CZTERY FILARY UNIWERSYTETU

Na początku roku akademickiego, w którym słychać w równej mierze akcenty nostalgii za mijającym stuleciem i pełnego nadziei oczekiwania na to, co przyniesie nowe milenium nie możemy nie obejrzeć się za siebie. Spoglądamy wstecz na losy naszego Uniwersytetu i dostrzegamy, jak ściśle splatają się one z wydarzeniami, które czas przeznaczył Polsce, a ponieważ jedna trzecia dziejów Uniwersytetu przypada na okres po 1989 roku, nie wystarczy nam jedynie z kronikarską precyzją zarejestrować upływające lata. Struktura polskiego czasu była bardziej dramatyczna. Jeżeli XX wiek był stuleciem ekspansji systemów zniewolenia, wówczas wraz z przełomem 1989 roku XX wiek skończył się w Polsce 10 lat wcześniej. Ale jednocześnie przeżyliśmy wówczas niezwykle silne doświadczenie końca panowania "obcego" systemu, odzyskania samodzielności, doświadczenie, które żywo przypominało schyłek epoki zaborów. Czyż o pakcie Ribentropp-Mołotow nie mówi się jako o IV rozbiorze Polski? To, co dokonało się w naszym życiu w ciągu ostatniego dziesięciolecia stworzyło sytuację tak radykalnie różną od poprzedzającego je nieomal półwiecza, iż musimy powiedzieć, iż żegnając wiek, dokonujemy obrachunku z prawdziwym labiryntem historii. Ważnym zadaniem Uniwersytetu jest troska o to, by jakże uderzająca nietrwałość społecznej pamięci nie zamazała kształtu przeszłości.

Przypomnijmy więc, iż Uniwersytet pokonał długą drogę. Gdy powstawał z połączenia Wyższej Szkoły pedagogicznej i Filii Uniwersytetu Jagiellońskiego jako efekt długich starań Śląska o wszechnicę humanistyczną, liczył niespełna tysiąc studentów i 63 pracowników naukowo-dydaktycznych skupionych w dwóch Wydziałach. Dzisiaj jest domem dla niemal 3000 pracowników (w tym 1700 uczonych) i ponad 38 tysięcy studentów. Na końcu kadencji 1996-1999 Uniwersytet Śląski jest uczelnią autonomiczną, a 3 z 10 Wydziałów mają I kategorię KBN. Uniwersytet ma Misję, w oparciu o którą buduje swoją działalność naukową, ale która jest również podstawą do jak najszerszej współpracy z miastami, gminami, powiatami Regionu; Misję wyznaczającą mu kierunek rozwoju i będącą wyrazem dążeń Uczelni do tego, by odegrać znaczącą rolę w kształtowaniu nowej postaci i nowej przyszłości Regionu. Temu służy między innymi powstanie naszego ośrodka dydaktycznego w Jastrzębiu Zdroju, wzmocnienie naszej obecności w Chorzowie i silniejsze jej zaakcentowanie - poprzez prowadzoną rozbudowę Wydziałów Nauk o Ziemi i Techniki - w Sosnowcu oraz w Katowicach, gdzie niebawem pragniemy przystąpić do budowy nowej siedziby Wydziału Prawa i Administracji, inwestycji, która służąc Uniwersytetowi wzbogaci architektonicznie centrum Miasta. Na Uniwersytecie powstały i rozbudowywują się indywidualne studia zarówno humanistyczne, jak i matematyczno-przyrodnicze. Wprowadzany system punktowy umożliwi studentom obszerniejsze korzystanie z olbrzymich możliwości naukowych Uniwersytetu. Prowadzona od dwóch lat reforma zarządzania sprzyja zwiększonej samodzielności Wydziałów i lepszemu wykorzystaniu niebogatych środków finansowych. Liczymy, iż powołane do życia w czerwcu Stowarzyszenie Przyjaciół Uniwersytetu Śląskiego pomoże zgrupować wokół Uczelni tych, którzy są Mu życzliwi i dla których jest On miejscem służącym nie tylko wiedzy, ale i mądrości. Uniwersytet, który przez trzy dziesiątki lat pomaga innym zapewniając im wiedzę, przyczyniając się do większej spoistości i gęstości tkanki społecznej, potrzebuje pomocy i rady, wsparcia i życzliwej myśli i działania. Rektor nie może bez bólu myśleć o tym, iż nasze zbiory biblioteczne do dziś nie doczekały się właściwych pomieszczeń, że Uniwersytet pozbawiony biblioteki jest Uniwersytetem uboższym, a może nawet zranionym. Uniwersytet widzi siebie jako miejsce przyjazne i gościnnie otwarte. Myśl Uniwersytetu krąży wokół najistotniejszych dla rzeczywistości Regionu spraw (cóż może być ważniejsze od szansy na pomyślne i godnie przeżyte życie, szansy, która nigdzie bardziej niż w naszym województwie nie jest związana z edukacją), lecz dlatego właśnie Uniwersytet może i powinien oczekiwać życzliwego zainteresowania ze strony Władz Województwa, Miast Uniwersyteckich i innych ośrodków województwa.

