Nasi absolwenci

Dr Tomasz Rożek
Fizyk, dziennikarz naukowy, współzałożyciel Stowarzyszenia Dziennikarzy Naukowych i Śląskiej Kawiarni Naukowej Absolwent Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii

Dla wielu osób świat fizyków jest jak inna planeta. Pewnego dnia, w ramach oswajania muzykologa z fizyką, zabrałem moją żonę Anię na bal studencki. Jedna z pierwszych dedykacji brzmiała: „Ciało stałe pozdrawia cząstki!”. Ona nie mogła przestać się śmiać i powtarzała: to jest właśnie to, zupełnie inny świat, magiczna planeta.

Studiując fizykę medyczną, spotkałem wielu niezwykłych ludzi. Zawsze oczekiwałem, że owe kontakty między studentami i profesorami będą cechowały się wzajemnym szacunkiem: zarówno ucznia do mistrza, jak również mistrza do ucznia. Tak było właśnie na moim kierunku. Moim mistrzem jest mgr Jurek Dorda z fizyki jądrowej, człowiek skromny, cichy, o gigantycznej wiedzy, od którego wiele się nauczyłem – zarówno w czasie pisania pracy licencjackiej, jak również magisterskiej. Jeszcze profesor Władysław Borgieł… zajęcia z profesorem Borgiełem, to było coś pięknego! Wykładał matematykę. Słuchając go, odnosiłem wrażenie, że traktuje przebiegi funkcji, całki czy różniczkowanie jak poezję. W jego wykonaniu była to rzeczywiście poezja. Przekazywał wiedzę, nie męcząc słuchaczy, nie obciążając ich. To duży dar: zainteresować dorosłych ludzi zagadnieniami, które są całkowicie abstrakcyjne, nie mają w sobie konkretu, namacalności. Profesor potrafił w taki sposób mówić o matematyce, że dotykało się w niej wszystkiego.

Prof. UKSW dr hab. Irena Lipowicz
Posłanka na Sejm I, II i III kadencji, była ambasador RP w Austrii, obecnie rzecznik praw obywatelskich

Absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Okres studiów był dla mnie czasem trudnym i pięknym zarazem. Wydział Prawa i Administracji UŚ to ul. Bankowa 8, z kultową biblioteką wydziałową, którą już wtedy kierowała pani Danuta Gburska, ostoja wydziału i pocieszenie w trudnych chwilach. Szczególnie dobrze zapamiętałam zajęcia profesorów Maksymiliana Pazdana, Mieczysława Sośniaka czy Jana Tyszkiewicza, to były moje pierwsze prawdziwie akademickie wykłady. Pamiętam również ważny dla mnie egzamin z prawa administracyjnego, zdawany u profesora Karola Sobczaka, podczas którego, będąc w stresie, wykręciłam śrubkę z jednego z foteli w katedrze...

Po zmianie ustroju postanowiłam kandydować do parlamentu, żeby dokończyć dzieło odbudowy samorządu terytorialnego w Polsce. Do takiego pomysłu zresztą przekonała koło Unii Demokratycznej w Katowicach (bez mojej wiedzy) dr Anna Zachariasiewicz. Ostatecznie jednak szalę przechylił prof. Walerian Pańko, który został wtedy prezesem NIK i martwił się, kto go zastąpi w sejmie i będzie wspierał reformę samorządową. Zginął tragicznie dwa tygodnie po naszej rozmowie, w przededniu swoich pięćdziesiątych urodzin. Poczułam się wtedy szczególnie zobowiązana, by kontynuować rozpoczęte prace. Zajęło mi to 8 lat – do chwili, kiedy z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku mogłam opuścić parlament.

