmy się do nowo wybranych członków Uczelnianej Rady Samorządu Studenckiego. Dotarliśmy także do sprawozdań finansowych z działalności samorządu w roku 2003 oraz ramowego rozliczenia za rok bieżący. Przeprowadziliśmy szereg rozmów z przedstawicielami kół naukowych, administracji uniwersyteckiej i "zwykłymi" studentami. Pytaliśmy, jak oceniacie działalność samorządu. Obraz, który w ten sposób się zarysował, daleki jest od ideału. Ważne jest to, że nie jest to jedynie obraz działalności uczelnianej, czy wydziałowych rad samorządu studenckiego. To raczej wizerunek szeroko rozumianej studenckiej aktywności, a co za tym idzie także samorządności. Innymi słowy: Jacy studenci, taki samorząd!
Republika kolesiów?
Wystarczy przejrzeć kilka archiwalnych numerów "Suplementu" aby bez zbędnej wnikliwości zauważyć, że... bez przerwy piszemy o tych samych ludziach. Czterdzieści tysięcy studentów, a ,,rządzi nami" garstka. Czy naprawdę tak dużej jednostki, jaką jest UŚ, nie stać na nieco bardziej liczebną warstwę aktywistów? Republika kolesiów - ktoś powie - nikogo nie dopuszczą do koryta! Sprawa jednak nie jest taka prosta, a prawda leży zdaje się tam, gdzie zwykle - "Wszędzie, na każdym niemalże wydziale, był problem z udziałem ludzi w komisjach wyborczych. Nikt nie chciał się tego podjąć. Musieliśmy dzwonić i prosić osobiście, żeby kogoś skłonić do tej funkcji" - tłumaczy Łukasz Ziębiński, przewodniczący komisji prawnej URSS. Już to obrazuje zapał studentów do uczestnictwa w życiu uczelni. Sławek Gruszka, zwycięzca w grudniowych wyborach na przewodniczącego URSS komentuje to tak - "Jeżeli ktoś jest bierny, to jego sprawa, nie mogę mu tego prawa odmówić. Aczkolwiek, z drugiej strony, jeżeli ktoś jest aktywny, to ci bierni nie powinni mu w tym przeszkadzać. Plakaty o wyborach były rozwieszone po całej uczelni. Pytanie, kto się nimi interesował..." - nowy przewodniczący zawiesza znacząco głos. I rzeczywiście, zainteresowanie studentów wyborami było żadne. Tylko, jak można się temu dziwić, skoro nawet tegoroczni kandydaci nie wykazali się szczególnym zaangażowaniem w kampanię wyborczą.
Ich promocja zgodnie z tradycją ograniczyła się do
Wybrani niedawno członkowie rad Samorządu Studenckiego |
Ten problem sprawia, że już na starcie studencki samorząd skazany jest na ułomność. Niedoskonałość systemu wyłaniania członków, która, póki co wydaje się być problemem nierozwiązywalnym, sprzyja różnym mutacjom i chorobom strukturalnym w jego łonie. Dostępna władza, możliwość rozbudowania swojego CV przez wyjazdy na szkolenia i konferencje oraz pozorne "trzymanie ręki na kasie" (URSS ma do rozdysponowania ponad 260 tysięcy złotych na rok) powodują, że do poszczególnych rad garną się również zwykli karierowicze. Kierują nimi przede wszystkim względy ambicjonalne, chęć dotarcia jak najwyżej. Nie wszyscy chcą być w samorządzie, by rzeczywiście działać na rzecz społeczności akademickiej. Kiedy okazuje się, że nie można od razu załapać "wysokiego stanowiska", chęć do działania diametralnie maleje. Skutek - choć liczba członków wydziałowych samorządów waha się w granicach 8-12 osób, to tak naprawdę aktywnie działa co najwyżej połowa z nich. O swoich doświadczeniach w takich sytuacjach opowiada obecny szef URSS - "Jako przewodniczący Rady Wydziałowej WNS-u, w minionej kadencji miałem do wyboru, albo prosić i zmuszać niektórych do jakichkolwiek działań, albo działać i zająć się rzeczywiście tym, co do nas należy. Wybrałem to drugie, tak według mnie powinni postępować studenccy samorządowcy." A jest po co być aktywnym -"Tutaj człowiek uczy się, jak działać szybko, skutecznie. Jak kontaktować się z władzami uczelni, miasta, regionu. Wreszcie tu zdobywa się kontakty, które później mogą zaprocentować. To są oczywiste korzyści, które czerpią członkowie samorządu" - przekonuje Sławek Gruszka.