Spoglądając wstecz i gościnnie przyjmując w swoje mury nowoprzybyłych, u progu nowego roku akademickiego Uniwersytet zgodnie z piękną tradycją żegna swoich Zmarłych; nie dlatego, by pogrążyć się w żałobnym nastroju, ale po to, aby uszanować Ich wysiłek i przestrzec przed jego zmarnotrawieniem, bowiem Uniwersytet nie jest Dobrem zamykającym się w losach jednego tylko pokolenia. By przypomnieć ideę ciągłości Uniwersytetu, przywołujemy dzisiaj pamięć o następujących Kolegach: prof. dr hab. Andrzeju Kuniszu z Wydziału Nauk Społecznych, prof. dr hab. Janie Trembaczowskim z Wydziału Nauk o Ziemi, prof. dr hab. Ludomirze Tokarzewskim z Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii, mgr Martinie Grincu - asystencie z tegoż Wydziału, mgr Wojciechu Nabiałczyku - lektorowi SPNJO, dr Irenie Mądry i dr Kazimierzu Sarnie - pracownikom naukowo-dydaktycznym Wydziału Nauk Społecznych, dr hab. Michale Blicharskim - docencie na Wydziale Filologicznym. Chcemy także pamiętać o jednym z dyrektorów Uniwersytetu mgr Kazimierzu Cyganie, płk Władysławie Słomie i długoletnich pracownikach obsługi i administracji: paniach - Marii Talowskiej, Helenie Gwóźdź, Antoninie Madej, Bronisławie Skrzek, Elżbiecie Witkowskiej, Alicji Zajączkowskiej, panach - Rafale Iwanku, Jerzym Lisoniu, Kazimierzu Stawiarskim.

Spoglądamy również wprzód, by odpowiedzieć na pytanie jaki będzie nadchodzący wiek i jak jesteśmy do niego przygotowani. Specjalnie rozpoczynam od nici czasu, gdyż to z niej Uniwersytet przędzie swoje tworzywo, gdyż jest tą instytucją, której powierzono troskę o czas, o mosty między pokoleniami, szczególnie ważną w świecie, który o czasie pamiętać nie chce i w którym wszelki ślad pozostawiony przez czas jest witany jako zagrożenie dla powszechnie obowiązującego ideału młodości. Może prawdziwie mądra edukacja, a wraz z nią i Uniwersytet są drogą do mądrego starzenia się, starającego się zrozumieć rytm czasu i przez to, pozbawionego uraz i resentymentów.

Co dostrzegamy zatem w polskiej rzeczywistości spoglądając z wnętrza takiej instytucji, jaką jest Uniwersytet na przemiany już dokonane i wciąż dokonujące się w Polsce?

