WYSTAWA TWÓRCZOŚCI PEDAGOGÓW INSTYTUTU SZTUKI Z CIESZYNA W GALERII BIELSKIEJ BWA

W poprzednim numerze Filii prof. Maciej Bieniasz anonsował swoim tekstem, pochodzącyrn z wkładki do katalogu, wystawę twórczości cieszyńskich pedagogów w bielskim BWA. Prezentacja ta wpisała się w ciąg wystaw ukazujących dokonania cieszyńskiej placówki, podjętych z okazji 30 - lecia Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i 25 - lecia Instytutu Sztuki - Filii U. Ś w Cieszynie. Zainaugurowała je, w jesieni 1997 roku, nieco mniejsza objętościowo, ekspozycja w Galerü Uniwersyteckiej, połączona z promocją efektownego albumu poświęconego Instytutowi Sztuki. , W grudniu prace cieszyńskich pedagogów wystawiane były w zaprzyjaźnionym Uniwersytecie Ostrawskirn (w lutym 1998 w ramach rewizyty, ostrawscy artyści prezentowali się w Cieszynie ). Po najobszerniejszej wystawie bielskiej czeka nas jeszcze jedna, w czerwcu, w ramach Cieszynalii w Domu Narodowym w Cieszynie.

Wystawa bielska, trwająca od 12 II do 5 IV, nawiązywała swą formułą do tradycyjnych już, cokilkuletnich pokazów cieszyńskich pedagogów w BWA (ostatni miał miejsce w 1993 roku) i zgodnie z nią, była interdyscyplinarna. Mając w pamięci wystawiane wtedy prace, mieliśmy możliwość ocenić na ile i w którym kierunku, ewoluowała twórczość poszczególnych artystów w ciągu tego kilkuletniego okresu. W tle zawsze pozostaje pytanie, czy miała to wpływ na kształt realizowanej dydaktyki. A rozrosła się ona o nowe kierunki (reklamy i marketingu, podyplomowe : grafikę komputerową i edytorską), wzbogaciła o doświadczenia i świeżość spojrzenia nowo zatrudnionych pracowników, usprawniła dzięki zakupom nowoczesnego sprzętu, którego i tak nigdy nie dość i restrukturyzacji Instytutu.

Ekspozycja, w swoich założeniach, miała być promocją i prezentacją placówki w regionie, ale oczywiście miała także osobisty wymiar. Można więc było traktować ją jako swoisty "obraz zbiorowy" lub przeciwnie ogląd indywidualny. Można było, w wielości manifestowanych postaw artystycznych, doszukać się różnic natury pokoleniowej, warsztatowej lub pozostających w sferze prywatnej wrażliwości.

Wernisaż wystawy otrzymał niezwykle uroczystą oprawę. Przybyły władze miasta i województwa, hierarchowie kościelni, przedstawiciele zaprzyjaźnionych uczelni, JM Rektor UŚ, Prorektor i Dziekan Filii, a także wielu studentów, absolwentów i osoby po prostu zainteresowane życiem kultury miasta. Były oczywiście listy gratulacyjne i okolicznościowe przemówienia, wśród których wyróżniało się, jak zwykle niebanalne, a jednocześnie wyrafinowane wystąpienie Rektora Sławka, zbudowane wokół cytatu z Blake'a, definiującego sens i rolę sztuki. W opozycji do nauki, której celem jest wyjaśnianie świata, sztuka przywraca mu tajemnicę - skonstatował Rektor. Przywołanie tej, dość charakterystycznej dla XIX: wieku, dychotomii, przeniosło wernisaż w zupełnie inny kontekst. Tę atmosferę wzmogły jeszcze dźwięki muzyki - duet cieszyńskich studentów wykonał koncert na flet i fortepian. Potem było już tak, jak wsponiano w jednym z wystąpień - pozostały: dzieła, widzowie i "naga prawda", która wyzwala się przy tego typu kontaktach.

Oglądając, zawsze mamy do wyboru kilka opcji: przemknąć powierzchownie dostrzegając (bądź nie) zewnętrzną urodę prac, wejść w klimat dzieł i hermetyczny świat artysty, wreszcie - ocenić chłodnym okiem sprawność warsztatową, artystyczne i historyczną uwikłania i po selekcji, nawiązać dialog. Zawsze przyznaję się do opcji trzeciej, czasem do drugiej, choć... chciałabym częściej. Bywa też tak, że doznajemy silnego przeżycia estetycznego, w pozytywnym lub nie, aspekcie. I każdorazowo jest to wtedy doświadczenie szczególne, nawet dla osób zawodowo parających się sztuką i krytyką.

