Squating to zjawisko znane od wielu lat w Europie. Nielegalne zajmowanie pustostanów, przystosowywanie ich do ponownego pełnienia funkcji mieszkalnych, czy też tworzenie lokalowej bazy dla działalności kontrkulturowej, alternatywnej, na stałe wpisało się w wizerunek nie tylko europejskiej, ale i światowej kultury alternatywnej i nurtów anarchistycznych. Niniejsze uwagi w skrótowy sposób odnoszą się do zjawiska squatingu i są poczynione z punktu widzenia squatersa. Nie jest moim zamiarem stworzenie tutaj rozległej, wielowymiarowej analizy squatingu, opartej na socjologicznych, politycznych, czy kulturowych pryncypiach. To raczej swoista "relacja" własnych doświadczeń autora w zakresie aktywności squaterskiej, jak i jego znajomości tematu (w aspekcie polskich realiów i wiedzy nt. zachodnioeuropejskich centrów kultury niezależnej).
Na gruncie rewolty studenckiej 1968 roku, kiedy eksplozja niezadowolenia z rzeczywistości kapitalistycznego świata Europy Zachodniej i USA sięgnęła szczytu, wyrosło wiele nowych koncepcji "naprawy zepsutej kultury". Pomysły owe miały różnoraki wydźwięk i zabarwienie ideologiczne, dotyczyły wielorakich zagadnień społecznych (od ekologii, mistyki, feminizmu, antyrasizmu, kwestii socjalnych, poprzez marksizm, trockizm, maoizm, aż po anarchizm) i nie sposób w tej pracy wymienić wszystkich kwestii podejmowanych przez zbuntowanych ludzi odrzucających kulturę masową, ekspansywną politykę rządów państw kapitalistycznych. Warto skupić się jednak na zjawisku powstawania społeczności alternatywnych, komun i innych form "odcięcia się" od rzeczywistości kontestowanej na różne sposoby przez pokolenie '68 roku.
Rys. Grzegorz Hańderek |
Kraje europejskie z gospodarką wolnorynkową to zupełnie inne realia, aniżeli "monolit" USA, ze specyficznymi uwarunkowaniami kulturowymi i politycznymi, ze swoiście pojmowaną ideą wolności i tradycji narodowych. Europa stanowiła zupełnie odmienne wyzwanie dla ludzi zafascynowanych życiem squaterskim i co najważniejsze - trwałość squatów, jak i determinacja w obronie tych miejsc doprowadziła do tego, że do dziś squating w Europie jest czymś "stałym" na mapie kultury alternatywnej. Zburzenie Muru Berlińskiego, transformacje polityczne w byłym Bloku Wschodnim sprawiły, iż squatersi zaczęli pojawiać się w krajach, gdzie reżym komunistyczny upadł.
Zacznijmy jednak od krótkiego "przeglądu" squatingu europejskiego. Wyżej wspomniana fala protestów studenckich sprzyjała narodzinom wielu grup aktywistów o profilu oględnie mówiąc lewicowym, bądź lewackim i anarchistycznym. Działalność owych grup, nierzadko efemerycznych, zrodziła potrzebę posiadania stałych miejsc spotkań. Zbieżne z tym były rozliczne kłopoty socjalne aktywistów , jak i właściwe im podejście do dialektyki wolnorynkowej; ludzie niechętni machinie bezlitosnej ekonomii woleli realizować siebie tu i teraz, bez podziału życia na "pracę zarobkową" i "weekendowe rozrywki". Lata 70-te i 80-te, to również rozkwit kultury punk (i systematyczne odchodzenie od nihilistycznych, destrukcyjnych prądów punk rocka na rzecz konstruktywnego działania przeciw systemowi). Popularność takich anarcho-punkowych zespołów, jak CRASS czy CONFLICT bez wątpienia przyczyniła się do pogłębienia idei punkowych i całego środowiska, co pośrednio miało wpływ na późniejszy ruch squaterski.