1. Dostrzegliśmy, że nigdy wcześniej nadzieje na godziwe życie tak silnie nie powiązały się z ambicjami edukacyjnymi społeczeństwa. Prysł mit o wykształconym i przodującym społeczeństwie żywy wówczas, gdy rzeczywistość sprowadzała się do kilku rutynowych zabiegów, gdy inwencja była talentem niepożądanym, gdy świat sprowadzał się do przygotowanych z góry odpowiedzi. W takim świecie, w świecie chytrego załatwiania", a nie uczciwego podejmowania wyzwania, maleje popyt na Uniwersytet, którego żywiołem jest niestrudzone i nieograniczone pytanie.

Gdy świat stał się wyzwaniem, zrozumieliśmy, iż bez odpowiedniego przygotowania wyzwania tego nie sposób podjąć. Największe uznanie należy się szkołom wyższym w Polsce, które w ciągu ostatnich lat podwoiły ilość studentów. Jednocześnie musimy zauważyć, iż pożegnaliśmy się z systemem, w którym nauka i uczenie się związane było z dzieciństwem i wiekiem młodzieńczym; konieczność ustawicznego kształcenia się, przekwalifikowywania, uzupełniania umiejętności (dzisiaj 1700 osób studiuje na studiach podyplomowych na naszym Uniwersytecie) przekonują dowodnie, że wkroczyliśmy w świat, w którym nauka i praca nie dają się od siebie oddzielić (fenomen studiów zaocznych), w którym gotowość do uczenia się staje się nie tylko gwarantem powodzenia życiowego, ale - często nieuświadomionym - etycznym imperatywem: ten, kto uczy się zwiększa sumę wiedzy społecznie użytecznej, a więc służy Bliźniemu.

2. A przecież - paradoksalnie - nagle nauka i sztuka utraciły swój uprzywilejowany charakter; inteligent przestał być depozytariuszem prawdy i misji społecznej, powołania, którego główną zasadą było odstąpienie od własnego dobra na rzecz dobra ogółu. Inteligent przestał być herosem, stał się ogniwem społeczeństwa producentów i konsumentów. Nie gromił już potworów rodem z tej lub tamtej ideologii, ubierał garnitur i udawał się do pracy, jednej, drugiej, trzeciej... Gdy miał odpowiednią specjalność naukową i szczęście zasiadał w radzie nadzorczej lub zakładał firmę konsultingową. Powiedzmy sobie uczciwie: zapewne coś w tym ferworze zyskaliśmy, ale często utraciliśmy poczucie więzi i związku, często nawet związku z Uniwersytetem.

3. Jednocześnie narastało w kręgach ludzi oddanych edukacji wyższej poczucie niepewności: jeżeli edukacja jest, jak nagle powszechnie zaczęto wierzyć - "towarem", to dlaczego towar ten, tak pożądany na rynkach świata, jest ledwie podtrzymywany, tolerowany w Polsce. Nieszczęsne 0, 84% PKB lokujące nas w okolicy 50 miejsca w świecie jest widmem straszącym w pracowniach polskich uczonych. Kto nie prowadzi badań na wysokim poziomie, ten nie naucza na równie wysokim poziomie, kto zaś nie naucza dobrze, ten nie wychowuje, kto nie wychowuje, ten doprowadza w konsekwencji do obniżenia wartości obowiązujących w społeczeństwie. Ubóstwo nauki i sztuki uderza w samo serce etycznej struktury społecznej więzi i w samo serce Uniwersytetu.

