JUBILEUSZ WYDZIAŁU RADIA I TELEWIZJI UŚ

DWADZIEŚCIA LAT MINĘŁO...

Z dr Krystyną Doktorowicz, dziekanem Wydziału RTV
rozmawia Katarzyna Bytomska

Porównując dzień pierwszy i dzień dzisiejszy Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego, jak mogłaby Pani opisać drogę, którą przebył, uwzględniając jej najważniejsze etapy, zakręty i meandry?

Wydział Radia i Telewizji skończył 20 lat, wszedł w dorosłe życie i ma już za sobą najtrudniejsze lata. Kiedy powstawał, w roku akademickim 1978/79 założony przez ówczesnego prezesa Komitetu do spraw Radia i Telewizji Macieja Szczepańskiego, warunki studiowania i pracy były bardzo dobre. Nie szczędzono środków, nie brakowało sprzętu. Wydział miał w założeniach odpowiedzieć na kryzys łódzkiej filmówki ogarniętej problemami kadrowymi i konfliktem ówczesnego kierownictwa szkoły ze środowiskiem filmowców.

Już w drugim roku istnienia Wydziału zaczęli wykładać reżyserzy i operatorzy tej miary co Krzysztof Kieślowski, Krzysztof Zanussi, Edward Żebrowski czy Krzysztof Winiewicz. Trzeba oddać prawdę historii, mówiąc o tym, że już w początkowym okresie Wydział, który szybko nazwano katowicką szkołą filmową, zapewniał wysoki standard nauczania i bardzo dobry poziom artystyczny.

Opinie określające Wydział jako partyjną szkołę janczarów wydają się znacznie przesadzone, wystarczy prześledzić zawodowe losy pierwszych roczników absolwentów, aby przekonać się, że żadnych janczarów tam nie ma. Z drugiej strony należy pamiętać, że wszystkie instytucje powstające w latach siedemdziesiątych były naznaczone ideologią, choć może Wydział Radia i Telewizji najmniej.

Trudności rozpoczęły się w roku osiemdziesiątym, kiedy to problemy Macieja Szczepańskiego usiłowano przenosić na Wydział. Komitet do spraw Radia i Telewizji zaprzestał finansowania działalności szkoły, a Uniwersytet Śląski miał wątpliwości czy pozwolić na dalsze istnienie tego dziwnego Wydziału nieistniejących nauk. W następny latach kilkakrotnie wstrzymywano nabór na studia, proponowano Wydział Radia i Telewizji zlikwidować bądź włączyć do innej jednostki.

Na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy nastąpiły zmiany regulacji w szkolnictwie wyższym i powołano Komitet Badań Naukowych kategoryzujący jednostki, nasze problemy pogłębiły się. Nie wiedziano bowiem, co zrobić z takim wydziałem jak nasz, nie mieszczącym się w klasycznych strukturach akademickich. Pozostałe szkoły artystyczne, akademie plastyczne, muzyczne, filmówka podlegają Ministerstwu Kultury i rządzą się innymi prawami i innymi algorytmami. Wydział znów pozostał bez środków, nie skategoryzowany, nieco wyalienowany z uniwersytetu.

Niemniej przez te wszystkie lata Wydział ukończyło wielu bardzo dobrych reżyserów, operatorów i producentów, których dorobek filmowy i telewizyjny jest obecny w naszej kulturze. O przetrwaniu zadecydowała formuła szkoły polegająca na stałych kontaktach dydaktycznych z twórcami osiągającymi w zawodzie znaczące sukcesy. Oczywiście i to ma swoje "słabe" strony, gdyż większość reżyserów i operatorów posiadających dorobek artystyczny nie ma stopni i tytułów naukowych. Niektórzy, w tym najlepsi, nie mają dyplomów. W ten sposób straciliśmy dla Wydziału Kazimierz Kutza. Kategoryzacje i algorytmy nie biorą pod uwagę faktu że nauka i sztuka rządzą się innymi prawami. Obecnie pracujący w Wydziale twórcy robią stopnie kwalifikacyjne w Łódzkiej Szkole Filmowej i szkołach teatralnych, co czynią przede wszystkim dla Wydziału, gdyż ich pozycja zawodowa mierzona jest dorobkiem artystycznym nie doktoratem czy habilitacją. Wydział nie jest zainteresowany współpracą z osobami nie posiadającymi takiego dorobku bez względu na ich status formalny.

