INTERNET JUŻ DROŻSZY

No i stało się: promocja, reklama, ale i własne walory zrobiły swoje: od Nowego Roku płacimy drożej za dostęp do Internetu. 1 stycznia wszedł w życie nowy cennik Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej (NASK). Podwyżka cen obowiązuje na razie przez trzy miesiące. Co będzie dalej - nie wiadomo.

16 listopada ubiegłego roku NASK ogłosił, że od 1 stycznia 1996 roku obowiązywać będzie nowy cennik za korzystanie z jego usług. W roku ubiegłym płaciliśmy za tzw. przepływność przyłączenia, w tym roku opłata zależy od ilości przesłanych do nas i od nas danych. Skalę podwyżki zilustrować można następująco: w 1995 roku przyłączeni byliśmy do Internetu z szybkością 128 kbps i płaciliśmy za to 4. 500 zł miesięcznie. Tak naprawdę Uniwersytet płacił jedynie podatek VAT od tej kwoty (ok. 300 zł). Resztę wpłacał do NASK Komitet Badań Naukowych. Mogliśmy używać łącza do woli (to znaczy do jego pełnej teoretycznej przepustowości). W praktyce łącze było wykorzystane średnio w połowie, chociaż w godzinach szczytu pracowało obciążone prawie w pełni, co powodowało drobne opóźnienia przy łączeniu się z sieciami poza uniwersytetem. Dziś płacimy cztery razy więcej, niż w minionym roku. Dokładniej mówiąc, płacimy abonament w wysokości 3. 390 zł i możemy w jego ramach przetransferować do i z naszej sieci niecałe 2 gigabajty danych. Za każdy dodatkowy megabajt (przychodzący do nas i wychodzący od nas) naliczana jest opłata w wysokości 1. 60 zł w ruchu zagranicznym i 0. 40 zł w ruchu krajowym. Gdybyśmy wykorzystywali sieć tak samo, jak przed miesiącem, musielibyśmy zapłacić 16 razy więcej, niż wtedy, kiedy wykorzystywaliśmy nasze łącze do świata w połowie. Gdybyśmy wykorzystywali je w pełni, podwyżka opłat byłaby 32-krotna.

Dlaczego więc płacimy w pierwszym kwartale tylko 4 razy więcej? Zawdzięczamy to jednolitemu stanowisku społeczności sieciowej, która, po zapoznaniu się z nowym cennikiem NASK, samorzutnie i spontanicznie podjęła akcję protestacyjną w przekonaniu, że cennik ten spowoduje regres polskiego Internetu. Istniejące od połowy 1995 roku stowarzyszenie Polska Społeczność Internetu zajęło stanowisko w sprawie nowego cennika, w którym czytamy m. in. : "PSI uważa, że zasada płacenia za ilość informacji przesyłanych od i do abonenta jest dla niego wyjątkowo niekorzystna. Po pierwsze, ruch przychodzący pozostaje poza kontrolą abonenta. Każdy użytkownik Internetu może wygenerować dowolnie wielką ilość informacji i przesłać je za pomocą poczty elektronicznej każdemu abonentowi bez jego wiedzy i zgody. Opłata za tę niechcianą przesyłkę może w krańcowym przypadku zrujnować abonenta finansowo. Po drugie, ruch wychodzący pozostaje pod kontrolą abonenta jedynie częściowo. O ile kontroluje on tę część ruchu w sieci, którą sam generuje (np. wysyłając pocztę elektroniczną), to na przesyłanie pozostałej części informacji, generowane przez innych abonentów, nie ma już wpływu. W nowoczesnych systemach informacyjnych (WWW) przy opłatach za ruch wychodzący mielibyśmy do czynienia z niepożądanym zjawiskiem: im lepsze abonent oferuje usługi, tym większe koszty ponosi. Proponowana przez NASK taryfikacja - za obustronny ruch w sieci - łączy wady obu sposobów taryfikacji i dlatego nie może być zaakceptowana. Po trzecie, przy nowej zasadzie taryfikacji abonent nie ma żadnej możliwości sprawdzenia, czy opłata została naliczona prawidłowo. Dostępne operatorowi urządzenia służące taryfikacji - o ile w ogóle można je zastosować - zwiększają w dodatku koszty eksploatacji sieci. Jedyną zasadą konstrukcji cennika, jaką akceptujemy, jest obowiązująca dotychczas tak w Polsce, jak i w zdecydowanej większości krajów świata, opłata za przepływność dostępnego abonentowi pasma. Abonent ma wtedy suwerenną możliwość wyboru takiej przepływności i takiej opłaty, aby zaspokojone zostały jego potrzeby w ramach środków, którymi dysponuje".

