Gwizdek

             Na rysunku (Marka Raczkowskiego?) mężczyzna oglądający telewizję, ironicznie komentuje pokazywane tam słynne kręgi wytłoczone w zbożu. – Jacy Marsjanie? Wystarczy deska uwiązana na sznurku. A na to jego wściekła żona: - A co? Myślisz, że Marsjanie nie mogą mieć deski i sznurka?

     I nie ma się co śmiać Szanowne Panie i Szanowni Panowie Akademicy. Świat przeżywa ogromny kryzys wiary w naukę. Co gorsza; świat wątpiących dostaje do ręki takie argumenty, których nie da się już zbyć pogardliwym prychnięciem o „spiskowej teorii dziejów”. Na naszych oczach dochodzi do dziwnej zbieżności poglądów autorytetów z kręgów zbliżonych do targu w Będzinie i apostatów nauki z Kalifornii. Z tym, że to MY oczywiście wiemy wszystko lepiej. Świńską grypę nasze konsylia aptekarsko-kolejkowe dawno już zdiagnozowały: To zwykły spisek międzynarodówki farmaceutów, którzy wypuścili ze słoika wirusa, by potroić swoje zyski. Amerykańskie satelity muszą mieć niezły nasłuch skierowany na aptekę przy Warszawskiej, jako że ostatnio i w USA zaczyna się przebąkiwać o przecieku z tajnych laboratoriów wirusa A/H1N1. Cóż, naród pozbawiony IPN-u nie ma takiej jak my praktyki w wykrywaniu źródła przecieków.

Kiedy w listopadzie 2009 prasa zachłystywała się wykradzionymi ponoć z komputerów Climate Research Centre e-mailami, z których wynika, że dane naciągano tam niczym nasze sondaże przedwyborcze, to babom sprzedającym grzyby przy drodze na Łosień, brzuchy trzęsły się ze śmiechu. Przecież u nas nikt – nawet usmarkany z zimna pastuszek nie wierzył w żadne ocieplenie klimatu. Wszystko to wymyślone przez paru uczonych cwaniaków, którzy chcą nabić sobie kabzy kosztem naiwnych. Pastuszkowie zaś są szczególnie zawzięci na świat nauki, jako że istnieje obawa, że chcąc zatuszować wpadkę z fałszerstwem, uczeni zabiorą się za naszą poczciwą rogaciznę. Agnieszka Kołakowska (Rzeczpospolita 1.12.09.) zwraca w swym artykule „Globalne oszustwo” uwagę właśnie na zagrożenie płynące ze strony bydełka. Krowy bowiem w ramach swej produkcji ubocznej, emitują znaczne ilości metanu, i nie sposób nad tym zapanować, bo emisja jest nierytmiczna.

     Kryzys wiary w naukę nie mógł rzecz jasna ominąć wyższych uczelni. Stanisław Tym (Polityka 28.11.09) pastwi się w swoim felietonie nad studentem, który w teleturnieju „Milionerzy” nie wiedział, czy imbryk jest wyposażony w: igłę magnetyczną, datownik, gwizdek czy pompkę rowerową? Muszę wziąć w obronę tego młodego człowieka, gdyż jak sam zauważyłem, zajęcia z imbrykoznawstwa stoją u nas na żenująco niskim poziomie. Zresztą pytanie było postawione nieco bałamutnie. Imbryk jest naczyniem porcelanowym o kształcie czajniczka, służącym do przygotowania herbacianego naparu poprzez zalanie listków herbaty wrzątkiem i utrzymywanie go przez chwil parę w podwyższonej temperaturze. I jako żywo (dziękuję panie Sienkiewicz), nigdy imbryk gwizdka nie posiadał! Przeniosę te odkrywcze dywagacje na grunt bardziej przystępny. Jak powszechnie (sic!) wiadomo: każdy koniak to brandy. Nie każde zaś brandy to koniak. Per analogiam: Każdy imbryk jest czajnikiem, nie każdy zaś czajnik jest imbrykiem. Rozzuchwalony swą naukową dezynwolturą i wyzbyty wszelkich hamulców przystojących laikowi; rzucam pod rozwagę śmiały projekt. Czemu nie zainstalować krowom w tylnych częściach ciała (jak to subtelnie ujęła pani Kołakowska) gwizdków? Przejęlibyśmy wówczas pełną kontrolę nad osobnikami szczególnie zagrażającymi środowisku. Przyjemność wdrażania mego autorskiego pomysłu pozostawiam naszym uczonym. Cały metan w gwizdek!