Chaotyczna i zawiła polityka lokalowa i mieszkalna wielu krajów zachodnioeuropejskich ułatwiła squatersom zadanie. Kontrasty wielkomiejskie, podziały dzielnic na biedne i bogate, na slumsy, regiony robotnicze i enklawy klasy średniej na pewno nie ułatwiły rozwój ruchu squatersów. Wreszcie, aktywiści zamieszkujący metropolie, ogarnięci wściekłością na system niesprawiedliwości ekonomiczno-społecznej, sami postanowili tworzyć alternatywę w samym sercu systemu kapitalistycznego. Zaczęły pojawiać się centra autonomistów. Najwięcej squatów powstało w krajach o względnie liberalnych tradycjach społecznych (Holandia, Belgia, Szwajcaria itd.). W czasach największego boomu squaterskiego, nielegalnie zajmowano całe ulice w wielkich miastach europejskich, organizowano samopomoc, produkowano żywność, autonomiści tworzyli własne przedszkola, teatry, puby - wszystko w obrębie zajętych terenów zaciekle bronionych przed policją i administracją lub właścicielami budynków (którzy zwyczajowo przypominali sobie o swoich "opuszczonych ruderach", gdy zaczynało być wokół nich gorąco). Generalnie kwestia statusu prawnego danego budynku była ściśle związana nie tylko z prawem lokalowym danego kraju, lecz także z podejściem okolicznych mieszkańców do squatersów (często, gdy squaty znajdowały się w zapomnianych dzielnicach robotniczych, prowadziły zajęcia pozaszkolne dla dzieci robotników, organizowały doraźną "służbę zdrowia" etc., dlatego też ich mieszkańcy pomagali jak mogli squatersom). Tzw. prawo zasiedzenia (czyli możliwość legalnego zamieszkania w budynku po określonym czasie zajmowania go nielegalnie), okres, po którym budynek przechodził na rzecz mieszkańców, w każdym kraju był inny, lub nie było go wcale. Mimo to Londyn, Amsterdam, Barcelona, Berlin, Zurich i cały szereg innych miast stały się stolicami squatingu. Szczególnie ważnym ośrodkiem squaterskim stał się Berlin tuż po połączeniu NRD i RFN. Mnóstwo opuszczonych obiektów wojskowo-mieszkalnych we wschodniej części tego miasta zostało "zasquatowanych", mnóstwo osób, nie tylko z Europy Wschodniej, przyjeżdżało do Berlina, powiększając tym samym ruch autonomistów .
Czym zajmują się squatersi? Odpowiedź na to pytanie wymaga szerszych uwag. Należałoby zacząć od samej struktury wewnętrznej squatów, a jest ona bardzo różnorodna. Warto nadmienić, że ośrodki autonomiczne istnieją nie tylko na podłożu anarchistycznym; istnieją także squaty komunistyczne (zamieszkiwane przez trockistów, komunistów, lewaków), niezależne centra, które fundamentalnie traktują nurt ekologii głębokiej, jako podstawę funkcjonowania itd. Niemniej jednak większa część squaterskiego ruchu związana jest z przeróżnymi odcieniami anarchizmu. Istotna jest również wielkość zajmowanego budynku (co przekłada się na strukturalne współżycie mieszkańców) - bywają squaty stricte mieszkalne, pełniące rolę domów i nie zajmujące się aktywnością społeczno-polityczną, ale duża ich część to zazwyczaj obszerne kamienice, "zasquatowane", opuszczone budynki instytucji (jak np. szpitale, biura postawione w stan upadłości), a zatem miejsca mogące doskonale pełnić rolę baz dla różnych form szerszej działalności.
Co do struktury wewnętrznej - formą współistnienia spotykaną niemal na każdym squacie jest system demokracji bezpośredniej oparty na jednomyślnym podejmowaniu ważnych dla squatu decyzji, kolektywnym zajmowaniu się sprawami budynku (poczynając od technicznych kwestii np. utrzymania porządku i higieny na squacie, przygotowywania posiłków, a kończące na decyzjach dotyczących przyjmowania nowych mieszkańców) - w skrócie można określić to hasłem: "wszyscy razem - każdy sam". Zaakcentowanie na squatach indywidualnej potrzeby posiadania prywatności połączonej ze wspólnym działaniem w rozlicznych sprawach jest bardzo istotne. W wyjątkowych sytuacjach, gdy niemożliwe jest porozumienie na zasadzie konsensusu, podejmuje się głosowanie.
