Dochodzą nas w redakcji słuchy, jakoby u studentów pierwszych lat zaobserwowano pewne trudności adaptacyjne w nowym dla nich środowisku. Nasz organ jest niezwykle czujny, jeśli chodzi o wszelkie przejawy nietolerancji czy dyskryminacji, i dlatego w gronie zaufanych osób podjęliśmy ważką decyzję wyjścia naprzeciw tym problemom, co roboczo nazwaliśmy "nowym otwarciem".
Nim wyciągniemy do was tzw. pomocną dłoń zmuszeni jesteśmy zdementować kilka nieodpowiedzialnych plotek, które kładą się cieniem na kryształowej opinii jaką cieszy się powszechnie nasza uczelnia. Słyszy się bowiem tu i ówdzie, wyssane z brudnego palca, propagandowe (wiadomo komu służące) kłamstwa o zaobserwowanym ponoć i obowiązującym studentów I roku zjawisku tzw. "fali". Zapewniam cię, drogi czytelniku, jest to wierutna brednia. Czy te drobne kuksańce, te dobroduszne poklepywania po karku, czy nawet mimowolne kopniaki można nazwać fizyczną przemocą? A fe! Cóż za przesada. A czy wymycie profesorowi samochodu, czy nawet wypastowanie asystentowi butów to czynności aż tak upokarzające, by się przed nimi wzdragać? A ileż to ten biedny profesor ma tych samochodów? Nie wpadajcie kochani w histerię.
Inna obrzydliwa plotka z arsenału naszych wrogów dotyczy spraw, które prawdziwy człowiek nauki uważa za intymne, a nawet wstydliwe. Chodzi o stypendia. Żerujący na studenckiej naiwności starzy, polityczni gracze utrzymują, że niektórzy z was, by dotrwać do wypłaty stypendium zjadają skrypty i podręczniki, nie gardząc nawet - o zgrozo - naszą "Gazetą". Wprost brak nam słów, gdy słyszymy, że znajdujący się w hallu Rektoratu punkt sprzedaży wydawnictw UŚ niewcześni dowcipnisie nazwali "Fast food". Cóż za bzdura. Ogólnie przecież wiadomo, że wydawane na papierze makulaturowym kl. IX książki już podczas przeglądania boleśnie kaleczą, a cóż dopiero mówić o przełyku.
Kolejna kalumnia dotyczy dojazdów na zajęcia. Wielce szkodliwe insynuacje dowodzą jakoby zdarzały się przypadki, iż dopiero po dwóch latach studenci odnajdywali prawidłowo miasto, ulicę, budynek i salę, w której odbywały się ich zajęcia. Moglibyśmy zbyć to łgarstwo krótkim: paszli won, wy niezguły, jeśli wybieracie się do nas na studia bez kompasu, liny holowniczej, rakiet śnieżnych czy suchego prowiantu. Podkreślam m o g l i b y ś m y, ale tak nie powiemy. "Nowe otwarcie" zobowiązuje i dlatego też przedstawiamy dla waszej wygody "Krótki przewodnik po obiektach Uniwersytetu Śląskiego". Dziś część pierwsza - REKTORAT.
Na wstępie musimy jednoznacznie podkreślić, że lepiej byłoby gdybyś studencie do tego budynku w ogóle nie wchodził. Może zdarzyć się bowiem, że wałęsając się tam onieśmielony i zagubiony wpadniesz przypadkiem na zamyślonego człowieka nauki, w którego głowie rodzi się właśnie jakaś przełomowa koncepcja. Zderzenie z tobą rozproszy skupioną uwagę, pozbawiając naszą uczelnię splendorów i... dotacji. Ba, będzie jeszcze gorzej, gdy wpadniesz na pracownika administracyjnego. A nuż to go właśnie pobudzi do myślenia, czego owocem będzie w przyszłości nowy okólnik, regulamin czy przepis.
Jeśli jednak nie możesz poskromić swego awanturniczego charakteru i pchasz się tu nieproszony - pamiętaj, by natychmiast po wejściu zatrzymać się przed widoczną z prawej strony portiernią. Obowiązuje postawa zasadnicza! Po złożeniu meldunku i wyjaśnieniu celu wizyty, możesz zostać poddany testowi na obecność alkoholu w twoim organizmie. W skrajnych przypadkach nie obejdzie się bez pobrania próbki krwi czy nawet analizy treści żołądka. Wszystkie te badania wykonuje się na zapleczu portierni, zgodnie z zasadami higieny, a treść żołądka zostaje badanemu zwrócona przy wyjściu. Cha, cha, cha! To oczywiście był żart.
Teraz w zasadzie możesz już opuścić Rektorat, i tak przez wiele lat będziesz miał co opowiadać rodzinie. Zdarzają się jednak przypadki niezdrowej ciekawości skłaniającej desperatów do szwendania się po korytarzach. Udając się nieopatrznie w lewą stronę będziesz mój lekkomyślny przyjacielu narażony na pokusę zapukania czy nawet (broń cię Boże) otwarcia drzwi do któregoś z pomieszczeń. Niech jako złowieszcze memento zabrzmi opowieść o studencie, który bez cienia pokory wszedł do znajdującego się na parterze Działu Radców Prawnych i miał czelność zapytać o godzinę. Pełne tęsknoty kartki nadchodzące od dwóch lat z zakładu zamkniętego w Rawiczu są chyba wystarczającą przestrogą.
