FENOMEN (Z) FAMILOKA

Jak dotąd nie udało mi się wykazać czy jakieś znaki na ziemi i niebie poprzedzały przyjście na świat Tomasza Głogowskiego. Moment ten miał się jednak okazać ważny dla studentów i profesorów Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego.

Zanim jednak poznał go UŚ, trafił ów osobnik do Zespołu Szkół Mechaniczno-Elektrycznych w Tarnowskich Górach (miejscu swojego szczęśliwego przyjścia na świat). Cóż bowiem piętnastolatek może o sobie wiedzieć? Dopiero po osiągnięciu przepisowej dojrzałości Tomasz przejrzał na oczy i stwierdził, że niezupełnie jest tam, gdzie chciałby być. Od tej chwili szacowne skądinąd Technikum stało się miejscem spotkań z przyjaciółmi i wymiany kaset magnetofonowych. Tomasz utonął bowiem bez reszty w muzyce lat 60 i 70. A stąd krok już tylko do literatury, rozumianej jako tekst i kontekst muzyki, a oprócz tego rozumianej jako literatura sama w sobie. Zdał więc egzamin na filologię polską, bo mierzi go ekonomia, nie interesuje prawo, nie dość dobry czuł się z języków obcych. Minął rok po którym Tomasz czuł się tak samo przepełniony niewykorzystaną potencją działania jak przed jego rozpoczęciem. Atmosferę wśród studentów często ocenia jako senną i gnuśną. Rzadko rodzi się dyskusja na zajęciach, bo jakoś nikt nie chce zabrać głosu. Odkrył niewesołą regułę, że kto już raz zasiedzi się w umiejscowionej w piwnicy stołówce, dusznej, przesyconej kuchennymi zapachami - temu strasznie trudno się oderwać, dotrzeć na V piętro do sali rady wydziału, gdzie zwykły odbywać się konferencje naukowe, do siedziby samorządu, który mógłby coś zmienić (ale co, skoro wszystkim dobrze jest jak jest).

Sesje naukowe to korowód wciąż tych samych studenckich twarzy. Większość na świeżym powietrzu korzysta z odwołania zajęć dydaktycznych. Hasło wywoławcze, które podziałało jak enzym katalizujący proces przemian rzucił prof. Aleksander Nawarecki w trakcie swojego wykładu na sesji poświęconej Dantemu. Brzmiało to mniej więcej tak: "Gdyby Dante kiedykolwiek znalazł się w Mysłowicach - piekło wyglądałoby zupełnie inaczej". Tomasz postanowił przypuścić szturm do tradycyjnie zabieganego profesora, który początkowo wcale ale to wcale nie miał czasu, ostatecznie jednak dał się przekonać. Potem przekonał jeszcze doktora Szymutkę, doktora Leszczynę, profesor Synowiec.

I w takich to własnie mrokach ginie początek pierwszej na Uniwersytecie Śląskim konferencji naukowej poświęconej Śląsku (która odbyła się w kwietnia ubiegłego roku) i pierwszą, którą student drugiego roku z własnej inicjatywy przygotował profesorom, zapędzając ich tym faktem do narożnika czyli do konferencji. I już tylko jako ciekawostkę można dodać, że całość została zorganizowana bez jakiejkolwiek pomocy finansowej ze strony uczelni. Pomocą wsparło Tomasza Śląskie Stowarzyszenie Akademickie, którego naczelnym celem statutowym jest rozwijanie działalności kulturalno-społecznej, skoncentrowanej na problematyce Śląska. Założycielami stowarzyszenia byli... Tomasz Głogowski i jego przyjaciel Piotr Nosek. Statut też sami wymyślili, bo wymaga tego prawo, podobnie jak zgromadzenia conajmniej piętnastu członków, których zebrano pośród starych znajomych, pośród tych, z którymi razem snuł Tomek plany na świetlaną przyszłość i którzy teraz wsparli go duchowo, organizacyjnie i finansowo.