Pisząc o wystawach, na ogół staram się być przewodnikiem po nich, a prywatne preferencje, choć są czasem czytelne, pozostawić dla siebie. Tak będzie i tym razem. , zacznijmy więc od dyscypliny, która ma długie i chlubne tradycje w cieszyńskim Instytucie - grafiki. Były na wystawie grafiki "klasyczne", że pasłużę się określeniem prof. Bieniasza, mając na myśli linoryty prof. Krystyny Filipowskiej. Tematycznie nawiązywały one do problematyki bliskiej autorce - pejzażu. Ale pejzaż ten to święte, biblijne góry. Artystka wchodzi w wewnętrzną sferę doświadczania sacrum, czemu właśnie w swoich pracach daje wyraz, drugorzędnie traktując zewnętrzną tylko urodę otaczającego pejzażu. Taka właśnie postawa, poszukiwanie istoty sprawczej bytu, czytelna jest we, wszystkich pracach artystki.

Z kolei Katedry prof. Eugeniusza Delekty określiłabym , jako właśnie odzwierciedlanie struktury przedstawianego świata, jego prawidłowości i zagmatwanej budowy. O dorobku artysty, jego grafikach i warsztacie pisałam w związku z jubileuszem Profesora w październikowym numerze Filii. Prezentowane na wystawie ostatnie grafiki, znakomicie się w ten ogląd wpisują. W zupełnie innym kierunku podążają poszukiwania artystyczne Józefa Knopka, kierującego się w stronę przewrotnej anegdoty i eksperymentów warsztatowych (Z futerałem na słońce) i Henryka Jasińskiego który uprawia serigrrafię i tym samym bliższy jest nowoczesnyrn, komputerowyrn techniką graficznym. Skoro o nich mowa - na wystawie reprezentują je prace Leszka Zbijowskiego i Małgorząty Łuszczak oraz Artura Starczewskiego, w którego pracach czuje się temperament grafika - projektanta ( prof. Starczewski prowadzi w Cieszynie zajęcia ze struktur przestrzennych).

Swoistym. odkryciem był dla mnie rysunek prezentowany na wystawie. Naprzeciw siebie zawisły prace Bożeny Ostrowskiej i prof. Anny Kowalczyk - Klus. Dwie zupełnie inne poetyki dwie różniące się koncepcje rysunku. U Ostrowskiej mocne, żywiołowe, rnonochromatyczne plansze (Inne przestrzenie), przy których powstaniu, znając autorkę, istotnym komponentem była muzyka. U Kowalczyk. - Klus delikatne, wirtuozerskie siateczki kresek, które skłaniają się ku aluzjom, przedmiotowym. Współgra tu ze sobą wszystko: czerpany papier, grubość linii, nawet charakter oprawy.

Były wreszcie kompozycje prof. Zygmunta Lisa, wykonane w technice własnej, będącej często połączeniem kliszy negatywowej i rysunku piórkiem. Gengrafię ruin odebrałam jako bardzo osobisty zapis zniszczonej, materialnej kultury żydowskiej. W rysunkach Z. Lisa uderza wypracowana, swoista tylko dla niego, kreska. Manifestuje się ona nawet w podpisie i opisie na marginesie prac, co w całości tworzy ich specyficzną pikturalno - graficzną estetykę, podszytą osobliwą mieszaniną imaginacji i archeologicznej skrupulatności. Była ściana z rysunkami Lisa jednym z tych miejsc, do których kilkakrotnie wracałam na wystawie.

Wiele prac w BWA., gdyby pokusić się o ich uporządkowanie (czyt. "zaszufladkowanie", tak znienawidzone przez artystów, a ulubione przez krytyków), otrzymałoby w moim prywatnym katalogu etykietkę "Opisanie świata". Do grona takich dzieł zaliczyłabym interesujące fotografie Witolda Jacykowa, zatytułowane Zmienność kształtu. Są to powiększone do skali makro ślady na błocie, struktura kamienia, drewna itp., ale właśnie w tej skali zatraca się ich przedmiotowa rzeczywistość, na korzyść abstrakcyjnych asocjacji - słowem "samokreują " się te rzeczywiste kształty na abstrakcję, a są przecież, niezmiennie, cząstką realnego świata.

