MARSZ DO KONTA....

Jedni pomaszerowali raźnie i z ochotą, przyjmując apel Magnificencji o zakładanie kont jako naturalną konsekwencję zmian cywilizacyjnych. Gotówka to anachronizm i pokusa dla pospolitych rabusiów. Inni - uznając sensowność argumentacji - doświadczyli bolesnego dysonansu. Nie mając owych "rożnorodnych dochodów", aptekarskie dawki honorariów, jakie płaci np. nasze wydawnictwo, spokojnie mogą trafić do kieszeni, na drobne wydatki, gdyż większych zakupów od dawna się nie robi, nie mówiąc o spłatach kredytu, który dla przeciętnego pracownika naukowego jest nieosiągalny. Ale skuszeni perspektywą "korzystnych oprocentowań i ułatwień w uzyskaniu kart kredytowych" (i to różnorodnych) postanowili spróbować. Płacić kartą - kupować z fasonem, bez grzebania w chudym portfelu lub pełnej bilonu portmonetce - to jednak coś znaczy.

Ale byli i tacy, którzy powiedzieli zdecydowanie: "to nam zupełnie nie odpowiada", a zapowiedź likwidacji kas potraktowali jako zamach na dotychczasowy komfort obcowania z żywym pieniądzem i sympatyczną kasjerką. Były nawet próby wniesienia tej sprawy na porządek obrad rad wydziałów, z wyraźnie wyartykułowanym żądaniem: kasy tak - konta nie. Ostatecznie co ważniejsze: tabakiera czy nos?

Więc zanim znikną cieszące oko drogowskazy "Do kasy", zastanówmy się, dlaczego dość znaczna liczba osób donośnie zaprotestowała przeciw oczywistej skąd inąd innowacji płatniczej na uczelni. Czy reakcja niezadowolonych jest współmierna do całej sprawy kont i kas?

BEZ UZGODNIENIA

Jedną z przyczyn może być poczucie, że decyzje dotyczące tak "intymnej" sprawy jak odbiór własnych zarobków podejmowane są przez jakieś gremia a nie przez samych zainteresowanych. Bo swoboda decyzji okazała się iluzoryczna. Ostatecznie kasy znikną i tak, a zamiast gotówki będą wypłaty za pośrednictwem czeków. Uszczęśliwianie na siłę w kwestiach delikatnych zawsze odbierane jest jak zamach na jakieś dobra osobiste. Odbierając wynagrodzenie przy kasie każdy czuł się "usatysfakcjonowany" jako pracownik. Był to spektakularny akt wywiązywania się pracodawcy ze swoich zobowiązań.

MAGIA ŻYWEGO PIENIĄDZA

Może dziecinna, ale istnieje z całą pewnością. System obrotu bezgotówkowego zakłada "zanik" pieniądza. Usuwając go z pola widzenia posiadacza, tworzy poczucie, że pracuje on za darmo, albo doznaje szykan w korzystaniu z własnych ciężko zarobionych pieniędzy. Czeki są postrzegane jako coś mniej wartościowego niż pieniądze, czemu sprzyja np. w naszym handlu nader często kategoryczna odmowa ich przyjmowania w trakcie zakupów. Niewidzialne pieniądze jakby nie istnieją. Założenie konta nie daje stuprocentowej pewności, że pieniądze wpłynęły w stosownym czasie, co niekiedy, niestety, się zdarza.

Słyszy się także o blokowaniu pieniędzy, bankructwach i napadach gangsterskich na banki. Co wtedy? Wyrażenie "jak w banku" nabiera stopniowo niepokojącego sensu.

NOSTALGIA ZA OGONKIEM

Bo dzień wypłaty to nadzwyczajna okazja do spotkań, pogawędki, odreagowania frustracji nie tylko płacowych. Niskie zarobki, ale na własną rękę, bez pośredników. Że ktoś zagląda na listę płac? Nie szkodzi, przecież wiadomo, że istnieje "urawniłowka", nie ma komu zazdrościć "kominów" płacowych. Cudze zarobki nie są tajemnicą. Kolejka do kasy - to instytucja społeczna, klub towarzyski i okazja do odnowienia interpersonalnej komitywy z sympatyczną panią z okienka.

Zaaferowani towarzysko nie zdajemy sobie sprawy ( może nie wiemy) z faktu, że oprócz kasjerki gdzieś w pobliżu czuwa uzbrojony strażnik (który nie robi tego z altruizmu, lecz oczekuje także wynagrodzenia), a może także czai się przestępca i złodziej? W ostatnich tygodniach i miesiącach zuchwałe napady z bronią na konwoje z pieniędzmi bulwersują opinię publiczną. Giną ludzie (często owe sympatyczne kasjerki), przepadają ogromne ilości "żywych" pieniędzy na wypłaty wynagrodzeń. Nierzadko są to pieniądze na wypłaty dla pracowników "budżetówki" - służby zdrowia i uczelni wyższych (słynny napad w biały dzień w murach Szkoły Głównej Handlowej, w Uniwersytecie Jagiellońskim, czy Uniwersytecie Warszawskim). Lista ograbionych instytucji niepokojąco rośnie.

Więc akceptując nostalgię za spontanicznie tworzącym się klubem "Do kasy" nie można zamykać oczu na groźbę pojawienia się "sceny" jak z prawdziwego filmu gangsterskiego.

REAKCJA ALERGICZNA

Być może sprawa kont, czeków i kas to tylko okazja by wyrazić niezadowolenie, którego rzeczywista przyczyna jest ukryta głębiej. Psychologowie mówią wówczas o mechaniźmie tzw. przeniesienia, a problem, który jest artykułowany - problemem zastępczym. Proszę darować mi tę nieco kliniczną diagnozę, mam jednak poczucie, że impet protestu jest nieproporcjonalny do całej sprawy. Zapowiedź zmiany być może "zaogniła" tylko tlący się od dawna konflikt typu "My - Oni". Jacyś "Oni", może administracja, może władze, chociaż wiadomo, że owa administracja i owe władze to także pracownicy uczelni, poddawani w tym wypadku takim samym procedurom. Być może... A jednak reakcję alergiczną trzeba uszanować, szukając środka na jej złagodzenie, inaczej wysypka pojawi się przy innej, zupełnie niespodziewanej okazji. Na razie spróbujmy uwierzyć, że "marsz do konta" jest w jakiejś drobnej mierze marszem do Europy.