Rozmowa z ks. prof. Józefem Tischnerem z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie

Pomieszanie chorób - pomieszanie lekarstw

- Z jakimi uczuciami przyjmuje Ksiądz Profesor wciąż jeszcze często pojawiający się w mowie i piśmie termin "dekomunizacja"?

- Z niedobrymi ponieważ, moim zdaniem, komunizm, w ścisłym znaczeniu skończył się w Polsce gdzieś w 1968 roku. To co się często określa dekomunizacją bardziej prawidłowo byłoby nazwać desowietyzacją. Różnica między jednym a drugim - dekomunizacją i desowietyzacją - nie jest bez znaczenia. Czym innym jest komunizm a czym innym sowietyzm. Homo sovieticus był to klient czekający przed sklepem prowadzonym przez komunistów; to był klient komunizmu. Otóż klient komunizmu nadal stanowi pewien problem natomiast komunizm jako teoria głosząca np. zniesienie własności prywatnej albo twierdząca, iż można dojść do władzy przy pomocy rewolucji - to się w zasadzie skończyło. Pomieszanie pojęć dekomunizacji z desowietyzacją - jest dosyć niebezpieczne ponieważ może prowadzić do pomieszania lekarstw. Nie jest dobrze gdy choremu na tyfus podajemy lekarstwo zalecane przy wrzodach żołądka.

- A dekomunizacja jako hasło do rozprawy z ludźmi...

- ... a także z systemem - uważam, że nie ma sensu. Bo naprawdę ten system, który był, od wielu lat z komunizmem miał niewiele wspólnego. Dlatego proponuję zarezerwować określenie "komunista" dla ludzi, którzy rzeczywiście nimi są lub byli.

- W uczelniach trwa kolejna ocena pracowników naukowych a wraz z nią, pojawia się kwestia moralnych i merytorycznych kwalifikacji oceniających - tych, którzy tytuł a czasem także i stopień zawdzięczają, pozanaukowym osiągnięciom w poprzednim systemie. Pytania są istotne, odpowiedzi, zwłaszcza praktyczne wskazówki - trudne, może nawet niemożliwe, a w dodatku mogą się wiązać z konkretnymi dramatycznymi sytuacjami. Ale mimo możliwych powikłań zapytam czy miałby Ksiądz Profesor jakieś generalne wskazówki, wedle których możnaby rozprawić się z tego typu zaszłościami?

- Nie, nie zajmuję się prawną stroną tych zagadnień czyli strukturą uniwersytetu. Natomiast jest dla mnie problemem coś innego: co dzieje się z tymi setkami, ba - tysiącami wykładowców marksizmu i leninizmu, którzy kiedyś wykładali, a potem nagle zniknęli z pola widzenia. Pytam co się nimi dzieje tzn. jaki jest ich światopogląd, co się stało w ich duszach? Z kilkoma takimi osobami się spotkałem - z żarliwego marksizmu popadli w szpony sceptycyzmu: nie ma prawdy, niczego...

- Można w takim stanie ducha" uprawiać" naukę?

- Otóż to jest właśnie problem. Wprawdzie sceptycyzm jest jakąś filozofią, ale w naszej sytuacji jest to filozofia nie domyślana do końca. Totalitaryzm został obalony nie przez sceptyków, lecz przez tych, którzy mieli przekonania. I dlatego moja zasada jest taka: "Pozwólcie umarłym grzebać umarłych swoich". Jednakże gdyby oni zechcieli sami przemyśleć swoje stanowisko, to mogłyby z tego powstać ciekawe prace. Tak właśnie zrobił Leszek Kołakowski stając się mistrzem antykomunizmu. Natomiast ludzie, którzy chowają głowę w piasek... No cóż, zostaną pogrzebani przez umarłych jako sami umarli...

- Rozumiem, że Papieska Akademia Teologii Katolickiej nie ma problemów z desowietyzacją - czy ma?

- Nie, nie ma problemów. Ale mamy problem z brakiem kadr.

- Ostatnio ujawnił się Ksiądz Profesor w zupełnie nowej roli - jurora gdańskiego festiwalu filmowego. Czy do tego momentu był Ksiądz amatorem tego rodzaju sztuki?

- Nie, nie byłem. Natomiast od ponad dziesięciu lat wykładam w krakowskiej Szkole Teatralnej filozofię dramatu i chyba dlatego poproszono mnie abym obejrzał filmy. Nie chciałem, ale namawiano mnie, znęcono obietnicą,, że będzie Adaś Michnik; Michnika znęcono obietnicą, że będę ja i w ten sposób obydwaj się tam znaleźliśmy. No i zobaczyliśmy krajobraz polskiej wyobraźni - niestety coś w rodzaju wielkiego śmietnika.

- Czy słusznie przypuszczam, że niezbyt wysoko ceni Ksiądz sztukę filmową?

- Nie, niesłusznie. Dla mnie film to dobre zwierciadło wielu sztuk w Polsce. Można w nim zobaczyć i malarstwo i muzykę i - przede wszystkim - literaturę. Dlatego warto było przez tydzień popatrzeć co się z tego wszystkiego robi w filmie. Muszę powiedzieć, że poza nielicznymi wyjątkami, w przypadkach, w których mieliśmy do czynienia z jakimś doświadczeniem prawdy, ogromna większość to było doświadczenie życia iluzją, przesądem. Mnóstwo było propozycji nie przemyślanych do końca. Nie wiadomo właściwie - tak naprawdę - dlaczego, po co zrobiono wiele z tych filmów.

- Dziękuję Księdzu Profesorowi za rozmowę.