Jest właściwością natury człowieka pęd do zaspakajania ciekawości świata i innych ludzi. Z jednej strony waloryzowana bywa ta swoistość pozytywnie, to dzięki niej zeszliśmy z drzew, dzięki niej dokonuje się postęp. Z drugiej jednak strony, to waśnie ponoć dlatego zostaliśmy wypędzeni z raju. Zwierzęta, o ile nie stykają się z człowiekiem, pozostają w nim chyba nadal, nigdzie bowiem, nawet w tekstach apokryficznych - jeśli pamięć nie myli - nie zostało zapisane, że Bóg zniszczył raj, jak Sadomę i Gomorę.
Niektórzy uczeni twierdzą, iż zamiłowanie do słuchania niesamowitych opowieści wiązać należy z osiadłym, nieciekawym, rolniczym trybem życia ich słuchaczy. To dla nich właśnie starożytni śpiewacy-aojdowie tworzyli niezwykłe przygody Gilgamesza, fantastyczne perypetie Sindbada Żeglarza, niepodobne do prawdy rozdziały "Odysei". Wyrastający ponad przeciętność herosi i półbogowie dokonywali w tych opowieściach czynów pobudzających wyobraźnię znużonych codziennością kmieci. Natura ludzka nie ulega tak szybkim zmianom, jakie możliwe są do wprowadzenia w celu uzyskania większego stopnia doskonałości i niezawodności w dowolnie skomplikowanym układzie technicznym. Nadal chętnie słuchamy o rzeczach niezwykłych, zajmują nas plotki i niedyskrecje i łatwiej w nie wierzymy, podczas gdy prawda, jako mniej atrakcyjna, mniej interesująca, przyjmowana bywa z większymi oporami.
Tak się dziwnie składa, że w całej powojennej historii badań twórczości Juliusza Słowackiego najwięcej emocji - obok problemu wydania jego "Dzieł wszystkich" w opracowaniu Juliusza Kleinera - wzbudziła dyskusja wokół domniemanej adresatki wiersza "Rozłączenie". Badacze podzielili się na dwa dość zacietrzewione obozy. z jednej strony Konrad Górski, a za nim autorki opowieści biograficznych Danuta Wawrzykowska-Wierciochowa i Monika Warneńska, popularyzowali pierwotną koncepcję wiersza jako liryku skierowanego do panny Marii Wodzińskiej (sugerował tak już w roku 1866 pierwszy wydawca tekstu Antoni Małecki), z drugiej strony Wiktor Weintraub i Czesław Zgorzelski, nawiązujący do pomysłu interpretacyjnego Eugeniusza Kucharskiego i Juliusza Kleinera, chcieli widzieć jako osobę adresatki matkę poety, panią Salomeę Becu.
Rzecz z pozoru tylko wydaje się błacha. Dla Michała Głowińskiego, który później próbował identyfikację bohaterki "Rozłączenia" potraktować jako kwestię dla rozumienia sensu utworu drugorzędną, skoro ponad wszelką wątpliwość nie została ona dość wyraziście przez poetę scharakteryzowana, utwór - w aspekcie gatunkowym - pozostawał z całą pewnością erotykiem. Oto źródło rozbudzonych emocji: jeżeli erotyk, nie mógł być skierowany do matki (bez kompromitujących poetę pod względem obyczajowym domysłów), jeżeli list poetycki adresowany intencjonalnie do matki, to cóż znaczyć mogą owe "dwa smutne słowiki, co się wabią płaczem" - w konwencji liryki romantycznej nacechowane zdecydowanie erotycznie?
Ostatnio w interesującej próbie interpretacji adresatki "Rozłączenia" Zbigniew Przybyła (w "Przeglądzie Humanistycznym") odnajduje ją w osobie Ludwiki Śniadeckiej, pierwszej wielkiej miłości poety, stale obecnej w jego pamięci, pojawiającej się często w postaci przejrzystych aluzji w jego twórczości. Odnajduje, by zaraz ją porzucić, przedstawiając szereg argumentów, które i tę koncepcję czynią niewystarczającą z naukowego punktu widzenia. Najbliższą prawdy okazuje się hipoteza, zgodnie z którą adresatka "Rozłączenia" jest figurą retoryczną zbudowaną z cech wszystkich wymienionych tu bliskich poecie kobiet, co pozwoliło autorowi w największym bogactwie przedstawić osobowość i wyobraźnię poetycką ja lirycznego tego prawdziwie romantycznego utworu.
0 ambicjach poetyckich, nie biograficznych, świadczy użycie przez Słowackiego wyrażenia "Lecz choć się n i g d y n i g d z i e połączyć nie mamy", wyraźnie polemicznego wobec Mickiewiczowskiego "Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie "/" Do M***, Wiersz napisany w roku 1823"/. Utwór przestaje być w tym kontekście elementem biografii poetyckiej autora, jego dziennikiem, staje się czystym lirykiem, wyznaniem. Dodajmy od siebie: Słowacki już w tytule wskazuje temat - "Rozłączenie", podkreśla swój dystans wobec bohaterów lirycznych utworu. Inaczej odczytywalibyśmy ten wiersz, gdyby otrzymał tytuł - "Rozłączeni".
