29 listopada na Wydziale Pedagogiki i Psychologii odbyło się sympozjum na temat wegetarianizmu zorganizowane przez Akademickie Koło Higeny Psychicznej. Przedsięwzięcie to było dotowane głównie przez MEN, a to za sprawą Samorządu Studentów, który z pośród mniej lub bardziej interesujących propozycji zawartych w preliminarzu AKHP na 1995 r. wybrała tę, aby przedstawić ją ministerstwu. Dlaczego właśnie wegetarianizm- nie wiemy.
Zaprosiliśmy do wzięcia udziału w sympozjum dwie osoby które prawie każdemu wgetarianinowi są znane co najmniej ze słyszenia czyli panią Marię Grodecką, która jest największym autorytetem w sprawach wegetarianizmu, oraz panią Agnieszkę Olędzką- redaktor naczelną "Wegetariańskiego Świata''. Tak było w planie. W rzeczywistości jednak sympozjum obfitowało w wiele niespodzianek.
Pierwszą był wykład - w zastępstwie pani Agnieszki Olędzkiej, która niestety z powodu choroby nie przyjechała - pana Artura Lasonia. Mówił on na ten sam temat czyli "Planeta Ziemia na talerzu", na wstępie proponując zmianę tytułu sympozjum na "Tradycyjne żywienie w opozycji do wegetarianizmu", stwierdzając że wegetarianizm był dla człowieka wcześniejszym sposobem odżywiania się. Skupił się głównie na ekologicznych aspektach dwóch różnych sposobów odżywiania się, szczególnie podkreślając fakt, że zwierząt hodowlanych jest na Ziemii około 3x więcej niż ludzi i że zaburza to równowagę ekologiczną naszej planety. Wynikło z tego wykładu zderzenie poglądów mówcy jednego ze słuchających. Rzecz dotyczyła, w przybliżeniu, wpływu dużych koncernów żywnościowych na niszczenie naszej planety i spiskowej teorii dziejów. Do porozumienia nie doszło.
Następnie wystąpiła pani Maria Grodecka, odczytując wykład pt: "Pokarmowe uwarunkowania współczesnej i przyszłej cywilizacji". Wszystko byłoby ok, gdyby nie użyte przez nią niefortunnie słowo "podludzie" mające rzekomo określać mięsożerców. W listach publikowanych na łamach "Wegetariańskiego Świata " pani Maria Grodecka jest chwalona za stanowisko potępiające agresję, także słowną, w kontaktach pomiędzy człowiekiem a wszelkimi istotami włączając w to także wegetarian i mięsożerców. Niefortunne sformułowanie nie przeszło bez echa. Panią Grodecką zapytano o to dlaczego stała się tak agresywna w stosunku do mięsożercow i zauważono, że niektórzy poczuli się nim urażeni. Początkowo prelegentka nie mogła sobie tego faktu przypomnieć i zaprzeczyła jakoby takiego stwierdzenia w ogóle użyła, ale to spowodowało nagły wybuch emocji z tyłu sali. W końcu ci, którzy poczuli się urażeni, zostali przeproszeni, ale przypuszczam, że nie tylko wśród mięsożerców pani Grodecka straciła nieco sympatii a na pewno jej nie zdobyła tego wieczoru. Jednak, jak zauważył to zabierający głos kolega, odbiegliśmy w ten sposób od merytorycznych problemów do sfery emocji i oporu.
Wątpliwości wzbudziła również kwestia tego, co zrobić z tą ilością zwierząt hodowlanych, która zostałaby na Ziemii, gdyby ludzkość nagle przestała jeść mięso. Problem nie został rozstrzygnięty, podobnie jak kwestią wpływu na dzieci wegetariańskiego sposobu odżywiania się. Próbę wyjaśnienia tych wątpliwości podjęła pani Ewa Selwa-Wasilewska - lekarka i wegetarianka. Pani doktor stwierdziła, że zmiana sposobu odżywiania może nastąpić tylko stopniowo; po czym zaczęła wyjaśniać problemy żywienia małych dzieci - na prośbę mamy- wegetarianki, która na sympozjum przyszła wraz ze swoim maleństwem. Ta zresztą mama chciała uspokoić przyszłych rodziców, co do szkodliwości diety wegetariańskiej, stwierdziwszy , że pomimo protestów rodziny pozostawała na tej diecie w czasie ciąży i w przeciwieństwie do swojej mamy i babci nie miała w tym czasie anemii.
Na końcu sympozjum odbył się dla wybrańców warsztat ekologiczny poszerzający świadomość współistnienia z przyrodą przeprowadzony przez Pracownię Psychoterapii i Edukacji Psychologicznej.
Sądzę, że maleństwo, o którym wspomniałam było najmłodszym i chyba najspokojniejszym, bo nie mającym zbyt wiele wątpliwości uczestnikiem sympozjum, obfitującego w różne emocje i niespodzianki. Najbardziej niemiłą z nich dla organizatorów była niesłowność członków Ośrodka Świadomości Hare - Kriszna, których przyjazd oraz poczęstunek wegetariański miał być niespodzianką dla uczestników. Niestety (proszę mi darować te słowa żółcią pisane), pomimo dużej ilości NNKT w swojej diecie z pewnością hare-krisznowcy cierpią na zaniki pamięci. Cóż, z sympozjum wyszłam głodna, a wiadomo w jaki sposób głód działa na Polaków.
Najważniejsze, że wszyscy wyszli cali i zdrowi; do rzucania nożami pomiędzy mięsożercami a roślinożercami nie doszło.