Jeśli idzie o formy aktywności squaterskiej - bywają one bardzo bogate i odnoszą się do wielu aspektów rzeczywistości, zazwyczaj do tych, które są ignorowane albo spłycane przez władzę, instytucje kulturalne czy socjalne. Chodzi bowiem o stworzenie sprawnie funkcjonującej alternatywy wobec państwa, tak by poprzez bojkot, czy też bezpośrednią walkę uzyskać możliwość decydowania o wielu sprawach dotyczących społeczności lokalnych. Squatersi kładą wielki nacisk na stymulowanie oddolnych inicjatyw społecznych. Oprócz organizowania wystaw plastycznych, alternatywnych teatrów, projekcji filmów tworzonych poza obiegiem masowej popkultury, koncertów, spotkań i dyskusji, zakłada się np. biblioteki wolnościowe, a więc zbiory literatury i prasy anarchistycznej, ekologicznej, antyfaszystowskiej, politycznej, czy filozoficznej, z których każdy zainteresowany może skorzystać. Na squatach istnieją także punkty porad w kwestii uniknięcia służby wojskowej, odnośnie medycyny naturalnej, kawiarenki internetowe, miejsca cyklicznych spotkań grup działających na polu kultury niezależnej. Wspomniane wyżej inicjatywy pedagogiczne także znajdują odzew wśród "zwykłych" mieszkańców - sąsiadów squatersów (mieszkańcy squatów, np. po studiach pedagogicznych, organizują szereg zajęć dla dzieci, właśnie na terenie squatu). Ponadto autonomiści angażują się w wiele bezinteresownych akcji pomocy najbiedniejszym i bezdomnym. Zainicjowana przed laty w USA przez tamtejszych anarchistów międzynarodowa kampania Food Not Bombs (jedzenie zamiast bomb) znalazła oddźwięk w Europie - w wielu krajach squatersi i uczestnicy anarchistycznych grup regularnie rozdają darmowe wegetariańskie lub wegańskie pożywienie bezdomnym i osobom najbiedniejszym przy jednoczesnym braku jakichkolwiek nacisków "ideologicznych" (jak ma to miejsce w wielu instytucjach charytatywnych o profilu religijnym, albo państwowym), bez zaświadczeń, biurokracji, rozdawania ulotek itd.
Squaty są też często miejscem "wypadowym", jeśli chodzi o organizowanie protestów antypaństwowych, antyglobalizacyjnych , antyrasistowskich itp.; squatersi aktywnie działają na rzecz imigrantów (na wielu squatach na Zachodzie miejsce zamieszkania znajdują nielegalni imigranci z krajów Europy Wschodniej, Azji etc.), np. w ramach międzynarodowej kampanii antydeportacyjnej Kein Mensch Ist Illegal (żaden człowiek nie jest nielegalny).
To tylko część tego, czym zajmują się squatersi na co dzień. Zresztą specyfika każdego kraju stwarza zupełnie inne warunki do działania, dlatego też syntetyczne ujęcie tego zagadnienia jest bardzo kłopotliwe.
Warto w tym miejscu poczynić kilka spostrzeżeń o ruchu squaterskim w Polsce, którego sam jestem wieloletnim uczestnikiem. Oczywistym jest, że w czasie komunistycznej dyktatury squating był nie do pomyślenia, zresztą do Polski docierały szczątkowe informacje z Zachodu na ten temat, polscy aktywiści niewiele wiedzieli o squatach. Dopiero po opadnięciu "żelaznej kurtyny" wielu Polaków wyjechało za granicę, stykając się tam z prężnie działającym squatingiem. Wielu z nich pozostało na niemieckich, holenderskich, hiszpańskich squatach i mieszkają tam do dziś. Lata 90-te w Polsce to pierwsze poważniejsze próby squatowania pustostanów (szczególnie silnym ośrodkiem prób squaterskich stał się Wrocław). Najbardziej jednak znanym i notabene najdłużej istniejącym squatem w Polsce jest "Rozbrat" w Poznaniu (blisko 6 lat), który stał się nie tylko iskrą zapłonową dla prób zajmowania budynków w innych miastach, ale także do dziś stanowi pewien symbol uporu i konsekwencji w obronie "zasquatowanego" miejsca, jest przykładem na to, że squating jest nie tylko w Polsce możliwy, ale daje mnóstwo radości tworzenia czegoś wspólnie, niekoniecznie pod "opieką" oficjalnych instytucji i placówek. Kolejne impulsy do "zasquatowania" pojawiły się m.in. w Gdańsku (squat "Rzeźnia"), Warszawie ("Cytadela"), Dębicy, Łodzi, Krakowie i wielu innych miastach. Squaty te zazwyczaj bardzo szybko znikały z autonomicznej mapy Polski, głównie za sprawą działań policyjno-administracyjnych, jak i ze względu na uporczywe ataki skrajnie prawicowych i faszystowskich bojówek.