4. Oto dwa oblicza polskiej transformacji: z jednej strony nadzieja na godziwie spędzone życie do czego nieodzownym warunkiem jest kształcenie, z drugiej - obojętność, bezradność tak budżetu państwa, jak i źródeł pozabudżetowych, które jakby nie były pewne, czy dążenia owe poprzeć, czy nie. Rzecz szczególnie ważna, o której trzeba powiedzieć głośno i wyraźnie: brak zdecydowanych inwestycji w sferę nauki, sztuki i edukacji (i nie upierajmy się, że inwestycje owe muszą płynąć z budżetu państwa) jest szczególnie niebezpiecznym sygnałem. Nie tylko dlatego, że powiększa się dystans między osiągnięciami polskich uczonych a ich zagranicznymi kolegami, lecz także dlatego, iż może sprowokować niezwykle groźną społecznie "sytuację opuszczenia". Ci, którzy nie będą mogli zdobyć wykształcenia, bo zabraknie dla nich miejsc w niedoinwestowanych szkołach, którzy nie zdołają przekwalifikować się, by uciec od bezrobocia poczują się zawiedzeni i opuszczeni, nawet zdradzeni, a ich energia przerodzi się we frustrację. Kierkegaard mówi: "nie można żyć w świecie, w którym pragnienie nie osiąga swego celu". Oto wielki dylemat i dramat polskiego Uniwersytetu: grozi mu to, że dołączy do tej części społeczeństwa, od której głosu odwrócono ucho, której głos nie przebija się przez wrzawę wielkoprzemysłowych, często megalomańskich roszczeń. Nauce grozi to, iż dołączy do pominiętych, a może nawet poniżonych naszego społeczeństwa. Nigdzie nie widać tego dobitniej niż na Śląsku.

1. W świecie, w którym odniesiony za wszelką cenę "sukces" staje się wyznacznikiem powodzenia i szczęścia, w którym silni dominują, w którym - jak nas poucza eksponowana niedawno reklama - "najważniejsze jest zarządzanie pieniędzmi", Uniwersytet - szanując prawa rynku i ekonomii - musi być domem tego, co kruche (posługuję się terminem Gabriela Ringlet); w świecie niecierpliwej gonitwy, musi być "domem" cierpliwego trwania i współtowarzyszenia, aby uczyć jak odnaleźć przymierze między umysłem a światem. Jest domem, w którym znajduje się miejsce dla tego, co czasem źle adaptuje się w świecie, tego, co być może nawet rozczarowane jest czystą techniką i stosowaną wiedzą. W Uniwersytecie nie mogą istnieć ludzie pomijani, których głos jest niesłyszany z różnych przyczyn, np. dlatego, iż nie reprezentują dziedzin tzw. "rynkowych", które nie mogą należeć do szczególnie atrakcyjnych z punktu widzenia czysto ekonomicznego sukcesu. W Uniwersytecie każdy student, każdy pracownik winien być widziany, słyszany, bowiem nie jest anonimowy, ma tylko "swoją" podmiotowość, swoją "twarz". Uniwersytet chroni to, co kruche, gdyż jego żywiołem jest pytanie, a ono nie zna zadufania i pychy. Można by więc nawet twierdzić, iż to, co kruche jest sercem Uniwersytetu. Może dlatego głos Uniwersytetu niknie w hałasie i zgiełku marszowych pokrzykiwań tych, którzy czując się wyłącznie mocni liczbą, czynią swoje potrzeby potrzebami innych. Uniwersytet chroni to, co kruche, a zatem strzeże twarzy człowieka.

2. Ponieważ Uniwersytet winien dostrzegać wszystkich, którzy go tworzą, nie ma w nim tych, których Grecy nazywali aprosopos, "ludzie bez twarzy", czyli ci, których istnienia się nie dostrzegało, którymi nie wykazywano zainteresowania. Sprzeciwia się to całkowicie etyce Uniwersytetu, który chroni, strzeże, a tam gdzie potrzeba odtwarza solidarność etyczną ludzi zainteresowanych. Być Człowiekiem Uniwersytetu, to być człowiekiem zainteresowanym, człowiekiem, który nie jest obojętny, który nie schodzi z drogi światu, lecz przeciwnie, pozwala, by świat zostawiał na nim swoje ślady. Ta solidarność to nie poczucie siły i rozdzielania stanowisk. Nie taką “solidarność" mam na uwadze. Przeciwnie - to codzienne, nierzadko dramatyczne przeżycie kruchości, zwątpienia, cierpienia, w których solidarność prawdziwego bezinteresownego zainteresowania jest gotowością do dawania, ponoszenia pozornej straty, mówiąc dramatyczniej - gotowością do bycia zranionym. Uniwersytet jako sposób bycia, w którym "jestem zainteresowany", tzn. jestem człowiekiem, którego obchodzi świat i to, co go otacza sprzeciwia się potworowi rutyny i nudy. Jak groźny to potwór, wiemy z informacji prasowych i z kronik zbrodni popełnionych zwłaszcza przez młodych ludzi w imię nudy. Ale nuda - jak pisze filozof - "jako taka przestaje się wszystkim interesować. Nie interesuje się niczym. Wobec czegoś, cokolwiek by to było, nuda pozostaje obojętna - mihi non interest, to mnie nie dotyczy ani nie jest dla mnie". Uniwersytet mówi zawsze - "to mnie dotyczy", "to mnie obchodzi". Pozostaje żałować, iż usłyszał tyle razy od różnych instancji władzy, iż sam nie jest przedmiotem ich zainteresowania. Uniwersytet będzie istniał tak długo, jak długo świat będzie bezinteresownie obchodził człowieka.

