MY Z NIEGO WSZYSCY...

Szanowny Panie Doktorze Honorowy Uniwersytetu Śląskiego, Wasze Magnificencje!

I oto doczekaliśmy wreszcie tego dnia: aktu wielkiego hołdu jakim stała się ceremonia nadania tytułu doktora honoris causa Tadeuszowi Różewiczowi. Nastąpiło to w miejscu symbolicznym dla Górnego Śląska - w historycznej sali Sejmu Śląskiego, a podniosłe to wydarzenie stanowi zwieńczenie starań i oczekiwań nie tylko społeczności akademickiej. Kto jak kto, lecz na tytuł ten Tadeusz Różewicz zasłużył się w stopniu wyjątkowym - wielki polski pisarz żyjący i tworzący na Śląsku od pół wieku, w którego biografii Śląsk Górny i Dolny nałożyły się, przerosły i stopiły. Tadeusz Różewicz i Tadeusz Kijonka Ale jest to zarazem uroczystość, która jakby nie przystaje do surowych wyobrażeń uformowanych przez Tadeusza Różewicza o samym sobie, skoro był i pozostał pisarzem stroniącym od rozgłosu i wszelkiej oficjalności, strzegącym swej prywatności i niezależności, którego niełatwo skłonić do zmiany utrwalonego wizerunku. Nigdy przecież nie godził się na odgrywanie na pokaz publicznych ról, a już tytuł księcia poetów śmieszył go i drażnił, jak poza artystowskiego dandysa w służbie absolutu... Czuł się bowiem zawsze człowiekiem zwyczajnym, jednym z wielu, jakim jest każdy anonimowy przechodzień. Moja anonimowość - stwierdzał - to szare ubranie nie rzucające się w oczy... Nie bez powodu jedna z jego poetyckich książek nosi programowy tytuł "Głos Anonima". Tak było i pozostało... I oto - bo takie są reguły ceremoniału - Tadeusz Różewicz na krótki czas przywdział togę, spełniając powinności związane z tytułem doktora honorowego, w tym miejscu i dniu dla wszystkich tutaj obecnych jakże ważnym i oczekiwanym.

Towarzyszy nam świadomość, że zostało oficjalnie uhonorowane przez Uniwersytet Śląski dzieło pisarskie wyjątkowej miary, szczególnego znaczenia, rozległości i zasięgu, jednego z najwybitniejszych twórców tego stulecia tworzącego w języku polskim, upowszechnione w ponad dwudziestu językach. Jest to przy tym dzieło od pierwszych słów żywe i rozrastające się w nieustępliwym sporze z tragicznymi dylematami tego świata i cywilizacji wieku, który ma za sobą dwie wojny światowe i totalitarne doświadczenia zmechanizowanego terroru na globalną skalę. Jest to jednocześnie twórczość bezprzykładnie zwarta i jednolita, stanowiąca organiczną całość, w której formy poetyckie przechodzą w dramaturgiczne, bądź w sztukę prozatorską, zachowując otwartość na nowe dokonania, od pierwszych wierszy, które zachowały tę samą moc bezwzględnego świadectwa i moralnego niepokoju. Ostatnia książka z roku 1998 ma przecież bezpośrednie związki z doświadczeniami Auschwitz wyrażone w wierszach dwu pierwszych zbiorów, którymi Różewicz objawił się jako poeta i moralista. To znamienne także jako potwierdzenie nie tylko poetyckiej wiarygodności: zawsze taka sama czujna i przenikliwa obecność jego pisarskiego świadectwa o udrękach i zagrożeniach naszej epoki.

Mija właśnie 60 lat od prasowego debiutu Tadeusza Różewicza i lat 55 od pierwszego, konspiracyjnego druku, który ostał się w jedynym egzemplarzu. Są to zaś lata w całości przeżyte w Polsce - i nie ma na pewno równie wielkiego dzieła, rok po roku, słowo po słowie, stworzonego przez polskiego pisarza w stałym związku z codziennością tego kraju - żył zawsze tutaj, bez względu na to jak się sprawy miały i doświadczał to wszystko sobą i na sobie. Nim Tadeusz Różewicz zwiąże się na trwałe z Wrocławiem - 20 lat przeżyje w Gliwicach, gdzie zamieszkał w najtrudniejszych latach, politycznie osaczony jako "poeta z lasu" i żołnierz AK, skazany na bezterminową "emigrację wewnętrzną" i życiową izolację. Po latach stwierdzi: "Wiek męski, wiek klęski, upłynął mi w Gliwicach"..., lecz co to w istocie oznaczało dla literatury: pełne zwycięstwo poety.

