Za swój niedościgniony wzorzec uważa Linneusza: Musiał być świetnym managerem, czego ślady odnajduję podczas każdej mojej wizyty w Uppsali, choć jego warsztat pracy był zdecydowanie gorszy niż mój obecny. Być może krzesło i stolik, przy którym pracował Linneusz, były dla niego szczytem wygody, jak dla mnie teraz obrotowy fotel i monitor komputera.
Z prof. PAWŁEM MIGULĄ - kierownikiem Katedry Fizjologii Zwierząt i Ekotoksykologii oraz Centrum Studiów nad Człowiekiem i Środowiskiem rozmawia Katarzyna Bytomska
KATARZYNA BYTOMSKA: Centrum Studiów nad Człowiekiem i Środowiskiem i The Baltic University Programme wydają się wprawdzie być ze sobą ściśle powiązane, ale sięgnijmy do historii Centrum, które ma przecież swoje własne korzenie.
PROF. PAWEŁ MIGULA: Wiele lat temu byłem członkiem Komisji Nauki Senatu UŚ, w której skład wchodzili wtedy także JM Rektor UŚ prof. Tadeusz Sławek, prof. Jacek Jania, a spotkania często odbywały się w moim gabinecie, bo to przestronne miejsce i dobre do prowadzenia dysput. Zastanawialiśmy się wtedy, jak zintegrować akademickie myślenie o środowisku tak, aby uzyskać szerokie, interdyscyplinarne ujęcie tej problematyki, a humanista, geolog i biolog - by znaleźli płaszczyznę porozumienia. Tak powstała myśl o powołaniu do życia Centrum Studiów nad Człowiekiem i Środowiskiem. W tym samym czasie moi przyjaciele z Uniwersytetu w Aarhus w Danii prowadzili - pozostający poza ich strukturami wydziałowymi - Kurs Środowiskowy (Miljolaere course), którym kieruje do tej pory prof. Mogens Gissel Nielsen. Dzieliłem z nim naukowe pasje, poznaliśmy się w 1987 roku na konferencji w Amsterdamie, potem odbyłem staż w jego ośrodku, a z początkiem lat 90. stworzyliśmy we współpracy z Uniwersytetem w Greenwich i Uniwersytetem Warszawskim projekt w ramach programu Tempus, umożliwiający zorganizowanie i zabezpieczenie programowe dwóch międzywydziałowych centrów w Polsce: Centrum Badań Środowiskowych w Warszawie i oczywiście nasz ośrodek.
The Baltic University Programme obejmuje swym zasięgiem 14 państw zlewni Morza Bałtyckiego |
Roczny kurs prowadzony w Uniwersytecie w Aarhus przeznaczony był nie tylko dla studentów i młodych pracowników naukowych uniwersytetu, ale dla wszystkich pragnących podnieść swoje kwalifikacje zawodowe, zyskując prawdziwie interdyscyplinarne spojrzenie na środowisko, postrzegane jako całość społeczno-przyrodnicza. W jednej grupie spotykali się więc studenci, młodzi pracownicy naukowi, nauczyciele, dentyści, socjologowie, wszyscy. Zwieńczeniem tego kursu była zespołowa realizacja konkretnego projektu, związanego z rzeczywistymi bolączkami ekologicznymi Duńczyków. Zakończenie kursu odbywało się w Polsce i tym sposobem przez dziesięć lat z rzędu organizowaliśmy we współpracy z Uniwersytetem Warszawskim Polsko-Duńskie Szkoły Ochrony Środowiska. Początki nie były łatwe: paliwo było wtedy na kartki, a do wojewody pisaliśmy specjalną prośbę o dodatkowy przydział mięsa dla uniwersyteckiej stołówki, żeby zapewnić Duńczykom posiłki. Do tej pory uważam za nasz największy sukces w zakresie managementu fakt, iż udało nam się wszystko zorganizować tak, że trzy duńskie mikrobusy mogły się swobodnie poruszać po kraju, a ich pasażerowie nawet nie zdawali sobie sprawy, ile poświęcenia i pracy nas to kosztowało. Duńczycy przejeżdżali przez terytorium byłego NRD, gdzie obserwowali zniszczenia spowodowane