Na szczęście w ciągu ostatnich lat udało się pokonać wiele trudności, o których mówiłam. Przede wszystkim zniknęły bariery wzajemnego niezrozumienia między Wydziałem a Uniwersytetem. Nie słyszy się już propozycji likwidacji Wydziału czy też prób zniszczenia jego tożsamości poprzez łączenie z innymi jednostkami. Profesorowie i wykładowcy kierunków artystycznych pochodzący spoza regionu przestali obarczać Śląsk i Uniwersytet Śląski brakiem zrozumienia dla potrzeb kultury.

Zmieniły się zasady kategoryzacji KBN, które od zeszłego roku uwzględniają specyfikę jednostek artystycznych i wprowadzają nowe parametry. To w sposób niezwykle znaczący zmieniało pozycję Wydziału Radia i Telewizji. Nie bez znaczenia jest fakt pozyskania ostatnio dla Wydziału takich twórców jak Jerzy Stuhr, Wojciech Marczewski, Filip Bajon, Andrzej Fidyk, Leszek Wosiewicz. Zainteresowanie współpracą z Wydziałem wciąż wzrasta i często nie wiem co odpowiadać na telefony oferujących usługi dydaktyczne znanych reżyserów i operatorów.

Udało się wypromować WRiTV w mediach i pozyskać sponsorów, z których największym jest Telewizja Polska SA. Niemniej wciąż jeszcze wiele brakuje.

Jakie są więc najwazniejsze potrzeby i tęsknoty Wydziału Radia i Telewizji dzisiaj?

Zdaję sobie sprawę, że zrealizowanie ideału wydziału telewizyjno- filmowego w obecnych warunkach ekonomicznych Uniwersytetu jest nie możliwe. Niemniej bardzo ważna jest przejrzysta polityka finansowa wobec tej jednostki. Polityka uwzględniająca wymagania toku dydaktycznego narzucone przez Radę Wyższego Szkolnictwa Artystycznego i rzeczywistą pozycję artystyczną i naukową Wydziału. Wydział Radia i Telewizji ma swoją daleko idącą specyfikę ( zdecydowanie różną od Filii Cieszyńskiej ). Kształcimy mało studentów ( 7 - 8 na roku ), ale drogo. W liczbach bezwzględnych nie są do oszałamiające sumy, niemniej koszt jednostkowy wykształcenia studenta reżyserii czy realizacji obrazu jest wysoki. Większa część obciążeń finansowych dydaktyki przenoszona jest na instytucje zewnętrzne, w tym Telewizję Polską oraz samych studentów. Pozostałe środki pozyskujemy z opłat za studia zaoczne na kierunku organizacja produkcji telewizyjno-filmowej. Uważam to rozwiązanie za nie wystarczające.

Nie możemy sprostać warunkom algorytmu, mimo że proporcjonalnie mamy najwięcej profesorów i doktorów i zatrudniamy wykładowców, których wysoka pozycja artystyczna jest niekwestionowana, ponieważ kształcimy mało studentów, nie mamy grantów i część naszej profesury pracuje w innych szkołach. Współczynnik kosztochłonności nie ma najmniejszego związku z rzeczywistymi kosztami kształcenia na RTV, gdyż obciążenia te ponoszone są przez producentów zewnętrznych i tym samym nie księgowane w Uniwersytecie Śląskim.

W roku 1998 algorytm wewnętrzny pozwalał jedynie na utrzymanie niezbyt rozbudowanej kadry inżynieryjno-technicznej Wydziału. Algorytm 1999 pozwala już tylko na utrzymanie trzech czwartych tej kadry, nie ma mowy o dydaktyce czy kosztach ogólnowydziałowych finansowanych przez dziekana. Mimo wszystkich wysiłków, licznych stopni kwalifikacyjnych pozyskanych przez pracowników przed bankructwem ratuje Wydział jedynie " ręczne sterowanie" Jego Magnificencji. Stąd też uważam że algorytm ten liczony jest po prostu źle.

Kierunki artystyczne różnią się od fizyki, wymagają specyficznych parametrów odpowiadających zasadom kształcenia. Wydział Radia i Telewizji nie jest słabą jednostką kompromitującą Uniwersytet Śląski, przeciwnie, nasza pozycja firmuje całą uczelnie. Przez wiele lat Wydział był ogromnie zaniedbywany, nie robiono tu żadnych remontów, nie zakupywano sprzętu dla dydaktyki. Często ogarnia mnie uczucie bezgranicznego wstydu, kiedy przyjeżdża do Wydziału znacząca w kulturze polskiej postać i prowadzona jest przeze mnie przez nie malowane od 15 lat korytarze.