3. W świecie, w którym mowa nie tyle utraciła na ważności, co stała się niemal zbędna, w rzeczywistości radiostacji, których szeroko znana reklama szczyci się tym, iż jest to program w którym "gramy bez cienia mówienia", Uniwersytet musi strzec mowy, dobrej mowy. Mowy, która nie jest pstrą gadaniną (bunte Gerede), lecz mowy, która znajduje się na końcu naszych poszukiwań, wątpliwości, pytań. Dobra mowa, to język, który nie zmierza do czystej konsumpcji, który nie zamyka się w transakcyjnym "kup/sprzedaj", "daj/bierz". Dobra mowa jest językiem pewnego wyrzeczenia, umniejszenia siebie, słowami, w których rozbrzmiewa wątpliwość, wahanie, cierpienie, wszystko, prócz bezmyślnego triumfu i zadowolenia z siebie. “Człowiek posiada tylko to, czego się wyrzeka", mówi Simone Weil. Dopóki do naszych studentów będziemy zwracać się w takiej mowie, dopóty Uniwersytet będzie trwał i dopóty rozpościera się przed nim nadzieja. Gdy będziemy ludźmi dobrej mowy, jak pisze Ricoeur, przestaniemy odczuwać bezradność, iż tylko mowę, tylko język mamy do dyspozycji; przeciwnie - odczujemy siłę mowy, a wówczas być może ci, którzy dysponują więcej niż mową zaczną słuchać tego, co mówimy. Życzmy sobie byśmy wyłącznie w dobrej mowie zwracali się do naszych studentów i siebie samych; gdy Uniwersytet zarzuci dobrą mowę, już nic nie powstrzyma agresywnej mowy czystej konsumpcji i konkurencji pozbawionej oparcia w wartościach. Uniwersytet i dobra mowa to synonimy.

4. Uniwersytet jest bowiem miejscem, w którym następuje fuzja czasów i odradzanie się nadziei. Biada Uniwersytetowi, w którym "młodzi" bez przeszłości spotykają "starych" bez przyszłości. Uniwersytet jest dialogiem czasów i doświadczenia, w trakcie którego młodzi odzyskują przeszłość, której osobiście nie zaznali, ale my "starzy" uzyskujemy przyszłość, która jaśnieje w tych, którzy są naszymi uczniami. Dlatego Uniwersytet musi chronić porozumienie, dialog, wzajemne uczenie się od siebie. To dlatego w szkole kształtuje się przyszły obywatel społeczeństwa: staje się nim nie tylko z tego powodu, że wiele wie, lecz przede wszystkim dlatego, że potrafi wiele w dobrej mowie zakomunikować, zrozumieć, ustąpić, że potrafi porozumieć się i godzić konflikty.

Oto cztery filary Uniwersytetu: troska wobec tego, co kruche, bezinteresowne zainteresowanie, dobra mowa, porozumienie i komunikowanie przez dialog.

Życzmy sobie, aby nadchodzące stulecie sprzyjało wzmocnieniu owych czterech kolumn. Życzmy sobie, by to na nich wspierała się budowla Uniwersytetu.