21 lutego w sali Rady Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach odbył się wykład dr hab. prof. UŚ Jolanty Tambor pt. „Czy można mieć dwa języki ojczyste? Przypadek śląski”. Prelekcja została wygłoszona z okazji Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego. Organizatorem spotkania był katowicki oddział Towarzystwa Miłośników Języka Polskiego.
Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego został ustanowiony przez UNESCO na pamiątkę wydarzeń 1952 roku w Bangladeszu, gdy pięciu studentów poniosło śmierć w trakcie demonstracji, podczas której domagano się nadania językowi bengalskiemu statusu języka urzędowego. Intencją proklamowania tego święta było pragnienie ochrony narzeczy zagrożonych zanikiem, bowiem stanowią element światowego dziedzictwa kulturowego. Tymczasem, według orientacyjnych szacunków, od 1950 roku zaniknęło około 250 języków.
Uniwersytet Śląski uczcił Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego podjęciem problemu niezwykle ważkiego dla regionalnej społeczności – funkcjonowania i przyszłości języka śląskiego. Ubierając to zagadnienie w szerszy kontekst, profesor Jolanta Tambor zaznaczyła, że nie ma prostej odpowiedzi na pytanie „czym jest język ojczysty?”. Tymczasem w ramach Narodowego Spisu Powszechnego, który odbył się w 2011 roku, w treści kwestionariusza nawiązano do tego pojęcia dwukrotnie – pytając o język, którego używa się w codziennych kontaktach, oraz ten, którego nauczyło się we wczesnym dzieciństwie. Prof. Tambor podała przykład swojej doktorantki, która jest Rumunką, żoną pół-Polaka, pół-Norwega, z którym w domu posługuje się wyłącznie językiem angielskim. Ich odpowiedź na pytania spisu byłaby zatem dalece nieoczywista.
Ciekawym wątkiem w tym kontekście jest również sytuacja polskich emigrantów. Na obczyźnie kolejne pokolenia często już zdecydowanie słabiej mówią po polsku niż ich przodkowie, na przykład, wnuki mają trudności w porozumieniu się z dziadkami. Zarazem jednak, dziedziczą polskie tradycje, uważają, że są narodowości polskiej, a przez to uważają język polski za swój język ojczysty.
W materii uznania etnolektu śląskiego za język regionalny, prelegentka dostrzegła problemy z samą konstrukcją tego kryterium. W zapisach Europejskiej karty języków regionalnych lub mniejszościowych nie ma definicji języka regionalnego. W rozumieniu polskiej ustawy takowym jest tylko język kaszubski, wcześniej uznawany przez językoznawców za dialekt. Objęcie tą kategorią etnolektu śląskiego jest uwarunkowane nie tylko kontrowersjami politycznymi, naszym podszytym lękiem stosunkiem do wielojęzyczności czy przywiązaniem do języka polskiego (choć, jak pokazały wyniki badań prof. Tambor, coraz częściej postrzega się go tylko jako narzędzie, a nie wartość, nawet wśród studentów polonistyki), ale też kwestiami ekonomicznymi. Na ochronę i rozwój języków regionalnych państwo musi łożyć pieniądze, a z pewnością nie jest to dla rządzących priorytet, nie tylko w czasach kryzysu.
Prelegentka podkreśliła, że narody „świeże”, które dopiero sankcjonują swoją tożsamość, potrzebują języka jako określnika. Przywołując słowa niedawno zmarłego Michała Smolorza, zaakcentowała, że dla Ślązaków język jest jedynym spójnym wyróżnikiem tożsamości. Nie jest już nim historia czy stosunek do tradycji i obyczajów, które podlegają zmianom.
– Jesteśmy daleko za Kaszubami, ale powolna kodyfikacja języka postępuje – wskazała prof. Tambor. – Wychodzi coraz więcej tekstów po śląsku, i bardziej popularnych, i tych z kultury wysokiej, jak sztuki Teatru Korez i Teatru Wyspiańskiego – Cholonek, Polterabend czy, ostatnio, Piąta strona świata według książki Kazimierza Kutza.
Badaczka podkreślała, że język regionalny nie musi, a wręcz nie powinien obejmować wszystkich sfer rzeczywistości. Przykładowo, lepiej wzorować się na Kaszubach, którzy udanie przetłumaczyli narodową epopeję Mickiewicza (jako Pón Tadeùsz), niż wywoływać emocjonalne dyskusje przekładem Biblii. Ten bowiem, żeby został dopuszczony do używania w kościołach, musi być tłumaczony z języków oryginalnych, a i tak zawsze znajdą się ludzie oburzeni, którzy będą twierdzić, że archanioł nie może „furgać”, a Jezusa nie godzi się nazywać „karlusem”.
– Warto dbać i zajmować się swoim etnolektem. I tym dużym, narodowym, i tym mniejszym, regionalnym, bliższym małej ojczyzny – zaznaczyła prof. Tambor. Jako obszar, który powinien być otoczony szczególną troską, wskazała zachowanie czystości językowej. Dzisiaj bowiem śląszczyzna zaczyna się rozpływać, stając się kodem mieszanym. Silezyzmy wypierane są przez polskie sformułowania bądź też kreujemy śląszczyznę, której nie było – choćby w postaci tworzenia nowych słów w oparciu o język niemiecki – bo to ma pokazać ewidentną śląskość.
– Nie da się odpowiedzieć na pytanie „czy można mieć dwa języki ojczyste?” w imieniu wszystkich. Każdy ma swoją odpowiedź – zakończyła prof. Tambor.