Z PAMIĘTNIKA DEBIUTANTKI /3/

Wchodzę. Siedzą. Siadam więc także. Wyglądają na bardzo zmęczonych - albo równie niezmiernie pogrążonych (w myślach), nie mogą się powstrzymać od pocierania spracowanymi dłońmi swych oczu, czół, łysinek (oczywiście w przypadku ich posiadania) lub wnikania (palcami) w bujne czupryny, ewentualnie targania bród zmierzwionych (z zastrzeżeniem jak powyżej). Targają także zakatarzone nosy. Kichają i pokaszlują usiłując stłumić wszelkie nieartykułowane dźwięki - bezskutecznie. Zasłuchani bez pamięci opierają ciężko swe światłe głowy na rękach. W odpowiednich momentach potakują wyżej wymienionymi głowami porozumiewawczo. I jeszcze poskrzypują kreśląc w pośpiechu nagłe, odkrywcze spostrzeżenia (poskrzypują stalówki piór). Wcześniej przekazali je sobie na ucho. A wszystko to siedząc. Zadziwiające: siedząc prosto i krzywo. Jakoś skośnie skręceni i jakimś dziwnym bokiem. Pod stołem ich nogi skręcone w spiralę kwasu DNA - albo wyciągnięte na drugi koniec świata.

Czasem wstają. Mówią wtedy ogniście-płomieniście. Wymachują okularami. Dłońmi malują w gęstym powietrzu najbardziej wymyślne esy. Floresy także. Czasem pomagają sobie pięścią w stół. Czasem twarze są kamienne i nieporuszone. Strumień wiedzy jasny i czysty. Przypomina bardziej akwedukt niż meandry poszukiwań. Niezrozumiała jest tylko łacina i włoski (włoszczyzna? ). Głos zabiera zawsze tylko jeden przedstawiciel. Porządek musi być. Pozostali wnikliwie lustrują swe notatki. Wyciągają jak do słońca swe łabędzie szyje. Kiwają się sennie (o zgrozo!). Potem solidarnie biją brawo. Jeszcze później oddają - ukłony pod adresem kolegów i koleżanek lub dodają - kilka szczególików i drobiazgów na marginesie.

Uroki konferencji naukowych. Gdzież my w tym wszystkim? (my - studenci). Jak zawsze - na właściwym miejscu. W pierwszym rzędzie krzesełek zapatrzeni uporczywie w jeden (żywy lub martwy) punkt rozmyślają o wszystkim i o niczym. Albo właśnie na temat aktualnego referatu - albo niezupełnie. Drugi rząd rzuca ukradkowe spojrzenia przez ramię pierwszego. Między rzutami profani czytają zaległe lektury albo teksty piosenek swoich muzycznych faworytów. Sprawnie działa głuchy telefon. Od czasu do czasu ktoś się wymknie, ewentualnie stado ktosiów. Mimo wszystko także wiemy kiedy bić brawo, solidarnie.

I wszystko się podoba. Konferencje naukowe są jednak wspaniałym wynalazkiem. Kilka godzin toczył się we mnie bój pomiędzy prymatem oka i ucha. Pomiędzy "posłuchać" i "poobserwować". Niegdyś sądzono, że wzrok ("okno duszy") powinien zostać odebrany bezwzględnie (i ostatecznie, przez tak zwane "wyłupienie") gdy głowa pełna jest diabłów. W interesie własnym stanowczo się z takim poglądem nie zgadzam. Moje krnąbrne oko (drugie zresztą też) dostrzegło albowiem ludzi tam, gdzie nie było się tego spodziewało. Ludzi najzupełniej dwunożnych, dwurękich, jednogłowych (i z tego względu jako żywo przypominających pewną debiutantkę). Co za szczęście! (Przez oko do serca).

A tak naprawdę, to konferencje niosą przecież ze sobą rozwój nowych trendów w nauce. Wzajemne kontakty światłych umysłów już przez sam ten fakt tworzą zagęszczoną atmosferę skłaniającą świat do odkrywania swoich tajemnic. Zaczytany na śmierć student może sobie tymczasem dokładnie obejrzeć różne sławne głowy noszące nazwiska znane najlepiej z tytułówych kart mądrych ksiąg. Wszyscy zainteresowani poszerzeniem, pogłębieniem stanu wiedzy osobistej mają wstęp wolny. Konferencje naukowe oknem na świat (otwartym), postęp, wiedzę, okazją do najciekawszych spotkań, możliwością uczestnictwa w namacalnym rozwoju nauki. Ale o tym wie przecież każde dziecko.

P. S. Konferencje konferencjami - niech im będzie wszystko na zdrowie. Ale przecież święta idą! I sesja idzie też. Już nawet mam wątpliwości, które z tych przemiłych (? ) świąt sadzi większe kroki. A duży to problem - bo to mam się cieszyć, czy już cierpnąć ze strachu. Na Wydziale panika wśród pierwszoroczniaków zbliża się, i zbliża do punktu kulminacyjnego. Opowiadamy sobie mrożące krew w żyłach historie, które z dnia na dzień robią się coraz bardziej przeraźliwe. Płacz i zgrzytanie zębów narasta już gdzieś po kątach. A tu święta. W takiej chwili!

Autorzy: Debiutantka