Nie możemy wykluczyć, że i w tym roku znajdzie się jakiś chytry ptaszek, który pod pozorem wizyty w Dziale Spraw Studenckich wtargnie do naszej świątyni nauki. Wyjaśnijmy więc sprawę do końca. Zadaniem tego działu nie jest rozwiązywanie waszych problemów, ale problemów, które stwarzacie waszą (nie zawsze pożądaną) obecnością na tej uczelni.
Zdarzają się również przypadki gorączkowego poszukiwania alibi, którym ma być rzekomo nieposkromione łaknienie spożycia słodkiej bułki i wypicia szklanki herbaty w bufecie Kubuś. Uleganie tym prymitywnym słabościom nie rokuje ci zbyt wielu szans na ukończenie studiów, co jak wiadomo wymaga wielu wyrzeczeń. Jest to jednocześnie odpowiedź dla tych wszystkich, których zwiodły tu wyimaginowane fanaberie pójścia do toalety. Regulamin korzystania z toalet (do wglądu) znajduje się w pomieszczeniach administracji budynku, tamże najnowsze rozporządzenia dot. plucia w miejscach publicznych, wypalania traw i nadawania tytułów naukowych.
Są jednak i tacy, którzy nie zawahają się przed postawieniem swej świętokradczej stopy na biegnących w górę schodach. Nie sądź jednak prostoduszny pastuszku, że będę odwodził cię od tego kroku. I tak szanse byś na wysokości I piętra stanął oko w oko, z którymś z Gromowładnych czy Złotoustych są minimalne. Otwierając nieopatrznie obite (złupioną na studentach zaocznych) skórą drzwi jednego z licznych tam sekretariatów w lot pojmiesz dlaczego oczekujący na audiencję kwiat naszej nauki pod wpływem przenikliwych spojrzeń trzęsie się jak osika. Zrozumiesz przyczynę polewania kubłem zimnej wody tych, których źle uzasadniona prośba o widzenie została określona mianem "zawracania głowy", powodując tym samym liczne omdlenia i zapaści. Nie zdziwi cię widok kucających w kąciku i pochlipujących różnych prezesów czy generałów. Stanie się dla ciebie oczywiste, czemu zwykli pracownicy administracji bez szemrania wchodzą od razu na zewnętrzny parapet przełykając nerwowo przyniesione papiery i dokumenty, które wobec panującej grozy straciły swą wagę i sens.
Może zdarzyć się, że gnany oszalałym strachem zamiast w dół pobiegniesz piętro wyżej. Jeśli już tak będzie, to wiedz, że trafiłeś do przyszłego sanktuarium uczelni. Tu w ściennych niszach (zgodnie z pomysłem sekretarza naszej redakcji, co z dumą podkreślam) będą w przyszłości spoczywały zmumifikowane szacowne szczątki koryfeuszy nauki. Już dziś wszystkie miejsca są wyprzedane. Na razie jednak w naszym Luksorze gromadzi się pozornie banalne dokumenty finansowe, z których jedynie Argusowe oko Rewizji Gospodarczej wyławia smakowite kąski w postaci kompromitujących dowodów rabunkowej gospodarki lat minionych. Przykładem tego faktury za herbatę Gruzińską, mydło toaletowe Bobo, wkłady do długopisów Zenith czy nawet berety służbowe. Tymi luksusowymi dobrami korumpowano niewątpliwie co słabsze jednostki. Obecnie jednak uczelnia ze wstrętem odrzuciła ten bizantyjski przepych. Winni tej niczym nieuzasadnionej rozrzutności ponieśli zasłużoną karę. Stąd też czasem można usłyszeć dochodzący gdzieś z czeluści piwnic brzęk łańcuchów czy potępieńcze jęki. To pokutują byli zaopatrzeniowcy zakuci teraz w Ustawę o Zamówieniach Publicznych.
Jeśli już dotarliśmy do piwnic, to nie od rzeczy będzie wspomnieć i o naszej redakcji. Ulokowana w nastrojowych kazamatach posiada niepowtarzalną atmosferę skłaniającą do skupienia i kontemplacji. Wprawdzie wodę i chleb podaje się nam na kiju przez lufcik, ale nie narzekamy. Grupy zorganizowane, po wykupieniu obowiązkowego karnetu, mogą oglądać sobie nas do woli.
Na najbliższy sezon nasze turystyczne propozycje wzbogacone o dodatkowe atrakcje:
1. "Park jurajski" - Podglądanie przy pracy naukowca z przedwojenną maturą (można fotografować, a nawet dotknąć).
2. "Tam, gdzie najlepsze kasztany" - nocny spacer wokół budynków UŚ (zakaz fotografowania i dotykania)... chyba, że za indywidualną opłatą.
3. "Lustracja na wesoło" - Wizyta w Dziale Spraw Osobowych i przegląd teczek naszych ulubionych wykładowców.
Last minute: "Jesteś tego wart" - Publiczne obrzucanie inwektywami autora tego tekstu (mogą być również jaja, zgniłe owoce etc. ). Zniżki dla członków Senatu, Dyrekcji i red. naczelnego.
Z A P R A S Z A M Y