Mało brakowało, by na dźwięk słów "przerzeżże przerzynarką", aktorzy piszący tegoroczne dyktando (wśród nich m.in. Tomasz Bednarek i Renata Dancewicz) nie pospadali z foteli, zaś cała hala zareagowała głośnym jękiem.
14 października, w drugim dniu Festiwalu Języka Polskiego, okołu trzystu studentów Uniwersytetu Śląskiego w ciemnogranatowych koszulkach zajęło strategiczne pozycje w katowickim "Spodku": między rzędami, na schodach, w loży i na płycie. To właśnie oni - przyszli poloniści - mieli czuwać nad przebiegiem największej ogólnopolskiej klasówki, a następnie bezlitośnie tropić błędy uczestników zabawy. Grupie sprawdzającej dyktanda przewodniczyła dr Danuta Krzyżyk. Nad przebiegiem konkursu czuwało jury, złożone z językoznawców pod przewodnictwem profesora Walerego Pisarka, honorowego przewodniczącego Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN. Do ortograficznego boju stanęli także artyści. Zmagania toczyły się w paru kategoriach. Laureaci pierwszych miejsc otrzymali tytuły: Mistrza Polskiej Ortografii, Małego Mistrza Polskiej Ortografii 2006 oraz Mówcy Znakomitego 2006 (a aktorzy Rolę Życia).
O godzinie jedenastej złamaną pieczęć na kopercie, wewnątrz której ukryto tekst dyktanda. "Granatowe koszulki" rozlokowane we wszystkich sektorach, całą swą uwagę skupiły na piszących. Każdy ze studentów dzierżył w ręku pomarańczową kartkę - znak ostrzeżenia dla delikwenta, który odważyłby się zapuścić żurawia przez ramię sąsiada. Pracę sędziów koordynowały dr Małgorzata Wójcik-Dudek oraz mgr Magdalena Jaworska.
Mało brakowało, by na dźwięk słów "przerzeżże przerzynarką", aktorzy piszący tegoroczne dyktando (wśród nich m.in. Tomasz Bednarek i Renata Dancewicz) nie pospadali z foteli, zaś całą hala zareagowała głośnym jękiem. Profesor Andrzej Markowski doczytał tekst swojego autorstwa do końca i do akcji wkroczyli studenci. Rozbiegli się między piszącymi, zebrali prace, które następnie znalazły się w wielkim, wiklinowym koszu stojącym pod sceną. Kilka chwil później, zawartość kosza opróżniły w pośpiechu dłonie weryfikatorów. Ku zaskoczeniu wszystkich, żaden z sędziów pełniących dyżur w sektorach i na płycie "Spodka" nie przyznał się do pokazania komukolwiek ostrzegawczej kartki. Czy to oznaczy, że można już zerwać ze stereotypem Polaka-cwaniaka, który z taką chęcią ściąga na wszelkich klasówkach? - Przypuszczam, że po prostu prof. Markowski czytał zbyt szybko, by ściąganie w ogóle było możliwe - stwierdziła, nie pozostawiając złudzeń Anna Rosół, sędzia i studentka IV roku filologii polskiej UŚ.
Mrówcza praca ponad 150 studentów sprawdzających prace przebiegała sprawnie i szybko. Pierwsze bezbłędnie napisane dyktando wytropiła już około godziny 12:15 Ania Machelska. Kiedy wydawało się, że wszystko jest już przesądzone, znalazły się kolejne dwie. O zwycięstwie miały zadecydować przecinki. W rezultacie właśnie ta odnaleziona jako pierwsza, autorstwa Małgorzaty Denys z Częstochowy, okazała się najlepszą.
Swoje dyktando pisały też dzieci i młodzież do lat 16. Jego tekst ułożył prof. Edward Polański, autor słownika będącego wykładnią tegorocznego Dyktanda. - Wszystko było źle. Pan Materna czytał za szybko, tekst był za długi, trudniejszy od tego dla dorosłych - skarżyły się dzieci. - Celowo stworzyłem takie trudności, żeby zreflektować młodzież, że komputer to nie wszystko. Trzeba zaglądać do źródeł pisanych, bo Internet nie we wszystkim ma rację. Używanie języka musi odbywać się z namysłem - skomentował prof. Polański.
W rywalizacji wzięła także udział osoba niewidoma - Hanna Pasterny, absolwentka romanistyki z Jastrzębia-Zdroju. Swój tekst napisała najpierw na maszynie braille'owskiej, a potem, w obecności komisji, przepisała na komputer i wydrukowała. - Ta dziewczyna to fenomen - powiedziała dr Danuta Krzyżyk - popełniła tylko jeden błąd ortograficzny, jeden graficzny i sześć interpunkcyjnych.
W ramach tegorocznego Dyktanda odbył się także finał konkursu na Mówcę Znakomitego. Został nim Wojciech Koladyński.
ALEKSANDER SZOJDA
Tekst Dyktanda 2006 dla dorosłych: Z bloga drzewiarza Nicnierobienie, niechby i wyważone, z rzadka jest chwalebne. Zżymając się, rzekłem więc na przekór sobie: "Przerzeżże przerzynarką na przestrzał miłorząb tuż-tuż obok tui. Znienacka i bez ceregieli ściosaj to plugastwo, co zza hibiskusa wytrzeszcza cętkowane niby-oczy. Oj, będzież to kośba, że hej! Zarazem sczyścisz chaszcze na wprost transzei i baldachogrono hortensji naprzeciw grząskiej strużki. Umaisz potem odrzwia, rozsiądziesz się popod nimi i dla relaksu stworzysz limeryk, ot, choćby taki: |