Inwestowanie w Wydział Radia i Telewizji jest przecież inwestowaniem w Uniwersytet Śląski. Poprzez swoją medialną specyfikę wpływamy na otoczenie i zdanie o całym uniwersytecie upowszechniane w opiniotwórczych środowiskach telewizyjnych i filmowych. To nasi studenci reżyserii pokazują swoje realizacje na antenach centralnych, chociażby w wysoko ocenianym "czasie na dokument" w programie pierwszym TVP. Produkcje finansowane i produkowane przez Telewizję Polską oraz etiudy studenckie pokazujemy na międzynarodowych festiwalach pod szyldem Uniwersytet Śląski. To nasi profesorowie upowszechniają wiedzę o Wydziale i Uniwersytecie w instytucjach kulturalnych Europy. Jeżeli zdarza się, że pewnej niedzieli profesorowie Zanussi i Stuhr reprezentują Polskę na europejskim tygodniu firmowym w Brukseli, a w poniedziałek przylatują do Katowic na wykłady w Uniwersytecie Śląskim to fakt ten nabiera wymiaru symbolicznego.

Staram się, aby przestano mówić o nas w mediach wyłącznie "katowicka szkoła filmowa" a podkreślano iż jesteśmy częścią Uniwersytetu Śląskiego. Nowoczesne uniwersytety posiadają rozmaite wydziały artystyczne, których wpływ na inne dziedziny nauczania jest bardzo korzystny. Wiem że ten pogląd podzielają Jego Magnificencja Rektor Sławek oraz profesor Ratajczakowa, której znakomite wyczucie dydaktyki kierunków artystycznych pomogło Wydziałowi oprzeć się nieprzyjaznemu algorytmowi.

Nie czujemy się już wyalienowani ze struktur Uniwersytetu, niemniej uważam że jeżeli Uniwersytet Śląski pragnie mieć Wydział Radia i Telewizji to za tym uczuciem powinno iść małżeństwo ze wszystkimi prawnymi i finansowymi skutkami tego związku. Nigdy bowiem nie będziemy spełniać wszystkich algorytmicznych akademickich wymogów. Mimo że prowadzimy działalność naukową w dziedzinie badań nad mediami i procesami informacyjnym w ramach Instututu Teorii i Praktyki Masowego Komunikowania oraz wydziałowego Centrum Badań Społeczeństwa Informacyjnego, prowadzimy bardzo istotne zajęcia teoretyczne z dziedziny ekomonii, kultury i organizacji mediów ( to moja dziedzina) przeważa w Wydziale aktywność artystyczna. Nie możemy zwiększać limitów przyjęć i nawet jak już wszyscy twórcy będą doktorami i profesorami ( co pewnie nastąpi w ciągu półtora roku) i tak nie będzie to wystarczające, aby dotacja MEN pozwoliła na utrzymanie przyzwoitego standardu nauczania. Nie możemy już więcej "zarobić" na studiach zaocznych nie obniżając ich poziomu.

Pewne nadzieję wiążemy z nową ustawą o szkolnictwie wyższym, która powinna unormować sytuację całego szkolnictwa artystycznego w Polsce.

Powracając do Pani pytania. Pragnieniem Wydziału jest przejrzysta polityka finansowa wobec naszej jednostki, adekwatna do potrzeb dydaktycznych wyznaczonych przez minima programowe RWSA i oraz poziomu merytorycznego Wydziału. Jeżeli algorytm wewnętrzny dalej będzie pozbawiał nas środków na podstawową działalność nie mamy szans na akredytacje w konkurencji z Łódzką Szkołą Filmową ( finansowaną przez ministerstwo Kultury) ani też na pozyskiwanie środków od sponsorów i telewizji. Wysiłki profesorów, twórców i kierownictwa Wydziału okażą się zmarnowane a z uniwersytetu zaczną odchodzić twórcy pozbawieni środków na realizację pracy dydaktycznej. Przestaniemy być obecni na festiwalach i przeglądach, zabraknie studentów zagranicznych, aż wreszcie...

No może to zbyt czarny scenariusz, ale 20 lat pracy w WRiTV nauczyło mnie przezorności.

Jacy są ludzie, którzy tu przychodzą, studenci, jacy byli kiedyś? Czy to się jakoś zmieniło?