wydobyciem węgla brunatnego, potem mieli okazję "podziwiać" spustoszenia w Sudetach i martwe lasy Gór Izerskich, stamtąd docierali na Górny Śląsk, gdzie czekało na nich sporo "atrakcji", między innymi staw Kalinka, w którego składzie było mniej wody niż organicznych związków chemicznych. Kamień wrzucony do tej zawiesiny szedł na dno powoli i z bulgotem, a obok spacerowały młode mamy z dziećmi w wózkach. Przejeżdżaliśmy drogą położoną poniżej koryta biegnącej obok rzeki i pokazywaliśmy im zapadliska spowodowane wydobyciem węgla, krzywe wieże kościołów, nie domykające się furtki, rozchodzące się ściany budynków i tereny zabierane przez wodę - dla Duńczyków to był szok. Podobnie rzecz miała się z corocznymi wyprawami do czynnych wyrobisk w kopalni Rozbark i przyglądaniem się warunkom pracy maszyn i ludzi. Równolegle odbywały się seminaria i warsztaty, obustronna wymiana cennych doświadczeń. Potem zabieraliśmy ich do Krakowa, pokazywaliśmy Polskę piękną: wspólnie zachwycaliśmy się pięknem Tatr i Pienin. W Warszawie czekała ich jeszcze seria spotkań z organizacjami pozarządowymi związanymi z ochroną środowiska, przedstawicielami władz państwowych, dyskusje nad programami naprawy sytuacji. Każde takie spotkanie owocowało zbiorową publikacją z aktywnym wkładem uczestników kursu.
Wycieczki do czynnych wyrobisk kopalni Rozbark pozostawiły niezatarte wrażenia w pamięci uczestników Polsko-Duńskich Szkół Ochrony Środowiska (pierwszy po prawej prof. P. Migula) |
Pracownicy naukowi wielu wydziałów Uniwersytetu Śląskiego uczestniczyli w jesiennych Duńsko-Polskich Szkołach Ochrony Środowiska. Mieli okazję zobaczyć, jak funkcjonują duńskie uniwersytety, zapoznać się z podstawami zarządzania środowiskiem naturalnym, nawiązując szereg cennych kontaktów, z których wiele pozostaje żywych do dziś dnia. Dla wielu młodych pracowników był to pierwszy wyjazd do ośrodka naukowego poza granicami kraju. U nas z kolei swoje prace dyplomowe pisali studenci z Uniwersytetu w Greenwich. Prowadziliśmy także udaną akcję wymiany studentów. Od samego początku Centrum działało więc jako ośrodek koordynujący dwukierunkową wymianę informacji i ludzi. To była wariacka robota, koszmarna biurokracja i sprawozdawczość z projektów, ale wyniesione z tych czasów doświadczenia przydały się samemu Centrum.
- Kiedy więc na horyzoncie pojawił się Baltic University Programme?
- Nawiązane kontakty przyniosły wymierny efekt. Naturalną konsekwencją było aktywne włączenie się Centrum w przygotowywany przez Uniwersytet w Uppsali - Baltic University Programme - projekt edukacji otwartej, którego ideą było wzajemne poznawanie się i wspólne decydowanie o rozwoju naszej części świata - zlewni Morza Bałtyckiego, którego granice w żaden sposób nie pokrywają się z podziałami politycznymi (woda do Bałtyku sączy się aż z 14 państw Europy). Pierwsze z oferowanych kursów edukacyjnych zostały w naturalny sposób zdominowane przez Szwedów z Uppsali, którzy do tej pory przewodzą programowi. Z czasem powstało wiele innych programów, już tylko koordynowanych przez BUP. Analogiczne struktury regionalne powstają wokół Morza Czarnego, Morza Śródziemnego, a nawet w Afryce, czy w Ameryce Południowej - niektóre z nich są jeszcze bardzo słabe, ale z pewnością będą rosły w siłę dzięki woli pojednania ponad podziałami dla ratowania środowiska i wykorzystaniu doświadczenia wypracowanego w ramach BUP.
