Wydanie nr 2 (202) listopad 2012

W ostatnich dniach września wakacje dobiegały końca, a uczelnia przygotowywała się do nowego roku akademickiego. Wszyscy pochłonięci byli myślami związanymi z kolejnym okresem pracy akademickiej, choć słońce jeszcze mocno przygrzewało, a dokoła panowała złota polska jesień. W tak pięknych okolicznościach przyrody, wśród żółci i czerwieni pojawiła się czerń, przynosząca głęboki smutek, który zakłócił harmonię przygotowań do nowego roku. Dotarła do nas wiadomość o śmierci śp. Profesora Włodzimierza Wójcika. Wielu z nas – biorących udział w uniwersyteckich wydarzeniach – wciąż ma przed oczami Jego uśmiechniętą twarz. Pan Profesor zawsze uczestniczył w inauguracjach kolejny lat, nie tylko podczas uroczystości ogólnouczelnianych, ale także wydziałowych. Był bardzo zżyty z uczelnią, ze swoim macierzystym wydziałem, współpracownikami i przyjaciółmi z Uniwersytetu. Na każdej imprezie akademickiej, w której brał udział, w ręku trzymał aparat fotograficzny i kolekcjonował zdjęcia z ważnych wydarzeń uczelnianych.

Dziś jednak wspominam Go nie tylko jako wybitną osobowość, byłego dziekana, prodziekana, dyrektora, wychowawcę wielu pokoleń profesorów, doktorów i magistrów, osobę pełniącą rozliczne funkcje na uczelni. Dziś chcę przypomnieć o Jego związkach z „Gazetą Uniwersytecką UŚ”. Bo był Pan Profesor Przyjacielem gazety. Gdy redakcja mieściła się w przyziemiu rektoratu, często nas odwiedzał. Czasami by opowiedzieć o kolejnym pomyśle na artykuł lub felieton, czasami by po prostu porozmawiać. Niestety, po przeprowadzce do budynku odziedziczonego po NBP (mieszczącego się przy ul. Bankowej 5), bariera trzeciego, wysokiego piętra – bez windy – uniemożliwiła mu dalsze wizyty. Jednak za każdym razem, gdy spotkaliśmy się w rektoracie czy na Wydziale Filologicznym, ucinaliśmy sobie pogawędkę lub snuliśmy plany na temat nowych tekstów.

Szczególnie cenił sobie Pan Profesor wspomnienia o wielkich polonistach związanych z naszą uczelnią. Na łamach naszego pisma pojawiły się teksty m.in. poświęcone pamięci profesora Stanisława Grzeszczuka, wybitnego historyka literatury, edytora i bibliologa; ks. Jana Twardowskiego, profesora Kazimierza Lepszego – którego nazywał żartobliwie Naj-Lepszym czy profesora Kazimierza Polańskiego. W tekście wspomnieniowym poświęconym temu ostatniemu, Profesor Wójcik napisał: „Jest grupa ludzi nauki i kultury, wspaniałych osobowości, których nazywam HETMANAMI. Właśnie do takich hetmanów zaliczam Kazimierza Polańskiego. Jest to HETMAN, który nie tylko zauważa tych z piedestału, ale szanuje ludzi dobrej codziennej pracy. Portierów, panie sprzątające gabinety i sale wykładowe. Pamięta o chorobie w rodzinie asystenta. Po prostu: CZŁOWIEK...”. Tak, Panie Profesorze Włodzimierzu, Pan również jest dla nas HETMANEM.