Idea "Familoka" (tak brzmi hasło wywoławcze tegorocznej sesji) była w zasadzie ideą pierwotną, ale trzeba było ludzi do tego wcześniej przygotować. "Chyba brakowało tu trochę Śląskości" konstatuje Tomek w kawiarnianym zaciszu. Wiele osób pracuje na zaszczyty, zapominając zupełnie o tym, że wszyscy wychowaliśmy się pod klopsztangą i ona na nich oddziałała. Śląską tradycję porzuca się za progiem rodzinnego domu aby zająć się innymi rzeczami. Mimo to nie jest jednak Tomek zwolennikiem Uniwersytetu Regionalnego, zamknięcia się w jednej tematyce, należy jednak być świadomym swoich korzeni zamiast osobiście je sobie podcinać.

Do tegorocznej konferencji podszedł jej niezwyczajny organizator metodycznie. Nie był sam, kontynuował rozpoczęte dzieło, szlak został już przetarty. Lada dzień dzięki nieocenionej pomocy dr Mariana Kisiela ukaże się książka podsumowująca ubiegłoroczny "Inny Śląsk". Rozpisano i rozesłano zaproszenia. Na ścianach zabielały plakaty. Bardzo sympatyczną odpowiedź dał prof. Jan Miodek, na pewno przyjedzie (jest przecież rodowitym tarnogórzaninem!), zapowiedział udział Kzimierz Kutz. Nie zawiedli prof. Nawerecki, dr Szymutko, dr Olejniczak; radmi technicznymi służył mgr Tramer. Tomasz nie traktuje jednak "Familoka" jako dzieła swojego życia, właściwie dzieje się to tak wszystko przy okazji, bo trudno się teraz wycofać. Przy okazji czego? Otóż Tomek nie jest pracoholikiem, lubi... długo spać, a jego wieloletnią fascynacją jest muzyka rockowa i związana z nią subkultura. To z nią chciałby związać swoją pracę magisterską, chętnie także przyszłość w ogóle. Interesuje go także idea samorządności, i to na skalę większą niż Uniwersytet, bo regionalną. Może wstrzeli się właśnie tu. Tymczasowo czynnie współpracuje z Radą Wydziałową Samorządu Studenckiego na swojej filologii polskiej. Razem próbują wpływać w jakikolwiek sposób na zmianę trybu studiowania. Przydałoby się trochę wolności wyboru dla osób z określonymi zainteresowaniami, a dla tych z wybujałymi aspiracjami trzeba stworzyć jakąś przestrzeń do działania zamiast zamykać w sztywnym schemacie programu studiów, siatki zajęć.

Brak Tomkowi zupełnie poczucia nowatorstwa i niecodzienności własnych dokonań. Zastanawia podziw z jakim spotyka się wśród samych studentów. Jest dość sceptyczny: "na pierwszej konferencji nie pojawił się nikt z mojej grupy. Wszyscy "musieli" uczyć się do egzaminu". Ma za to pełniejszy obraz tego co się dzieje na Uniwersytecie. Wie, jak poruszają się jego tryby, gdzie należy przyciskać. Wlazł pod podszewkę i spotkał tam nie pracowników naukowych ale ludzi. Nawiązał ciekawe kontakty. Kiedyś to pewnie zaprocentuje. Zaskoczyła go decyzja Ministerstwa przyznając mu dotację na zorganizowanie "Familoka" (podziękowania dla Pana prorektora Krystiana Roledera za poparcie wniosku). Sporo kłopotu sprawiło mu wymyślenie jej najwłaściwszego przeznaczenia. Rok temu nie miał tego typu finansowych problemów, poradził sobie bez.

Najbardziej stropiło go pytanie o plany na przyszłość. Brak mu jeszcze konkretów, którymi mógłby zapewnić najbliższy rok. Trochę go to przeraża, ale tylko trochę. Pomysł jak zwykle przyjdzie sam i jak zwykle w autobusie, gdzieś na trasie Katowice - Tarnowskie Góry.