Początek XXI wieku, a szczególnie okres od 2008 roku, kiedy na świecie rozgorzał kryzys finansowy, objawił się zaognieniem nastrojów separatystycznych w różnych częściach Europy. Obok buntującej się pod znakiem Williama Wallace’a i przybrzeżnych złóż ropy Szkocji, najbardziej znaczącym punktem zapalnym na mapie Starego Kontynentu jest Katalonia. W problematykę związaną z tym regionem Hiszpanii od wielu lat zagłębia się dr Małgorzata Myśliwiec z Zakładu Systemów Politycznych Państw Wysoko Rozwiniętych Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego.
Premier rządu Katalonii Artur Mas i Gavarró w grudniu ubiegłego roku zapowiedział referendum niepodległościowe w regionie na 2014 rok, wywołując tym gromki sprzeciw Madrytu. Dr Małgorzata Myśliwiec jednak już w 2006 roku opublikowała książkę Katalonia na drodze do niepodległości?, zwracając uwagę na specyfikę tego obszaru. Jak wspomina, w trakcie prac nad nią wszyscy wokół uważali, że wybrała mało życiowy, bo przecież tak odległy od naszej rzeczywistości temat. Jak się okazuje, dziś tego typu zjawiska coraz wyraźniej zaznaczają się w europejskim krajobrazie. Czy w kontekście ostatnich wydarzeń badaczka zamieniłaby tytułowy znak zapytania na wykrzyknik?
– Nie, ponieważ pytanie pozostaje jak najbardziej otwarte – odpowiada dr Myśliwiec. – Convergència i Unió, partia, która ma cały czas najwięcej mandatów w katalońskim parlamencie, dla mnie, od początku pracy badawczej, nie była ugrupowaniem niepodległościowym. To była partia stworzona po to, by wykorzystać możliwości prawne, jakie stworzyła autonomia w ramach państwa hiszpańskiego. W zasadzie przez 23 lata, do 2003 roku, kiedy musieli oddać władzę, na tym właśnie się koncentrowali. Obowiązywało hasło stworzenia Katalonii, ale w ramach możliwości prawnych, jakie stwarzała ówczesna Hiszpania. Powodem obecnej zmiany orientacji Convergència i Unió jest przede wszystkim kryzys gospodarczy. Hiszpania jest państwem, które przeżyło od XIX wieku kilka bardzo poważnych dołków, a kraje, które nie potrafiły odnieść sukcesu na szczeblu centralnym, z tego typu problemami często się borykały. Jeżeli państwo odnosiło sukces ekonomiczny – świetnym przykładem mogą być tutaj zjednoczone w XIX wieku Niemcy – to był argument, żeby mieć poczucie dumy narodowej. Hiszpania pod koniec XIX wieku straciła wszystkie posiadłości zamorskie, przeżyła okres bardzo poważnej dekadencji. Teraz, kiedy u progu XXI mamy do czynienia z tak poważnym kryzysem gospodarczym, którego przejawem jest ponad dwudziestopięcioprocentowe bezrobocie (z czego wśród młodzieży ok. 55 procent) – to jest tragedia, trudno się dziwić, że tendencje separatystyczne zaczynają się pojawiać.
W wyborach do regionalnego parlamentu z listopada 2012 roku Convergència i Unió wprawdzie straciła 12 mandatów (wbrew nadziejom swoich przywódców, którzy liczyli na uzyskanie większości bezwzględnej w izbie), jednak nie oznacza to, że opcja proniepodległościowa została osłabiona. Przeciwnie – CiU utraciła część poparcia na rzecz Katalońskiej Lewicy Republikańskiej (ERC), która zdecydowanie dobitniej domaga się oddzielenia regionu od Hiszpanii. – Wynik wyborów jest znamienny – uważa dr Myśliwiec. – Artur Mas miał nadzieję, że poprzez podjęcie dyskursu związanego z niepodległością uda się odwrócić uwagę od dramatycznej sytuacji w Katalonii, gdzie również jest już 22 procent bezrobocia. Myślę, że ten fałsz musiał zostać wychwycony przez wyborców. Sukces wyborczy Katalońskiej Lewicy Republikańskiej pokazuje jednak, że radykalizacja nastrojów jest duża. Wszystko rozpoczęło się jakiś rok temu, kiedy poszczególne gminy zaczęły przeprowadzać referenda w sprawie niepodległości. Warto nadmienić, że w Hiszpanii żaden podmiot regionalny nie może przeprowadzić formalnego referendum – może je zarządzić jedynie monarcha na wniosek premiera. Ale te referenda, jako happeningi polityczne, były przeprowadzane z ok. trzydziestoprocentową partycypacją, a wyniki pokazywały ponad 90 procent poparcia dla idei niepodległości. Zaś w czerwcu 2012 roku katalońska pracownia CEO (Centre d’Estudis d’Opinió), która bada opinię publiczną, przekazała wyniki swoich badań, które wskazywały, że po raz pierwszy w historii ponad 50 procent mieszkańców opowiedziało się za niepodległością. Stąd decyzja Convergència i Unió o radykalizacji dyskursu.
