WYSTAWA PRAC PROF. NORBERTA WITKA

12 marca 2001 roku żegnaliśmy profesora Norberta Witka na cmentarzu w Katowicach. Dzień był typowo marcowy - na przemian słoneczny i przenikliwie zimny. Minął więc rok ... Dopełnił się rytualny, roczny okres żałoby. Jego zamknięciem stała się wystawa wszystkich dostępnych prac profesora, którą cieszyński Instytut Sztuki, przez wiele lat przez niego kierowany (1982 - 1996), urządził w Galerii Uniwersyteckiej.

Wernisaż wystawy odbył się 6 marca, w obecności władz uczelni i zgromadził wszystkich, którym profesor Witek był szczególnie bliski - jego rodzinę, Rektora prof. M. Klisia z ASP w Katowicach, z którą współpracował zmarły, współpracowników i studentów z macierzystej Filii. Był to jeden z tych gestów, jakie my - żywi możemy uczynić jeszcze wobec zmarłego, jakie winniśmy czynić, aby ocalić pamięć o nich.

Żałoba to dzisiaj słowo, a raczej stan niepopularny, nieznany wręcz. Kojarzy się z opłakiwaniem zmarłego, ale niegdyś czas ten poświęcony był także na rozpamiętywanie wszystkiego, co ze zmarłym się łączyło, na zamykanie wszystkich jego ziemskich spraw. W ciągu tego minionego roku nieraz przywoływaliśmy pamięcią osobę profesora. Powracał on w wielu rozmowach - i tych służbowych i prywatnych. Powracał jako przełożony (wszak w ostatnich latach był kierownikiem Zakładu Teorii Sztuki i Dydaktyki Artystycznej), powracał jako człowiek prywatny, powracał jako twórca... Każdy pewnie wspominał go inaczej, przywoływał ten jeden szczególny, zapamiętany moment, rozmowę, spór może, migawkowo zanotowany wyraz twarzy, które pamięć zarejestrowała szczególnie. Ale wnosząc się ponad tę względność ludzkiej pamięci - zapisał się w naszych wspomnieniach profesor przede wszystkim jako człowiek dobry. To jest chyba najwłaściwsze słowo, w którym zawiera się i jego rozumna otwartość na świat i drugiego człowieka i umiejętność słuchania innych, w tym także młodych artystów - swoich studentów, z których wizją sztuki niekoniecznie musiał się zgadzać, i ogromna tolerancja dla ludzkich uchybień i nie zawsze łatwych do zaakceptowania, cudzych ułomności. Obdarzony był przy tym swoistym poczuciem humoru, zaprawionym jednak coraz częściej nutą goryczy. Mimo wszystko chyba nie wierzył, że świat podąża w dobrą stronę.

Tuż przed swą śmiercią, która z perspektywy człowieka zdrowego i żywego zabrała go tak szybko - za szybko, profesor Witek wydał książkę zatytułowaną Wiedza zatroskana. Pracował nad nią przez ostatnie dwa lata. Wiele o niej opowiadał swoim współpracownikom z Zakładu, znaliśmy więc niemal każdy etap jej powstawania. Dzisiaj ta książka jawi się nam jako pozycja szczególna. Stała się ona nieoczekiwanie nie tylko komentarzem do twórczości artysty, zapisem jego poglądów na sztukę, które często formułował czy to przy okazji udzielanych studentom korekt, czy pisząc wstępy do swoich i cudzych katalogów, czy wreszcie zabierając głos na konferencjach i sympozjach, ale dopełnieniem naszego obrazu jego osoby. Mając więc, często przejmujące, zwłaszcza te liryczne, fragmenty Wiedzy Zatroskanej w pamięci, możemy dziś nieco spojrzeć na całą twórczość Norberta Witka w kontekście jego osoby. Mimo śmierci profesora portret ten okazał się być ciągle nieskończonym.