Mgr Barbara Gruszka-Zych
Dziennikarka „Gościa Niedzielnego”, poetka, laureatka wielu nagród

Absolwentka Wydziału Filologicznego Studiowałam polonistykę w Sosnowcu. Mieliśmy na roku świetnych ludzi. Przyjaźnie z tych czasów utrzymały się do dzisiaj – z Jolą Gut, Zuzią Nowakowską, Mirkiem Kańtorem, Mirellą Lubecką. Rok niżej studiował prof. Marian Kisiel. Nadal spotykamy się nie tylko poetycko. Zachwycaliśmy się wtedy prof. Leonardem Neugerem, z którym do dzisiaj utrzymuję kontakt, mimo że mieszka w Szwecji. W czasie stanu wojennego głosił płomienne wykłady, przemówienia, potem z tego powodu był represjonowany. Nie zapomnę egzaminu u prof. Ireny Bajerowej. Dostać u niej piątkę? To był ogromny zaszczyt. Wszyscy drżeliśmy, a potem okazało się, że to była taka zwyczajna, przyjemna rozmowa.

Muszę wspomnieć również śp. prof. Włodzimierza Wójcika, z którym nie miałam wprawdzie zajęć, ale potem spotykałam go, zwłaszcza w ostatnim okresie jego życia. Zdarzało się, że przyjeżdżał do mnie, do Czeladzi, udzielał mi wsparcia w trudnych chwilach. Do tej plejady fascynujących naukowców dołączam też śp. prof. Ireneusza Opackiego. Kiedy szedł egzaminować, śpiewałyśmy mu z dziewczynami na korytarzu: „Gdzie dziewczęta z tamtych lat?”. Udawał, że nie słyszy, ale uśmiechał się kącikiem ust.

Dr Olga B. Koper
Menadżer ds. rynku w Battelle Memorial Institute, adiunkt w Kansas State University Absolwentka Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii

Uniwersytet Śląski to miejsce, w którym zdobyłam przede wszystkim podstawy mojej chemicznej wiedzy. Tu zaczęła się bowiem przygoda z nanotechnologią, którą do dzisiaj się zajmuję. Tu poznałam również dr. Jana Habdasa, dzięki któremu pojechałam do Stanów Zjednoczonych. Na początku chciałam zostać nauczycielką chemii w liceum, ale spotkanie z dr. Habdasem zupełnie odmieniło moje życiowe plany.

Decyzja o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych była raczej przypadkowa. Dr Habdas zaproponował prof. Klabundemu z Instytutu Chemii w Kansas State University, abym została asystentką w jego laboratorium. Nie znałam języka angielskiego i nie miałam nikogo w USA, zawsze lubiłam jednak wyzwania i podróże, dlatego zdecydowałam się zaryzykować. To był 1990 rok. Trafiłam do międzynarodowej grupy badawczej i każdy z naukowców starał się pomóc mi w aklimatyzacji. Mimo tego był to najtrudniejszy rok w moim życiu. Zawsze sobie powtarzam: skoro ten rok udało mi się przeżyć, poradzę sobie ze wszystkim.

Mgr Anna Popek
Dziennikarka oraz prezenterka TVP2 Absolwentka Wydziału Filologicznego

Podczas studiów założyliśmy Koło Naukowe Językoznawców, którego opiekunką została dr Romualda Piętkowa. Organizowaliśmy liczne wyjazdy i sympozja. Do dziś pamiętam pierwszy obóz, który odbył się w Sokółce koło Białegostoku. Spędziłyśmy kilka cudownych dni, badając wpływ języka tatarskiego na język polski. W zasadzie wszystko organizowałyśmy na miejscu i do dziś pamiętam spotkanie w Kole Gospodyń Wiejskich, gdzieś nieopodal Sokółki. Panie podjęły nas w świeżo wykrochmalonych strojach ludowych, a że dwa dni wcześniej we wsi było wesele, to obficie uraczyły nas tym, co zostało z przyjęcia. Wszystko – kiełbasy, ciasta i trunki – było znakomite.