W latach gliwickich właśnie, w samotności i niezłomnej determinacji, której symbolem stał się dom z narożną wieżyczką, z perspektywą kamiennej ulicy, Tadeusz Różewicz nie tylko zwielokrotnia swoje poetyckie dzieło, ale objawia się także jako dramaturg rewolucjonizujący polski teatr i samo myślenie o sztuce teatru, a także jako prozaik i skupiony eseista. W tym "czarnym mieście", na ziemi najcięższego trudu, odległy od literackich centrów i instytucji teatru, nie tylko pomnaża swoje dokonania, ale potęguje swoje oddziaływanie jako destruktor zastanych form i konwencji. Nie ma w literaturze polskiej nikogo, kto by na tę skalę i z taką pasją tworzył nowy alfabet znaków i porozumienia, z takim przemożnym wpływem na rytm przemian. Toteż weszły na trwałe do naszego języka i terminologii literackiej takie pojęcia jak różewiczowska poetyka i wiersz różewiczowski, różewiczowski teatr i różewiczowska ironia, istnieje formuła różewiczowskiej groteski, bo istnieje też i różewiczowski humor nie wolny od różewiczowskiej autoironii... We wszystkich formach i postaciach różewiczowskiej obecności jest Tadeusz Różewicz przede wszystkim poetą - a to znaczy kim? Dla literatury i poezji polskiej?

Najpełniej wyraziła to Wisława Szymborska, która na łamach miesięcznika "Śląsk" wypowiedziała znamienne zdanie w numerze poświęconym Tadeuszowi Różewiczowi: Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak wyglądałaby powojenna poezja polska bez wierszy Tadeusza Różewicza. Wszyscy mu coś zawdzięczamy, choć nie każdy z nas potrafi się do tego przyznać... Gdyby streścić te celne słowa do znanego stwierdzenia, które Krasiński wypowiedział o Mickiewiczu, należałoby użyć po prostu tych samych słów: my z niego wszyscy...

Wykonał bowiem Tadeusz Różewicz ciężką pracę jako rewalator form i nowego języka polskiej poezji. Został nawet do tego stopnia przymuszony, gdy w wieku lat niewielu pond 30, tworząc i żyjąc w odosobnieniu, został obwołany twórcą "szkoły różewiczowskiej" w poezji polskiej, która stała się zjawiskiem i wyjątkowej skali i zasięgu. Nie czuł się dobrze w tej roli i nigdy nie przystał na pozycję mistrza. Stwierdził kiedyś wprost: Zostałem jak gdyby unieszkodliwiony, niszczony za pomocą środków, które sam kiedyś wynalazłem. Była to sytuacja nie tylko artystyczna, ale i psychologiczna, raczej poczucie klęski niż zwycięstwa, ponieważ moje środki stały się popularne i dostępne dla wszystkich. A kiedy następuje inflacja, trzeba myśleć o nowej walucie, nowej monecie, nowym znaku wodnym... A to przecież sytuacja wymagająca nowych poszukiwań i trudu, czyli eksperymentów na samym sobie. Różewicz powie o tym tak: Swój dorobek dźwigam na własnym grzbiecie! Odrzucanie starej skóry jest trudne, bo przecież własnymi rękami budowało się swoją poetykę i wyzwolenie się z niej nie przychodzi łatwo (... ) Cudze formy, zapożyczone, łatwo jest odrzucić, można się z nimi rozstać jak ze starymi spodniami, ale gdy bierze się to z własnego organizmu?

