3 października br. wykład inauguracyjny zatytułowany "Telemedycyna - przydatna dziś, niezbędna jutro", otwierający nowy rok akademicki na Wydziale Informatyki i Nauki o Materiałach UŚ, wygłosił prof. zw. dr hab. inż. Ryszard Tadeusiewicz.
- Nazwanie telemedycyny wyłącznie leczeniem na odległość jest zapewne wielkim uproszczeniem. Czym zatem dokładnie jest telemedycyna?
- Telemedycyna to inaczej zdalna opieka nad pacjentem, wykorzystująca nowe technologie informatyczne, umożliwiające m.in. wymianę informacji, przesyłanie statycznych i dynamicznych obrazów, zdjęć rentgenowskich, echogramów, EKG, USG, MRI, wyników tomografii komputerowej i diagnoz. Dzięki niej możliwe jest udzielanie skutecznej pomocy większej liczbie osób, przy jednoczesnym wykorzystaniu niewielkiego personelu medycznego, ponadto nadzór nad prawidłowym przebiegiem rehabilitacji. Wśród obszarów, w których może być zastosowana telemedycyna są: telekardiologia, teleelektrokardiografia, telepatologia, teleradiologia, teletransmisje z sal operacyjnych, zdalna asysta przy zabiegach chirurgicznych, monitoring i leczenie chorób przewlekłych w warunkach domowych, konsultacje specjalistyczne, okresowe badania lekarskie oraz ratownictwo morskie i górskie. Telemedycyna ma mnóstwo zalet, ale przede wszystkim należy wymienić tu kwestie ekonomiczne (znaczne obniżenie kosztów leczenia) oraz szybkość działania (szybka diagnoza).
- Telemedycyna jest wciąż czymś nowym w Polsce i na starcie na pewno spotyka się z wieloma problemami. Jakiego typu?
- Na pewno posiadamy w Polsce kompetentną kadrę lekarską. Natomiast wyposażenie techniczne, choćby zwykłych przychodni, znacząco odbiega od standardów europejskich. Nie chodzi tylko o komputery, ale przede wszystkim mam na myśli aparaturę specjalistyczną, której jest zdecydowanie za mało. Do tego dochodzą kwestie rozmaitych procedur organizacyjnych. Jeśli mówimy o informatyce w medycynie, to musimy sobie uświadomić, że niesie ona ze sobą inne poważne problemy właśnie organizacyjnej natury, np. sprawy dotyczące sposobu gromadzenia danych, a co za tym idzie kwestie bezpieczeństwa. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że dane medyczne mają charakter bardzo wrażliwych, można powiedzieć - intymnych. Większość z nas nie życzyłaby sobie ich ujawniania. Dlatego problem tajności informacji czy poufności danych, który dotąd dotyczył tylko wojska albo banków, teraz zaczyna pojawiać się z dużą mocą w obrębie medycyny czy telemedycyny. W związku z tym, jeśli mówimy o systemach szpitalnych, o technikach diagnostycznych opartych na komputerach i o zdalnym dostępie do tego typu zasobów - to musimy sobie jednocześnie zdać sprawę z zagrożenia ewentualnymi włamaniami hakerów, którzy mogą wyrządzić dużo szkody. Jeśli haker, włamując się na stronę nielubianego ministerstwa zrobi jakiś dowcip, to ludzie się jedynie pośmieją. Jeżeli zniszczy zasoby informatyczne jakiegoś banku, to przysporzy bankowcom ogromnej pracy związanej z odtworzeniem danych, ale dramatu nie będzie. Natomiast gdy zniszczy zasoby informatyki medycznej, to ktoś może z tego powodu umrzeć. Na razie tego typu włamań nie ma, gdyż bazy danych medycznych są praktycznie puste, ale należy się z tym liczyć w niedalekiej przyszłości. Dlatego zabezpieczenia w tej dziedzinie muszą być na najwyższym poziomie.
Zastosowania telemedyczne rodzą wiele nowych problemów o charakterze techniczno-praktycznym. W szczególności dąży się do tego, żeby instalacja stosownych czujników badających funkcjonowanie określonych narządów (na przykład serca) była dla pacjenta jak najmniej obciążająca i nie wymagała żadnej specjalistycznej wiedzy. Dlatego duże nadzieje wiąże się z czujnikami, które mogą być umieszczone bezpośrednio w ubraniu. Przy takim rozwiązaniu osoba z nich korzystająca może po prostu zakładać je i zdejmować podczas codziennego ubierania.
- W tym roku akademickim na Wydziale Informatyki i Nauki o Materiałach UŚ ruszył nowy kierunek - inżynieria biomedyczna. Pierwsza w tej dziedzinie była Akademia Górniczo-Hutnicza, gdzie już rok temu powstała Międzywydziałowa Szkoła Inżynierii Biomedycznej. Jak rodziła się w Polsce idea powołania do życia kształcenia w tym zakresie?