Wyborczy sprawdzian
Doskonałym wyznacznikiem efektywności funkcjonowania poszczególnych rad wydziałowych oraz URSS były ostatnie wybory. Ich organizacja należy do obowiązku ustępującego samorządu. Z opisanych powyżej powodów koordynują je trzy, może cztery osoby na wydziale i kilkoro studentów w Uczelnianej Radzie Samorządu Studenckiego. Ta garstka aktywistów nie zawsze jest w stanie prawidłowo zorganizować całokształtu życia studenckiego na uniwersytecie, w tym wyborów. Niemożliwością jest też powołanie odrębnego, centralnego organu czuwającego nad ich przygotowaniem i przeprowadzeniem. Po prostu żaden student nie podejmie się tego.
Czym to skutkuje? Na Wydziale Nauk Społecznych nie było w dniu wyborów pełnych list wyborczych. Nie udało się uzyskać wszystkich list z dziekanatów studiów zaocznych. Brakowało rąk do pracy. Z trudem powołane wyborcze komisje wydziałowe przez kolejne dwa tygodnie po wyborach nie były w stanie dostarczyć sprawozdań z głosowania do Centralnej Komisji Wyborczej. Z niektórych dostarczonych sprawozdań nie można i tak obliczyć frekwencji, ponieważ nie było podanej ogólnej liczby uprawnionych. Do Komisji Centralnej wpłynęły dwa protesty próbujące podważyć legalność wyborów. Jeden z nich, dotyczący WNS-u, został uznany za bezpodstawny. Dotyczył między innymi przejawów łamania ciszy wyborczej i wniósł go jeden z kandydatów. Problem w tym, że ten obszar nie jest w ogóle regulowany przez regulaminy. Przedstawiciele nowo powołanego samorządu twierdzą, że utrzymanie ciszy wyborczej jest niemożliwe, nie miałby tego nawet kto kontrolować, a kolejny martwy przepis nikomu do szczęścia nie jest potrzebny. W drugim przypadku protest wniosła niedoszła kandydatka na Wydziale Filologii. Niedoszła, bo nie była wpisana na listach do głosowania, choć twierdziła, że zgłoszenie złożyła zgodnie z wymogami. Łukasz Ziębiński, przewodniczący komisji prawnej URSS, również przewodniczący Centralnej Komisji Wyborczej, nie ustalił w rozpoczętym dochodzeniu, co się tak naprawdę wydarzyło. Jak tłumaczył, część osób mówiła, że widziała zgłoszenie, część temu zaprzeczała, a w końcu skargę wycofano.
Niewypielęgnowany ogródek
Pomimo nikłego zainteresowania studentów samorządem, przekładającego się na mierne uczestnictwo w wyborach, samorząd jest miejscem ciągłych tarć i przekształceń. Walki frakcyjne to przecież też element polityki. W grudniu 2003 roku Anna Kaleta zrezygnowała z pełnienia funkcji przewodniczącej, nie podając oficjalnie powodów swojego odejścia. Było to tuż przed zaakceptowaniem budżetu - czyli podziału środków na działalność studencką. Na jednym posiedzeniu URSS Kaleta podała się do dymisji, wybrano nowy zarząd i przewodniczącego. Na drugim konstruowano już wydatki. W biurze URSS nie odnaleziono sprawozdania z wykonania budżetu za rok 2003, robionego jeszcze przez poprzednią przewodniczącą. Wydruk z tego dokumentu mogliśmy uzyskać dopiero w Dziale Spraw Studenckich, po uprzedniej zgodzie prof. dr. hab. Wojciecha Świątkiewicza i obecnych władz samorządu, które nie chcą jednak komentować działań swoich poprzedników - "Na tym dokumencie jest tylko pieczątka Anki Kalety. Nie ma natomiast żadnej adnotacji księgowej, która musi takie rozliczenie zaakceptować. Wydaje mi się, że to nie jest ostateczne sprawozdanie" - mówi Sławek Gruszka, przewodniczący URSS.