- Jaka jest pozycja i rola Polski w BUP, a jaka - ośrodka katowickiego w Polsce?
- Polska jest krajem, w którym najwięcej wyższych uczelni jest zaangażowanych w realizację Program, kursy prowadzone są na podstawie kontraktów podpisywanych przez Dyrektora BUP w Uppsali i władze konkretnych uczelni, cały czas uruchamiane są kolejne programy edukacyjne, opatrzone każdorazowo w komplet publikacji i wszelkie materiały edukacyjne. Poza tym Polska funkcjonuje w BUP na takich samych zasadach jak wszystkie inne państwa, krajowe centrum BUP mieści się w obecnie na Politechnice w Łodzi (wcześniej w Gdańsku) - to nie tylko biuro adresowe, ale również ogromny obowiązek administracyjny związany z koordynowaniem wielu powiązanych ze sobą w różny sposób działań na arenie krajowej i międzynarodowej. Wymiana myśli i doświadczeń odbywa się także dzięki dostępowi do internetowych baz danych i wykorzystaniu technik nauczania na odległość. Wspólnym językiem dla wszystkich tych przedsięwzięć jest oczywiście angielski, ale nam udało się własnymi siłami przetłumaczyć dwa z trzech podstawowych kursów. Polskojęzyczne materiały są więc dostępne, ale rozchodzą się słabo, za co winimy manię kserografowania. Komplet 10 zeszytów tematycznych kosztuje 50 zł, ale to chyba nadal zbyt duży wydatek jak na kieszeń studenta, czy nawet młodego pracownika naukowego. Uznaliśmy jednak, że polskiej wersji materiałów wydanej za pieniądze szwedzkiego podatnika nie wypada nam rozdawać. Szukamy więc innego źródła odbiorców, choć będzie to oczywista strata dla współpracujących z nami uniwersytetów.
Cykliczna publikacja CSnCŚ pod redakcją dr. Mirosława Nakoniecznego to cenny głos w dyskusji dotyczącej problematyki ochrony środowiska |
Stosunkowo często odpowiadam również na pytanie o związki Śląska z Bałtykiem, które wbrew pozorom są bardzo bliskie, a chodzi nie tylko o każdą kroplę wody, która opuszcza granice regionu. Jedną z naszych inicjatyw było zorganizowanie w 2000 roku w Ustroniu międzynarodowej konferencji dla nauczycieli realizujących program Uniwersytetu Bałtyckiego, podczas której mogli zdobyć niezbędną wiedzę o sposobach przekazywania informacji o problemach środowiskowych. Wszyscy musimy nauczyć się wzajemnie różnorodnych sposobów wykorzystywania bogactwa materiałów edukacyjnych i prowadzenia kursów, które mają interdyscyplinarny charakter. Katowicki kurs bazuje na specjalistach, korzystając w pełni z dobrodziejstw wynikających w osadzenia CSnCŚ w strukturach Uniwersytetu Śląskiego, wiele zagadnień to problemy z pogranicza zazębiających się dyscyplin. W miarę możliwości unikamy także klasycznego mądrzenia się w postaci wykładów, podążając raczej w stronę edukacji interaktywnej i wspólnym angażowaniu w poszukiwanie rozwiązań dla aktualnych problemów. A umiejętność stawiania pytań trudniejsza jest nieraz od szukania na nie odpowiedzi, ważną umiejętnością jest także selekcja informacji i danych zawartych w wielu przepastnych bazach danych, czy jednym choćby podręczniku. Mam przyjemność być jednym z edytorów podręcznika: Environmental Sciences, w który swój wkład ma wielu autorów z kilkunastu krajów, a rozrastającego się do sporych rozmiarów (w tej chwili to już prawie 800 stron). Umiejętne korzystanie z niego polegać ma nie tyle na przeczytaniu tej "cegły" od deski do deski, ale dokonania właściwego wyboru: na jego podstawie przeprowadzić będzie można kilka różnych kursów! Z tak przygotowanego wielowarstwowego tortu wykroić można będzie wiele smakowitych kawałków.
