Rozmowa z prof. zw. dr. hab. Tadeuszem Sławkiem, znawcą literatury brytyjskiej

Kim jesteś, Alicjo?

W 2013 roku przypada 115. rocznica śmierci Lewisa Carrolla (właśc. Charlesa Lutwidge’a Dodgsona) – matematyka, fotografa, prozaika i poety angielskiego, autora jednego z najbardziej znanych utworów światowej literatury dziecięcej Alicji w Krainie Czarów oraz jej kontynuacji Przygód Alicji po drugiej stronie lustra.

Prof. zw. dr hab. Tadeusz Sławek z Katedry Literatury Porównawczej UŚ
Prof. zw. dr hab. Tadeusz Sławek z Katedry Literatury Porównawczej UŚ

Kiedyś pan profesor powiedział, że Podróże Guliwera Jonathana Swifta to ostatnia książka, która powinna być przeznaczona dla dzieci. Maciej Słomczyński, jeden z tłumaczy Alicji w Krainie Czarów, stwierdził, że powieść Lewisa Carrolla zawiera w sobie dwie książki: jedną dla dzieci i drugą dla dorosłych. Czy podziela pan to zdanie?

– Myślę, że tak. Każda dobra literatura dziecięca, jeżeli już mielibyśmy posłużyć się takim określeniem, polega na tym, że może funkcjonować na poziomie lektury dla dzieci oraz dla dorosłych. A Alicja w Krainie Czarów może nawet ma w sobie więcej niż dwie książki. Bo przecież matematyk będzie inaczej ją czytał, inna będzie też lektura fizyka, filozofa języka, historyka obyczajów dziecięcych i obyczajów społeczeństwa XIX wieku, kulturoznawcy zajmującego się XIX wiekem czy wreszcie szachisty, który będzie czytał Przygody Alicji po drugiej stronie lustra jako wędrówkę Alicji od początkowych pól, do pola ostatniego. Sądzę, że tam są więcej niż dwie książki – tam jest cała biblioteka.

Autor był nieprzeciętną, niezwykłą osobą. Z jednej strony – pisarzem, poetą, autorem wielu prac naukowych z zakresu matematyki, logiki i kryptografii, fotografem. Z drugiej strony, nawet w swoich czasach, był uważany za dziwaka. Dziś często podkreśla się jego nadmierne zainteresowanie małymi dziewczynkami, czego dowód dał przede wszystkim w fotografii. Jak można go ocenić współcześnie?

– Rzeczywiście, to jest postać, którą też można nazwać „wielotomową”. Jest tom, który się nazywa Charles Lutwidge Dodgson – profesor matematyki, autor wielu uczonych rozpraw. Jest, oczywiście, tom, który nazywa się Lewis Carroll, autor Alicji w Krainie Czarów. Warto jednak pamiętać, że pod tym pseudonimem ukazały się również inne książki, np. chyba nieprzetłumaczona dotąd na język polski Sylvie and Bruno, dwuczęściowa powieść o przygodach tytułowej młodej pary. Jest też znakomity i nasycony filozoficznie poemat pt. Hunting of the Snark, co Maciej Słomczyński, chyba najlepszy przekładca Lewisa Carrolla, przetłumaczył jako Polowanie na żmirłacza. Jest jeszcze inny Lewis Carroll, ten, który konstruował zagadki logiczne i matematyczne dla dzieci. Nie zapominajmy o tym, że przecież to jest jeden z największych fotografów XIX wieku. Obok Julii Cameron, wielkiej fotografki z połowy XIX wieku, Lewis Carroll to sztandarowa postać w fotografii artystycznej. A przecież wówczas to była zupełnie inna sztuka niż dzisiaj, choćby z powodu samego procesu przygotowania i posługiwania się chemicznymi preparatami. Jeśli zaś chodzi o skłonności Carrolla do małych dziewczynek, to gdzieś kiedyś przeczytałem, że Lewis Carroll działał w ostatnim momencie historii, kiedy jeszcze tego rodzaju bliskość między dorosłym a dzieckiem była dopuszczalna, czy raczej kulturowo akceptowana. Dzisiaj spora część fotografii małych dziewczynek, które wykonał Lewis Carroll, nie mogłaby zostać opublikowana – bo są to, po prostu, akty dziecięce. Oczywiście, w dorobku Carrolla są również inne fotografie: stylizowane na różnego rodzaju sceniczne wydarzenia, spektakle, anegdoty historyczne czy fotografie rodzinne, np. jego ciotek grających w szachy czy warcaby.

