W dniach 11-19 lutego 2002 dziesięciu studentów Międzynarodowej Szkoły Nauk Politycznych przebywało z wizytą w Lille, w tamtejszym Instytucie Nauk Politycznych, jednym z dziewięciu we Francji. Wizytę ze strony francuskiej zorganizowało stowarzyszenie studenckie "Cześć", które sfinansowało nasz pobyt nie tylko dzięki otrzymanym dotacjom, ale i dzięki całorocznej sprzedaży domowych wypieków (!).
Lille to miasto ok. 200-tysięczne, a wraz z przedmieściami (m.in. Roubais i Tourcoing) liczy jako aglomeracja ok. 1 mln mieszkańców. Jest stolicą regionu Nord-Pas-de-Calais, dawnym ośrodkiem przemysłu włókienniczego. Podobnie jak w Łodzi, znaczna część niegdysiejszych budynków fabrycznych została zaadaptowana dla innych celów - nie jest tu wyjątkiem siedziba samego Instytutu Nauk Politycznych. Lille może być również dumne ze zbudowanego przed kilkunastoma laty metra automatycznego, podobno pierwszego na świecie. Problemem natomiast, być może nawet większym niż w Polsce, pozostaje czystość ulic.
Choć już w końcu XVII w. miasto zostało podbite przez Francję, w dalszym ciągu odczuwa się w nim więzi kulturalne z Flandrią - zarówno w deklarowanym przywiązaniu "ludzi północy" do ich małej ojczyzny, jak i w bardziej namacalny sposób: wspólnym elementem architektonicznym dla całego transgranicznego regionu jest tzw. beffroi, czyli wysoka, dorównująca kościelnym, wieża ratusza. W tym kontekście nie dziwi, że aż 2 dni spędziliśmy w Belgii. Skorzystaliśmy zresztą z niedawnego wprowadzenia euro: nie musieliśmy wymieniać waluty i z ciekawością patrzyliśmy, jaki rewers mają monety (oprócz belgijskich i francuskich trafiały nam się również holenderskie i niemieckie).
Jeden z tych dwóch dni poświęciliśmy na zwiedzanie Brugii, która jest małym i malowniczym miasteczkiem. Ze względu na obecność kanałów i urokliwość nazywana jest czasami "Wenecją północy", tu również ma swą główną siedzibę Kolegium Europejskie, posiadające od kilku lat filię w Natolinie pod Warszawą. Bliskość Holandii wyczuwa się we wszechobecności rowerów. Obowiązkowym elementem pobytu w Brukseli była natomiast wizyta w instytucjach europejskich: Komisji Europejskiej i Parlamencie Europejskim, gdzie spotkaliśmy się z ich reprezentantami na wysokim szczeblu urzędniczym. Wymiar anegdotyczny ma nazwanie przez brukselczyków nowej, okazałej siedziby Parlamentu Europejskiego (gdzie odbywa się tylko niewielka część posiedzeń w ciągu roku, reszta w Strasburgu) "Kaprysem Bogów" - ze względu na kształt podobny do znanej marki sera. Co więcej, słowo "architekt" stało się w Brukseli obelgą.
Pozostałą część pobytu spędziliśmy na zwiedzaniu miast francuskich: Arras, Boulogne-sur-mer (z imponującym oceanarium), Paryża (nieodzownie) oraz Lille i okolic. Nie mogło również zabraknąć bardziej oficjalnych punktów programu: spotkaliśmy się z przedstawicielami Rady Regionalnej, w tym z urzędnikiem odpowiedzialnym za współpracę Nord-Pas-de-Calais z województwem śląskim. Ma ona tym większe znaczenie, że 1/8 mieszkańców regionu (tj. ok. 500 tys. osób) ma przodków polskich, głównie pośród górników, którzy pracowali niegdyś w kopalniach departamentu Nord. Specjalnie dla nas oraz studentów z różnych części Europy i świata, którzy spędzą najbliższy semestr studiując w Lille, został również zorganizowany bankiet. Zdjęcie grupowe wraz z reportażem o naszym pobycie ukazało się w lokalnej gazecie "La Voix du Nord".
Mamy nadzieję, że rewizyta strony francuskiej na Śląsku, która nastąpi w kwietniu, będzie równie udana.