- Przełamywanie interdyscyplinarnych barier w procesie badawczym i edukacyjnym staje się chyba z upływem lat coraz łatwiejsze...
- Niestety nie zawsze. Wiele codziennych, rutynowych działań administracyjnych stanowi nadal zaporę niemal nie do przejścia. Weźmiemy pod uwagę sferę badań: jak określić przynależność doktoranta do ściśle określonej dyscypliny, kiedy jego zainteresowania badawcze sytuują się na pograniczu, kto wtedy może kompetentnie ocenić jego wysiłki? Co wpisać do dyplomu (na przykład dylemat: dydaktyk czy biolog, a biofizyk - to biolog czy fizyk?). Tu właśnie zaczynają się schody. Podobnie rzecz ma się z organizacją procesu edukacyjnego, podziałem na specjalizacje, wyborem obowiązkowych przedmiotów... choć na tym polu najłatwiej jeszcze o elastyczność. Tymczasem student powinien w ciągu kilku lat spędzonych w murach wyższej uczelni udoskonalać swój system myślenia, nabyć umiejętność zadawania pytań, samodzielnego szukania na nie odpowiedzi i aktywne uczestniczenie w dyskusji na tematy ważkie, które popychają świat ku lepszemu. Jednostki takie jak nasze Centrum, wykraczające poza ramy jednego wydziału, są ważnymi elementami uniwersytetu, choć może trudnymi do "oswojenia" i finansowania.
- Wymierną wartość posiada nagroda Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, będąca przede wszystkim dowodem wysokiej oceny działalności Centrum.
- Już po raz drugi Fundusz docenił naszą pracę, a dzięki wcześniejszemu dofinansowaniu naszej bazy edukacyjnej przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska możemy nadal się rozwijać i kontynuować m. in. cykl czwartkowych spotkań, prowadzonych przez przedstawicieli różnych ośrodków naukowych, samorządowych, politykami, osoby związane z problematyką środowiskową w szerokim słowa tego znaczeniu, korzystamy również z wiedzy naszych uczonych. Już po raz 10 ukazuje się tom zbierający te wypowiedzi, co uważam za duży sukces całego zespołu, a w szczególności mojego najbliższego współpracownika dra M. Nakoniecznego, bo to jego dziecko i dzieło. Jest się czym, chwalić, bo te materiały wzbudzają zainteresowanie i znajdują szerokie grono odbiorców.
Przedstawiciele lokalnych władz samorządowych, od wójtów po prezydentów największych miast, dużo skorzystali z uczestnictwa w Environmental Training Programme (ETP) - studiach podyplomowych organizowanych wspólnie z Amerykanami w Uniwersytetu w Minnesocie i Szkołą Zarządzania. Trwający kilka lat projekt na pewno był pomocny w procesie zmiany sposobu myślenia i udoskonalania metod pozwalających na o rozwiązanie nabrzmiałych problemów środowiskowych wśród tych ludzi, od których tak wiele zależy. Miło było popatrzeć jak nareszcie wyłączają komórki i zaczynają ze sobą rozmawiać. Podczas ostatnich wyborów z ogromną przyjemnością obserwowałem sukcesy wielu naszych dyplomantów, autorów cennych opracowań, traktujących o najważniejszych problemach związanych z ochroną naszego środowiska naturalnego. Udało się zaszczepić postawę otwarcia na argumenty i gotowość do podejmowania współpracy ponad podziałami. To zresztą stała cecha wszelkich dyskusji odbywających się w CSnCŚ.
