Roztańczony "Śląski"

Od grudnia (premiera 14.12.2001r.) na deskach Teatru Śląskiego oglądać można Żołnierza królowej Madagaskaru, czyli słynny wodewil Juliana Tuwima według farsy Stanisława Dobrzańskiego. Rok 2001 pożegnano zatem w nastroju pogodno-sentymentalnym. Powrócił klimat dwudziestolecia międzywojennego, a właściwie - za sprawą prologu - klimat jeszcze wcześniejszy - powiew pradawnej już dziś epoki, kiedy to fascynowano się możliwościami kolei żelaznej.

kabaret

Wybór takiej pozycji repertuarowej miał z pewnością wiele względów praktycznych. Po pierwsze grudniowa premiera wodewilu dobrze spełniła funkcję zapowiedzi atmosfery karnawałowej. Po drugie - przyjemna fabuła i delikatny humor to dobre warunki niekłamanej rozrywki, także dla tych bardziej wybrednych i grymaśnych widzów. Taka "sztuczka łatwa i przyjemna" to jednocześnie niemałe wyzwanie dla wykonawców, którzy muszą stawić czoła zadaniom aktorskim, wokalnym, choreograficznym. Przede wszystkim zaś - sprostać umiejętnościom sprawnej gry zespołowej. Co z tych priorytetów wodewilowych ujawniło się najpełniej podczas katowickiego przedstawienia? Jak zagrały pomysły reżysera i scenografa?

Spektakl wyreżyserował Tadeusz Bradecki (przypomnijmy, niedawna jego praca w Teatrze "Śląskim" to Glenn Davida Younga, sztuka poświęcona pianiście Glennowi Gouldowi). Reżyser nie pokusił się o zabiegi nadmiernie autonomiczne. Poprowadził przedstawienie zgodnie z estetyką wodewilu - śmiesznie, tanecznie i kolorowo. W tym miejscu słowa uznania należą się autorce scenografii - Urszuli Kenar. Stylizowane kostiumy, kontrasty barw i sposób wypełnienia teatralnej przestrzeni znakomicie zasugerowały miniony świat. Co ciekawe, kompozycja przestrzeni wskazywała raczej poetykę umiarkowania. Najczęściej dominował jeden, zręcznie wykorzystywany przez aktorów rekwizyt. Rozwiązanie to było tym cenniejsze, że uzupełniało się - na zasadzie kontrapunktu - z bogactwem i barwnością kostiumów w scenach zbiorowych. Taki sposób kompozycji przestrzeni ułatwiał wprowadzenie widza w nastrój naszej dawnej belle epoque, kiedy to maszyna parowa wzbudzała strach, a najdrobniejsze muśnięcie ręki narzeczonej prowokowało wielkie emocje.

kabaret

Pomysł Bradeckiego to pomysł na dobrą zabawę. Trudne zresztą i zupełnie niepotrzebne byłoby mnożenie efektów nadinterpretacyjnych, zwłaszcza jeśli gatunek widowiska jasno określa wymogi realizacji. Udało się odświeżyć stary tekst i przywołać dawny świat. Przedstawienie potwierdziło, że odgrzebany z lamusa wodewil ma w sobie sporo temperamentu i stanowi dobry pretekst dla scenicznego popisu. Można by zatem powiedzieć - zabawa pełną parą. Nie do końca jednak, bo była to zabawa z przerwami. Sądzę, że szkopuł tkwi w samym założeniu: w nadmiarze opisowości. Bradecki nie poskąpił teatralnych informacji. I powiedział za dużo. Przez ten fakt przedstawienie momentami traciło rytm. Sceniczny nadmiar spowodował, że spektakl jest - w sensie praktycznym - za długi, zaś w sensie dramatycznym, nie pozbawiony chwil słabszego napięcia. A szkoda, bo aktorzy starają się dzielnie sprostać założeniom komediowo-farsowym. Efekty są różne. Trio kobiet w domu Mąckich za bardzo przeciąga strunę. Dosadność artykulacji obniża polot dowcipnego słowa. Artystki teatrzyku "Arkadia" momentami gubią melodię, choć ich wdzięcznym ruchom nie brakuje harmonii. Generalnie jednak zadania aktorskie wypełniane są z dużą sprawnością. Bawi znakomita vis comica Wiesława Sławika (Mazurkiewicz), śmieszy naiwnie nieznośny Kazio (Marek Rachoń), uwodzi dynamiczna i sprytna Kamilla (Anna Kadulska). Sceny, zaprawione dobrą dawką choreografii, tworzą ładne, wesołe obrazki. Zręczne przejścia (m.in. dzięki pomysłowemu wykorzystaniu rekwizytu) zapewniają dynamiczną prezentację intrygi.