PSI stanęło na stanowisku, że rozwój Internetu w Polsce jest jednym z najważniejszych wyzwań cywilizacyjnych dla naszego kraju i nie może zostać zahamowany biurokratycznymi decyzjami. Stanowisko PSI zostało przychylnie przyjęte. Na adres, wskazany przez NASK jako zalecany do przesyłania protestów, napłynęło ponad 1400 listów protestacyjnych z kraju i z zagranicy. Protesty zostały przekazane przez PSI do Komitetu Badań Naukowych. Nowy cennik NASK stał się przedmiotem zapytania poselskiego Waldemara Pawlaka i interpelacji poselskiej Krzysztofa Króla. Swoje negatywne stanowisko przedstawili, w liście przesłanym do rządu i parlamentu, Polacy z zagranicy. Ich zdaniem sprawa cennika NASK jest aferą, która może zagrozić nie tylko swobodnej łączności Polski ze światem, ale także dobrej opinii naszej Ojczyzny. Nowy cennik NASK i tryb jego wprowadzenia zostały również ocenione negatywnie przez Komitet Badań Naukowych. Sprzeciwił mu się Zespół ds. Infrastruktury Informatycznej KBN, krytycznie oceniła działalność NASK minister Małgorzata Kozłowska.

Po narastającej fali sprzeciwu dyrektor NASK, profesor Tomasz Hofmokl, zdecydował się przedstawić na spotkaniu Rady Użytkowników NASK, które odbyło się w miesiąc po ogłoszeniu nowego cennika, propozycję korekty systemu opłat za przyłączenie do Internetu. NASK ogłosił, że nie rezygnuje z taryfikacji ruchu, ale wynikająca stąd opłata nie może być więcej niż 4 razy wyższa od opłaty ponoszonej przez abonentów w roku 1995. Jednocześnie Komitet Badań Naukowych powołał zespół ekspertów, których zadaniem ma być zaproponowanie nowego modelu opłat za Internet, który zostanie zaakceptowany przez środowisko sieciowe. Zespół ten ma zakończyć prace w I kwartale tego roku. Trudno dziś powiedzieć, czy zespół osiągnie konsensus w sprawie sposobu opłat, jeszcze trudniej przewidzieć, czy NASK zaakceptuje wyniki prac niezależnego zespołu. Środowisko sieciowe uspokoiło się po tych decyzjach, choć tak naprawdę niczego one nie załatwiły. Rozwiązanie istniejącego problemu, jakie by ono nie było, przesunęło się jedynie w czasie.

A zatem w tej chwili znajdujemy się w stanie przejściowym i trudno powiedzieć, jak będziemy płacić za dostęp do Internetu na wiosnę. Na razie płacimy za przychodzącą i wychodzącą informację, choć nie tak wiele, jak wynikałoby z nowego cennika NASK w pierwotnej postaci. A poza tym, i tak płacimy jedynie VAT od wartości usługi. Resztę płaci KBN. Czy rozwiązanie to powinno nas satysfakcjonować?

Z pewnością nie. Spójrzmy na przedmiot sporu - opłaty za Internet - z punktu widzenia NASK. NASK to dwa łącza międzynarodowe (do Sztokholmu i do Wiednia), kilkadziesiąt łącz międzymiastowych wynajmowanych od Telekomunikacji Polskiej S. A. i warszawska miejska sieć komputerowa - WARMAN. Łącza międzynarodowe wykorzystane są w stu procentach - skutki tego odczuwamy wszyscy, zwłąszcza w godzinach szczytu. Opłaty NASK za łącza krajowe wzrosły kilkunastokrotnie po zakończeniu tzw. eksperymentu, w którym to NASK dzierżawił od TPSA łącza o przepływności 2 Mbps za cenę łącza 64 kbps. Spowodowało to redukcję zarówno liczby, jak i przepływności łącz przez NASK na jesieni ubiegłego roku. NASK podaje, że jego koszty wzrosły trzykrotnie i dlatego zmuszony jest podwyższyć ceny za swe usługi. Ponadto w związku z rozwojem nowych usług internetowych, w szczególności WWW, sumaryczny ruch w sieci wzrósł w 1995 roku wg NASK dwunastokrotnie i powstało zagrożenie, że krajowe łącza zostaną również zapchane. Wszystko to można zrozumieć. Powstaje jednak pytanie - dlaczego taryfikować ruch w sieci przy założeniu, że spowoduje to jego czterdziestoprocentową redukcję? Przecież narzuca się tu najprostsze rozwiązanie: przyłączyć więcej klientów, pobrać od nich abonament za przepływność i wydzierżawić od TPSA łącza o większej przepływności. Szkła (czytaj: światłowodów) leży w ziemi mnóstwo i na pewno dla każdego chętnego by wystarczyło.