W kontekście katalońskich aspiracji często podkreślany jest również aspekt tożsamościowy – akcent kładzie się choćby na sprzeciw mieszkańców wobec reżimu generała Franco, w tym, na przykład, istotną rolę sanktuarium Montserrat jako ośrodka opozycyjnego.
– Nie demonizowałabym kwestii tożsamościowych – stwierdza jednak dr Myśliwiec. – Od czasów Franco minęło już prawie 40 lat i te wydarzenia są w pewnym sensie rozliczone. Już celniej można byłoby przywołać problemy z wieków wcześniejszych, gdy mieliśmy do czynienia bądź to z konfliktami na tle religijnym – katolickich obrzeży (w tym Katalonii) z centrum, które okresowo było zarządzane przez osoby katolicyzmowi niesprzyjające, bądź ze specyfiką ukształtowanej w Hiszpanii XIX wieku sytuacji społeczno-politycznej. Krajem rządziła oligarchia kastylijska i andaluzyjska, i nigdy nie nastąpił proces rewolucji społecznej w rozumieniu francuskim, która wykształciłaby grupę silnej burżuazji. Wracając jednak do teraźniejszości, to obecnie Katalończykom przysługują bardzo szerokie uprawnienia w zakresie ochrony własnej tożsamości. W zasadzie język kataloński ma równą pozycję prawną z językiem kastylijskim, choć mieszkańcy bywają na jego punkcie drażliwi – nieraz usłyszałam „jesteś w Katalonii, powinnaś mówić po katalońsku”. Co ciekawe, zdarzają się sytuacje rodzinne, gdy na przykład dziadkowie przybyli z Andaluzji 60 lat temu do pracy, a ich wnuki urodziły się już w Katalonii. Wówczas z rodzicami rozmawiają one po katalońsku, a z dziadkami po kastylijsku.
Badaczka z Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa zwraca uwagę na fakt, iż Katalonia, mając ponad 7,5 miliona mieszkańców, może być swobodnie porównywana choćby ze Szwajcarią, a jej elity mają prawo zastanawiać się, czy bardziej opłaca im się zależność od Hiszpanii czy funkcjonowanie jako niepodległe państwo w zjednoczonej Europie.
– W książce starałam się pokazać bardzo ciekawy proces, na który dzisiaj chyba nie zwracamy należytej uwagi – komentuje dr Myśliwiec. – W historii Europy bardzo często działo się tak, że mniejsze podmioty, czyli hrabstwa, księstwa, królestwa, zdawały sobie sprawę, że, z różnych powodów, nie są w stanie funkcjonować samodzielnie i wolały znaleźć jakiegoś potężniejszego opiekuna. Dokładnie tak samo było w przypadku Katalończyków, gdy wymarła dynastia hrabiów Barcelony w XIII wieku i ich wzrok skierował się ku silniejszym organizmom państwowym Półwyspu Iberyjskiego. Tak samo dzisiaj rządzący Katalonią odpowiadają sobie na proste pytanie – czy lepszym protektorem jest dla nas Madryt, który doprowadził do takiej tragedii ekonomicznej, czy może korzystniej będzie podlegać bezpośrednio Brukseli? Zdają sobie sprawę, że uniezależnienie się od centrum wiązałoby się z konsekwencjami takimi, jak podział hiszpańskiego długu publicznego i konieczność negocjowania akcesji z Unią Europejską od początku. Ale zarazem patrzą na Kraj Basków, który notuje relatywnie niski, na tle reszty państwa, piętnastoprocentowy poziom bezrobocia. Baskowie mają własny system podatkowy, odprowadzając do centrum fundusze tylko na obronność i politykę zagraniczną. W dobie kryzysu zadziałało to jak poduszka powietrzna, pokazując, że radzą sobie lepiej, mając mniejsze związki z Madrytem.