Kolejny widoczny (dosłownie!) przejaw naszej aktywności to wystawy. Jesteśmy posiadaczami przygnębiającego zbioru fotogramów autorstwa Franco Zecchina, który robił zdjęcia w "głodnej" Afryce, wśród sycylijskiej mafii, ale również na Śląsku. Są czarno-białe, nieskończenie smutne, ukazujące brzydotę Śląska, jakiego nie chcielibyśmy oglądać. Od czasu prezentacji tej wystawy wiele się zmieniło na lepsze, teraz mamy możliwość pokazywać jasne i piękne strony regionu: do 5 lutego trwała wystawa zespołu Gai, któremu udzieliliśmy wsparcia i pomocy.
- Zaangażowania w działalność BUP, gdzie piastuje Pan funkcję jednego z członków University Board i kierowanie pracami Centrum nie pozostały zapewne bez wpływu na poszerzenie zainteresowań badawczych, a co jeszcze uległo zmianie dzięki - a może z winy - wzięcia na własne barki tylu wyzwań?
- Mnie samego zaangażowanie w Centrum stawia nieustannie przed koniecznością dokonywania trudnych wyborów, niemal rozerwania się na dwoje. Jako pracownik UŚ czuję się w obowiązku wykonywania w pierwszej kolejności obowiązków administracyjnych i naukowych wynikających z kierowania Katedrą Fizjologii Zwierząt i Ekotoksykologii WBiOŚ. Niezmiernie trudno prowadzić badania w dwóch jednostkach tej samej uczelni, tym bardziej, że wymusza to na nas "walka o punkty" potrzebne do oceny przez KBN. Zaangażowanie w działalność CSnCŚ jest dla nas szkołą zarządzania wewnątrz uniwersytetu przy jednoczesnym poszerzaniu możliwości dydaktycznych i horyzontów badawczych. Często zadaje sobie pytanie, czy odbywało się to ze szkodą dla głównej dziedziny moich badań - ekotoksykologii, na pewno ucierpiały sprawy rodzinne i zdrowie, wydawało mi się jednak, że nauczyciel akademicki powinien spełniać - w miarę swoich możliwości - wiele różnych funkcji, także popularyzatora nauki i podejmowania nowoczesnych rozwiązań. Nie od dziś profesorowie akademiccy zajmują się czymś więcej niż tylko rozwijanie własnej działalności badawczej - uświadomiły mi to wizyty w Uppsali, w macierzystej uczelni Linneusza, który nadał imię i nazwisko wszystkiemu co żywe, ale był również świetnym managerem. Jego żywot i dzieło stanowią zresztą temat na zupełnie inną rozmowę.
Z własnej i nieprzymuszonej woli uczestniczę w wielu forach dyskusyjnych, pracuję w Uniwersytecie Śląskim od 1969 roku i cały czas uczę się czegoś nowego. Tylko czasem czuję się przytłoczony nadmiarem obowiązków - tym bardziej doceniam poświęcenie całego zespołu, wiem, że nikt się nie oszczędza, panuje tu duch wzajemnej pomocy i współdziałania, bez zbędnych pytań, a za to z wielkim zaangażowaniem. Póki są ludzie, którzy chcą poświęcać swój czas i są odbiorcy naszych działań - Centrum będzie istniało, bo odpowiada na realne zapotrzebowanie. Wkrótce przeprowadzamy się do Chorzowa, to dla nas nowa sytuacja i wielka szansa dla Centrum, a zarazem wyzwanie organizacyjne - chcemy wykorzystać w pełni technologie umożliwiające nauczanie na odległość, a także zaplecze multimedialne i techniki edukacji interaktywnej - nie rezygnując oczywiście ze spotkań, spotkanie człowieka z człowiekiem uważamy za najważniejszy element naszych działań, to także główna idea Baltic University Programme.