Rozmowa z dr. hab. Maciejem Tramerem, adiunktem w Zakładzie Teorii Literatury UŚ Czy Tuwim wielkim poetą był

Czy Tuwim wielkim poetą był?

W 2013 roku przypada 60. rocznica śmierci Juliana Tuwima oraz 100. jego poetyckiego debiutu – publikacji wiersza Prośba na łamach „Kuriera Warszawskiego”. Decyzję uczynienia roku 2013 Rokiem Tuwima Sejm RP argumentował następująco: „Obie rocznice stanowią okazję do oddania hołdu temu wielkiemu poecie, który kształtował język, wyobraźnię i społeczną wrażliwość wielu pokoleń Polaków, ucząc ich zarazem poczucia humoru i ukazując optymizm codziennego życia. (…) Poezja Juliana Tuwima jest jedną z najważniejszych w XX wieku propozycji uprawiania sztuki słowa. Bogata i różnorodna twórczość autora »Kwiatów polskich« stanowi żywotną i atrakcyjną propozycję dla odbiorców w każdym wieku”.

Dr hab. Maciej Tramer
Dr hab. Maciej Tramer

Bez wątpienia Tuwim był jednym z najwybitniejszych poetów XX wieku. Czy jednak jego twórczość pozostaje niezmiennie atrakcyjna dla dzisiejszych młodych odbiorców? Czy poza znajomością takich wierszy, jak Lokomotywa, Pan Hilary, Ptasie radio czy Słoń Trąbalski, jest obecny w świadomości współczesnych Polaków?

– Chyba wyczuwam w tym pytaniu prowokację... No cóż, jeżeli przez Sejm Rzeczypospolitej został rok ustalony i uargumentowany, to nie pozostaje nam nic innego, jak odpowiedzieć na takie pytanie pozytywnie. Zresztą tak będzie na pewno bezpieczniej, gdyż coś takiego jak „świadomość współczesnych Polaków” brzmi „niespokojnie”. Kilka lat temu, na szczeblu ministerialnym próbowano przecież zrezygnować z paru szkolnych wierszy Tuwima. Były też takie czasy, gdy kilka placówek oświatowych zrezygnowało z imienia Tuwima na rzecz „lepszego” Polaka… Zastanawiam się nawet, czy takie stawianie sprawy, to znaczy definiowanie Tuwima jako „wielkiego”, jest na pewno najlepszym sposobem namawiania kogokolwiek do lektury jego utworów... Myślę, jak to powiedzieć, ponieważ sam nie wiem, czy Tuwim jest „wielkim poetą”. Nie dlatego, żeby mu cokolwiek ująć – nie mam cienia wątpliwości, że jest Tuwim poetą znakomitym. Wynika to raczej stąd, że Tuwim cały czas po prostu jest. Pytasz o Lokomotywę i Słonia Trąbalskiego, ale przecież oboje nie zgodzilibyśmy się na zlekceważenie tych wierszy. Nie pamiętam pierwszego wiersza, jaki kiedyś przeczytałem, ale z największym prawdopodobieństwem gotów byłbym przyjąć, że był to któryś z tych, skierowanych do dzieci, wierszy Tuwima. Mało tego, znam je na pamięć, i na pewno nie jest to sytuacja wyjątkowa. Przez te sto lat, które stało się pretekstem do tegorocznego świętowania, zmieniło się bardzo dużo, a jednak ta anachroniczna Lokomotywa (bo kto dzisiaj jeździ lokomotywą) czy Ptasie radio nadal jest często nie tylko pierwszym kontaktem z poezją, lecz często w ogóle z językiem. Na tym nie koniec Tuwima, gdyż to na jego wierszach uczyliśmy się czytać – w sensie dosłowynym, a za chwilę (na różnych szczeblach edukacyjnej drabiny) – czytać poezję. Fenomen tej poezji polega na tym, że nawet obowiązkowo- represywna szkolna lektura nie jest w stanie zniechęcić do tej poezji. To już niemal graniczy z cudem – w takim sensie sytuacja na pewno warta jest uhonorowania co najmniej sejmowym jubileuszem.

