Odzieracze

Zdecydowanie nie lubimy odzieraczy. Jak można wnosić już z samej nazwy: to ci, którzy odzierają nas ze złudzeń, naiwnych wyobrażeń, dziecięcych imaginacji, przez co zamiast ustalonego ładu, poukładanego przez lata porządku, powstaje nam w głowach chaos, co w rezultacie staje się idealnym pretekstem do szybkiego napicia się wódki.

O dziwo, jednym z czołowych odzieraczy stał się pod koniec ubiegłego roku papież Benedykt XVI. On właśnie w książce Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo postanowił odrzeć nas nieco z bajkowych wyobrażeń o cudownych narodzinach. Oczywiście, zrobił to w dobrej wierze (a niby w jakiej wierze miał to zrobić papież?), co nie zmienia faktu, że wierni przyjęli to niczym jawne herezje. Niemożliwe! Betlejemska stajenka (o ile to faktycznie była stajenka?) bez osła, wołu czy innej rogacizny? Tego już dla polskich wiernych było za dużo. Przecież na skalnym Podhalu każdy góraliczek (nie wyższy od ciupagi) wie, jaki był skład personalny owego dnia w watrze, tj. stajence. Bez pastuszków, łowiecek i łowcarka bacy całe Boże Narodzenie na nic. Na złość papieżowi – jak nigdy wcześniej – do akcji stawiania stajenek-zwierzyńców włączyły się ogrody zoologiczne. W takim zaś zoo wiadomo: nie wystarczą kozy, króliki i gołębie. Tyle to może mieć każda parafia. Za rok więc, jak pomysł ten okrzepnie, nie zdziwi mnie, gdy w tej rywalizacji ogrodów słomę ze żłóbka skubać będą nosorożec, żyrafa i hipopotam. A zza ściany dochodzić będzie chichot hien i gardłowy bulgot lwów, wypatrujących zaproszenia na takie jasełka.

Osiełkiem – choć całkiem z innej parafii – okazał się na początku tego roku Gérard Depardieu. Niegdyś francuski, a teraz złośliwie przed stawiany jako rosyjski aktor, wystąpił w podwójnej roli: odzierającego i odzieranego (a byłoby z czego). Przez lata byliśmy karmieni relacjami o jego widocznej sympatii dla Polski i Polaków, a tu masz! Kolejny przykład niezrozumiałej dla nas fascynacji Francuzów mrocznymi zakamarkami rosyjskiej duszy. Ciągnie się to od czasów białej emigracji, baletów Diagilewa, małżeństwa Wysocki & Vlady… A może jeszcze wcześniej, od szybkiej wódki pitej przez Kozaków. Bo kiedy w 1816 roku wojska koalicji antynapoleońskiej zajęły Paryż, car w swej łaskawości pozostawił Kozaków gdzieś na obrzeżach miasta, by nie zrazić do siebie paryżan, czujących zrozumiały strach przed dzikimi jeźdźcami. Do miasta jednak Kozacy – ryzykując pewną dekapitację – wpadali. Nie ciągnęła ich tam chęć zobaczenia słynnej wieży – bo jej jeszcze nie było, ale gwałtowna potrzeba napicia się wódki. Bojąc się jednak złapania na jawnym łamaniu carskiego rozkazu, ponaglali oberżystę: bystro, bystro – czyli szybko. Stąd ponoć wzięło się nierozerwalnie związane z paryskim kolorytem bistro. Jest więc za co być wdzięcznym Rosjanom. Depardieu, jako człowiek trunkowy, wie o tym doskonale. Są jednak pewne granice wdzięczności. Dla Francuzów zaś propozycje składane posiadaczowi rosyjskiego paszportu (m.in. stanowisko ministra kultury, gdzieś w mordwińskim powiecie) to przekroczenie pewnych granic przyzwoitości…, chociaż bliny z kawiorem tłumaczą niejeden głupi krok. Odarty z męczeńskiego nimbu Danton stał się przedmiotem kpin. A tymczasem, bez złośliwości i histerii, niemal wstydliwie, odarto inny, równie jak Depardieu imponujący monument. Luwr nie oparł się smakowitym, niczym bliny, propozycjom. Część eksponatów z tego świętego dla muzealników z całego świata miejsca wyjedzie do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. W Abu Zabi powstaje filia Luwru. Premier Francji Jean-Marc Ayrault, który decyzję Depardieu o zamieszkaniu w Belgii nazwał „żałosną”, tym razem dziwnie milczy. Kiedy zaś w Emiratach braknie ropy, tamtejszy Luwr stanie się miejscem pojenia wielbłądów. Trzej królowie będą więc mieli na co załadować skarby Luwru i przywieźć do europejskiej stajenki. Ba! Trzech króli też podobno nie było.