GDZIE JESTEŚMY?

"Sylwester - Nowy Rok - Paryż", "... odwiedzi nas Wróżka Maryna", "Xero - Extra - Color", "Myslovitz Band". Gdzie jesteśmy? U wejścia do Uniwersytetu Śląskiego! Brawo, odgadliśmy! Dla mających wątpliwości, odnotowujemy umieszczone gdzieś na bocznym filarze skromnie: "PTF: odczyt prof. dr hab. ..., O natężeniu pola ferro-elektromagnetycznego w poli-monokryształach oksypanu wizmutu. s. ..., godz. ... ". Cena nocy Sylwestrowej w Paryżu wraz z Nowym Rokiem - 990, oo zł. To dla studentów. Płacą tyle za studia, że dorzucenie 10 baniek na Paryż niewiele w ich życiu zmieni. Profesorowie nie pojadą. Nie dlatego, że drogo. Zarabiają akurat tyle.

U wejścia na Bankową 14 - od strony Pewexu (już mu nie zazdrościmy, bo też ledwie dyszy) - siedzą przy dużym stole - i chodzą, bo ziąb dmucha od drzwi - studenci, wynoszący tu kawę z "Bemola". Tam, gdzie jeszcze tej jesieni pili kawę przy zgrabnych stolikach, teraz mogą powiesić palto. Gablota Wydawnictwa UŚ, taka w jakiej zwykło się ogłaszać przepisy BHP, których - wiadomo - i tak nikt nie czyta, wisi na odpowiedniej wysokości, a że dostępu do niej broni gaśnica, spełnia wspomniane wymaganie. Żeby przejść dalej, trzeba się przecisnąć obok drzwi dwu nowozainstalowanych szatni. U wejścia do Instytutu Matematyki mnóstwo ludzi. Ale pora nie sprzyja - zimno - więc nie siedzą na schodach, i przejść można swobodnie. Matematyka zajmuje dwa korytarze i wygląda jak "Urząd". Sekretariat zajmuje pokój na najwyższym piętrze. Tam można dostać klucz do ubikacji. Student też może poprosić!

Jak oaza wyodrębnia się Biblioteka, ale to z powodu panującego w niej porządku. Bo biedy ukryć się nie da, która wprost kłuje w oczy, jeśli się przedtem było w Toruniu i widziało się tam bibliotekę godną Paryża. Na najwyższym piętrze zimą jest zimno i trzeba siedzieć w paltach. Żaden piecyk nie pomoże. Trzeba jak najszybciej odbić, co miałoby się przeczytać, i uciekać. Wśród matematycznych (!) nowości, 90% to instrukcje komputerowe. Podobno Senat uchwalił, by ich nikomu nie brakowało, nie zważając na to, że matematyka jest ostatnią dyscypliną zainteresowaną w informatyce. Magazyn biblioteczny jest w podziemiu. Wody tego lata nie było tam więcej niż po kostki.

W budynku Rektoratu jest więcej kontrastów, ale na eleganckim piętrze nie ma już hallu, gdzie w fotelu można było poczekać na umówioną wizytę u władz. W eleganckim "Kubusiu" śniadania się nie zje (jeszcze kilka lat temu można było). Jest tylko kawa plus ciastka i pączki. W Paryżu jest inaczej. W budynku Sorbony jest normalny bufet z kanapkami. Ale, po co aż Paryż, skoro wystarczyłby pierwszy z brzegu Kraków. W hallu kiermasz książki UŚl-owskiej odbywa się raz na kwartał. Przeszklonego kiosku - księgarni nadal nie ma, mimo, że był obiecywany na tę jesień. Zamknięte jest zejście do czytelni czasopism, zalanej tego lata - zgodnie z prawami natury - przez powódź. Vis-a-vis w ORPAN-ie same eleganckie książki: Oxford, PWN i Springer. Książki UŚl-owskie - jeśli są - leżą na półkach u samej ziemi. Czarna niewdzięczność za gościnę.

Z ogłoszeń Senatu nie dowiemy się, czym się zajmuje, bo chyba nie ogranicza się do ustalania punktacji dla przydziału mieszkań i kontemplowania zeszłorocznej uchwały rektorów uczelni autonomicznych, że "mało"; - pieniędzy! - odgadliśmy! Dział Współpracy zachęca do brania grantów za 100 mln - bez recenzji! Ogłasza współpracę z Oxfordem. W ciężkich latach obowiązywała współpraca z ROW-em (kto dziś wie, co znaczy ten skrót!). Ale, jak kiedyś współpraca z ROW-em nie niszczyła pozycji UŚl-u, tak i teraz współpraca z Oxfordem go nie winduje. Slogany zmieniają się szybciej niż życie, które też odnotowuje zmiany. Kilka lat temu kradziono nam z pokojów teczki i torebki. Teraz kradną urządzenia sanitarne ze wspaniałych toalet i okradają kasjerki po drodze z banku. I chociaż nie staniemy się bogaci, będziemy mieć wszyscy w tym banku konta, strach pomyśleć, że właśnie dzięki temu złodziejstwu.

Trzeba być straceńcem, żeby napisać taką jak wyżej krytykę swego Uniwersytetu. Dwadzieścia parę lat temu "krnąbrnemu profesorowi" grożono by wszystkim, ale nie zrobiono by nic. Jego miesięczne pobory były zapisane co do złotówki wysoko w Ministerstwie i jedyną karą mogła być tylko kara najwyższa, a tą - wiadomo - nie opłaca się szafować. Teraz "krnąbrnemu" można dokłuć szybko i na miejscu. Dlatego "krnąbrnych" nie ma. Staliśmy się jak Amerykanie, którzy do każdego szeroko się śmieją i wołają już z daleka "hello!", bo licho wie - może to od niego zależy te "sto dolars" więcej. Dlatego niżej niepodpisany prosi Redaktora usilnie, aby w żadnym razie nie drukował tego jego listu do Redakcji.

X. Y. - imię, nazwisko i adres znane Redakcji.

Od redakcji: autor listu (nazwisko - j. w. ) to osoba ze wszech miar godna zaufania. Jednak nie wszystkie spostrzeżenia wytrzymują konfrontację z rzeczywistością bo: 1) ile razy jesteśmy głodni, wyskakujemy do "Kubusia" i kupujemy tam kanapki - zwykle do wyboru w 3 wersjach - jak w Sorbonie 2) "krnąbrni", czasem aż do bólu - są, widzieliśmy ich na własne oczy, tylko trudno ich odróżnić bo oni - jak wszyscy inni - do każdego się szeroko uśmiechają i z daleka wołają "hello". <