A jednak nie. NASK zdecydował się na taryfikację ruchu. Podkreślam, że chodzi mu o jego ograniczenie w polskiej sieci. Dlaczego?

Uważam, że jeśli NASK nie może zwiększyć przepływności w sieci, to istnieją po temu przeszkody. Najprawdopodobniej nie jest w stanie wydzierżawić kolejnych łącz od TPSA. Nie dlatego, że ich nie ma. Dlatego, że TPSA nie chce ich wydzierżawić potencjalnemu konkurentowi. Wiadomo, że Telekomunikacja przygotowuje się do świadczenia usług internetowych o podobnym profilu, co NASK. Powstała krajowa sieć szkieletowa, powstają miejskie sieci komputerowe. Fragment polskiego Internetu, będący własnością Telekomunikacji, ruszy zapewne już niebawem.

Na razie jednak sieć NASK powoli się nasyca. NASK statutowo powołany został do obsługi polskiej nauki. Tymczasem z Internetu korzystają również masowo studenci, coraz więcej szkół ma dostęp do sieci, przyłączają się firmy. Finanse Komitetu Badań Naukowych zaczynają służyć nie tylko nauce, ale coraz częściej podmiotom, dla których nie powinny i nie mogą, zgodnie z prawem, być przeznaczone. Warunki pracy uczonych w Internecie pogarszają się. Według NASK taki stan rzeczy nie może być tolerowany. Takie też jest stanowisko Komitetu Badań Naukowych. Trudno odmówić racji ich punktowi widzenia.

Nowy cennik NASK jest najgorszym z możliwych sposobów zmiany istniejącego stanu rzeczy. Opłaty za ruch w sieci (abstrahując od faktu, że przy dzisiejszej technologii Internetu sprawiedliwe taryfikowanie za ruch - a takim możnaby nazwać płacenie za ruch ZAINICJOWANY - nie jest praktycznie możliwe) z pewnością zahamują rozwój polskiego Internetu. Zniknie wiele zasobów informacyjnych, przygotowanych znacznym nakładem społecznej pracy. W trosce o minimalizację ruchu w sieci zostanie ograniczony do niej dostęp. Duży wysiłek zostanie włożony w prace, mające na celu kontrolę poprawności ewentualnych rozliczeń. Pod względem organizacji dostępu do sieci znajdziemy się w szeregu z Rosją i Nową Zelandią.

W sieci ścierają się dwa poglądy na temat finansowania polskiego Internetu. Jeden z nich, nazwijmy go "socjalistyczny", głosi konieczność przeznaczenia środków z budżetu państwa na organizację dostępu do Internetu nie tylko środowisk naukowych, ale i akademickich w pełnym rozumieniu tego słowa (a zatem i studentów), a także szkół i tych instytucji kulturalnych, które pielęgnują nasz wielowiekowy dorobek, a być może również administracji rządowej. Drugi pogląd, "kapitalistyczny", sugeruje, aby każdy płacił za dostęp do Internetu tyle, ile to naprawdę kosztuje (w Polsce, według NASK, 5 złotych, na świecie, wg ostatniego sondażu Yahoo, średnio 20 dolarów miesięcznie na osobę - prawda, że u nas taniutko? ), a te instytucje, które są potrzebne, a nie dysponują środkami, powinny być dotowane z budżetu. Oczywiście, pomiędzy tymi skrajnymi poglądami jest prezentowane więcej ich mutacji, niż dyskutantów. Jedynym pożytkiem, jak na razie, z całej tej historii, jest uświadomienie sobie przez znaczną część użytkowników sieci, że dostęp do Internetu kosztuje, i że gdy się nie zapłaci, to dostęp ten można utracić. Zwłaszcza wtedy, gdy o cenach decydują monopoliści.

Nas jednak interesuje przypadek konkretny: w jaki sposób będzie finansowany dostęp do Internetu środowisk naukowych po roku 1996? Ostatnio Komitet Badań Naukowych przedstawił materiały do dyskusji na ten temat. Ale to już temat na inne opowiadanie - za miesiąc.

Autorzy: Maciej Uhlig