kabaret

Zdecydowanie lepsza jest druga część. Lepsza, bo obfituje w więcej spięć interpersonalnych. Para Kamila - Mazurkiewicz iskrzy dowcipem, zaprawionym odrobiną farsowych gagów. Para Mazurkiewicz - Cabiński błyszczy aluzjami o gwiazdach (patrz klan Żółkowskich) i aktorach prowincjonalnych. Krótkie repliki, aczkolwiek wplecione w pogodny i prześmiewczy nastrój wydarzeń zakulisowych, pobrzmiewają jednak przygnębiająco aktualnie. Zabawne sceny Kamilli i obu Mąckich dobrze odzwierciedlają mieszczańską mentalność i erotyczne słabostki bohaterów.

Bardzo ciekawym rozwiązaniem pozostało wprowadzenie orkiestry na scenę. Grajkowie akompaniują, ale przede wszystkim towarzyszą perypetiom postaci. Nie tylko ilustracja muzyczna, ale pełne zaangażowanie. Do tego stopnia, że chwilami aktorzy, jakby skuszeni zabawą w burzenie iluzji teatralnej, nawiązują kontakt z orkiestrą, inspirują, zaczepiają.

kabaret

Przedstawienie przygotowane zostało z dużym pietyzmem. Wysiłek artystyczny włożony w interpretację "wodewilu z wielkimi tradycjami" uwidocznił się w plastyczności obrazu oraz w kompozycji ról pierwszoplanowych. Tym samym spektakl dobrze aspiruje do miana teatralnej zabawy. Zapewne przedstawienie to jeszcze przez dłuższy czas utrzyma się w repertuarze, bo dynamika i radość roztańczonego zespołu mogą wprawić widza w dobry nastrój.

Autorzy spektaklu zaufali odbiorcy, uwierzyli, że zainteresują go rozrywką w dawnym, dobrym stylu. Autorzy zaufali też tekstowi, kunsztowi słowa mistrza Tuwima. Zrodziło się z tego przywiązanie do szczegółu, niebezpieczne poszanowanie drobiazgów fabularnych i widowiskowych Nie bez konsekwencji dla napięcia dramatycznego. Spektakl traci rytm, bo działanie zmienia się czasem w przydługawą panoramę działania.

Wrażenia pozostają mieszane, dalekie od wygodnej sytuacji przypisania spektaklowi określonej etykietki. Z jednej strony towarzyszą mi przekonania o trafnych pomysłach na inscenizację dawnego tekstu, z drugiej - niepokojące myśli o zachwianiu jakże istotnej teatralnej spójności. Te jawne chwile monotonii nie pozwalały w pełni zaangażować się w śledzenie przygód mecenasa Mazurkiewicza.

P.S. Dla miłośników innego, bardziej współczesnego repertuaru, cenna informacja. Od końca lutego na deskach Teatru "Śląskiego" prezentowany będzie tekst młodej dramatopisarki Dei Loher Przypadek Klary. Rekomendacje informują, że jest to bardzo współczesna, bynajmniej nie balzakowska, historia kobiety trzydziestoletniej.