Niechęć obecnego samorządu do komentowania zeszłorocznego rozliczenia nie dziwi, jeśli weźmie się pod uwagę, że już po pobieżnym przejrzeniu w dokumencie tym można zauważyć kilka nieścisłości. A przecież o tym, jak ważne jest klarowne i rozsądne gospodarowanie pieniędzmi, nie trzeba nikogo przekonywać. URSS ma co roku ponad 260 tysięcy złotych do rozdysponowania. Środki pochodzą między innymi z dotacji budżetowej określonej zarządzeniem Rektora, przychodów ze studiów zaocznych i wieczorowych (0,7 %), dotacji celowych, darowizn i zapisów, przychodów własnych i przychodów z wynajmu klubów studenckich (50 %). Z tych pieniędzy jest projektowana i pokrywana wszelka działalność studencka, zatem od tego właśnie zależy wszystko, co ma miejsce na uniwersytecie, a jest robione przez studentów. Od samorządu zależy to, czy i jak zorganizowane zostaną Juwenalia, konferencje. Czy na Uniwersytet zostanie zaproszony kolejny polityk, a nie naukowiec, czy zorganizuje się kolejną debatę oksfordzką, a nie konferencję naukową, czy finansuje się rozwój projektów badawczych, czy raczej imprez integracyjnych, czy w końcu inwestuje się w poprawę sytuacji studentów na uniwersytecie (na przykład w system informowania, który właściwie nie istnieje) czy w rozwój własnych umiejętności i zdolności członków samorządu.
Jedna ze studentek Uniwersytetu Śląskiego (chcąca zachować anonimowość), która uczestniczyła w działaniach samorządu sprzed kilku lat na jednym z wydziałów, tak opisuje swoje doświadczenia - "Nie było problemem zorganizowanie wyjazdu "integracyjnego" za pieniądze z kasy samorządu. Wystarczyło napisać, że to konferencja. Nikt nie pytał, na co te pieniądze tak naprawdę zostały wydane. Faktury za wynajem autobusu, noclegów i wyżywienia przecież były, a to, co tam naprawdę miało miejsce nikogo nie interesowało." Takich zarzutów nie brak i dziś. W czasie miesiąca przygotowań do tego artykułu, nasza redakcja otrzymała anonimowy list jednego ze studentów UŚ rozżalonego i zirytowanego obecną polityką samorządu. Oto fragment listu: "Doszły mnie słuchy, że Redaktorzy ,,Suplementu" szykują się do opublikowania artykułu na temat ,,działalności" Samorządu Studenckiego. Myślę, że najwyższy czas zdemaskować ich ,,politykę", bo to, co dzieje się na Uczelni w związku z ich poczynaniami, przekracza już granice ludzkiej cierpliwości. Kolejne konferencje w Zakopanem, czy Krynicy za pieniądze Uczelni powodują tylko pianę na ustach... Większość szarych studentów nie wie, na co tak naprawdę przeznaczane są pieniądze z kasy Samorządu. Najbardziej cierpią na tym koła naukowe, które sukcesywnie są odcinane od zasobów materialnych (...)" - żali się anonimowy autor listu.
Tego typu rozumowanie jest obecne wśród ogromnej części studentów. Nieoficjalnie, sami samorządowcy przyznają, że nie raz spotkali się z pytaniem: Ile kasy na tym wyciągnąłeś? Ile z tego masz? Pogląd taki prezentują jednak osoby, które nie mają pojęcia o procedurze korzystania z pieniędzy publicznych. A takimi są właśnie fundusze przeznaczane na działalność studencką. Obecne władze samorządu zapewniają, że nie jest możliwa defraudacja pieniędzy - "Tu nie ma mowy o żadnym przekręcie" - tłumaczy Sławek Gruszka - "Wydatkowanie pieniędzy z kasy samorządu wymaga wstępnej zgody władz Uniwersytetu. Jeżeli organizujemy lub jedziemy na jakąś konferencję, musimy przedstawić jej program, kartę zgłoszenia. Co roku URSS składa w Dziale Spraw Studenckich merytoryczne i finansowe sprawozdanie, gdzie na każdą wydaną złotówkę musi być przedstawiona faktura." - dodaje.
Problem w tym, że nawet przy zachowaniu wszystkich możliwych procedur, można wydać pieniądze bezsensownie. Co roku ogromne emocje wzbudza rozdział funduszy na działalność kół naukowych oraz rad wydziałowych. Jak zapewnia przewodniczący Gruszka, w tym roku kryteria przydziału będą jasno określone - "Staramy się je dawać pieniądze tym, którzy rzeczywiście coś robią. Premiujemy taką politykę, w której jest jak najmniej wyjazdów, a jak najwięcej działań na własnym podwórku, dostępnych dla przeciętnego studenta. Na kryterium przyznania środków dla koła składa się ilość wydanych pieniędzy w roku ubiegłym, to na co te pieniądze spożytkowano, a w tym roku także przedstawienie przez dane koło projektu uczestnictwa w planowanym "Festiwalu Nauki".