Odpowiedzi na pytanie o atrakcyjność Tuwima udzielić może również szybki przegląd obecnej oferty wydawniczej. Według moich obliczeń w sprzedaży znajduje się przeszło dwieście „świeżych” wydań. Zdecydowana większość publikacji to różnego rodzaju i rozmiaru książki dla dzieci, niemniej duża część książek adresowanych jest do czytelnika dorosłego. Do tego należy na pewno dodać obecność Tuwima w repertuarze różnego autoramentu i różnej konduity zespołów czy piosenkarzy: od lirycznego Grzegorza Turnaua po drapieżnego Buldoga, poprzez dziesiątki (jeżeli nie setki) amatorów. Jeżeli taka statystyka miałaby być w jakimś stopniu wymierna, to na YouTube znaleźć można blisko dwa tysiące odesłań do różnych wykonań wierszy Tuwima. Zauważyłem tam jeszcze sporą część piosenek Tuwima bez uwzględnienia autorstwa. Również na Facebooku poeta ma kilka profili.

Cały czas mówię o bardzo powierzchownej statystyce. Niewiele z niej wynika, ponad ustalenie ogólnego stopnia popularności autora Czyhania na Boga. Trudno chyba uwierzyć, że stąd miałaby wyrastać „wielkość poety”. Tuwim, jakiego znam, na pewno jest znakomity, błyskotliwy, poruszający, intrygujący, biograficznie skomplikowany, wtłoczony we własne słabości, uwikłany towarzysko, a zarazem dramatycznie wplątany w politykę i historię, nie jest „wielki”, lecz kapitalnie wymiarowy, znakomicie spasowany na ludzką miarę.

Julian Tuwim był twórcą wielostronnym. Poeta, tłumacz, edytor, autor piosenek i tekstów kabaretowych. Osobliwą przestrzeń jego zainteresowań stanowiła kultura i obyczaje, czego efektem są książki: Czary i czarty polskie oraz Wypisy Czarnoksięskie i Czarna Msza, Polski słownik pijacki i Antologia bachiczna oraz trzytomowy cykl Cicer cum caule, czyli groch z kapustą. Najbardziej jest jednak znany chyba z twórczości kierowanej do najmłodszych. Jego życie zdecydowanie nie przypominało radosnej zabawy. Myślisz, że pisanie było ucieczką?

– Nie prowadziłem szczegółowej psychologicznej analizy Tuwima. Zresztą, inna niż literaturoznawcza diagnoza wymaga innych kompetencji. Piotr Matywiecki, autor wydanej niedawno Twarzy Tuwima mówi o „biografii jako uniku” i niemożliwej empatii wobec tego poety. Można przyjąć, że jest to w jakimś stopniu odpowiedź na pytanie o ucieczkę. Nie wiem, czy bardziej od, czy bardziej do. Rzeczywiście Tuwim był postacią bardzo skomplikowaną. Jego siostra, Irena Tuwim, w poświęconych mu wspomnieniach opowiadała, że w bardzo trudnym okresie, który nazwała „czasem jego zwierzeń”, Julek „najbardziej chciał mówić o wierszach”. Stamtąd pamiętam również wstrząsającą opowieść o cierpiącym na agorafobię Tuwimie, o tym, jak przesiaduje w domu, w nieskazitelnym ubraniu i w butach, które nigdy nie dotknęły ziemi. A to przecież nie jedyna jego fobia.

Julian Tuwim (1894–1953)
Julian Tuwim (1894–1953)

Tuwim, oprócz tego, że był poetą, satyrykiem, kapitalnym polemistą, felietonistą, autorem scenariuszy, skeczów, estradowych oraz filmowych szlagierów, no i znakomitym tłumaczem, był jednocześnie zbieraczem i kolekcjoneremedytorem – najchętniej rzeczy dziwnych i tajemniczych, a jednocześnie lekceważonych i pomijanych. Oprócz wspomnianych w pytaniu książek, przygotował Cztery wieki fraszki polskiej (przed wojną toczył o nią wojnę ze Stanisławem Pigoniem) czy, wspólnie z Juliuszem Gomulickim, Księgę wierszy polskich XIX wieku, do tego trzeba by dodać mnóstwo zaplanowanych lub nie do końca zrealizowanych planów – czasami dosyć fantastycznych i egzotycznych, jak niedokończona nigdy praca o szczurologii.

Zajmując się twórczością Tuwima, poszedłeś m.in. śladem Artura Sandauera i, oprócz „radosnego witalizmu, powierzchniowego kabareciarstwa, uwielbienia dla tłumu”, analizowałeś znajdującą się na lewym policzku Tuwima skazę. Zdjęcia autora Balu w operze wydają się bezcennym źródłem wiedzy. Twoje refleksje pokazały, że jego dzieło wymyka się jednoznacznym interpretacjom. Sądzisz, że to jeden z powodów, dla których nieustannie można do niego powracać?

