Przepraszam za ten bałaganiarski nieco tekst, ale piszę to w mieszkaniu, które wyglądem do złudzenia przypomina Bejrut po dwóch latach walk. Czyli po prostu mam w domu remont!
Podstawowe informacje do tego felietonu czerpię pełzając na czworaka po zasłanej starymi gazetami podłodze, co mimo że jest trochę niewygodne, to jednak wydaje się być mimowolnym hołdem złożonym Gutenbergowi. Spróbujcie - myślę tu o sympatykach innych mediów - zasłonić przed malowaniem podłogę Internetem lub choćby Telegazetą. Zamiast więc: kuć, drapać, zmywać i przeklinać - ja, korzystając z nieuwagi żony, chciwie pochłaniam to co kiedyś mi umknęło, a co teraz raczkując odnajduję.
Przypominam w tym trochę Józefa Kramsztyka (nie mylić z malarzem Romanem), o którym tak pisał Antoni Słonimski: "Widziałem, jak kiedyś położył się na kanapie, na której leżał numer "Kuriera Warszawskiego". Nie chciało mu się wstać, więc czytał wydzierając spod siebie kurier po kawałku". Ja pod umywalką wyrwałem sobie kawałek traktujący o tym jak to w Paryżu i Londynie hucznie rozpoczęto odliczanie 1000 dni dzielących nas od roku 2000. Przyznam się, że dziwi mnie ten niczym nieuzasadniony optymizm z jakim ludzie oczekują nowego stulecia. Czy istnieją jakieś realne przesłanki ku temu, by łudzić się nadzieją, że będzie nam się żyło lepiej, bezpieczniej, przyjemniej i dłużej? Przecież wygląda na to, że może akurat odwrotnie.
Jerzy Wasowski powiedział kiedyś, że prawdziwy świat i prawdziwe życie skończyło się wraz z XIX wiekiem. Coś w tym chyba jest. Pomyśleć, że jeszcze sto lat temu nie było kibiców Legii i Widzewa. Słowa prezerwatywa używano publicznie jedynie jako określenie płaszcza przeciwdeszczowego. Wołowina była apetyczna a nie wściekła. Na wojnach zaś ginęli żołnierze a nie jak teraz głównie cywile i reporterzy. A propos. Czytałem gdzieś - już nie pamiętam gdzie - chyba w przedpokoju, że Amerykanie bardzo niechętnie oglądają relacje z Czeczenii, Albanii i innych zapalnych miejsc na świecie. Może świadomość czyjegoś cierpienia nie pozwala im spokojnie opychać się barbecue i zabawiać wirtualnymi gadgetami... Ale czy tylko Amerykanie? My to niby tak bardzo przejmujemy się losami świata? Gdzie tam. Co nie zaszuram gazeciskami, co nie kopnę w jakąś stertę, to okazuje się że wdepnąłem wprost na bankiet, bal czy inny jubileusz.
Niby jestem we własnym domu, ale w kuchni na zlewozmywaku mam czterdziestolecie "Polityki". Impreza na ponad siedmiuset gości w hotelu Europejskim. W łazience - Holiday Inn, puby John Bull i Harenda czyli relacje z bankietów, które uświetniały rozdanie Fryderyków. Ubaw musiał być niezły skoro z ocalałego fragmentu Wyborczej mogłem wyczytać: "O siódmej, kiedy pokryta śniegiem Warszawa budziła się do życia, goście w najlepsze tańczyli na kontuarze baru... " W pokoju na parapecie kolejny jubileusz - 35 lat radiowej Trójki. Przaśnie i raczej skromnie: "bigos, kaszanka, smalec ze skwarkami". Bankiet jedynie do 3 nad ranem. Ale co tam pokój z Trójką. U dziecka w pokoju, to jest impreza! Premiera Evity: "warzywa po chińsku, w sosie orientalnym, ryż jaśminowy, małże, krewetki królewskie, ostrygi, homary, kurczak gotowany w paście z mleka kokosowego, łosoś zapiekany w cieście francuskim... " A do tego prezydentowa, pani Niemczycka, premier Cimoszewicz... Nawet ubabrany w farbie poczułem się dystyngowanie niczym Elektor brandenburski. Chciałem nawet wyrwać sobie kawałek ale czegóż to nie robi się dla dziecka.
Nie zabiorę jej tej imprezy. Niech się dziecko snobuje. Chociaż być w Polsce snobem to ciężki kawałek chleba. Na przykład. Jak podał tyg. Wprost spada w tym roku prestiż Wysp Kanaryjskich. No nie jest to draństwo? Całe szczęście, że Kenia i Seszele jakoś się jeszcze trzymają, bo już naprawdę nie byłoby gdzie jechać. I jak ja mam myśleć o tym czy mi sufitówka "chwyci" skoro wokół dzieją się rzeczy o historycznym niemal znaczeniu. Wspomniany wyżej tygodnik napisał, iż nadal modne jest bywanie na galach z okazji wręczania Wiktorów i wspomnianych już wcześniej Fryderyków.
No jak to modne, skoro we wczesniejszym numerze tegoż Wprost Urszula Sipińska (zwana kiedyś w środowisku "Sipą") ujawniła, że decyzje o karierach pani Stankiewicz, Lipnickiej czy Kowalskiej zapadają przy "o k r ą g ł y m s t o l i k u" (podkr. moje). Mało tego. Okazało się, że rocka w Polsce wymyślili komuniści, by odciągnąć uwagę młodzieży od spraw istotnych a także od Sipy i jej koleżanek. Ja od dawna podejrzewałem, że cały ten muzyczny boom to sprawka Kiszczaka. Dlatego też uważam za konieczne powołanie sejmowej komisji poszerzonej o nast. osoby: Halinę Kunicką, Stefanię Kozłowską i Jerzego Połomskiego. Komisja ta badać będzie przypadki szykanowania przez były reżim artystek w wieku podeszłym. O pracach owej komisji będę państwa informował na bieżąco, gdyż wszystko na to wskazuje, że remont u mnie jeszcze potrwa.
Żona chce wynająć fachowca. Facet wprawdzie pije jak smok ale za to nie czyta.