Carroll funkcjonuje w środowisku akademickim, w którym również żyją prawdziwa Alicja i jej siostra, córki profesora Liddella, wybitnego klasyka, znawcy języków: łacińskiego i greckiego. Od autora można się wiele nauczyć o epoce wiktoriańskiej i kulturze XIX wieku. Naigrawa w sposób oczywisty i ironizuje na temat wychowywania dzieci. Każe swojej bohaterce ciągle dygać, bez przerwy się uśmiechać i zachowywać tak, jak powinna zachowywać się dobrze ułożona dziewczynka. Alicja musi sobie przypominać wiele szczegółów z geografii czy matematyki. Oczywiście, wszystko jej się miesza. Gdy deklamuje umoralniający wierszyk dla dzieci, to przeradza się on w groteskową, a nawet makabryczną opowiastkę o krokodylu pożerającym małe rybki. Lewis Carroll był świadom tego, że społeczeństwo XIX wieku wychowywało dziecko jako małego dorosłego, niemającego praw do dzieciństwa, które było tak naprawdę treningiem do dorosłości. Carroll nie był buntownikiem, należał na swój sposób do akademickiego establishmentu, ale chciał przełamać pewne tabu i pokazać dzieciństwo jako rodzaj niezależnego okresu w życiu człowieka.

W książce pojawia się wiele charakterystycznych powiedzonek, określeń czy nazw poszczególnych postaci. Wiele tych specyficznych terminów weszło na stałe do masowej kultury.

Ilustracja Johna Tenniela z książki Lewisa Carrolla Alicja
w Krainie Czarów (1865)
Ilustracja Johna Tenniela z książki Lewisa Carrolla Alicja w Krainie Czarów (1865)

– Jest wiele takich określeń. Wyraźnie to widać w języku angielskim, np. określeń Szalony Kapelusznik czy Marcowy Zając w języku angielskim używa jako syntagm, które opisują człowieka lekko niezrównoważonego. Niezwykłą postacią jest też Kot z Cheshire, który potrafi zniknąć, pozostawiając sam uśmiech. To jest jeszcze jeden dowód na to, że świat powieści tak przesiąkł do naszego, że to nie jest książka, która odnosi się wyłącznie do dziecięcego adresata. To jest książka, dotykająca żywotnych spraw, które zajmują nas wszystkich, jest w pewnej mierze opowieścią o nas samych i o sposobie, w jaki urządzamy sobie świat. Widać to bardzo boleśnie w próbie wyzwolenia dzieciństwa z okowów dorosłości. To na swój sposób książka pregombrowiczowska. Przecież Alicja jest bez formy, a raczej co chwila zmienia formę, jest niegotowa, raz jest duża, raz jest mała – to ją trapi. Proszę zwrócić uwagę, ile razy pada pytanie „kim jesteś?”. Na to pytanie właściwie nie ma odpowiedzi. Warto wspomnieć, że Lewis Carroll bardzo mocno wypracował koncepcję gry świata oraz życia jako gry – zwłaszcza w drugiej części opowieści o Alicji. Mamy tu również niezwykle bogate i głębokie dociekania językowe. Szczególnie trzeba wspomnieć o Humptym-Dumptym, który ujawnia sekret każdej politycznej manipulacji, mówiąc, że jedynym sekretem w użyciu języka pozostaje to, kto ma być jego panem. Humpty-Dumpty mówi również, że słowa znaczą to, co on im każe znaczyć. Ale jest jeszcze jeden wspaniały epizod – w Przygodach Alicji po drugiej stronie lustra – gdy bohaterka spotyka dziwnie wyglądającego rycerza. Oboje prowadzą piękną rozmowę o języku i pieśni. To głęboki traktat o tym, jak bardzo jesteśmy „uplątani” w język, jak bardzo język, objaśniając nam świat, jednocześnie go zaciemnia lub zasłania. Przez kurtynę języka przebić się de facto nie możemy, a poznając świat, poznajemy własne sposoby postrzegania i opisywania tego świata.

Czy ma pan profesor jakąś swoją ulubioną postać?