Trudno również samą "atrakcyjnością" tematu tłumaczyć fakt, że co pewien czas na łamy periodyków i karty książek powraca kwestia rzekomego żydowskiego pochodzenia Adama Mickiewicza. To, co było przedmiotem salonowych plotek za życia poety, stało się własnością i właściwością naszej kultury (?). Podejmował tę kwestię w swej antybrązowniczej kampanii Boy, ostatnio powracali do niej Jadwiga Maurer /autorka książki "Z matki obcej...", Londyn 1990/, Zygmunt Kubiak Iw "Tygodniku Powszechnym"! i Alina Witkowska Iw "Polityce"I. I chociaż nie ma nadziei na to, że w sprawie pochodzenia Barbary z Majewskich Mickiewiczowej pojawią się jakieś nowe, rozstrzygające dowody, dla części badaczy - nie wolnych w tym aspekcie od rozbudzonych ponad naukową powagę emocji - żydowskie pochodzenie Mickiewicza nie podlega dyskusji, dla części - przeciwnie, stanowi oczywisty (?) absurd. Pomijając istotną wątpliwość, czy wyjaśnienie szczegółów biog rafii pisarza, twórcy może prowadzić do pełniejszego zrozumienia i odmiennego, doskonalszego wartościowania jego dzieła (to temat do oddzielnych rozważań), zauważmy, że i w tym wypadku wokół dyskusji unosi się zapaszek sensacji.
Naszej ludzkiej słabości skłonny jestem przypisywać i to, że Lena Kaletowa w sprawozdaniu z ubiegłorocznej, wrocławskiej sesji naukowej (w istocie największego kongresu Mickiewiczowskiego od czasu Sympozjum w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, grudzień 1973) data tytuł: "Mickiewicz we Wrocławiu. Ile nieślubnych dzieci miał wieszcz?" /"Przekrój"1993 nr 1/. Daleki jestem od sugerowania, że wszystkich mniej lub bardziej aktywnych uczestników życia literackiego w jednakowym stopniu pasjonować powinny na przykład nieregularności średniówki w trzynastozgłoskowcu "Pana Tadeusza" i ich konsekwencje interpretacyjne, co kwestia, czy rzeczywiście wychowywana w domu hrabiostwa Marianny Ewy z Wereszczaków i Wawrzyńca Puttkamerów Ewelinka była nieślubnym dzieckiem Maryli i Mickiewicza.
Rewelacyjne domniemanie Jarosława Marka Rymkiewicza z pierwszej części jego cyklu poświęconego biografii i twórczości Adama Mickiewicza ("Żmut", część druga "Baket", trzecia - "Jak bajeczne żurawie") obrosło już we własną literaturę. Najobszerniej i w sposób najpełniej udokumentowany swój sprzeciw wobec takiej interpretacji biografii Ewelinki zgłosił Zbigniew Jerzy Nowak w recenzji "Żmutu" Iw "Pamiętniku Literackim"I. Staranne wyzyskanie materiałów zgromadzonych w "Archiwum filomatów", w ich korespondencji (szczególnie ważne dla tej kwestii są listy Ignacego Domeyki do Onufrego Pietraszkiewicza oraz Tomasza Zana do Mickiewicza i Franciszka Malewskiego) i innych dokumentów z epoki, prowadzi do wniosku, że Ewelinka (zwana również Ewką i Eweliną) była najprawdopodobniej najmłodszą siostrą Tomasza Zana, szóstym dzieckiem Karola i Katarzyny z Dylewskich, po śmierci matki oddaną na wychowanie do domu Puttkamerów z racji wieloletniej i bliskiej przyjaźni łączącej Tomasza z Marylą.
Zbigniew Jerzy Nowak, autor biogramów Onufrego Pietraszkiewicza, Wawrzyńca Puttkamera i młodzieńczej miłości Adama Mickiewicza - Maryli (w "Polskim Słowniku Biograficznym"), stanowczo wyklucza jakiekolwiek pokrewieństwo poety z Ewelinką. Na jego ustalenia powoływał się w trakcie wrodawskiej sesji nie tylko wspomniany w omówieniu Leny Kaletowej Zbigniew Sudolski, również zajmująca się w swoim referacie "Żmutem" Jarosława Marka Rymkiewicza Alina Witkowska. A przecież na tej samej sesji, w kuluarach, więc nieoficjalnie ("I ja tam byłem...") pojawiła się sensacyjna szeptana pogłoska, jakoby kwestia mogła być o wiele bardziej skomplikowana, że nie można wykluczyć, iż Ewelinka była młodsza i była...córką Tomasza i Maryli! Nie sądzę, aby i ta rewelacja (odkrycie, ale i coś niezwykłego, zdumiewającego) mogła się ostać w toku poważnego, naukowego dociekania prawdy. Pozostaje traktować ją jako jeszcze jedną plotkę, a zatem nie powtarzać!
Wymienione tu przykłady romantycznych niedyskrecji prowadzą do kilku wniosków. Poprzestańmy na dwóch. Pierwszy przywodzi na myśl sentencję Terencjusza o właściwości natury ludzkiej, iż jej istotą jest mylić się. Nie myli się jednak tylko ten, kto nie ma wątpliwości, kto nie pyta. Strzeżmy się tych, którzy wiedzą wszystko.
I drugi wniosek: nie jest chyba najszczęśliwsze rozwiązanie polegające na zacieraniu granicy pomiędzy tym, co "uczone" i tym, co "śpiewane", pomiędzy prawdą i domniemaniem. Któż z nas jednak jest w stanie oprzeć się zamiłowaniu do słuchania niesamowitych opowieści, plotek i niedyskrecji?