Pozornie podobne są, Kopciogramy Józefa Wrońskiego. Pozornie, bo to też utrwalone na materiale światłoczułym wycinki świata i realnego, np. krople wody. Towarzyszy im jednak, pomijając inną technikę wykonania, inny klimat i inne przesłanie. Profesor Wroński, związany z krakowską awangardą spod znaku Grupy Krakowskiej, jest. dla mnie kontynuatorem tej linii rozwojowej sztuki polskiej, którą wytyczyli Pawłowski czy Dłubak. Zakorzeniana jest ona w awangardowej tradycji poszukiwań formalnych, przeplecionej surrealistyczną tkanką, ewokuje wielorakie, niekoniecznie abstrakcyjne skojarzenia, przy jednoczesnym odkrywaniu nowych, technicznych możliwości tworzywa.

Największą część ekspozycji poświęcono malarstwu - od figuracji (Cieślik, Bieniasz, Biedrawa), po kompozycje abstrakcyjne (Pol, Hołard). Były obrazy bliskie ekspresyjnemu malarstwu materii w najróżnorodniejszych odmianach (monochromatyczny Dadak, epatujący ferią kolorów Kołodziejczyk, dryfujący w stronę symbolicznej narracji Rus).

Jak zawsze zwracały uwagę prace prof. Norberta Witka. Prof. Witek pokazał dramatyczne Ecce Homo, rysowane piórkiem na podłużnej planszy fragmenty hieratycznych torsów bez głów. Całość umieszczono na wąskim pasie marmuru, co w połączeniu z wiszącą nad nim Pietą Bośniacką odczytane mogło być jako swoiste pacyfistyczne przesłanie, odsłaniające jednocześnie dramat i mizerię kondycji ludzkiej.

Jak zawsze ascetyczne, konsekwentne i mające głębokie uzasadnienie duchowe były prace Adama Molendy. Pisałam o autorze i jego twórczości dokładnie rok temu, więc odsyłam zainteresowanych do tamtej recenzji (Filia, kwiecień l997). Tak czy innaczej., były to jedne z najciekawszych prac tej wystawy. Dobrze się stało, że sąsiadowały z obrazami Molendy grafiki Krzysztofa Kuli, bardzo obiecującego, nowego asystenta Instytutu.

Jako "poza gatunkowe", w sensie tradycyjnego podziału na dyscypliny, jawiły się realizacje Jarosława Skutnika (prowokująca Super Mdonna), czy też Sztandarony Mirosława Ciślaka, przeznaczone do plenerowych instalacji Krystyna Pasterczyk zaprezentowała dwie prace, o tak osobistych konotacjach , że właściwie nie poddają się powierzchownemu opisowi i klasyfikacji.

Dla odmiany, z tradycyjną rzeźbą warsztatową mamy do czynienia w przypadku twórczości Jana Hermy. Artysta wypracował swój własny, rozpoznawalny styl; czy to w drobnych gabarytowo, pokazywanych na wystawie, brązach czy też dużych, pomnikowych realizacjach, których sporo ma na swym koncie. Rzeźbę monumentalną tworzy także Henryk Fojcik. Ostatnim przedsięwzięciem rzeźbiarskim artysty były figury apostołów, przeznaczone da obiektów sakralnych na Śląsku. Eksponowane na wystawie zdjęcia tych prac oddają charakter tych ogromnych (prawie czterometrowych), wykonanych w drewnie, wizji. Myślę, że słowo "wizyjność" jest adekwatne w stosunku do uprawianej przez Fojcika rzeźby.

Na zakończenie tego pobieżnego przeglądu prac cieszyńskich pedagogów, wystawianych w bielskim BWA, zostawiłam twórczość Jerzego Fobera. Robiąc to z rozmysłem, gdyż wyjątkowym dziełom artysty chciałabym poświecić osobny felieton. Trzy wystawione w galerii bielskiej rzeźby: Maria Magdalena, Lekcja Anatomii i Biczowanie były jednymi z najwartościowszych artystycznie punktów tej prezentacji.

Jak zawsze w przypadku tego rodzaju wystawy marzy mi się konfrontacja mistrz - uczniowie, czyli profesor - studenci. Pomysł ten rzucam na szersze wody i mam nadzieję, że nie pozostanie bez odpowiedzi.