Wystawa, zorganizowana przez Instytut Sztuki, jako że jest przekrojowa, właśnie taki, całościowy obraz, stwarza. Choć jej wymiar, w tym kontekście, ma bardziej charakter personalny, niż artystyczny, to jednak nie sposób nie oprzeć się jeszcze raz walorom artystycznym twórczości Witka. Nie można jednak spojrzeć na nią tylko pod takim katem. Świat, który kreuje Witek staje jest ekspozycją jego własnych niepokojów, lęków, obsesyjnych tematów, które powracają. A obraz świata, jaki wyłania się z tych prac, jest dość pesymistyczny, momentami nawet tragiczny, a sam autor - tego świata malarskiego i poetyckiego kreator, zdaje się wątpić w możliwości jego zmiany. Jednakże nie jest to sztuka komentująca, ani też zaczepnie prowokująca, ani nawet socjologicznie zaangażowana. Wszystkie te lęki, potworności, biologiczne i astronomiczne konieczności zdaje się przyjmować artysta z jakimś tragicznym determinizmem. Mając ogromną świadomość zjawisk zachodzących we współczesnej sztuce i humanistyce, on - czytelnik Derridy i Lyotarda, decyduje się na, jak to nazwał, "trwanie przy pikturze". Napisał: Przytłaczająca większość realizacji artystycznych prądów i kierunków jest dzisiaj już tylko "post", co traci nudą powtarzanych lekcji. I jedno z wielu pytań: czy szansą dla przyszłości sztuki jest postawa nomadyczna, z jednoczesnym odrzuceniem wszelkich ortodoksji?

I jedna kategoryczna odpowiedź: pokora. W swych poszukiwaniach (jakże często nieporadnych) próbuje odnaleźć tę chwilę, w której zaistnieje moja WŁASNA (i dlatego JEDYNA I NOWA) FORMA, o której dziś nic jeszcze nie wiem. W innej sytuacji, w innym miejscu, odstąpiłbym, być może, od tradycyjnej pictury... DZIŚ I TU pozostają do mojej dyspozycji jedynie: pędzel, trochę farb i malarskie krosno. I to "ja", które musi wciąż na nowo burzyć mity o postępie w sztuce. Sztuka jedynie się ZMIENIA.

Tę wierność pikturze wynikała z głębokiej uczciwości malarskiej. Malarstwo było dla niego funkcją doświadczania i rozważania. I znów przywołajmy słowa profesora: Sztuka będąca wyznaniem nie tylko człowieczych trosk i wątpliwości ale też człowieczej radości, nadziei i wiary, nie daje się - jak sadzę - oddzielić od etyki. Ilu jest dziś artystów pamiętających o etycznym wymiarze sztuki? Zbyt mało. W jego ustach nie brzmiało to jak anachronizm. Należał do tych artystów, którzy bez względu na czas w którym żyli i obowiązujące prądy w sztuce, tak uważali. Będąc wiernym tej postawie pozwalał innym malować i uważać inaczej. Nie starał się zatrzymać prądu rzeki, choć wiedział, że może być niebezpieczny i ile z sobą po drodze zabierze. Coraz bardziej outsider, patrzył na świat bez złudzeń, przeczuwając wszystkie okrucieństwa, które egzystencji niesie życie, ale bez nihilizmu, czy nawet pesymizmu. Z mądrością i tragizmem człowieka, który wie, że to konieczność. Dawał temu wyraz w swoim malarstwie.

Wśród wielu powracających motywów w twórczości Witka, takich jak upiorne kształty ludzkie, wykrzywione maski w pierwszym okresie twórczości, formy o aluzjach figuratywnych, w drugim etapie jej rozwoju, czy wreszcie wszechobecne zwierzę - zawsze zwarte, silne, przypominające byka czy nosorożca, pobrzmiewają reminiscencje wielkiej sztuki minionej. Miał jej ogromną świadomość. Jego korekty często przypominały wykłady z historii sztuki, sam zresztą prowadził monograficzne wykłady na temat Blake'a. To właśnie Blake, surrealiści, Rembrandt, Goya, Zurbaran, i całe wielkie malarstwo hiszpańskie, a ze współczesnych - Francis Bacon, były jego wielkimi fascynacjami. Echa tych fascynacji odzywają się gdzieś w pracach profesora. Większość tych artystów oscylowała na granicy wizjonerskiej metafizyki i takiej wizji świata, gdzie życie człowieka zdeterminowane jest ciągłym zmaganiem, bólem i przypadkiem albo koniecznością losu. Ten klimat zdaje się być i obecny w pracach Witka. Daje się on odczuć już we wczesnych pracach, powstałych tuż po studiach. Przypomnijmy, że studiował on w znakomitej, postimpresjonistycznej pracowni krakowskiego kolorysty prof. Wacława Taranczewskiego.