– Hiszpanie, budując państwo, genialnie zdyskontowali energię społeczną na poziomie regionalnym, co stanowi dla mnie dużą wartość – podejmuje badaczka. – Bogactwem Katalonii są małe i średnie przedsiębiorstwa. Gdy wjedzie się do malutkiej wioski gdzieś daleko od Barcelony, to w oczy od razu rzuci się kilka malutkich przedsiębiorstw rodzinnych w stylu zakładu fryzjerskiego, zakładu naprawy samochodów czy kafejki. Energia społeczna rzeczywiście jest wykorzystywana. W tym momencie, jeżeli się okazuje, że mieszkańcy muszą odprowadzać pokaźne opłaty do Madrytu, a zupełnie inaczej by im się żyło, gdyby mogli spożytkować je na miejscu, to sprawa wydaje się jasna.
Kluczowa nie tylko dla Katalonii, ale Szkocji, Bawarii czy potencjalnie innych regionów, wydaje się być jakość dalszej integracji (lub dezintegracji) Unii Europejskiej. Na Starym Kontynencie można wyróżnić cztery szczeble decydowania politycznego: europejski, państwowy, regionalny i lokalny, na poziomie samorządu. W tej grupie najsilniejszymi graczami są państwa narodowe. Jak zaznacza badaczka, znacząco na ich los wpłynie polityka europejska, a konkretnie to, czy Unia będzie wspierać państwa narodowe czy też, poprzez głębszą integrację, pozwoli mniejszym podmiotom na uniezależnianie się od politycznych centrów.
Dr Myśliwiec zajmuje się również problematyką śląską, czyli regionu, w którym w ostatnich latach obudziły się, jak twierdzą niektórzy, nacjonalistyczne demony, bądź, jak myślą inni, uprawnione dążenia do większej samodzielności. Nie sposób zatem nie zapytać o paralele między Śląskiem a Katalonią.
– Kiedyś Jerzy Gorzelik powiedział ciekawą rzecz – stwierdza pani doktor. – Model hiszpański lepiej by się sprawdził w Polsce niż w Hiszpanii. U nas nie ma tradycji jakichkolwiek antagonizmów między peryferiami a centrum politycznym. Najbardziej przykre dla mnie jest to, że okres II RP i autonomii Śląska został zapomniany, choć oczywiście przez wiele lat nie można było o nim mówić. Tym niemniej, nie sposób sobie wyobrazić, żeby współczesny Katalończyk nie wiedział, kto to był Francesc Macià i Llussà czy Lluís Companys i Jover, a na Śląsku mało kto wie, kim był Konstanty Wolny.
– W moim przekonaniu autonomia byłaby dobrym rozwiązaniem z bardzo prostego względu – każde wyzwolenie energii i wykorzystanie potencjału społecznego, intelektualnego danego regionu, działa na korzyść całego państwa – konstatuje dr Myśliwiec. – Proszę sobie wyobrazić, gdyby w Katalonii nie odniesiono takiego sukcesu ekonomicznego, społecznego, na pewno cała Hiszpania byłaby przez to znacznie uboższa. Kompetencje zatem powinny być przekazywane, a za tym powinny iść odpowiednie środki finansowe. Jeżeli marszałek województwa śląskiego ma mniejszy budżet niż prezydent Katowic, to o czym dyskutujemy? Reforma jest potrzebna tak, jak i rzetelna rozmowa o niej, bo w moim przekonaniu obawy i strach budzi niewiedza, a nie rozsądna wiedza, która jest czymś potwierdzona. Wracając do Konstantego Wolnego – to był człowiek, który patrzył zdecydowanie propolsko, uważał, że Górny Śląsk powinien się znaleźć w ramach państwa polskiego, natomiast Ślązacy powinni mieć możliwość wykorzystania tego potencjału, który w nich tkwi.