- Trudno podać jakąś konkretną datę, ale już na przełomie lat 60. i 70. XX w. w Politechnice Warszawskiej prof. Juliusz Keller zbierał i kształcił grupy studentów elektroniki, którzy w efekcie zajmowali się szeroko rozumianą elektroniką medyczną. Oczywiście urządzenia, którymi się wówczas zajmowano, były bardzo niedoskonałe, ale takie początki miała m.in. polska szkoła ultrasonografii, którą później rozwijał prof. Leszek Filipczyński. To była baza do budowy polskich, w znacznej mierze oryginalnych urządzeń do pomiarów różnego rodzaju sygnałów bioelektrycznych. Natomiast inżynieria biomedyczna w dzisiejszym rozumieniu zaczęła formować się w latach 80. W tym czasie miałem już doktorat z elektroniki i habilitację z informatyki; poszedłem dodatkowo na studia medyczne, m.in. po to, żeby poszukiwać w budowie i funkcjonowaniu żywego organizmu pewnych źródeł inżynierskiej inspiracji. Było mi to potrzebne dla tworzenia nowych systemów technicznych przetwarzania i analizy danych (np. pamięci skojarzeniowe), komunikacji człowieka z maszyną (np. systemy automatycznego rozpoznawania mowy i obrazu), nowych metod sterowania (roboty kroczące) itp. Trzeba także dodać, że był to czas, kiedy powstał w Warszawie Instytut Biocybernetyki i Bioinżynierii Medycznej PAN, któremu przez wiele lat przewodził prof. Maciej Nałęcz, a w którego Radzie Naukowej byłem niemal od początku istnienia.
Wówczas poprzez studiowanie współbieżnie wiedzy medycznej, jak i technicznej, wraz z grupą osób zaangażowanych w tę tematykę, powołaliśmy do życia ideę stworzenia specjalisty hybrydowego, czyli kogoś, kto potrafiłby dobrze rozumieć potrzeby i problemy lekarza, ale jednocześnie posiadałby kompetencje na wysokim poziomie w zakresie wiedzy technicznej. Inżynier biomedyczny w odróżnienia od inżyniera w tradycyjnym rozumieniu tego słowa musi operować urządzeniami, które będą miały styczność z żywą tkanką. I w związku z tym dochodzą dodatkowe problemy, np. kwestia tzw. biozgodności materiałów. Okazuje się, że pewne tworzywa, zarówno naturalne jak i sztuczne, dobrze współpracują z żywą tkanką, a inne nie. Doszliśmy wówczas do wniosku, że takiemu specjaliście trzeba dać określony zasób wiedzy medycznej, wiedzy w zakresie inżynierii materiałowej, informatycznej, elektronicznej, mechaniki precyzyjnej, biomechaniki itd. I dopiero suma tych wszystkich zasobów wiedzy tworzy inżyniera biomedycznego. Oczywiście ten proces trwał lata, zanim wyważyliśmy proporcje we właściwy sposób, dobraliśmy pewien schemat, który następnie został przyjęty w skali ogólnopolskiej. Przedmiotem naszej dumy w AGH był fakt, że przyjęty przez ministerstwo ogólnopolski standard w dużej mierze oparty był na wzorze, który kiedyś opracowała AGH. Ten wynik, między innymi moich wieloletnich przemyśleń, obecnie jest podstawą kształcenia w całym kraju.
- Jak wygląda obecnie w Polsce kształcenie w zakresie inżynierii biomedycznej?
- To dopiero początki. Rok temu uruchomiono takie studia na AGH, teraz dołączył Uniwersytet Śląski, szykuje się Politechnika Warszawska itd. Ale mamy świetną kadrę naukową i to jest nasz atut. W wielu miejscach, np. na Śląsku czy Krakowie, są grupy osób, które rzeczywiście swoim poziomem wiedzy naukowej i kreatywności nie odbiegają od naukowców z najbardziej renomowanych ośrodków naukowych świata. Po drugie, mamy sprzyjający ăklimatÓ rozwoju, czyli zielone światło włączone w kierunku inżynierii biomedycznej. Trzeba także wspomnieć o, na razie niewyczerpanych, potrzebach rynku, czego nie są nawet w stanie zmienić wszelkie rewolucje administracyjne i finansowe, jakie w najbliższym czasie przejdzie polska służba zdrowia.
Kolejną kwestią jest wytwarzanie sprzętów, narzędzi i przyrządów na potrzeby inżynierii biomedycznej. Wielkie światowe molochy przemysłowe opanowały całkowicie produkcję np. samochodów, telefonów komórkowych, telewizorów... Tam Polska nie ma czego szukać. Natomiast inżynieria biomedyczna jest dziedziną, w której wciąż jeszcze jest ogromne pole do popisu. Przed nami rozciągają się obszary, które możemy zająć.
ROZMAWIAŁA
AGNIESZKA SIKORA
Prof. zw. dr hab. inż. Ryszard Tadeusiewicz