Nie był jednak Tadeusz Różewicz wyłącznie poetą artystycznego buntu. Był nade wszystko pisarzem wyczulonym w stopniu wyjątkowym na to co niesie czas i co oznaczają jego nierozpoznane dotąd znaki - zarówno w skali indywidualnej, pojedynczego człowieka - i w skali globalnej. Czujny, nieufny, pełen wewnętrznego niepokoju, z bezwzględną odwagą i przenikliwością nie tylko z perspektywy polskiego doświadczenia odkrywał prawdy o czasie, w którym żyjemy i zagrożeniach cywilizacji. Dzieło Różewicza wpisane z wyjątkową ostrością w czas tego wieku widzieć trzeba zawsze w szerokim kontekście europejskim, choć nasycone jest w stopniu wyjątkowym świadectwami tego co konkretne i wymierne, jak rzeczywistość polska w każdym miejscu i czasie. Była bowiem ta poezja zawsze równoznaczna z aktem poznania i osaobistego doświadczenia - i ma po dziś dzień swoje dręczące kręgi. Ongiś, po conradowsku, starał się poeta wymierzyć sprawiedliwość widzialnemu światu. Pewne pytania okazały się jednak trwałe. Po pół wieku Różewicz stwierdzi z tragicznym namysłem: Skąd się bierze zło? / jak to skąd / z człowieka / zawsze z człowieka i tylko z człowieka /.

Słowa te pochodzą z poematu "Recyckling", którego dwie części miały swój pierwodruk na łamach miesięcznika "Śląsk", w którym Tadeusz Różewicz jest obecny od pierwszego numeru. Te związki wielkiego pisarza z pismem, które powstało i ukazuje się, przezwyciężając niemało przeszkód w czasie dla kultury nadal trudnym, bo pełna wolność nie jest równoznaczna z pełnią możliwości; te związki są czymś wyjątkowym i wiele znaczącym nie tylko dla redakcji. Odczuwam więc potrzebę wyrażenia z tego miejsca w tak ważnym dniu słów głębokiej wdzięczności, że tyle otrzymaliśmy z jego strony dowodów troski i pisarskiego wsparcia. Jest przecież Tadeusz Różewicz najczęściej drukowanym pisarzem na łamach "Śląska", przyjął także tytuł członka honorowego Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego, co także świadczy jak ważny jest dla niego rozwój kultury literackiej na Górnym Śląsku. Czy jednak tylko kultury literackiej? ... Wiem z licznych rozmów, z jaką troską odnosi się do licznych dylematów tej ziemi oraz dręczących pytań o przyszłość. W istocie Tadeusz Różewicz nigdy się z ziemią tą nie rozstał i jej społecznymi udrękami.

Lata ostatnie są też latami jego literackich powrotów, choć Gliwice opuszczał w ciszy i osamotnieniu, a był już wówczas pisarzem międzynarodowej rangi. Lecz po latach nie tylko pamięcią tutaj powraca. Był przecież obecny na poświęconej mu w roku 1994 sesji zorganizowanej w Katowicach przez GTL. Powitały go wówczas tłumy. Rok później należny mu hołd złożyły Gliwice, przyznając tytuł honorowego obywatela miasta, w którym przeżył 20 jakże ważnych lat życia. Ukoronowaniem tych powrotów i związków z Górnym Śląskiem jest jednak dzisiejsza dostojna uroczystość związana z nadaniem tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego - w tym miejscu, gdzie nie tak dawno odbywał się Kongres Kultury na Górnym Śląsku. Był wówczas Tadeusz Różewicz obecny tu z nami duchowo, odczytany został także jego list, gdzie stwierdził to, co już zostało tu dziś przypomniane, iż jest, czuje się z wyboru zarówno... Dolnym i Górnym Ślązakiem... jednym słowem całym Ślązakiem...

Zapewne pisząc te słowa, uśmiechnął się Tadeusz Różewicz tym uśmiechem Tadeusza Różewicza, który był zawsze i jest także językiem wymownego porozumienia. I za to też chciałbym podziękować - od dziś doktorowi honorowemu Uniwersytetu Śląskiego.

(tekst nie został ostatecznie wygłoszony 23 stycznia 1999 roku)