Przez 20 lat zasadniczo zmienił się pejzaż medialny na całym świecie i także w Polsce. Gdy zaczynaliśmy funkcjonowały w Polsce dwa kanały telewizji państwowej i Polskie Radio. Dzisiaj mamy cztery kanały telewizji publicznej, liczne kanały komercyjne, polskojęzyczne platformy cyfrowe, telewizję satelitarną i kablową, rozwijający się polski przemysł i rynek audiowizualny. Kinematografia też przeżyła poważne zmiany programowe, organizacyjne i ekonomiczne, choć najważniejsza transformacja w tej dziedzinie dopiero nastąpi. Coraz częściej polscy twórcy telewizyjni i filmowi pracują w koprodukcjach europejskich i amerykańskich. Całkowicie zmieniły się zasady produkcji telewizyjnej i filmowej. Pojawiły się multmedia, komputery i globalne sieci informacyjne. Dominują nowe formy wyrazu jak np. reklama. Wszystko to wpływa na zmianę profilu kształcenia. Zwiększyły się potencjalne możliwości zawodowe absolwentów, powstają nowe zawody medialne. Musimy sprostać tym wymaganiom. Zmieniamy programy nauczania, otwieramy studia podyplomowe w dziedzinie realizacji radiowej i dla producentów filmowych i telewizyjnych. Unowocześnienie procesu kształcenia i dostosowanie do wymogów współczesnych systemów audiowizualnych również wymaga nakładów i wielu przedsięwzięć organizacyjnych.

Niemniej pewne sprawy pozostają niezmienne. Aby studiować reżyserię czy operatorstwo trzeba być w tych kierunkach uzdolnionym. Talent jest wartością uniwersalną. Zmieniają się, oczywiście zainteresowania i postawy studentów tak jak zmienia się estetyka kina i telewizji. Wykładowcy nieraz ubolewają, że mniej jest w nich pasji i adoracji dla kina artystycznego. Wszędzie zaznacza swoją obecność komercja współczesnych mediów, ulegają jej również studenci WRiTV.

Jak ocenia Pani pozycję Wydziału na ogólnopolskim i europejskim rynku filmowym?

Wydział Radia i Telewizji wykształcił poważną część polskiego średniego pokolenia filmowców, który zaznaczyli się już na europejskim rynku. Oczywiście najbardziej znani są reżyserowie, choć mamy bardzo dobrą szkołę operatorów prowadzoną przez prof. Dziworskiego. Nie ma właściwie miejsca w kinematografii i telewizji, gdzie nie zaznaczyliby się nasi absolwenci. Z nabytym w Wydziale kwalifikacjami mogą próbować sił na konkurencyjnym europejskim rynku.

Wykształceni w Katowicach twórcy są laureatami licznych nagród filmowych, z których chyba najważniejszą jest nagroda Europejskiej Akademii Filmowej - Feliks dla Maćka Dejczera za film pt. "Bandyta". Nagrodę tę otrzymał także Krzysztof Kieślowski.

Plejada gwiazd i osobowości polskiego filmu przewinęła się przez wydział, co zyskała dzięki temu uczelnia już wiemy, a czego oni szukali tutaj, jakie mieli pomysły na prowadzenie zajęć?

Każdy z twórców na swój własny sposób wykładania i nauczania. Nie możemy stosować tu żadnych standaryzowanych rozwiązań. Niektóry nasi wykładowcy mają ogromne doświadczenie dydaktyczne. Prof. Jerzy Stuhr, który uczy pracy z aktorem od wielu lat wykłada w krakowskiej szkole teatralnej, Wojciech Marczewski był dziekanem reżyserii w Royal Film Academy w Londynie, obecnie wykłada w szkole filmowej w Kopenhadze. Tam też wykłada prof. Bogdan Dziworski. Niewątpliwie profesorowie i wykładowcy przekazują studentom swoje własne widzenie sztuki i swój styl artystyczny. Andrzej Fidyk stworzył nową szkołę dokumentu w Wydziale podobnie jak kilkanaście lat temu Krzysztof Kieślowski. Niemniej jest to zupełnie inna szkoła. Zajęcia w Wydziale Radia i Telewizji nie podlegają standardowym rygorom akademickim, straciłyby swoją wartość. Wiele z nich odbywa się na planach filmowych i w studiach telewizyjnych. Nie ingeruję w programy wykładowców- twórców. Nie mogę przecież mówi profesorowi Dudzie-Graczowi jak ma wykładać malarstwo!

Dlaczego Wydział przyciąga twórców? Co oni z tego mają ? Pewnie jakąś satysfakcje w kształtowaniu młodego pokolenia filmowców, dla których są mistrzami.