Jeśli chodzi o życie studenckie, wszystko było, jak trzeba. Na imprezy do akademika przychodzili czasem asystenci, zdarzało się, że zajęcia odbywały się w kawiarni. Pamiętam, jak długo staraliśmy się, aby jednego z wykładowców zaprosić do kawiarni w Sosnowcu. W końcu się zgodził. Usiedliśmy dużą grupą, zamówiliśmy kawę i ledwo zaczęliśmy rozmawiać, w lokalu rozpoczęła się solidna bijatyka pomiędzy stałymi bywalcami. A był to najlepszy lokal w mieście! Natychmiast wkroczyła milicja, a nas ewakuowano tylnym wyjściem… Tak to się skończyło.

Mgr Zygmunt Kwapis
Starszy specjalista ds. edukacji w Ośrodku Hodowli Żubrów i Edukacji Leśnej w Jankowicach Absolwent Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska

Zaczynałem studia biologiczne, gdy Instytut Biologii Uniwersytetu Śląskiego dopiero powstawał. Budynek znajdował się tylko przy ulicy Jagiellońskiej, a my żyliśmy w czasach wiecznych remontów. Warunki wprawdzie spartańskie, ale za to wspaniali wykładowcy! Na początku studentów było niewielu, około 50 osób. Znaliśmy się wszyscy, bez względu na rocznik. Instytut został zorganizowany przez profesora Przemysława Trojana, autorytet w dziedzinie ekologii. To nas nobilitowało.

Sprowadził mnóstwo ciekawych, ambitnych asystentów, z niektórymi z nich pracowałem zresztą później zawodowo. Tworzyliśmy wąskie grono zaprzyjaźnionych ludzi, chociaż zawsze śmialiśmy się, że nigdy nie uda nam się skompletować żadnej instytutowej drużyny piłkarskiej – „dominowały” bowiem dziewczyny. Panował ogólny entuzjazm, spędzaliśmy na wydziale mnóstwo czasu, pracowaliśmy intensywnie w kole naukowym.

Szczawnica, Jaworki, bacówka pod Wysoką, po której dziś, niestety, zostały tylko zgliszcza – to miejsca, które odwiedzaliśmy podczas obozów naukowych.

Mam zresztą kontakt z moimi kolegami do dziś. Wystarczy wspomnieć chociażby o naszych spotkaniach, które nazwaliśmy „Czwartkowymi spotkaniami u Stasia”, na wydziale u pana profesora Stanisława Cabały.

Dr Jan F. Lewandowski
Historyk, filmoznawca, redaktor naczelny kwartalnika kulturalnego „Fabryka Silesia” Absolwent Wydziału Humanistycznego

Studia rozpocząłem w 1971 roku, a moje lata studiowania to początki Uniwersytetu Śląskiego. Zaczynałem jeszcze na Wydziale Humanistycznym, który znajdował się w budynku kurialnym przy ulicy Wita Stwosza. Dziwna to była historia. Z jednej strony studia historyczne były zideologizowane, zwłaszcza im bliżej współczesności. Z drugiej strony – przy ich tworzeniu trzeba było ściągnąć naukowców z Polski, którzy niekoniecznie mieścili się w narzuconej w Katowicach linii ideologicznej. Pamiętam wykłady prof. Stefana Marii Kuczyńskiego, mediewisty, który przyjechał z Łodzi. Zwracał uwagę na znajomość topografii dawnej Rzeczypospolitej, a szczególnie jej Kresów Wschodnich. Wzywał studentów do mapy, a my musieliśmy pokazać, gdzie leży Ruś Czarna, Ruś Biała czy Ruś Czerwona. Profesor Kuczyński chciał po prostu wpoić studentom „czerwonego uniwersytetu” tradycje, które nie były tutaj hołubione.

Jednocześnie miałem zajęcia z nauk politycznych z docentem Wsiewołodem Wołczewem, doktrynerem komunistycznym, który w 1981 roku stworzył słynne Katowickie Forum Partyjne. Na zewnątrz studia historyczne w Katowicach wydawały się monolitycznie upartyjnione, w środku natomiast bywało rozmaicie...