– Jestem przywiązany do paru epizodów, np. do wspomnianej rozmowy Alicji z rycerzem. Rycerz jest dziwnym konstruktem pozbawionym tożsamości – zlepkiem różnych dziwnych przedmiotów, można powiedzieć – bezsensownych. Jego koń ma na pęcinach specjalne kolce, a na pytanie „po co te kolce?”, rycerz odpowiada: „żeby się bronić przed ukąszeniami rekinów”. Ta rozmowa jest, moim zdaniem, niezwykle głęboka, mówi bardzo wiele o nas i o sposobie poznawania świata.

A obłąkana herbatka?

– Też, szczególnie, że jest tam kilka praktycznych pomysłów, np. lepiej obchodzić nieurodziny niż urodziny, bo można dostać 364 prezenty (śmiech).

 Osobną kwestię stanowią rysunki autorstwa Johna Tenniela. Na zawsze wpłynęły na nasze wyobrażenia poszczególnych bohaterów: Białego Królika, Szalonego Kapelusznika, Marcowego Zająca, Susła czy Kota z Cheshire.

– Rzeczywiście, oryginalne ilustracje Johna Tenniela nierozerwalnie zrosły się z tą książką. Myślę jednak, że tak jak każde pokolenie powinno zrobić swój przekład Alicji… – również powinno spróbować zilustrować na nowo tę książkę – w nowej wrażliwości, nowych sceneriach. Wtedy, gdy ukazała się Alicja w Krainie Czarów – w połowie XIX wieku – można mówić o wspaniałym okresie ilustracji w angielskiej książce. Działają wówczas wielcy ilustratorzy, nie tylko Tenniel, ale i Aubrey Beardsley, a za chwilę pojawi się Piotruś Pan Jamesa Matthew Barriego ze wspaniałymi ilustracjami Artura Rackhama. I to jest też wielka klasyka ilustracji. Zresztą, słowo „ilustracja” wyrażało wówczas szlachetną sztukę, będącą wynikiem pełnej współpracy pisarza i ilustratora. Warto się przyglądać książkom z drugiej połowy XIX wieku i z przełomu XIX i XX wieku.

 Jak przedstawiała się Alicja w Krainie Czarów na rynku ówczesnej literatury dziecięcej? Czy bardzo różniła się od innych książek dla dzieci? Czy była novum, czymś egzotycznym?

– Tak, zdecydowanie to było coś nowego. Być może sposób, w jaki Carroll konstruuje Alicję i wydarzenia, w których ona uczestniczy, jest próbą zmiany myślenia o dzieciństwie jako właściwie już pierwszym etapie dorosłości. Można uznać tę książkę jako próbę ocalenia i wydobycia dzieciństwa z dorosłości i pokazania jako niezależnego okresu formowania się człowieka. Myślę, że Carroll był świadom, że tworzy coś nowego i tak też został odebrany. Nie ulega wątpliwości, że to jest nowy sposób przymierzania się do literatury dziecięcej. Następnym ważnym etapem będzie wspomniany Piotruś Pan. Angielska literatura dziecięca ze schyłku XIX wieku jest niezwykle ciekawa. Plejadę wspaniałych opowieści rozpoczynają siedemnastowieczne Wędrówki pielgrzyma Johna Bunyana – wielka opowieść o przygodach niezwykłych, ale właściwie jest to podróż duchowa każdego z nas. Potem, w XVIII wieku, pojawiają się Podróże Guliwera Jonathana Swifta – żywiołowa satyra na człowieka i jego marzenia o postępie i cywilizacji. No i, oczywiście, nie można zapominać o Tolkienie czy C.S. Lewisie. Te przykłady są dowodem na to, jak trudną sztuką jest pisanie dla dzieci, bo przecież i Dodgson, i Tolkien, i C.S. Lewis byli wielkiej klasy intelektualistami, profesorami, którzy do pisania swoich książek przygotowywali się wiele lat. To pokazuje też pokusę, jaką czuje intelektualista, aby zwrócić się do dziecka, przetłumaczyć swoje zawodowe zainteresowania na język przygody, pewnego rodzaju awantury, język, który byłby pozbawiony hermetyzmu dyscypliny, nie odciągał, a wciągał. Można by się zastanowić, czy ta linia znajduje przedłużenie w nowszej literaturze typu Harry Potter? To jest otwarte pytanie.

Autorzy: Agnieszka Sikora
Fotografie: Agnieszka Sikora