Po cóż granty autokratom?

Najpierw uwaga dla wszystkich felietonistów pisujących do miesięczników: nie ulegajcie kochani pokusie zaczynania felietonu od rozważań na temat pogody. Pogoda jest świetna, żeby jakoś ruszyć z posad bryłę konwersacji, ale niestety scripta manent i w piśmie ten pomysł się nie sprawdza. Gdy na przykład pisząc z wyprzedzeniem do ubiegłego numeru , , GU'' zacząłem dywagować o wczesnej wiośnie, to natura spłatała takiego figla, że ten numer trudno było przeczytać na dworze, bo w rękawiczkach kiepsko się obraca stronice. No więc czuję się nieco zdesperowany, bo o pogodzie dobrze się zaczynało. Nawiasem mówiąc, ponieważ jesteśmy w towarzystwie koryfeuszy tudzież adeptów nauki, to może ktoś w ramach akcji , , uczeni prostemu ludowi'' wyjaśni, jak to jest naprawdę z ociepleniem klimatu. Czy jak się oziębia to się też ociepla, tyle, że jest to, , ciepło inaczej'', czy głównie chodzi o pozyskiwanie grantów na badania naukowe? Wiadomo, że ludzie ogromnie lubią się bać i nawet chętnie dają pieniądze, byle horror trwał. Może z tym klimatem jest trochę tak jak ze słynną sprawą, którą pewien adwokat przekazał w dniu ślubu swojemu synowi, też mecenasowi. Ten wygrał ciągnący się od lat proces i nie zajęło mu to więcej niż miesiąc. , , Synu!'' - jęknął zrozpaczony ojciec - , , Twój dziadek zbudował dom dzięki tej sprawie, ja ciebie wykształciłem, a ty, wyrodny, tak beztrosko pozbyłeś się rodowego bogactwa!'' Może na ocieplonym klimacie już tyle osób się habilitowało i doktoryzowało, że szkoda by nie wycisnąć z niego jeszcze kilku publikacji.

A propos, żeby wnieść twórczy wkład w rozwój uczelni, mam nieśmiałą propozycję, aby rozważyć możliwość utworzenia Instytutu Badań Metanaukowych, który zajmowałby się problematyką uzyskiwania grantów, dotacji, finansów i w ogóle tego wszystkiego, co do rozwoju nauki jest niezbędne. Jak się wszyscy orientują, złożona ta problematyka wykracza poza standardową wyobraźnię przeciętnego uczonego. Formularze, które są pełne pułapek, niejasności i zagadkowych pytań stanowią pierwszą, lecz nie ostatnią przeszkodę. Sztuka przekonania tajemniczych recenzentów albo kapryśnych sponsorów to umiejętność, która nie zawsze mieści się w arsenale metod naukowych, żmudnie kompletowanym przez lata kariery. By uzyskać doktorat, trzeba zdać egzamin z języka i ekonomii czy filozofii, ale nikt nie wymaga, żeby władać narzeczem, które przemawia do zamkniętych portfeli, ani nie pyta o strategię i taktykę pozyskiwania środków. Może trzeba by wprowadzić indiańskie metody inicjacji. Przyszły doktor powinien wykazać się zdobyciem kwoty pokrywającej koszty udziału w konferencji krajowej (zagraniczne bywają tańsze, więc ten problem mógłby stać się przedmiotem ćwiczeń dla doktorantów). Habilitant musiałby dowieść, że potrafi uzyskać wyposażenie pracowni w komputer z przydatkami, zaś o tytule nie byłoby co marzyć bez odkrycia sposobu fundowania rocznych badań. Jak tego dokonać - nad tym właśnie pracowałby wspomniany Instytut. Skąd wziąć specjalistów w tej pionierskiej dziedzinie? W końcu biznesu też uczy mnóstwo ludzi, którzy nigdy w życiu nie zrobili dobrego interesu (pomijając oczywiście fakt, że potrafili przekonać kogoś, by zechciał kupić ich pogłębioną wiedzę teoretyczną). Jedyny problem, jakiego nie można nie dostrzegać, to kwestia środków na prowadzenie działalności Instytutu: uczeni, którzy mieliby korzystać z osiągnięć placówki nie mają wszak pieniędzy - gdyby mieli, to po co im Instytut? Chyba trzeba zacząć od zwrócenia się do KBN-u o grant na realizację projektu dotyczącego sposobów zdobywania grantów.

A tak w ogóle, to chyba brak pieniędzy, na który narzeka społeczność akademicka nie jest aż tak dotkliwy, zaś rozwój Uniwersytetu wydaje się być niezagrożony. Do tezy takiej skłaniają mnie obserwacje, które niedawno poczyniłem, odwiedzając szanowną redakcję , , Gazety''. Obejrzałem sobie przy okazji znowu parkingi, o których kilka miesięcy temu pisałem, wywołując polemikę wykazującą czarno na białym, że sytuacja parkingowa w pobliżu Rektoratu nie jest zła, a będzie jeszcze lepsza. I oto biję się w piersi: jest wspaniale! U wjazdu od strony ul. Bankowej stoi znak, , zakaz ruchu wszelkich pojazdów'', a pod spodem napis, , z wyjątkiem pojazdów pracowników UŚl. '' Parking jest zatłoczony, auta nie byle jakie, więc powodzi się pracownikom raczej nieźle. Z aut wysiadają bardzo młodzi ludzie, zatem wieści o luce pokoleniowej są mocno przesadzone. W dodatku nasz Uniwersytet przyciąga talenty z całego kraju, o czym świadczą rejestracje: BL, CE, OE, PK, WX, JE, SU itd., czasem trafi się i biała tablica. Prawdziwa autokracja, po co im granty?