Obecna sytuacja squatingu w Polsce jest coraz lepsza. Powstają nowe centra niezależne, dobrze zorganizowane miejsca działań kultury alternatywnej. Na pierwszy plan wybija się Wrocław, gdzie w chwili obecnej znajdują się trzy squaty: "Kromera", "Free Dom", "Kwatera" i tzw. wagenburg (czyli kompleks "wozów cyrkowych", wagonów i samochodów przystosowanych do mieszkania). Kolejne squaty, to: "Krzyk" (Gliwice), "Latryna" (Sosnowiec), "Węglowa" (Łódź), "Karton" (Andrychów), "Czarna Żaba" (Warszawa), "De Centrum" (Białystok), oraz wiele innych centrów m.in. w Częstochowie, Jaśle... Faktycznie istnieje więcej squatów mieszkalnych, o których niewiele wiadomo (squatersi zazwyczaj w małych miastach obawiają się rozgłosu, by nie utracić domu), lecz bez wątpienia przybywa w Polsce podobnych miejsc i ludzi, którzy przełamując strach i szukając alternatywy dla marazmu ekonomiczno-kulturowego tworzą własne domy.
Aktywność polskich squatersów dotyczy na ogół podobnych kwestii, jak w krajach Europy Zachodniej, aczkolwiek należy wziąć pod uwagę polskie realia i fakt, że ruch ten nie jest jeszcze w naszym kraju tak prężny, jak poza jego granicami. Polski squating boryka się z wieloma problemami, głównie ze strony władz lokalnych. Mimo to, istnieje specyficzna więź pomiędzy poszczególnymi squatami, których mieszkańcy wzajemnie wspierają się podczas akcji solidarnościowych, w czasie prób likwidacji squatów przez policję. Organizowane są kulturalne imprezy benefitowe na rzecz squatów borykających się z konkretnymi kłopotami.
Aby dopełnić obrazu polskiego (i nie tylko) squatingu, trzeba wspomnieć o sprawach prawa lokalowego i implikacji z nim związanych. Niemal każdy squat zajmowany jest na innej zasadzie. Istnieją centra autonomiczne całkowicie nielegalne, gdzie mieszkańcy zajmują puste pomieszczenia, nielegalnie instalują elektryczność, wodę itd. Powodem takiego, a nie innego zajmowania pustostanów jest zazwyczaj kłopot w dotarciu do właściciela budynku, lub dramatyczna sytuacja samych squatersów (kwestia choćby braku innego lokum). Tego typu squaty mają najwięcej problemów natury prawnej, są najtrudniejsze w utrzymaniu z uwagi na częste "wizyty" policji.
Innym sposobem ominięcia prawa jest słowne lub pisemne porozumienie z właścicielem budynku, który np. zezwala na "opiekę nad domem" - wtedy kwestia represji ze strony władz jest względnie rozwiązana. Squatersi rejestrują również w sądach stowarzyszenia kultury alternatywnej, jednocześnie ubiegając się u lokalnych władz o przyznanie im budynku, który zajęli, jako siedziby stowarzyszenia. Są też miejsca, gdzie squatersi po prostu regulują opłaty za media (prąd, woda, czy nawet gaz). Widoczna jest wyraźna różnorodność w tej kwestii.
Ostatnim problemem, o którym chciałem tu wspomnieć, jest zjawisko, które często dyskredytuje squating w oczach tzw. opinii publicznej. Chodzi mianowicie o pewien odsetek ludzi mieniących się squatersami, ludzi, którzy zajmując określony pustostan czynią z niego miejsce przeznaczone wyłącznie do pijaństwa, czy zażywania narkotyków. Jest to zmora wielu skupisk squaterskich również w Polsce i choć podobne miejsca nie są powszechnie uważane za squaty, to ich mieszkańcy w dużym stopniu deformują prawdziwy obraz squatingu.
