20 listopada br. w siedzibie rozgłośni na osiedlu akademickim UŚ w Katowicach-Ligocie odbyło się spotkanie z okazji XXXV-lecia Studenckiej Stacji Radiowej Egida. W jubileuszu wzięli udział byli i obecni pracownicy radia, słuchacze, władze uczelni oraz zaproszeni goście i przyjaciele. W ramach uroczystości wyświetlono film dokumentujący działalność Radia oraz rozdano honorowe legitymacje. Prorektor ds. Kształcenia UŚ prof. dr hab. Wojciech Świątkiewicz odczytał okolicznościowy list gratulacyjny. Z byłymi "Egidowcami" - Franciszkiem Prockiem i Grażyną Sendek - rozmawiała Agnieszka Sikora.
Agnieszka Sikora: Był Pan pierwszym redaktorem naczelnym Radia Egida. Jak Pan wspomina początki studenckiej rozgłośni?
Franciszek Procek: Początkowo
|
Franciszek Procek |
nie chciałem się tego podjąć, ale namawiano mnie, szczególnie Marek Mikuła, wówczas był studentem fizyki. Znał się na sprzęcie, ale szukał kogoś do spraw programowych. Ja byłem na pierwszym roku psychologii. Przychodził do mnie, namawiał, żebym zgodził się na współpracę, na organizację rozgłośni. Jednak nie chciałem angażować się w coś poza nauką. Chciałem studiować i podobały mi się studia, ale z drugiej strony interesowałem się dziennikarstwem już w szkole średniej. I tak krok po kroku wciągnęli mnie, a później już powstał wspaniały zespół. Ktoś musiał nim pokierować, więc zgodziłem się. To był przypadek, że w 1969 roku zebrało się ok. 20 osób - bardzo utalentowanych, studiowali na różnych filologiach, przede wszystkim na filologii polskiej (nie było wtedy dziennikarstwa), także na historii, psychologii, ale również byli studenci nauk ścisłych, Wydziału Techniki. Wiele osób z pierwszego zespołu po studiach kontynuowało pracę dziennikarską, np. Jan Kochańczyk - to był człowiek orkiestra, pisał pastisze, wspaniałe kryminały, recenzje, prowadził audycje muzyczne, komentował muzyczne wydarzenia, pisał recenzje filmowe, pamiętam go jako wybitną postać. Edward Kabiesz, był filarem naszego zespołu, dziś jest filmoznawcą i jednym z redaktorów "Gościa Niedzielnego". Mile wspominam także z tego okresu: Janusza Kucika, Ewę Minkinę, Małgorzatę Przybyłę (była po mnie kierownikiem radia), Janusza Muszyńskiego (dziś jest krytykiem muzycznym). Ja specjalizowałem się w felietonach satyrycznych, ale również z Januszem Kucikiem prowadziliśmy "na żywo" dyskusje o sytuacji międzynarodowej. Naśladowaliśmy ówczesne popularne programy radiowe i telewizyjne w audycji zatytułowanej "Sonar". Wszyscy byliśmy bardzo zgraną grupą przyjaciół. Cały wolny czas spędzaliśmy razem. To był najpiękniejszy okres w moim życiu i wspaniała przygoda.
Jest Pan twórcą nazwy Studenckiej Stacji Radiowej Egida? Skąd wziął się pomysł na taka nazwę?
F.P.: Egida to tarcza. I my rzeczywiście byliśmy taką tarczą. Broniliśmy studentów, którzy wtedy nie mieli takich możliwości obrony swoich interesów i praw, takich organizacji jak obecnie. Trzeba wspomnieć także, że nawet na drzwiach wejściowych do Radia wisiało hasło "Egida waszą egidą".
Przełom lat 60-tych i 70-tych to także okres przemian politycznych w Polsce. Jak atmosfera ówczesnego PRL-u wpływała na działalność Radia?
F.P.: Aż trudno uwierzyć, że na przełomie lat
|
Grażyna Sendek |
60-tych i 70-tych, mogło powstać medium tak absolutnie niezależne. Nikt nas nie cenzurował. Większość naszych audycji odbywała się na żywo, a te, które nagrywaliśmy nie były za moich czasów przez nikogo ocenzurowane. Głównie koncentrowaliśmy się na sprawach uczelnianych, naszego środowiska, od początku widzieliśmy swoją rolę, jako radia, które informuje, komentuje też sprawy międzynarodowe, to, co dzieje się w kulturze, ale również krytykuje negatywne zjawiska, które zauważamy w środowisku akademickim. Dlatego krytykowaliśmy administrację za biurokrację i działaczy studenckich głównie za maniery, a raczej za nawyki dygnitarskie. Był taki przewodniczący rady uczelnianej, Wojtek Paprotny, któremu bardzo się obrywało. Ponieważ działacze wracali do akademika późno w nocy, często nie słyszeli naszych audycji na żywo. Ów przewodniczący dzwonił potem do mnie i pytał, czy może posłuchać nagranej audycji. Przychodził do studia, włączaliśmy magnetofon i trzeba było, patrząc prosto w oczy, słuchać razem z nim nagrania. On kiwał głową, czasem polemizował, czasem mówił "macie rację" i pozostawaliśmy w dobrych stosunkach. Gdy przestałem być kierownikiem radia, to właśnie on zaproponował mnie na wiceprzewodniczącego rady uczelnianej ZSP i chociaż tego nie planowałem, wciągnąłem się w działalność społeczną i pełniłem funkcję w organizacji, którą wcześniej krytykowałem jako dziennikarz studencki.
