"Adam Molenda - Bez konkluzji" - tak zatytułowana była marcowa wystawa prac artysty w Galerii Uniwersyteckiej w Cieszynie. Wystawa była kontynuacją prezentacji osiągnięć młodych twórców związanych z cieszyńskim Instytutem Kształcenia Plastycznego. Tym razem było to malarstwo.
Autor, Adam Molenda, ukończył cieszyńską filię w 1992 roku, a rok później uzyskał dyplom z grafiki (prof. A. Pietsch) i malarstwa (J. Nowosielski) na krakowskiej ASP, na której studia kontynuował równolegle. Bardzo szybko posypały się nagrody (1991 - nagroda Fundacji Kultury Młodych, 1994 - wyróżnienie na IV Ogólnopolskim Przeglądzie malarstwa Młodych w Legnicy, 1996 - Wyróżnienie w Ogólnopolskim Biennale Pasteli - Nowy Sącz), przyszły udziały w profesjonalnych wystawach w Polsce i za granicą. Obecnie Molenda pracuje w cieszyńskim Instytucie Kształcenia Plastycznego jako asystent na specjalizacji malarskiej.
Wystawa prac artysty była dla mnie prezentacją niezwykłą z dwóch powodów. Pierwszy, to głęboki zachwyt nad zewnętrzną urodą prezentowanych prac (o co, podejrzewam, artyście nie chodzi) drugi, to komentarz do prezentowanej twórczości, a właściwie wykładnia credo artystycznego, zawarty w katalogu wystawy. W tym drugim przypadku poglądy Molendy nie są mi bliskie, ale to już sprawa każdego z nas.
Aby zrozumieć te wyjątkowo piękne prace - duże i małe obrazy pozostające w klimacie malarstwa abstrakcyjnego i twórczości Nowosielskiego (nie ma to nic wspólnego z naśladownictwem) trzeba koniecznie przeczytać tekst z katalogu. Molenda jest przeciwnikiem podejścia rozumowego, racjonalizmu i apriorycznego deklarowania w sztuce. W miejsce takich wartości proponuje intuicję, akceptację pozornej niewiedzy i nieporządku, zamiast dogmatycznego szukania prawdy za wszelką cenę, bo nie jest ona nam dana. Zamiast pozornych odpowiedzi - milczenie.
Na zorganizowanej 13 marca przez Koło Naukowe Historyków Sztuki konferencji poświęconej sztuce współczesnej pod hasłem "Sztuka współczesna - tendencja czy brak tendencji? Chaos czy porządek? " Adam Molenda komentował własną twórczość i własną wizję sztuki i świata. Mówił między innymi o przeciwieństwach między sztuką szeroko rozumianego Wschodu i Zachodu, wskazując na brak czy niedostatek duchowości w sztuce tego drugiego obszaru. Twórczość Molendy niewątpliwie obdarzona jest klimatem takiej właśnie duchowości. Szczególnie interesujące było zakończenie wystąpienia Molendy na wspomnianej konferencji, kiedy to prezentował slajdy wykonane na plenerach, a poświęcone przyrodzie. Przyrodzie fotografowanej tak, że zatraca się jej realny kształt. Pejzaż staje się zespołem plam i brył, zbiorem znaków - prostych, rytmicznych, abstrakcyjnych. I nie wiem, czy to dobór slajdów był tendencyjny, czy wywód Molendy tak sugestywny, że zobaczyliśmy (my, uczestnicy konferencji) w tych prostych, abstrakcyjnych znakach do jakich sprowadzony został pejzaż, czy raczej jego wycinek - głęboki sens, odwieczną prawdę, "duchowość" natury. Obrazy Molendy są niemal dokładnym przełożeniem tych zaprezentowanych nam widoków, i co ważne, nie tracą niczego z ich istoty.