Podsumowując te chaotyczne, robocze uwagi, chciałbym stwierdzić, iż squating to temat bardzo obszerny, trudny do objęcia prostymi ramami, z uwagi na różnorodność ruchu (co zresztą jest jego atutem). Wybór takiej drogi życia wiąże się z wieloma utrudnieniami, ale ludzie decydujący się na squating bez wątpienia czynią to świadomie, dostrzegając w nim całe mnóstwo pozytywów. Nie ulega wątpliwości, iż squatersi kroczą swoją drogą z wyboru. Jest to wybór możliwie jak największego uniezależnienia się od machiny wszechogarniającej kultury plastiku i konformizmu. Oprócz tego squating jest udobitnieniem bardzo ważnej postawy sprzeciwu wobec polityki państwowej hipokryzji. Żyjemy w kraju, gdzie osoby bezdomne zmuszone są do poniżającego życia na ulicy, podczas gdy całe mnóstwo pustych lokali celowo jest blokowanych przez władze (np. w celu podniesienia ceny gruntów, na których mieszczą się pustostany, a następnie wynajmowanie, ew. odsprzedawanie, ich po olbrzymich cenach prywatnym przedsiębiorstwom, firmom, właścicielom). Powszechnie znane są afery związane z tzw. kamienicznikami, którzy korzystając z prawno-administracyjnego chaosu zmuszają lokatorów do płacenia bardzo wysokich czynszów, nie troszcząc się o stan budynku. Podobne przykłady można mnożyć.
Squating to również dynamizm i szkoła radzenia sobie w życiu w najmniej przewidzianych sytuacjach; nierzadko squatersi w swoim życiu zmieniają miejsca zamieszkania kilka, kilkanaście razy, wędrując, zajmując kolejne budynki, albo po prostu podróżując permanentnie po całej Europie, realizując się wedle własnych potrzeb. Squating to jedno z niewielu zjawisk w łonie środowisk wolnościowych, które nie jest krótkotrwałą modą "rozwydrzonej młodzieży", albowiem funkcjonują w nim zarówno osoby młode, jak i 40-latkowie, małżeństwa z dziećmi itd. Rzecz jasna wiele osób zrywa ze squatingiem z wielu przyczyn i jest to ich indywidualny wybór.
Zdaję sobie sprawę, że niniejsze uwagi nacechowane są subiektywnością spojrzenia na omawiany temat; nie chcę temu zaprzeczać. Mam jednak nadzieję, że zawarłem w nich przydatne, elementarne informacje na temat squatingu. Oby przyczyniły się do rozproszenia wielu nagromadzonych wokół tego zjawiska nieporozumień.
(pisane w maju 2002 roku)
ŁUKASZ WRÓBEL - squat "Karton"
(Autor jest studentem zaocznym IV roku edukacji filozoficzno-społecznej w Filii UŚ w Cieszynie, uczestnikiem seminarium prof. K. Ślęczki)
Przypisy:
1 Obszerniejsza analiza przyczyn upadku komun w USA jest w niniejszej pracy niemożliwa ze względów czysto technicznych.
2 W pracy niniejszej celowo omijam politykę socjalną w krajach Europy Zachodniej, politykę ułatwiającą życie squatersom (co jest zupełnie nieobecne w przypadku squatingu w naszej części Europy). Temat ten jest bardzo skomplikowany.
3 W wielu ośrodkach squaterskich do dziś praktykowane są podobne posunięcia o zabarwieniu pomocy socjalnej, zwłaszcza w krajach zachodnich.
4 Perspektywa przeniesienia stolicy z Bonn do Berlina stała się dla squatersów wielce niebezpieczna, albowiem państwo nie mogło pozwolić sobie na to by nowa, prestiżowa stolica Niemiec była jednocześnie ostoją "wywrotowych grup anarchistycznych i innych niepożądanych elementów". Do dziś trwają prześladowania squatersów i próby likwidowania niezależnych centrów kultury w Berlinie.
5 Znamiennym jest, że np. ewikcja czeskiego squatu "Ladronka" mieszczącego się w Pradze, nastąpiła tuż po gwałtownych protestach przeciwko szczytowi MFW i BŚ.