Jednym z najpopularniejszych głosów Radia Egidy była "Funia". Pod tym pseudonimem kryła się ówczesna studentka matematyki, a obecnie pracownik UŚ - Grażyna Sendek. Jak to się stało, że trafiłaś to Egidy i jakie były Twoje początki pracy radiowej?
Grażyna Sendek: Do Radia ściągnęli mnie koledzy z
|
Od lewej: Prorektor ds. Kształcenia prof. dr hab.
Wojciech Świątkiewicz, pierwszy Redaktor Naczelny
Egidy - Franciszek Procek, Główny Specjalista ds.
Kultury i Organizacji Imprez - Aleksandra Kielak |
mojego roku. Byłam wtedy rzeczywiście na pierwszym roku matematyki. Nagrywali słuchowisko i potrzebny im był damski głos. I tak zostałam na parę lat. Pierwsze moje słuchowisko powstało na kanwie tekstu Ireneusza Iredyńskiego. Mieliśmy w Egidzie książkę ze słuchowiskami Iredyńskiego i w sumie zrobiliśmy ich kilka. W moich czasach, a trafiłam do Egidy w 1976 r., rozgłośnia mieściła się w czterech pokojach. Mieliśmy dwa studia, z których jedno było rzadko wykorzystywane, gdyż nie dysponowaliśmy jeszcze dostateczną ilością sprzętu, mieliśmy tylko jeden magnetofon studyjny, ZK-140 (czterościeżkowy) i stół mikserski. Jedno z pomieszczeń stanowiło pokój redakcyjny, w którym znajdował się telewizor. Był to drugi telewizor w akademiku (pierwszy był w świetlicy). Miało to kolosalne znaczenie dla rozkwitu życia towarzyskiego w rozgłośni, studio było centrum życia studenckiego, przewijało się tu dużo ludzi: tych, którzy pracowali w Egidzie i tych, którzy nas odwiedzali. Zależało nam również, żeby ludzi przyciągnąć do siebie i przychodzili, oglądali, jak brakło na przykład herbaty, to zaraz ktoś przynosił ją i nas ratował. Zawiązywały się znajomości, przyjaźnie. Dużo było spontaniczności i radości w tym, co robiliśmy. Pełna spontaniczność towarzyszyła także naszym "dźwiękowcom". Wykazywali się naprawdę niezwykłą pomysłowością w tworzeniu podkładów dźwiękowych i tzw. "efektów specjalnych". Pamiętam pracę przy słuchowisku "Winda", gdzie trzeba było nagrać dźwięki, jakie wydaje winda jadąca po piętrach. Andrzej Ochodek, specjalista od tego typu efektów dźwiękowych, tłukł się w tym celu w jakieś żelazne kraty, które poprzynosił. Było przy tym sporo śmiechu.
Jak wspominasz ludzi, z którymi wówczas współpracowałaś? Czy utrzymujesz z nimi kontakty? I czy także z Twojego pokolenia wielu pozostało w klimatach dziennikarskich?
G.S.: Z mojego pokolenia dużo osób pozostało w
|
Od lewej: Witold Firak, Jacek Frentzel,
Maciej Rzońca (były Redaktor Naczelny Egidy) |
radiu, ale trzeba przyznać, że mieliśmy przygotowanie dziennikarskie. Wielu kolegów pracuje w studiach radiowych: w Rzeszowie, Kielcach, Łodzi, Opolu, Katowicach. Egida była po prostu kuźnią dziennikarską. Myślę, że to była taka grupa ludzi, którzy chcieli być ze sobą bez przerwy. Gdy ja wprowadziłam się do akademika, to mieliśmy w Egidzie 4-5 pokoi i tyle. Jakiś czas później, gdy całe skrzydło zostało oddzielone od reszty budynku, a pozostałe pokoje zostały zarezerwowane dla pracowników Egidy, powstała prawdziwa komuna. Ludzie nie tylko pracowali razem, ale żyli razem jak rodzina. Zaowocowało to nieprzemijającą przyjaźnią. Spotykamy się do dzisiaj. Powstała nawet idea - Klub My'80. Ktoś kiedyś wpadł na pomysł, że będziemy się spotykać co roku, w ostatnią sobotę i niedzielę września - i spotykamy się. W przyszłym roku spotkamy się po raz 25. Idea tych spotkań wywiodła się z Egidy. Główny trzon tworzą byli Egidowcy. Na tych naszych zjazdach zanikają wszelkie różnice, w tym polityczne, bo przecież ludzie poszli w różnych kierunkach. Jesteśmy po prosty My i lubimy pobyć ze sobą przez tę chwilę, czujemy wtedy, jakby czas cofnął się. Niektórzy przyjeżdżają z dziećmi, inni zostali już dziadkami. Być może niedługo nasze dzieci będą spotykać się ze sobą, mam taką nadzieję.
|
Henryk Grzonka (długoletni Redaktor Naczelny Egidy,
obecnie zastępca Redaktora Naczelnego Radia Katowice)
i Bernard Grzonka (obecnie pracownik naukowy WNS UŚ) |
Bardzo dziękuję za rozmowę