Idą zmiany. Czy na lepsze?
Obecni przedstawiciele studentów, wybrani niespełna miesiąc temu, mają pełne ręce roboty, a muszą działać w klimacie nieufności i oskarżeń ze strony studentów. Szwankuje system informacji, który właściwie nigdy nie funkcjonował bez zarzutów. Strona internetowa samorządu posiada jedynie właściwości rekreacyjne - można popatrzeć i nadal nic nie wiedzieć. Oprócz aktualnego składu organów samorządu, ram prawnych i opisanej chlubnej wizji i misji, trudno się było dokopać konkretów. W niedługim czasie ma się to zmienić. Zarówno wydziałowe rady, jak i URSS pracują nad uaktualnieniem stron. Wciąż wiele do życzenia pozostawiają ramy prawne, w oparciu o które działa samorząd. Ale przedstawiciele URSS zapewniają, że i z tym zrobią porządek. Zaczynają od własnego podwórka. Komisja prawna postanowiła zmienić niektóre niedoskonałości regulaminów o ordynacji i samorządzie. Przede wszystkim postuluje wprowadzenie wydawania obowiązkowych potwierdzeń złożenia kandydatury do wyborów. Gdyby wnosząca w tym roku protest na Wydziale Filologicznym miała takowe potwierdzenie, wybory by wstrzymano i wydrukowano nowe listy do głosowania (taka sytuacja miała miejsce podczas wyborów w 2002 roku na WNS-ie, wybory przesunięto wtedy godzinę do przodu). Projektowanych jest też wiele zmian tyczących się właśnie promocji, informacji i powiadamiania studentów o działaniach samorządów, kół naukowych i Biura Promocji i Karier. Samorząd chce również eliminować leniwych delegatów do URSS. Jeśli delikwent nie pojawi się na zebraniu dwukrotnie, zostanie usunięty z rady uczelnianej. Przede wszystkim jednak młodzi aktywiści zamierzają działać na rzecz studentów. Na spotkanie z dziennikarzami ,,S" przyszli ze świeżą informacją o zniżkach w Teatrze Wyspiańskiego. Od zeszłego tygodnia student wraz z osoba towarzyszącą ma prawo do zakupu biletu po promocyjnej cenie. Wszystkie te działania mają zmienić wizerunek samorządu w oczach studentów. Sprawić, że członek uczelnianej czy wydziałowej rady będzie się kojarzył przede wszystkim z osobą, do której można się zwrócić o pomoc. Taka jest przecież rola samorządu i miejmy nadzieję, że dowodem na to, że sprawy idą w pozytywnym kierunku będą następne wybory, które powalą wszystkich swoją spontanicznością, rozmachem i perfekcjonizmem w organizacji.
Agata Piszczek
współpraca: Maciej Leśnik
To trzeba załatwić! Podczas zorganizowanej kilka tygodni temu na WNS-ie debaty przedwyborczej, jej uczestnicy, publiczność oraz organizatorzy ustalili sześć głównych problemów dotyczących tego wydziału, ale odnoszących się także do innych. Rozwiązanie tych problemów powinno przyczynić się zarówno do wzrostu aktywności studentów, jak i wzrostu efektywności samego samorządu. Wkrótce listę tych postulatów złożymy oficjalnie na ręce przewodniczącego wydziałowej rady samorządu WNS. Póki co, publikujemy ją poniżej.
|
Frekwencja wyborcza Frekwencja wyborcza na poszczególnych wydziałach (dane w procentach):
*Komisje wyborcze na WNS i PiPS nie posiadały informacji o ogólnej liczbie uprawnionych do głosowania, co uniemożliwiło obliczenie frekwencji. Udało nam się jedynie uzyskać liczbę głosujących. Na WNS swoje głosy oddało 490 studentów, na PiPS - 200. |
Na co wydaje samorząd? Przedstawiamy podział środków na działalność studencką w 2004 roku. (wybrane pozycje):
Budżet URSS - 74 200 zł Wydziałowe Rady Samorządu Studenckiego:
|
Koła naukowe, które uzyskały najwyższe dotacje:
Powyżej 5 000 zł:
Powyżej 4 000 zł:
Powyżej 3 000 zł:
Powyżej 2 000 zł: |
Przykłady działalności URSS w 2004 r.
|