– Oczywiście, Tuwim potrafi być kontrowersyjny, nawet dzisiaj, chociaż te kontrowersje już nieco wypłowiały. Wiosna, która w marcu 1918 roku wywołała w Warszawie wielką awanturę o demoralizowanie młodzieży – wiersz wydany został przecież w studenckim czasopiśmie „Pro Arte et Studio” – osiemdziesiąt lat później znalazła się w podręczniku licealnym; wydany przed wojną jako lękliwy privatdruck Bal w operze ukazał się w luksusowym wydaniu Universitasu, z kolei ze „szkolnego menu” wylatuje anachroniczny już dzisiaj Bambo. Kontrowersja nie wydaje się dzisiaj dobrym pomysłem na tę poezję. Czy jest nim dostrzeżona przez Sandauera „ambiwalencja tej poezji”? Być może... Nie do końca poszedłem tym śladem, ale prawda, że go sprawdziłem. Poszedłem śladem fotografii portretujących Tuwima, który, kiedy tylko mógł, ustawiał się do obiektywu w taki sposób, aby ukryć defekt twarzy: bardzo duże znamię na lewym policzku. Co ciekawe, w karykaturze, często inspirowanej, a nawet zamawianej przez poetę, np. na okładkę Jarmarku rymów, ów defekt jest zawsze eksponowany i staje się swoistą sygnaturą, znakiem firmowym. Wszystko to kapitalnie uobecnia lub unieobecnia się w wierszach. Jakieś dziesięć lat temu bardzo ciekawie opowiedziała takiego Tuwima Anna Węgrzyniak na konferencji „Czytanie dwudziestolecia”. Na następnej konferencji z tego cyklu pamiętam również wart polecenia, dosyć gorąco wówczas dyskutowany referat Ryszarda Koziołka. Ciekawych pomysłów na Tuwima pojawiło się całkiem sporo – chociażby wspomniana już książka Matywieckiego.

Czy to właśnie Rok Tuwima stał się inspiracją dla ciebie i członków Koła Teorii Literatury, którym się opiekujesz, by powrócić do badań nad twórczością skamandrytów, jakie zapoczątkowano na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego trzydzieści pięć lat temu, a które na dwadzieścia lat przerwano? Jeden z tomów katowickiego „Skamandra” poświęcony był przecież autorowi Czyhania na Boga, zaś w waszych planach jest podjęcie próby reinterpretacji i rewizji dotychczasowego stanu badań.

– Od razu zastrzegam: to pomysł i inicjatywa studencko-doktoranckiej grupy, o której – zarówno grupie, jak inicjatywie – myślę z entuzjazmem. Pomysł na kontynuację i reinterpretację badań pojawił się znacznie wcześniej. O ile dobrze pamiętam, dwa lata temu w trakcie długich nocnych rozmów podczas kolejnej konferencji „Czytanie dwudziestolecia”. Mogę coś przekręcić, gdyż nie brałem w nich udziału. Rzeczywiście, przy okazji bardzo ważnej, w swoim czasie, serii katowickiego „Skamandra” okazało się, że rocznic jest nieco więcej: trzydziesta piąta pierwszego zeszytu serii i dwudziesta ostatniego. Na pewno znaczące jest również, że grupa literaturoznawczych adeptów po dwudziestu latach znalazła w „Skamandrze” inspirację domagającą się rewizji, reinterpretacji i kontynuacji. Co więcej, zechciała zrobić to w najlepszej śląsko-polonistycznej konwencji: namówić instytut i... zrobić mu dużą konferencję.

A co do samego święta i czczenia. Nie jestem pewny, jak jest z tymi datami. Pierwszy jubileusz urządziły Tuwimowi z okazji dwudziestopięciolecia pracy twórczej w roku 1936 „Wiadomości Literackie”. Dokładniej, urządził je sobie sam Tuwim – tak dla żartu, ponieważ nikt inny nie chciał. Wtedy Tuwim za swój debiut uznawał ogłoszenie drukiem przekładu na język esperanto wiersza W jesiennym słońcu Leopolda Staffa. Potem taki jubileusz już się chyba Tuwimowi nie zdarzył, ale może coś się zmieniło... Zresztą, Sejm pewnie wie lepiej...

Autorzy: Agnieszka Nęcka
Fotografie: Narodowe Archiwum Cyfrowe