Ciężki koloryt wczesnych prac, surrealizujące przemieszanie koszmarnych, zdeformowanych form figuratywnych, podlegających abstrakcyjnym transformacjom, ma swe źródło w psychice artysty. Prace te niejako powstawały na przekór wpajanych na studiach tendencjom, do których tak przywiązani byli koloryści, że temat może być błahy, liczy się rozgrywka formalna. Otóż temat nigdy nie była dla Witka błahym, ale i z czasem owe "formalizmy" zaczęły być doceniane. Z okresu tego pochodzą takie obrazy jak: Inwazja, Taniec, Sjesta.

Drugi, wyraźnie wyodrębniony etap twórczości, przypadający na lata 80-te, cechuje fascynacja figuracją, a zwłaszcza malarstwem Francisa Bacona. Ta figuracja przybiera bardzo ekspresyjną formę. Dynamizm osiąga poprzez wyraźne ukierunkowanie płaszczyzn i linii w obrazie. Wzmaga go artysta, łącząc płaską plamę z przecierką, kreską i miękkim modelunkiem. Kolor w obrazach Witka kładziony jest bardzo różnorodnie - nieraz fakturowo i wtedy zachwyca bogactwem niuansów, a czasami laserunkowo. Jednym słowem coraz większą rolę zaczyna odgrywać w tych pracach forma. Maestrię w posługiwaniu się samym tworzywem malarskim - niewątpliwie jest to lekcja wyniesiona z pracowni postimpresjonistów, widać zresztą w pracach malarza od samego początku wkroczenia na drogę twórczą. O formie napisze tak po latach: Zawsze interesowała mnie na tyle, na ile potrafiła sprostać treści. [...] Forma oderwana od struktury pojęciowo - znaczeniowej dzieła, powoduje jego rozbicie. Wydaje się, że właśnie w tym czasie artysta osiągnął ogromną spójność formy z treścią, o której pisał. W jego twórczości z tego okresu uderza wielka biegłość malarska. Z wielką łatwością posługuje się rysunkiem, co jest widoczne w sposobie określania płaszczyzny. Rysunek jest tu wyczuwalny, mimo, że są to prace malarskie. Sugerują go kierunki wręcz nakładania farby, dynamiczne kontrasty światłocieniowe. Ustala się też charakterystyczna dla malarza paleta barwna - oparta na ciepłych, wręcz gorących kolorach, zwłaszcza wszelkich odmianach cynobru i oranżu. Najbardziej wstrząsającym cyklem z tego czasu są "Pompeje" - antropoidalne formy, zainspirowane negatywowymi odlewami w lawie wulkanicznej poległych w Pompejach ludzi. Cykl został poświęcony wszystkim ludziom umarłym w dramatycznych okolicznościach - podczas wojen, zamieszek, w wypadkach. Dramatyczna śmierć powróci jeszcze w "Piecie bośniackiej". Jej piętno, obojętnie jakich istnień dotyczy, jest obecne w "Tuszy". Przejmujący wyraz śmierć, a właściwie żałoba, osiągnęła w lirykach artysty, napisanych po stracie żony.

Trzeci okres twórczości obejmujący lata 90 - te jest rozwinięciem wcześniejszej figuracji. Bohaterem obrazów Witka jest człowiek, objawiający się na płótnach jako zarys figury. Środki artystyczne wzbogacają się w tych pracach o częstą teraz kreskę, a właściwie plątaninę kresek rysowanych piórkiem, cienkim pędzlem, tuszem. Pojawia się też pismo. To komentarz, często ironiczny do problematyki obrazu, czasem wiersz czy fragment prozy. Jednakże ta kaligrafia jednoczy się z elementem przedstawiającym w obrazie, tworzy z nim jedno. Składa się na niepowtarzalny styl wypowiedzi artysty, będący połączeniem różnorakich konwencji - ekspresyjnego, jakby odręcznego rysunku, dekoracyjnej, płaskiej płaszczyzny czystego koloru, kaligrafii. Styl ten zaprawiony jest dużą dozą kreowanego przypadku. Malarz interesował się twórczością "nowych dzikich", widząc w niej interesującą alternatywę dla tradycyjnego malarstwa. W jego pracach pobrzmiewają więc echa takiej poetyki. Prace z ostatniego okresu osiągają wielką biegłość malarską. Ich sugestywność kryje się przede wszystkim w wyczuwalnej, wielkiej umiejętności malowania. Wydaje się, że Witek osiągnął w nich to, o co tak bardzo mu chodziło: forma sprostała treści.